| Biuro Turystyki Kajakowej AS-TOURS | PROZONE - wypożyczalnia kamer GoPro! | KONKURS RELACJA MIESIĄCA |

Znalezione wyniki: 4

Wróć do listy podziękowań

Re: Wisłą do Bałtyku - Wyprawa Sapera w szczytnym celu !!!

To racja, o kolejnych planach myślalem już plynąc do morza:).
A z zimnem ? hmm z zimnem miało być tak, przed wypłynięciem chciałem kupić sobie jakiś dobry śpiwór, ale w życiu jak w życiu, trzeba było odpuścić zakupy, ale nie wycofało to mojego planu, w szafie znalazłem stary jesienny niefirmowy śpiwór i do tego zastawu dołożyłem koc, jak się potem okazało drugi koc wojskowy musiałem załatwić sobie pod warszawa u przyjaciela, bo już było za ciężko :). W sumie nie chodzi tyle o zimno co o wilgoć, to bylo problemem i chyba nie ma na to rady, po co mi markowe drogie ubrania jak i tak samo zalewaja się wodą a i smierdzą porównywalnie po dłuższym czasie, mogłem wybrać, stare wygodne ubrania i tak do skatowania, czy drogie kolorowe metki finalnie i tak do zniszczenia:).
Jak fotki poprzerabiamy to i coś się zarzuci, tyle że kamerką bez podglądu były robione.
A tu fota już z Morza a dokładnie z jego urokliwej Zatoki , czyli mojego celu.
przez saper
17 listopada 2013, o 12:55
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Wisłą do Bałtyku - Wyprawa Sapera w szczytnym celu !!!

Cześć.

Na początek wklejam list który napisali Rodzice Jakuba na jednym z for:

Szanowni Państwo!

Serdecznie i z całego serca dziękujemy wszystkim osobom, które wspomogły finansowo chorego Kubusia z Siemianowic Śląskich.
Jesteśmy niezmiernie wzruszeni Państwa szlachetnością i życzliwością, bo przecież nie znając sześcioletniego Kubusia i historii jego życia (zapewniamy, że jest ono niełatwe, a rodzice dzieci z mózgowym porażeniem i spastyką czterokończynową rozumieją nas oraz nasze codzienne zmagania i wyzwania) odważyliście się być wrażliwi na potrzeby drugiego człowieka.
Drodzy Państwo- Wasza reakcja na niesamowitą wyprawę kajakiem „Wisłą do Gdańska” i apel Pana Artura Troncika (Sapera) w sprawie Kubusia przywraca wiarę w dobroć człowieka i wywołuje uśmiech szczęścia na naszych twarzach.
Wszystkim osobom za każdą złotówkę, słowa otuchy i doping dziękujemy!

Katarzyna Hofman- Wolnarek z rodziną.

I ja dziękuje :).

A co do kajaka, kajak ten jest płaskodenny i miał przez właściciela obciętą na płasko "część na dole z tylu" :) nie wiem jak się to zwie, nie byl to kil, ale coś co przeszkadzało w ślizganiu się kajaka po pniach, z tym czymś kajak miał tendencje do kiwania przy prześlizgiwaniu.
Komory dawały radę, choć jedna nie była szczelna, więc pod naciągacze podkładałem kamienie by bardziej je napiąć co pomagało :).
Kajak też ma możliwość osadzenia żagla, ale te wynalazki zostawiłem na inne czasy.
Ster na orczyku dawal jedyne zajecie dla nóg :), ale teraz już wiem że bez steru to nie ma co się nad taką rzekę wybierać.

Foty w przygotowaniu, z filmem:)
A na dniach jak skończeę pisać może jakąś większą relacje wkleję, tyle że teraz innych zaległości sporo
Pozdrowienia ze Śląska
przez saper
20 listopada 2013, o 23:35
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Wisłą do Bałtyku - Wyprawa Sapera w szczytnym celu !!!

Witajcie.

Z godnie z obietnicą zamieszczam relację z mojej wyprawy kajakowej.
Przepraszam za spóźnienie, ale walka z urzędnikami sporo mi ostatnio czasu i myśli zajęła :D.
Potem kilka fotek dojdzie:).
Pozdrawiam wszystkich pozytywnie zakręconych
Saper



Pieroński Pomysł



Kajak, Wisła, wiosło. 21 dni ponad 1000 km porządnej przygody. Tak w wielki skrócie moge opisać
Moją przygodę.


Wystartowałem kajakiem 26 października 2013 o 8 rano z Czechowic Dziedzic, ale dlaczego taki pomysł to już , musimy się nieco cofnąć, cofnąć do pomysłu.
Na początku września wymyśliłem sobie że znów trzeba by było coś ciekawego zrobić, ,możne znów jakaś wyprawa za granice >? hmm ale dlaczego zaraz za granice ? Może coś ciekawego bliżej ?Potrzebowałem trochę odpocząć od walki z naszym pięknym prawem a zwalszcza z urzędnikami i uznaniowością przez nich tego prawa.
Przypomniało mi się ze kiedyś myślałem o kajaku, kajakarzem nie jestem i nie pływam kajakiem ,a lata temu tylko raz byłem na spływie ok 2007 roku.
Tyle że to nie tyle był spływ co była to zabawa .
Przemyślałem i postanowiłem.
Coś kajakiem, ale musi być moocne i długo:).
Może Wisła po całości? Taka myśl pojawiła się z rana,
Wieczorem znów ta sama myśl, Fajnie by było, fajnie by było, no właśnie fajnie by było, ale ile można myśleć że fajnie by było.
Postanowiłem sam sobie znów udowodnić ze w fajnie by było nie ma nic fajnego, po prostu trzeba zabrać się za realizacje i wtedy fajnie będzie jak już kajak będzie w Wiśle.
By postawić na swoim zabrałem laptopa na kolana i wygooglowalem SPRZEDAM KAJAK wyświetliło się kilka ofert, a wśród nich, jest, jest , TEN, TEN chce Bo ,Bo mi się podoba:) zaraz rano zadowoleniem do właściciela i wstępnie się rozpytałem co i jak, potem zaliczka i już 24 września kajak był u mnie, a właściwie ze mną na mazurach.
Od właściciela dostałem gratis kilka cennych uwag :)
Kajak z fartuchem i wiosłem już miałem, teraz to już nie mogłem się wycofać, wycofać się można gdy jest za ciężko podczas samej realizacji, ale głupio tak podczas przygotowań szczególnie że nie ma tak naprawdę przeszkód.
Najczęściej przeszkody właśnie sami sobie wymyślamy.
Będąc na mazurach przyszedł czas na próbne wodowanie kajaka.
Kajak trafił do wody a ja do kajaka, ruszyłem.
Nie kłamiąc przepłynąłem wtedy około 1 kilometra i stwierdziłem nie cieknie, To będzie ok.
I na tym się skończyło moje przygotowanie kajakowe, wiedziałem ze teraz trzeba poczytać o samej Wiśle, w końcu Wisła to nie jezioro.
Ktoś mógł by powiedzieć, że tak bez przygotowania na rzekę??
To ja zapytam czym jest takie przygotowanie na rzekę?
W sumie można wsadzić kajak na auto przyjechać nad rzekę, przepłynąć jakiś dystans wrócić do domu i tak przez kilka dni.
Ja postanowiłem zrobić tak samo, uczyć się etapami.
Wsadzę ten kajak do wody i przepłynę dystans, ale zamiast wracać do domu, położę się spać, rano uczyć się będę dalej na kolejnym odcinku itd. itd.:d

I tak też się stało.
26 października pojawiłem się z kajakiem w Czechowicach dziedzicach.



Ale wracając do początku, wpierw trzeba było przemieścić kajak na południe polski.
Na dachu Land Rovera kajak bezpiecznie dotarł na parking w Siemianowicach i tam sobie trochę poleżał:)

Nikomu nic nie mówiąc rozpocząłem kilkudniowe przygotowania do startu.
Wstępnie chciałem kupić dobry śpiwór, ale wydawać tyle kasy na śpiwór który i tak będzie mokry ? Niby można specjalne worki na śpiwory itd. itd., ale to wszystko jest fajne do kilku dni ale gdy non stop jest woda, to wiem że nie będzie tak kolorowo i oczywiście tak też nie było.
Postanowiłem ze wezmę stary jesienny tani śpiwór i dodatkowo koc, a w razie W po drodze postaram się jakiś dodatkowy załatwić( tak też się stało)
Zakup namiotu też odpuściłem, karimatę starą dal mi kolega, namiot koleżanka :D , tyle że nie działały w nim zamki, trzeba było coś pokombinować:).
Jedyne w co zainwestowałem, to kuchenka Jetboila, bo to coś co caly czas używam a jedyna rzecz którą kupiłem tylko dla mnie i tylko na potrzeby spływu, była to kamizelka ratunkowa, tu nie było co oszczędzać, ma być dobra i koniec.

Wiosło leżało pomiędzy szafami w domu a na nim wisiała kamizelka, reszta sprzętu trafiła do wielkiego wora który dziennie uzupełniałem.
Tak w kilka dni skompletowałem wszystko to co teoretycznie miało być niezbędne.
Tylko co jest niezbędne podczas wyprawy?

Pakując się wziąłem pod uwagę słowa kolegi Arka Pawełka ( przypłynął pontonem Atlantyk)jak tłumaczył mi kiedyś jak się mam spakować na wyprawę, wtedy akurat wybierałem się do Maroka
Opis taki wyglądał mniej więcej tak:
Położyć koc na ziemi, na nim poukładać tylko i wyłącznie to co uważam za niezbędne i wywalić polowe z tego i daje mi gwarancje że i tak wszystkiego nie użyje,
Święte słowa :D, przy czym nie użył słowa wywalić:)
Co zamiast plecaka, bo to duże i miejsca zajmuje, więc wybór padl na stary dziurawy wór transportowy i worki na śmieci.
„Namiot bez działających zamków, ale namiot:)
Śpiwór jesienny i ciepły koc.
Zapas kaszy, ryżu i wody i innych spożywek, 2 żelazne racje żywnościowe. Wszystko trafiło do wora, pozostało ustalenie daty startu.
Sobota 26, co by się nie działo startuje, telefon do przyjaciela, czy zawiezie mnie z kajakiem i ustalone.

Teraz pozostało najważniejsze,

Wcześniej pomyślałem że jak robię coś dla siebie, dlaczego przy okazji nie zrobić, choć nie spróbować zrobić czegoś dla kogoś, dla kogoś kto potrzepuje pomocy, wsparcia.
Postanowiłem poszukać kogoś z Siemianowic.
Szukałem i dopiero dzień przed wypłynięciem udało się.
Przez kuzynkę potem jej nauczycielkę trafiłem na Mamę Kuby, od słowa do słowa i w wielkim skrócie opowiedziałem że zamierzam COŚ zrobić i przy okazji chciał bym zmobilizować grono znajomych do pomocy.

Już wiedzialem że Pomagamy Kubie

Kuba któremu pomagamy skończył 6 lat nie mówi, samodzielnie nie je, jest dzieckiem leżącym, wymaga intensywnej rehabilitacji oraz całodobowej opieki rodziców.


Teraz z pelną parą pozałatwiałem resztę spraw i spać by rano wyruszyć w drogę, jakoś nie dane było mi zasnąć, nie wiem czemu, ale do rana siedziałem i myślałem co i jak.
Mamie nie powiedzialem co chce zrobić postanowiłem że zadzwonię do niej jak już będę płynął.
W sumie chyba 2 osoby były wtajemniczone w Pieroński Pomysl
26 października około 6 rano kolega podjechał i pojechaliśmy na parking pakować kajak
przed 8 dojechaliśmy do Czechowic i szukaliśmy miejsca na wodowanie, była wtedy mglą , szukaliśmy rzeki, mało brakowało i bym się w tej mgle wodował w stawie:).
Miejsce znaleźliśmy zaraz przy moście kolejowym.
Na dzień dobry przy pakowaniu sprzętu wpadła mi część ubrań do wody, jeszcze metra nie przepłynąłem a już mailem część ubrań mokrych:)
Ok 8 wszystko popakowane w kajaku, uścisk ręki z przyjacielem i w drogę a właściwie Wisłę.
Pod ręką miałem super opis techniczny przygotowany przez Joneego, który również spełnij swoje marzenie płynąc Wisłą i sporządził ten opis który zapożyczyłem z jego strony.
Usiadlem wygodnie w kajaku, wioslo w rękę i rura, ledwo się rozpędzilem i stop:)

Przepłynąłem ok 2 km i mi się woda w wiśle skończyła, trzeba było wysiąść i ciągnąć kajak :), tak było jeszcze wiele razy aż do Morza,nie brakowało też progów wodnych i bystrz.
Dobrze że postanowilem zamast butów zabrac gumowce, które non stop były mokre, praktycznie część prób wyjscia na brzeg konczyla się po kolano.
Caly odcinek do Oswiecimia to nie ukrywając było jedne wielkie wysypisko śmieci.
Po drodze znalazlem rower górski , telewizor i monitor:) w koncu wiem jak wygląda Monitor rzeczny :)
Do szlaku żeglugowego dopłynąłem pod koniec jasnego dnia.
Kolejny dzień to oczekiwane ciężkie przenoski kajaka. wózka do kajaka nie zabrałem bo nie miałem, było ciężko ale jakoś dało rady.
Cześć śluz była czynna i udało się śluzować, niestety trzeba było też mordować się z kajakiem w innych miejscach.
Najczęściej wyglądało to tak:
Podpływałem do brzegu z wydrukiem mapy satelitarnej okolicy w ręku, potem wyjście i wypakowywałem wszystko co ciężkie i ładowałem do worka desantowego, ten worek przenosiłem w widoczne miejsce, potem za linkę i kajak po kawałku przeciągałem w kierunku worka, potem znów worek kilka metrów i znów kajak i tak np. kilkadziesiąt min. zajmowało pokonanie kilkuset metrów w terenie dogodnym, bo przeprawa przez zaporę we włocławku trwała prawie 3 h a to zaledwie 200 m, już nie mówiąc o przeciąganiu kajaka pod górki czy gęste krzaki.

Co trzeba przyznać, i co mnie bardzo zdziwiło to cena śluzowania małego kajaka w tak gigantycznej śluzie dla barek, cena śluzowania symboliczna 3.80, zostałem nawet poinformowany by uważać bo po 16 cena jest dwukrotnie wyższa :D
Zaraz za Krakowem miałem wesołe spotkanie z wędkarzem, przepływałem kolo pana z wędka i usłyszałem pytanie, gdzie Pan płynie tym kajakiem w pazdzierniku? odpowiedziałem do Morza , usłyszałem: Tak, do morza oczywiście. Wędkarz nie uwierzył.

Do samego morza spotkało mnie wiele przygód i niespodzianek.
Wiem i świadom jestem tego że te kilka prób płynięcia nocą było nieprzepisowe i mało mądre, ale jak bym tego nie spróbował nie wiedział bym co i jak, wszystko uczy, ważne by dobre wnioski z tego wyciągać.
Wisła serwowała niesamowity krajobraz i to tak bardzo zmienny że nie było chwili monotonii
Niespodzianki serwowali ludzie mi znani i nieznani, nieoczekiwane spotkania, rozmowy
i Tym wszystkim za to wszystko dziękuje.


Dziękuje przede wszystkim za bezinteresowną pomoc w rehabilitacji Kuby


Gdzieś już daleeko na Wiśle miała miejsce jeszcze jedna ciekawa historia, taka która na dluugo wryje się czlowiekowi w pamięć,
Jak co dzień na wiśle z rana, wstalem, spakowałem się w kajak i ruszyłem, pogoda była paskudna po godzinie wiosłowania widziałem że ktoś na przeciwległym brzegu do mnie macha i chyba coś wola, nie miałem za bardzo jak tam się dostać, ale postanowiłem że dopłynę, jak się okazało był tam Pan z wędką, mówił że od świtu na mnie tu oczekuje bo słyszał że płynę, bal się że go minę, przyszedł o świcie i przyniósł dwie piątki dla Kuby, chciał dać mi je osobiście bo nie miał innej możliwości, mówił że sam ma chore dziecko i rozumie jak wielkim problemem jest wywalczenie od państwa opieki dla syna, sam nie miał za dużo ale czekał od świtu by przekazać te 2 piątki od siebie:) kazał pozdrowić, nazywał się IGOR

Pomagaliśmy i dlaczego dalej nie pomagac?
Jeżeli ktoś z Was chce się dolączyć i pomóc to serdecznie zapraszam

Przypominając Kuba jest podopiecznym Fundacji Dzieciom "Zdążyć z Pomocą"
ul. Łomiańska 5
01-685 Warszawa
konto nr 15 1060 0076 0000 3310 0018 2615 
W tytule proszę wpisać: "18603 Wolnarek Jakub - darowizna na pomoc i ochronę zdrowia"






A poniżej wyrywki z ocalalego dziennika pokladowego :)






Sobota 26 października.

Sobota o świcie Czechowice Dziedzice wodowanie kajaka i kilku ubrań
Jeszcze nie ruszyłem a rzeczy mokre.
Wody prawie nie ma za to tony śmieci.
Miejscami trzeba było ciągnąć kajak.
Dopłynąłem do szlaku, kilometrów 0



Niedziela 27 października

Niedziela, ciężkie przenoski kajaka i całego dobytku.
Śluzy Smolice i dwory
Zatrzymałem się przed Tyńcem już po ciemku i rozbiłem namiot, jak mi się wydawało, wielkiego kamienia w wodzie. Jak się rano okazało ów kamień był spuchniętą zdechłą świnią.
To tłumaczy co tak całą noc śmierdziało

Poniedziałek 28 października

Przez piękny Tyniec do Krakowa.
Zaliczone dwie śluzy.
Za gigantyczne śluzowanie małego kajaka 3,80 zł
Pod Tyńcem znalazłem kawał żarna w zboczu.
W Krakowie zakupy i dalej w drogę.
Śmieci do Krakowa zniknęły.
Trochę popłynąłem nocą rozbiłem się na ślepo i spać.

Wtorek 29 października
Piękne widoki, śmieci mniej za to barek potopionych więcej.
Teraz siedzę przy ognisku zaraz za Opatowcem.
Dziś plan: Trochę nocą nadrobić

Wtorek 29 października noc.

Jest ok 20.00 próbowałem płynąć w nocy ale wpadłem na jakąś bezludną wyspę.
20 x 10 m po prostu bajka.
Piętaszka nie widać za to jakieś bobry się czają.
Namiot rozbity, kąpiel w zimnej wodzie z dodatkiem wiatru i piasku zaliczona.
Pozdrowienia zza Opatowca.

Ps. Leżę na ziemi a w głowie mi się dalej kołysa


Środa 30 października

Rano leje jak diabli woda w kajaku

Plan był na dziś dopłynąć za elektrownię Połaniec, pokonać próg wodny by w nocy bez większego stresu dalej płynąć, choć po ciemku, samemu w kajaku to i tak jest na rzece zbyt ciekawie.
Do elektrowni gnałem dość ostro by zdążyć przed zmrokiem na próg.
Zdążyłem w ostatniej chwili. Kajak wciągnąłem na kamienie i 50 metrów przerysowałem go dalej.
Coś mi podświadomie mówiło, że za blisko progu się woduję.
Szarpnęło kajakiem, coś poleciało, patrzę skarpetka zniknęła ... szukam i gdzie jest wiosło ?
Coś tylko mignęło w odmętach wody nawet się nie zastanawiałem...
Godzinę później ognisko się świeci, żeberko się piecze a ubrania się suszą na uratowanym wiośle

Ps. Siedzę przy gigantycznej elektrowni a nie ma gdzie telefonu naładować.
Jutro zamierzam dopłynąć do Sandomierza !


Czwartek 31 października

7:37 - 
Zimno jeszcze może być ale ta wszechobecna wilgoć.
Mam wrażenie jakby mżawka padała tylko dla mnie w namiocie, za namiotem mgła
Mgła jak ... Nie wiem bo nic nie widać.
Na rozgrzewkę herbata z przyprawami do grilla
Nie tam, że ja pijam takie cuda, ale wczoraj się wszystko wymieszało.
Pozdrowienia

14:05 -
Zaraz spotkanie z Witkiem w Sandomierzu 

18:51-
Zgodnie z planem zawitałem do Sandomierza.
Tam przywitał i ugościł mnie Witek z forum PS.
Miałem okazję podziwiać wyroby z krzemienia pasiastego.
Zjeść pyszny obiad w knajpce, potem w dalszą drogę.
Próbowałem pokonać Wisłę we mgle i po nocy.
Nic z tego bo nic nie widać a wiry kręcą kajakiem a z brzegu łypią non stop jakieś ślepia do tego wpadanie na mielizny.
Dotarłem do brzegu i siedzę przy ognisku.
Dziękuję Witek i pozdrowienia dla reszty !


1 listopada 19:55

Dziś 7 dnień w kajaku
Cztery litery bolą od siedzenia ale za to dzień spod znaku sauny.
Rozbiłem się za Kołczynem.
Do tego czasu Wisła serwowała niesamowite widoki krajobrazu i własnego biegu co zmuszało mnie do wyciągania kajaka z mielizny za karę. Chwila nieuwagi poświęconej podziwianiu okolicy i mielizna.
Pod Kołczynem piękne łodzie rybaków wiślańskich to już rarytas na tej rzece.
Po dobiciu do brzegu - cel sauna.
Nazbierałem kamieni, drewna, rozstawiłem i uszczelniłem tropik z namiotu, rozpaliłem wielkie ognicho i po 30 minutach za pomocą blaszanej miski i gerbera prawie czerwone kamienie znalazły się pod tropikiem a ja z butla wody wraz z nimi. Sauna piaskowy pilling i to w takiej okolicy i to wszystko za free.
Pozdrawiam

20:25-

A tak przy okazji, na pytania co mi tak wolno idzie:
nie jestem kajakarzem i jak się okazało nie potrafię wiosłować.
Teraz dopiero ktoś mnie oświecił, dzięki
Ale spoko mam wiele kilometrów na naukę.
Nie jest to tez lato i dzień krótki.
O świcie by się chciało wypłynąć a tu mgła jak ściana , niby można, ale tracić takie widoki ?
W nocy to samo.
Szkoda widoków.
Lepiej przy gwiazdach z ogniskiem za pan brat posiedzieć i przemyśleć to i tam to.
Po drugie jak kajak kupiłem to przed tą akcją przepłynąłem nim nie więcej jak 1 kilometr.
Nie cieknie więc będzie dobry a na Wiśle to już będzie kupa czasu na naukę.
Specjalnie tez nie ćwiczyłem, no może dwa razy rzuciłem kulą armatnią i zrobiłem 50 pajacyków
Ogólnie od lat dziennie się gimnastykuję wychodząc z założenia, że sport i co za tym idzie zdrowie to inwestycja we wszystko.
To tak celem wyjaśnień pytań - co tak wolno.

Sobota 2 listopada

8 dzień z wiosłem na wodzie.
Plan dnia dopłynąć za Kazimierz, ale po rozmowie ze znajomym cel pod Dęblin.
Hmm sporo kilometrów do nadrobienia i co najmniej godzina po nocy.
W Kazimierzu szybkie zakupy okazały się wolne, bo szukałem z 20 minut sklepu.
Nic tylko restauracje i hotele.
Potem w kajak i ogień, a właściwie woda
Na zmianę sernik to wiosło to sok warzywny i kilometry leciały, a do Dęblina dalej daleko.
Już się ściemnia a tu ledwo Puławy zaliczone.
Przyszła ciemność i się zabawa rozpoczęła.
Co z tego, że miejsce spotkania to tylko 4 kilometry, ale chciało się skrócić i myk, mielizna.
Brzegów nie widać a ja ciągnę kajak po kostki w wodzie w nieznanym kierunku, tylko światła jakiś masztów mrugają. W końcu jest nurt, siadam nabieram prędkość i mielizna, i tak kilka razy.
AAA gdzie ta rzeka płynie ? W końcu po długich męczarniach dotarłem.
Co muszę przyznać, sam na środku rzeki w nocy , nie widać brzegów, co chwile mielizny i jeszcze coś nie wiadomo co szumi przed kajakiem jak bystrze a tego nie widać. Ogólnie bardzo głupie uczucie.

Wczoraj ruszyłem z Dęblina. na wysokości ostrowa miła niespodzianka,przyjaciele urzadzili ognisko z kięeełbachą -deszcz i wiatr nie przeszkadzał. Dziś od rana kierunek za G.Kalwarię by jutro powitać Warszawę . Dziś dzień spod znaku niewidzialnego wędkarza wiało mocno i zimnooo,płynąc przy brzegu obserwuje czy ktoś nie siedzi,jak kogos widać zwędkami nawet w ostatniej chwili to się jakoś da wyminąć ale dziś rano wpakowałem się wprost w żyłki Stały trzy samotne wędki z dzwoneczkami,jedną żyłkę wiosłem odczepiłem ale druga pociagneła tak że przewróciła wędke. długo czekałem czy ktos się pojawi bo chciałem przeprosic ale nikogo nie było . Pewnie teraz myśli co to ryba mu kij przewróciła P.S jutro ok 15-tej mam być w okolicy mostu Poniatowskiego 
Środa 6 listopada

Wczoraj Warszawa zaliczona ... dosłownie
Byłem wstępnie umówiony ze znajomym, że u niego mam nocować, kąpać i prać.
Ale wyszło trochę inaczej, mianowicie zaskakująco i pozytywnie.
Dopływam do mostu Poniatowskiego a tam transparent i ludzie czekający.
Na brzegu miłe powitanie. Zebrało się trochę znajomych i nieznajomych.
Dzięki Jackowi i Szaremu Wilkowi oraz przedstawicielom IAUW przybylym z Kamiśiem
Przybyli nawet przedstawiciele forum wodnego, taki bardzo miły akcent.
Na forum wodnym ponoć również jest jakaś relacja.
Pogadaliśmy udzieliłem wywiadu telewizji uniwersyteckiej i odstawiłem kajak na Policję
Komendant wspiera takie akcje i zaopiekowali się moim pływającym dobytkiem.
Wieczorem zaproszenie do knajpki Retrospekcja gdzie czekało na mnie sporo luda znajomych i obcych
Rano po trudach wieczorowo-spotkaniowych pojechałem na Policje po kajak.
Już jestem uzbrojony w kamerę FULL HD to coś się nakręci.
Policja trochę mnie odprowadziła motorówką wraz z tv uniwersytecką UW.
Teraz dopłynąłem przed Modlin. Jutro muszę ogarnąć jakieś zapasy i w drogę.
Trzeba nadrobić trochę kilometrów.
Dziękuję wszystkim za wsparcie i za rozpropagowanie celu akcji. 
Jest dobrze.

minął 13-ty dzień na Wiśle. Wisła to już rzeka że czasem ciężko okiem sięgnąć,wyspy coraz większe.Dziś wiatr dał ostro popalic no i deszcz ale z dwojga złego deszcz lepszy bo pozwala się przemieszczać. Z rana wyruszyłem z Modlina celem zrobienia tam też zakupów,niestety nie wiedziałem gdzie szukać sklepów pod twierdzą więc popłynąłem pod korczyn,tam też kicha zrezygnowałem z błądzenia i wróciłem do kajaka. Odkopałem wiosła ukryte w piasku i w drogę ,zakupy zaplanowałem w Czerwińskui tam je też zrobiłem z kilkoma zdjęciami,miasteczko wygląda jakby czas i ludzie je opuścili ,w slepie bieda ale cos się tam kupiło. podczas pakowania kajaka w Czerwińsku czuje jak by ktoś na mnie patrzał odwracam sie i aż mi się ciepło zrobiło ,z dwa metry ode mnie siedzi wielkie psisko-patrzy na mnie. Przeszedłem powoli za kajak,wyciągnołem aparat i treściwy plaster baleronu- od tej chwili psisko miałem raczej po swojej stronie tym miłym aczkolwiek zasakujacym akcentem opopuściłem miasteczko zamieszkane przez psisko,sklepową i pana pytajacego o oferty pracy . Ruszyłem ostro w rzekę walcząc ostro z wiatrem w między czasie robiac jedzonko. Straty muszą być-rzeka zabrała część mojej kuchenki,przystawka na garnki do jetboila osiągneła dno :-) Z wiatrem i szarówka walczyłem aż na choryzoncie nie zobaczyłem piaszcczystej wyspy. Miałem cel - TAM dziś śpie pokonałem wiatr i teraz siedze pod namiotem którego rozłożenie na wietrze graniczylo z cudem. po rozbiciu szybka zmiana ubrań z mokrych na mniej mokre :-) Gorące kakao i jajka na miękko których czasu nie dopilnowałem więc je wypiłem

Piątek 8.11.2013r

"14 dzień z biegiem Wisły. Rano wyruszajc z pustynnej wyspy na wysokości Wyszogrodu miałem plan wypłynąć po 6 i dotrzeć za Płocka, przy okazji się tam spotykając ze znajomymi. Niestety, wystartowałem przed 9, lało bardzo mocno, potem tylko zelżało, po paru godzinach wiosłowania bylem cały mokry, reszta ubrań wilgotnych, tzn ostatnich suchych zmieniły stan skupienia na bardziej płynny. Nic tylko woda i zimno no i muszę przyznać ze się bardzo źle wiosłowało jak by z kotwicą. Dotarłem o 15 do Plocka, zła godzina, bo jak zjem będzie ciemno. Postanowione, szukam kwatery. Dziś muszę osuszyć choć część ubrań, częśc już zgniła. Z rana plan za wszelka cenę dopłynąć do tamy Włoclawek i tam w dzień przedostać kajak na druga stronę. Tyle ze to już nie rzeka na tym odcinku i może być wesoło! Rano skoro świt wyruszam z Plocka. A znów zostałem miło zaskoczony w porcie Płockim:-)"

Relacja Sapera z soboty - 09.11.2014r.

"15 dzień na Wiśle. Plan od rana; pokonać Zalew Włocławski i zaporę. Realia -rano ubrania z mokrych powróciły do stanu nieco wilgotnych i tym miłym akcentem rozpocząłem jak się okazało najcięższy dzień dotychczasowej wyprawy, przed 8 zjawiłem się w porcie nieco niewyspany bo cala noc jakąś ekipa urodzinowała w mojej okolicy snu. Wsiadłem do kajaka i dzida do przodu, niestety wiatr skutecznie zwalniał moje rozpędy i tak az do zapory Włocławek, chciałem tam dotrzeć w dzień i to się udało, 40km w pod wiatr i fali, ale co się namachałem wiosłem to moje. Po 15 podpływałem pod zaporę i kierowałem się do lachy piachu którą miała być w rogu. Miała a nie było:-(. no nic, jakoś damy rade. podpływam pod betonowe obwałowanie i jakoś udaje mi się na to wejść, trzymając kajak na lince wdrapałem się zobaczyć jak sprawa ma się u góry. tragedia, po drugiej stronie gigantyczny plac budowy i równie gigantyczny plot, no nic zagadka z płotem na koniec i tak muszę kajak tu jakoś wtargać bo i tak nie ma innego wyjścia. Po wypakowaniu części gratów i wpakowaniu do wora zaniosłem ten pakunek na wal pod barierkę potem po kawałku wciągałem kajak po betonie aż do barierki. i co teraz? przede mną ulica ale jest jest metrowa barierka. worek przełożyłem i złapałem kajak, i nie dałem rady druga próbą nieudana, kurde co robić, czekać na kogoś i prosić o pomoc ? Spróbowałem jeszcze raz, tym razem z kajaka jeszcze powyciągałem więcej gratów które poukładałem na chodniku za barierka, udało się kajak przełożyłem bardzo wielkim trudem i zaraz zaniosłem za ulice pod plot którego być tu nie powinno, przyniosłem resztę gratów i kombinowałem co dalej, bo nie poddam się przez plot i jakaś budowę jak mam prawie 700km Wisły za plecami, próbą dodzwonienia się do firmy budowlanej nieudana, powoli słońce zachodzi ja dalej kombinuje. Jakieś ruchy budowlańców widzę ale daleko, wiec zostawiając cały dobytek przy ulicy biegiem w gumowcach i kamizelce droga do budowlańców, widok musiał być ciekawy. dobiegłem i wołam gościa ten mi na to ze kierownik gdzieś daleko i do ochrony ale to jeszcze dalej, wiec biegiem szukać ochrony, w końcu dopadłem ochroniarza i zadyszany tlumaczę co i jak, jest zgoda wiec biegiem zanim się ścienni po dobytek i dawaj wlec to 200metrow po piasku, trawie, kamieniach. cdn.."

II część wiadomości....

"Jak już dotarłem z tym wszystkim do wody zapanowała wielka radośc pomimo wielkiego zmęczenia, był to dzień nieprzerwanego ciężkiego wiosłowania, potem pokonanie 10m trwalo pol godziny, potem maratony i na końcu 200 przeciągania dobytku do wody. teraz jestem rozbity za zapora, myślałem ze mam kupę drzewa przy namiocie na ognicho, niestety to domek bobra, pisząc to słyszę jak coś łazi po tych patykach i co chwila wskakuje do wody."

Niedziela 10.11.2013

"Dzień 16. 
Wystartowałem na spokojnie o 8 spod zapory Włocławek/ kierunek ujście Drwęcy. pogoda do południa w miarę dopisała, słoneczko i wiatr. Po drodze miłe spotkanie z człowiekiem na skuterze/ może wpadnie kilka groszy na akcje. Przed ujściem Drwęcy ustaliliśmy nowe miejsce spotkania. jednak za Toruniem, dla mnie oznaczało to przyspieszenie, i jak się okazało miałem co nadrabiać i to jeszcze w deszczu , ale było warto, na miejsce przybyłem po zmroku. Z daleka palące się ognisko wyznaczało cel. Na miejscu miłe spotkanie, czekali na mnie znajomi i gość z forum wędkarskiego


Poniedziałek 11.11.2013r

"Wiosło, Wisła,wiosło, dzień17. 
Po wczorajszym powitaniu w Toruniu, rano ruszyłem dalej. Tu podziękowania dla ekipy toruńskiej i Janka z forum wędkarskiego. Jak się rano okazało w końcu kajak otrzymał imię. Śmiało ruszyłem dalej w kierunku Bydgoszczy, było ciężko, bardzo mocny i zimny wiatr, oczywiście znów na mnie i tak aż do zakrętu przed Bydgoszczą, a tam mila niespodzianka, ekipa z tamtejszego stowarzyszenia miłośników zabytków bunkier już na mnie czekała wraz z Lipkiem. Był transparent, herbata i ciasto a nawet obìad :-). wielkie dzięki ludzie:-). media tez się zjawiły. Miło pogadaliśmy. Ale czasu bylo mało, wiec ruszyłem dalej w drogę póki jasno, a potem się ściemniło, a tu jak na złość nie ma fajnego miejsca na rozbicie namiotu i na ognicho by mięsa upiec. Wiec powoli wzdłuż brzegu płynąłem po ciemku aż udało się wylądować na jakimś półwyspie, rano się zobaczy co to za kawałek świata. wszystkim wielkie dzięki za dary, ale musicie przystopować, bo mi kajak utonie, albo żołądek pęknie:-). a tak na poważnie to nienawidzę jak ma się jedzenie zmarnować, wiec mam zapasów sporo:-). Jak ma ktoś ochotę to zapraszam jutro ognisko, wstępnie za Grudziądzem. teraz rozbiłem namiot i zaraz idę odpoczywać. mam nadzieje ze dopłynę do morza do 4 dni. Do dziś pokonałem ponad 800km a na ilu żeglugowych jestem, to świt pokaże. pozdrawiam a na dniach dowiemy się ile jeszcze dozbieraliśmy."


Dziś rano kolega przywiózł mi herbatę, gdy stał zmarznięty i czekał aż się spakuje na silnym zimnym wietrze, powiedział; Wisła do Gdańska -Pieronski pomysł sapera. i tak tez od dziś nazywa się mój kajak PIERONSKI POMYSL!"

"Co nieco o sprzęcie jakim dysponuje, jako ze wyprawa to i odpowiedni sprzęt być musi:-). Kajak- zielony, o długości mi nie znanej wykonany z laminatu chyba:-) gdzieś na mazurach a mocno i dobrze zmodernizowany przez poprzedniego właściciela, kajak posiada 3 miejsca pakunkowe, 2 zamykane a w trzecie pakuje sie ja. kajak ma ster dzięki temu jest co chodź nogami porobić jest tez miejsce na żagiel. ale to na ten czas wiedza dla mnie tajemna jak okiełznać wìatr za pomocą szmaty. Kajak został dodatkowo wyposażony przeze mnie w pompę zenzowa a właściwie dwie. pierwsza do małej wody druga w razie W. Mala pompka to stara gąbka a duża to puszka po groszku:-) obydwie spisują się na medal. Śpiwor- ten jest klasy śpiworów kocowatych z możliwością regulacji temperatury, w taki zestaw wchodzi; stary tani śpiwór i cienki koc:-) do zestawu pod warszawa dołączony został koc wojskowy. Po okręceniu sie jak rolada cienkim kocem, pakuje się w śpiwór właściwy i nakrywam kocem wojskowym, gdy jest za ciepło, koc wojskowy posłuży jako poduszka. za ciepło jeszcze nie było. Więc kapok za poduszkę służy. cdn..."


Ruszyłem sprzed Chełmna ok 12 km. Tam też znów niespodzianka, ekipa z lokalnego stowarzyszenia wyszla na spotkanie, pogadalismy, wypilem kilka herbat , uzbrojony w kalorie wsiadłem w kajak, dzięki:-). za Grudziądzem wyszedł Dario z kolegą Morsem i synem, udało sie zgrać trochę zdjęć, ale jeszcze musiałem powiosłować i tak dotarłem kilkanaście km za Grudziądz. Rozbiłem się na malutkiej wyspie, zrobiłem nawet małe pranie. Teraz wstałem i leje mocno deszcz, poczekam jeszcze chwilę i w kajak"


Środa 13.11.2013r.

"19 dzień z wiosłem, jakoś tak dziwnie zaczynam się czuć niczym jakaś część składowa kajaka. Wstałem rano a tu leje, musiałem choć odczekać na mniejszy deszcz, potem pakowanie w deszczu i w kajak. Nocne pranie oczywiście nie wyschło chyba dla zasady. ale zabawa podczas prania była przednia. a zaczęło się tak, zmarzły mi stopy i przydało by się je jakoś w cieplej misce pomoczyć, miski nie mam, ale dziwne pomysły zawsze, wiec butle 5 litrowa dopełniłem do końca i myk do ognicha i tam się grzała. Jak już woda była bardzo ciepła wlałem do gumowców odpowiednią ilość i wsadziłem zziębnięte stopy.. bajka. W butelce zostało jeszcze sporo gorącej wody więc dolałem płynu do płukania i wsadziłem tam 2 koszulki, z drugą był problem bo się w połowie wpychania zakleszczyła i musiałem ją wkręcić do butelki, butelkę zakręciłem, usiadłem na kajaku mocząc nogi w gumowcach, a butelką trząsłem, pranie zrobiłem i się wygrzałem. Dziś jak co dzień bardzo silny wiatr, skończyło wiać dopiero po zachodzie, a że księżyc świecił i chmur nie było płynąłem dalej. Tak też narobiłem kilometrów i siedzę w krzakach za Tczewem. Zostało 40 km do morza:-) jutro Świbno. Po drodze coś futrzastego wskoczyło przed sam kajak w wodę! Ryba to nie była bo futrzastych nie znam wiec pewno jakiś utopek lokalny. Dostałem te wiadomość. że do sumy zebranej doszło ok 150zł. Najważniejsze - Kuba ma od wczoraj konto w fundacji i tam kierujemy wsparcie jak co. hej"

"Dziś Świbno, czyli dopłynąłem. Kwestia zakończenia - albo przez morze, albo przez Wisłę?! 

Zdecydowalem przez morze a dokladnie jego piekną zatokę, wystartowalem o 7 rano, Po rozmowie z ratownikami morskimi uprzedzilem ich o swoim zamiarze, zabralem też numer telefonu.
Rzeczywiście, było bardzo ciężko, wiatr, fala i zimno w koncu polowa listopada.
Przeplyniecie tego odcinka przez morze równało się kilkukrotnemu dystansowi na rzece jeżeli chodzi o ilość zużytej energii. Potem Wisla Smiala do Martwej i kanalami do Gd. To też był jeden z tych ciężych wysilkowo dni, ale to już był ostatni.






Piątek 15.11.2013 r.

" 21 dni w kajaku. Ponad 1000km. Kajak, wiosło, Wisła. W tym czasie spotkałem i poznałem wielu wspaniałych ludzi. Odwiedziłem ì zostałem odwiedzony przez wielu znajomych. Dziękuje wszystkim tym którym los innych nie jest tylko uboczną informacją. Pozdrawiam i dziękuję. Mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec."

Wisla dala sporą szkole, choć uważam że i tak wieeele przedemną nauki kajakowej, to na ten czas zrozumiałem jedną mądrość, mam nadzieję że tą najważniejszą, jak zrozumiemy że rzeka rządzi a my na niej jesteśmy gościem, to rzeka potraktuje nas jak gościa i wtedy zacznie się przygoda.
Wiem że można liczyć na wielu ludzi, na tych których się zna, oraz na tych których nigdy nie było okazji poznać, albo właśnie dzieki takiej akcji się ich poznalo.
Takich ludzi się nie zapomina

Po spotkaniu w knajpce Zejman kierunek dworzec i do pociągu, w jednej ręce stary wór desantowy w drugiej worki na śmieci z ubraniami a z worka caly czas coś kapalo, ubrania pozbywaly się wody:)
A Pieroński Pomysl poczeka na mnie w Gdańsku.



Kamień z Wisły 
Rozpoczynając moją kajakową przygodę 26 Października 2013, z rzeki Wisly w miejscowości Czechowice-Dziedzice zabrałem mały kamyk, z zamiarem wrzucenia go do morza, gdy dopłynę do Gdańska. 
Jednakże w czasie wyprawy zmieniłem zdanie. Postanowiłem przekazać ten kamień komuś, kto podobnie jak ja chce zrealizować swój cel, marzenie i jednocześnie pomóc w rehabilitacji, choremu Kubie. Komuś kto nagłośni akcje we własnym kręgu znajomych i przyjaciół i dalej pomoże przy zbiórce pieniędzy dla potrzebującego chłopca.
Ten kamień to coś więcej, to uśmiech i wiara.

Kamień czeka na Ciebie! ( to nie głaz )Przejmiesz go ?

Saper
przez saper
28 kwietnia 2014, o 16:10
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Wisłą do Bałtyku - Wyprawa Sapera w szczytnym celu !!!

Dzięki za ciepłe słowa, to jest właśnie magia świata.
Tak wielu różnych ludzi. tak wiele charakterów, nikt tak naprawdę się nie zna a wszyscy się rozumiemy :).
Zatem kilka obiecanych surowych zdjęć:
przez saper
28 kwietnia 2014, o 21:39
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

cron