No to moje trzy grosze
1. Rękawiczki latex - 2 pary
2. Plastry z opatrunkiem wodoodporne - 1 zestaw w różnych rozmiarach, zamiast oryginalnego kartonika, worek strunowy
3. Gaza jałowa - jedno opakowanie - 5x7cm 3 szt w op.
4. Bandaż zwykły 5cmx4,5m - 2 szt.
5. Maska do RKO
Chemia
1. Octanisept 50ml do odkażania ran
2. Panthenol pianka w sprayu 100ml - na oparzenia słoneczne i inne.
2. Wapno Calcium 500 - 4 saszetki
3. Fenistil
4. Sól fizjologiczna 50ml do przemywania oczu
5. Węgiel - jeden listek
6. Polopiryna C w tabletkach 4 sztuki.
"Narzędzia'
1. Pęseta do kleszczy
2. Pęseta zwykła mała - drzazgi itp
3. Nożyczki
4. Linka metr linki 4mm nietonącej.
Dlaczego tak a nie inaczej, tym bardziej że wbrew wielu zaleceniom.
Z praktyki wieloletnich wyjazdów w najróżniejsze miejsca wyszło mi że:
Najczęstsze wypadki to :
- odciski i otarcia (starczy plaster i octanisept, albo i sam plaster)
- poparzenia słoneczne (panthenol_
- drobne zranienia ( przy otwieraniu puszki choćby) na które wystarczy plaster
- pogryzienia przez komary (fenistil)
Coś z tych czterech po prostu musi się pojawić na każdej wyprawie, jakby na siebie nie uważać.
Rzadziej ale zdarzają się
- większe zranienia (gaza+bandaż+octanisept)
- ukąszenia przez osę albo pszczołę (wapno)
- owad w oku ( sól fizjologiczna)
Rzadko
- kleszcze (pęseta na kleszcze)
- przeziębienie ( polopiryna)
- biegunka po zjedzeniu czegoś nie do końca świeżego ( węgiel)
Przy czym stosowanie leków doustnych jest ograniczone tylko do tego, żeby chory jakoś wytrzymał do czasu kontaktu z lekarzem. Ilości leków też zabieram minimalne - to są tylko działania doraźne.
Dwie rzeczy jeżdżą w apteczce choć nigdy się nie przydały : maska do RKO i linka.
Maska wiadomo do czego, i pomimo tego że rokrocznie przechodzę szkolenie, mam nadzieje że już nigdy więcej jej używać nie będę. Natomiast linka jest kontrowersyjna. Kiedyś stosowano opaski uciskowe na kończynę, potem z nich zrezygnowano na rzecz opatrunku uciskowego. Opatrunek jest ok, lepszy i wogóle, ale miałem przypadek gdzie poszkodowany zaliczył złamanie otwarte piszczela*, przy okazji przerwał jakąś żyłę i po prostu się wykrwawiał. Z racji kości na wierzchu nie dało się założyć opatrunku na ranę. Uniesienie kończyny też nie wchodziło w grę (bronił się przed tym), koniec końców mocno zaciśnięta linka na nodze spowolniła krwotok na tyle że wytrzymał do przyjazdu pogotowia. To jest ultra rzadki przypadek, ale wrył się w pamięć na tyle mocno, że linka na wszelki wypadek jest.
Natomiast nigdy nie trafił mi się wypadek, gdzie na raz musiałbym zużyć duże zapasy kompresów gazowych i bandaży.
* Wylazł na barierką na końcu pomostu i chciał skoczyć ale mu nie wyszło. Trafił piszczelem w krawędź odeskowania.