To może ja coś napiszę, bo już skończyłam muł z siebie i ekwipunku zmywać...
Wyprawa dla mnie zaczęła się o 8.30, bo wtedy właśnie Czołg i Ted odebrali mnie spod domu w Lublinie. Potem, nie chcąc wyprowadzić nikogo w pole, odmówiłam jednak nawigowania i zdaliśmy się na automat, wybierając trasę "krótką". Po godzinie byliśmy w Jaszczowie :D
Na pomoście czekał już Amico, który był gotowy do drogi (trochę się jednak naczekał). Krzyś dołączył zaraz potem. Po nadmuchaniu i spakowaniu "pojazdów" rozpoczęliśmy nasz spływik.
DSCF6242mini.jpg
Wbrew temu, co było rano - czyli deszcz padający z mniejszym lub większym natężeniem - pogoda zaskoczyła nas pozytywnie. Początkowo. Płynęło się całkiem spokojnie i bez nerwów, Wieprz mocno kręci, więc i my się troszkę na boki pobujaliśmy. Miejscami trochę wirów, ale co to dla nas.
DSCF6248mini.jpg
DSCF6251mini.jpg
DSCF6253mini.jpg
DSCF6278mini.jpg
Ted chował się za zakrętami, mając nadzieję, że wpłyniemy mu w kadr równo i w szybkim tempie. Niestety... ja i mój pasażer Krzyś mieliśmy na te momenty pomysły podziwiania przyrody, którą zazwyczaj ma się za plecami. Po ok. 10 km zrobiliśmy sobie postój. Nie było łatwo wybrać miejsce, ze względu na wysokie albo mocno zamulone brzegi. Jednak w końcu Amico wskazał ciekawą wysepkę, na której i miejsce na ognisko się znalazło. Z upodobaniem zatem usmażyliśmy sobie kiełbaskę i wzmocniliśmy się herbatą.
DSCF6269mini.jpg
DSCF6270mini.jpg
Potem znów w drogę. I wkrótce potem pogoda przestała nam sprzyjać. Pojawiało się coraz więcej chmur i wiało trochę mocniej. I jakieś 4 kilometry przed końcem złapała nas solidna ulewa. Niestety był to tez moment przenoski. W miejscu, gdzie w tamtym roku dało się jeszcze przepłynąć, tym razem okazało się to niemożliwe. W strugach deszczu i w błocie po pachy (no dobra, po łydki) wciągnęliśmy się nawzajem na górę i przenieśliśmy kajaki za przeszkodę. Można było ruszać ponownie, choć wkładanie płaszczy przeciwdeszczowych w zasadzie nie miało już sensu... i tak byliśmy mokrzy. WKrótce czekała nas niespodzianka w postaci drugiej zwałki. Ted pokonał ją na wodzie, reszta znów brzegiem. Amico mówił coś o przygodach i że fajnie... Cóż, niektórzy mają specyficzne poczucie humoru. :lol: :mrgreen: W końcu udało się nam dopłynąć do końca, gdzie przyznaję się, byłam pod wrażeniem szybkości zbierania się chłopaków, ja potrzebuję trochę ćwiczeń w składaniu kajaka.
DSCF6286mini.jpg
A potem mąż mój zgodnie z zapowiedzią pomógł Czołgowi odzyskać auto, a potem już - do domu. Był to fajny dzień, świetnie było Was poznać, Czołgu i Tedzie. Mam nadzieję, że wkrótce się spotkamy. Jak Wam się podobał Wieprz?
DSCF6262mini.jpg