Interesuje mnie ewentualne praktyczne wykorzystanie kawitacji do napędu "naszych" pływadeł.
Ktoś ma jakieś pomysły?
O torpedach Pastor sporo napisał, a w innych zastosowaniach... generalnie, kawitacja to desperacja ;)
czyli na ogół zaprzęga się ją do pracy, kiedy tak czy inaczej wystąpi i będzie bruździć.
Np. wodoloty superkawitacyjne. Wiadomo, że podciśnienie nad hydroskrzydłem (to, które daje na ogół ze 2/3 siły nośnej) nie może być większe niż - z grubsza - 1 atmosfera, bo ciśnienie ujemne nie bywa. Przy prędkościach rzędu 100km/h piekielnie trudno jest zrobić taki płat, w którym nigdzie, w żadnym miejscu, nigdy nie wystąpi podciśnienie na tyle znaczne, że woda lokalnie odparuje. Co można zrobić? - ano, machnąć ręką na stronę ssącą, pozwolić wodzie zagotować się na jej całej powierzchni, stracić na tym sporo energii, w zamian zmniejszając o połowę powierzchnię zmoczoną i tarcie.
Wodoloty superkawitacyjne to egzotyka, ale śruby napędowe już nie - w szybkich ślizgaczach stosowane są rutynowo. A właściwie nawet nie tyle kawitacyjne, ile wentylowane, bo bąbel gazu po ssącej stronie łopatek to nie para, tylko powietrze zassane znad powierzchni. Śruby te bowiem nie są całkowicie zanurzone, wał mają ponad wodą (to ważne, bo opory stawiane przez wał śruby przy dużej prędkości potrafią być większe niż całej reszty łódki) i łopatki tłuką o wodę, zabierając za sobą sporo powietrza. Przy zwykłych prędkościach, rzecz kompletnie nieopłacalna. Powyżej stówy - najlepsze rozwiązanie.
Z powodu kawitacji, gdyby ktoś chciał wykorzystać do napędzania śruby kosę spalinową bez dodatkowych przekładni, to śruba musiałaby być albo bardzo malutka (i tym samym bardzo mało wydajna) albo superkawitacyjna (też niespecjalnie wydajna, ale już lepsza). Ale zdecydowanie lepiej zrobić przekładnię...
Zabawiam ostatnio swoje siksy takim ustrojstwem i powiem Ci że potrafi to zasuwać zdumiewająco raźno :)
Oczywiscie zastosowanie tego napędu do popędzania "dorosłego" pływadła przez proste zwiększanie skali ma ograniczenia - wydawa mnie sie że średnica rur ewentualnie tez wielkośc zbiorniczka musi być skorelowana z wilekością pęcherzyków pary. Nie wiem gdzie lezy ta granica, ale na bank ktoś już próbował i pewnie pochwalił sie w tym w necie. :)
Entuzjaści takiego napędu mieli nawet swoją grupę dyskusyjną na Yahoo, kiedyś trafiłem. Robili warianty zaworowe, bezzaworowe, z różnie powyginanymi rurami itd.itp.
W zasadzie sprawność takiego czegoś nie musi być wcale zła - bezwładność wody w rurze silnika jest na tyle duża, że można tam wstrzyknąć parę pod naprawdę sporym ciśnieniem, potem się będzie rozprężać... Oczywiście niezmienną trudnością techniczną jest kocioł do wytwarzania pary.
A może zrobić wariant spalinowy? Jakaś sprytna instalacja typu "wave rotor" , tylko z porcją wody jako tłokiem, komora spalania na propan-butan (żeby wody nie brudzić benzyną)... Nie wiem, czy to by działało, ale jakieś szanse ma.
Prawdę mówiąc, właśnie mam wielką ochotę zrobić jakiś taki silnik (tylko właśnie nie wiem, czy z wodą czy bez - bez wody ma oczywiście szersze zastosowanie) i nawet chciałem zacząć nowy wątek z zapytaniem, czy ktoś tu się zna na żelastwie i by pomógł, bo ja to raczej z drewna strugam... :roll:
pozdrowienia
krzys