Ewa zainteresowała się spływami zimowymi pod kątem wyposażenia i ubioru. Napiszę co ja zabieram lub co powinienem zabrać, co nie znaczy, że to rozwiązanie idealne - każdy już podejmie decyzję sam.
UBIÓR (nadmieniam, że tu wiatroszczelność, przepuszczalność pary i wodoodporność są ważne, jak rzadko kiedy):
1. Buty - i tu pierwszy problem. Do kanady możemy prawie wjechać na nartach, ja na zimę (zresztą nie tylko) wybieram ciasny kajak górski, gdzie trudno zmieścić się w obszernych butach. Stąd jestem raczej skazany na neopren, to niezłe rozwiązanie, ale kiedyś nogi marzły mi na postojach od podłoża. Poprawiłem sytuację dodatkową pianką, ze starych butów na wodę, do tego skarpety (nawet dwie lub trzy pary). Nie jestem do końca zadowolony, może dlatego, że używam starych butów do nurkowania - może kajakowe trochę się różnią. Koledzy pływają najczęściej w gumowcach, najlepiej z pianki, bo ciepłe. To rozwiązanie dobre, szczególnie, gdy trzeba brodzić w płytkiej wodzie, ale w przypadku kabiny może być różnie - w końcu żeglarski przydomek kaloszy to kotwice. Popularne są też zwykłe zimowe buty turystyczne.
2. Jak się ubrać - na cebulkę. Unikać bawełny, wskazana jest bielizna termoaktywna, polar, niektórzy lubią wełnę. Kurtka nie musi być ocieplana, najlepiej membrana o dobrych parametrach i takież spodnie. Ideałem byłyby ciuchy kajakowe, ale na pierwszy spływ chyba nikt sobie ich nie kupi. Ważny jest kaptur, wysoki kołnierz (nie wiem czy to najlepsze określenie) osłaniający brodę i usta oraz ściągacze w rękawach (ja lubię zapinane na rzepy). Wydaje mi się, że słabą paroprzepuszczalność można poprawić wentylacją pod pachami na suwaki, ale nie wiem jak to się sprawdzi przy silnym wietrze.
Bardzo wiele zależy od tego, jak będziemy pływać, zdarzało mi się, że zakładałem lekką kurtkę kajakową o słabej wodoodporności, a na nią kurtkę przeciwdeszczową o znikomej przepuszczalności pary. Przy rekreacyjnym lecz długim pływaniu dawałem radę, nie pociłem się, a wyemitowana w niewielkiej ilości wilgoć utknęła między kurtkami. Nie było to rozwiązanie dobre, ale musiałem improwizować z tego co miałem, bo słaba kurtka kajakowa nie zapewniała mi ochrony przed wodą i szybko miałem mokre łokcie i przedramiona. Teraz mam kurtkę kajakową 10 000/6 000 (woda/para), kaptur, ściągacz w pasie, rzepy w mankietach, bez neoprenu, bez lateksu - może uchodzić za zwykłą kurtkę. Przepuszczalność pary jest niewystarczająca przy szybkim pływaniu solo, szczególnie, gdy się za ciepło ubiorę. Ale gdy płynę wolniej lub w grupie jest ok. Wodoodporność jak dotąd wystarczyła. Maczanie łokci w wodzie, chlapanie czy ulewny deszcz - nie ma problemu. Przeżyłem dość intensywną ulewę w listopadzie, płynęło mi się bardzo komfortowo. Owszem pod koniec miałem wilgotne przedramiona, ale to skutek podciekania przez rękawy (wiosłując ręka idzie do góry). Gdybym miał rękawice zachodzące na rękaw pewnie nie byłoby problemu.
Warto zwrócić uwagę, że na koniec zakładamy kamizelkę asekuracyjną, która jest świetnym izolatorem termicznym - stąd trzeba uwzględnić ją jako element ubioru i dlatego warto darować sobie koszulki z krótkim rękawem czy bez. Korpus i tak będzie ogrzany, trzeba zatroszczyć się o ręce. Ilość odzieży też należy dobrać do tempa spływu - inaczej ubierzemy się na niedzielny spacer z dziećmi, a inaczej na szybki bieg po lesie.
3. Czapka - są neoprenowe, polarowe, termoaktywne... ja pływam w zwykłej wełnianej, rzadziej w polarowej. Może nie doceniam problemu, ale wg mnie to nie jest takie ważne.
4. Rękawice - rozwiązań jest wiele. Tych profesjonalnych i "dedykowanych" nie testowałem. W łapawicach zniechęca mnie brak możliwości złapania się na zwałce, o neoprenowych słyszałem, że ręce w nich marzną. Ja zakładam cienkie rękawice polarowe (5zł w sklepie "żelaznym") lub wełniane, a no to ochronne, gumowane (7zł). Wodoodporność gwarantowana, jednak po paru godzinach w środku robi się wilgotno - warto zabrać zmianę. Rękawice narciarskie raczej się nie sprawdzą, chyba, że ktoś ma jakieś super. Woda leje się po wiośle, kapie, czasami zamoczymy dłoń - odpada, ale w kanu może zdać egzamin.
O ubraniu chyba tyle. Radzę zabierać zmianę odzieży. I to nie jedną. Co będzie, gdy zaraz na samym początku przy wsiadaniu do kajaka zdarzy się wywrotka? Albo, gdy ktoś niechcący nas ochlapie wiosłem? Zwykle zabieram dwie zmiany, prócz tego co mam na sobie. Albo jedną zapasową + drugą do samochodu. Ubrania do worka szczelnego (ja jeszcze zawijam w worki na śmieci, bezpieczniej, a do tego łatwo wyciągnąć gotowy komplet), do beczki, ostatecznie podwójne worki foliowe. Zasadnym jest podrzucenie jednej zmiany ciuchów do innego kajaka - w przypadku wywrotki możemy stracić bagaże lub trochę potrwa zanim je do nas przyholują.
JEDZENIE:
Zabieram coś do picia w termosie, ostatnio wypróbowałem termos obiadowy. Ciepłe danie - dobra rzecz, np sława bigosu Ewy dotarła już w moje strony. Czasami warto przygotować coś na ognisko, zorganizowane na koniec lub umiarkowanie spontaniczne w połowie spływu. Czekolada też nie zawadzi. Alkohol - nie odkryję Ameryki, nie należy przeceniać jego rozgrzewających właściwości. W krótkiej perspektywie tak działa, ale na dłuższą metę ma działanie wychładzające. Nie mówiąc o innych, powszechnie znanych skutkach. Stąd można podać go komuś, kto po kabinie już nie wsiądzie do kajaka lub na zakończenie spływu.
Jest jeszcze milion rzeczy, które teoretycznie powinno się zabrać, jak gwizdek (najlepiej w kamizelce), czekan lub kolce do lodu, rzutka, młoteczek do obtłukiwania oblodzenia, ogrzewacz do dłoni itd...