| Biuro Turystyki Kajakowej AS-TOURS | PROZONE - wypożyczalnia kamer GoPro! | KONKURS RELACJA MIESIĄCA |

Znalezione wyniki: 82

Wróć do listy podziękowań

Re: 29.09.-01.10.2017 Bzura, Bednary - Witkowice

Relacja i foty jak zawsze na wysokim poziomie :||:
Maga napisał(a):Cały czas byłam pod wrażeniem tego, jak steruje Glynu.

Bardzo mi miło i przyjemnie ale ja się jeszcze wiele muszę nauczyć :oops:

Nie wiem, czy tylko mi foty robione z kanady kojarzą się z nosorożcem?? :D
nosorożec.jpg
przez glynu
4 października 2017, o 12:52
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Spływ Niepodległościowy 11 listopada 2017 - Wisła, Warsz

Chętni to są zawsze, byle by czas pozwolił.

Sikor straszył zamknięciem szlaku żeglownego, na razie wiadomo tyle:
dyżurny komisariatu rzecznego podał dzisiaj takie info:

Witam,
Z uzyskanych informacji na temat zamknięcia szlaku żeglownego na rzece Wisła w dniu 11.11.2017r. informuję Pana, że prawdopodobnie będzie zamknięty przez Urząd Żeglugi Śródlądowej.
Oficjalny komunikat będzie na stronie Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej.


w zeszłym roku manifa idąca via most Poniatowskiego startowała o 14.00 - jak my wystartujemy ok 9.00/10.00 to chyba będzie ok.
przez glynu
5 października 2017, o 13:13
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

11.11.2017 SPŁYW NIEPODLEGŁOŚCIOWY WISŁĄ

Pomysł na spływ niepodległościowy zagościł w naszych głowach już dawno, miał być okazją do wypróbowania naszych nowych pływadeł.
Ziarno zostało zasiane na spływie Bzurą, ale jak się okazało, z początkowego zainteresowania ostaliśmy się tylko my, Kazik, dołączyliśmy więc do spływu Karczew - Warszawa organizowanego przez wodniacy.net.
W między czasie zmieniła się godzina startu z 9.30 na 8.00 z powodu wcześniejszego zamknięcia toru wodnego na Wiśle. Okazało się też, że 2 i pół osady kanad się wykruszyły.
Na miejsce dotarliśmy z małym poślizgiem (tutaj szczególne podziękowania dla pani jadącej 40 km/h ul. żołnierską - niektóre osoby powinny kierować najwyżej odkurzaczem), zwodowaliśmy się przy promie i wystartowaliśmy.
Kajakarze nadali dość żwawe tempo, więc musieliśmy tęgo chlupać, aby za nimi nadążyć. Szczególne :||: należą się Zakapiorowi, bo w pojedynkę dzielnie podążał w stronę zachodzącego słońca, chociaż wiatr miotał nim jak szatan :twisted: Po drodze minęliśmy pstrągującego Ropucha ze swoim stadkiem i kilka szkut wracających z Warszawy.
Wiatr dał się nam we znaki, szczególnie w Warszawie. Za mostem Siekierkowskim miałem chwilę zwątpienia, ale daliśmy radę i po minięciu mostu Śląsko-Dąbrowskiego oczom naszym ukazał się las... Ukazała się plaża z już płonącym ogniskiem.
Na metę dotarliśmy chwilę po 12, i od razu zabraliśmy się do jedzenia, byliśmy strasznie głodni, bo nie robiliśmy przerw. Na ognisko dotarło lądem kilka osób, min. LUCIMA RACING TEAM :D
Z plaży wracaliśmy jako ostatni, naszym bolidem z dwoma garbami zainteresowali się panowie policjanci, ale szybko wrócili do pilnowania prawa i porządku :roll:
foty:
https://photos.app.goo.gl/oc5Rnwsi09UbOz4c2
nie ma ich dużo, bo nie było czasu na fotografowanie.
Za rok popłyniemy z większą flagą :D
przez glynu
13 listopada 2017, o 10:59
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Bug - rzeka graniczna

Na jakieś 5 dni to i my byśmy się z Różową skusili... Termin, najwygodniej 2 połowa lipca, ewentualnie 2 połowa czerwca, lub sierpień
Kanadą, sztywną lub składaną, zależy jak ustalimy logistykę...
przez glynu
17 grudnia 2017, o 17:56
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Naczynia, pojemniki, garnki, sztućce, itp.

Odkopię temat, bo nie ma sensu zakładać nowego. Dotarł do nas nowy czajniczek z innego kontynentu. Idealnie wpisuje się w naszą linie kociołków zebra.
Pokrywka kompatybilna z zebra 12.
Pojemność: do dziubka - 0,7 L, do pełna - 1,2 L
Waga - 450 g
Wymiary ~12/12 cm
przez glynu
12 lutego 2018, o 12:04
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Naczynia, pojemniki, garnki, sztućce, itp.

Sikor,
są dziurki. Ciekawi mnie czemu ta wiedza jest dla Ciebie istotna... :D
BRAT_MIH,
https://pl.aliexpress.com/item/1-2L-odk ... 0.0.xkFsNy
przez glynu
14 lutego 2018, o 12:50
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Naczynia, pojemniki, garnki, sztućce, itp.

paterka,
NOOPE. Sam czajnik z pokorywką i takim fizelinkowym woreczkiem. Ale zajrzyj do biura naszego szeryfa po zestaw kelly albo https://pl.aliexpress.com/item/4-sztuk-zestaw-Mieszany-Rozmiar-Przeno-ne-Sk-adane-Ze-Stali-Nierdzewnej-Kubki-Do-Kawy-Kubki/32834053076.html?spm=a2g0s.13010208.99999999.294.tk4Dr1
sami myślimy czy by do środka kubasków nie władować ;)
przez glynu
16 lutego 2018, o 10:42
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: 24.03.2018 Przedwiośnie na Liwcu

Fajny wypad. Zimowe spływy mają swój niepowtarzalny klimat. Świat to jest jednak mały :lol: Wybieraliśmy się na Liwiec Węgrów-Wyszków w zeszły łikend ale prognozy straszyły zamarznięciem wody i ostatecznie wylądowaliśmy z Zakapiorem przy ujściu Świdra https://photos.app.goo.gl/o50THTPyFn4thZNg2 .
przez glynu
26 marca 2018, o 19:38
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

30.04-06.05.2018 KANAŁ OBERLANDZKI

Planowaliśmy wybrać się na południe, jednak ostatecznie wylądowaliśmy na północy.

Kanał Oberlandzki – kraina mostów, zabytków techniki, dzikich niedostępnych zakątków i wiatru w twarz.
Plan zakładał brak przenosek – w trakcie okazało się, że 4 razy musieliśmy targać graty na plecach.
Plan zakładał również, że w końcu ogarniemy bagażnik do przewozu 2 łódek – oczywiście okazało się, że dałem d*py docinając kształtownik bez wcześniejszych pomiarów, więc znów jechaliśmy z drewnianymi belkami na dachu.
W poniedziałek zapakowanym wcześniej autem zabraliśmy Zakapiora, 2 kanady i bocznymi drogami skierowaliśmy się do Ostródy.
Na sympatycznym polu kempingowym rozstawiliśmy namioty, a ja zostawiłem Różową z Kazikiem i pojechałem odstawić auto do Elbląga. Rozkładów nie sprawdzałem wcześniej bo nie. Na miejscu okazało się, że pociągi do Ostródy nie jeżdżą, ostatni autobus odjechał 5 min temu (a było chwile po 15!). Dogadałem więc transport Blablacarem i udałem się na miejsce odbioru. Majówkę rozpocząłem na stacji benzynowej chłodnym pianistą. Akurat kiedy opróżniłem amelionowy pojemnik podjechał mój blablowóz. W komfortowych warunkach dotarłem do Ostrody. Pozdrawiam Sebastiana wodniaka i marynarza!
Na miejscu poszliśmy na spacer, obiad i lody. Czeska knajpa i rodzinna lodziarnia opodal okazały się warte zajrzenia. Prawdziwy spływ miał zacząć się dopiero jutro.
Wstaliśmy nieśpiesznie, mieliśmy w końcu cały tydzień przed sobą. Spakowaliśmy się i powiosłowaliśmy przez Jezioro Drwęckie na kanał.
Prześluzowalismy się przez śluzę zieloną. Śluzy Kanału Oberlandzkiego są malutkie w porównaniu do śluz na kanale Augustowskim. Na kanady wystarczyły.
Płynąc dalej, kiedy po lewej zobaczyliśmy podniesioną zastawkę nad rzeczką z lewej zmieniliśmy plany by płynąć w stronę Jezioraka kanałem Iławskim. Wpłynęliśmy na rzeczkę Korbajnę.
DSC00035.JPG

Chcieliśmy dotrzeć na jezioro Karnickie, przenieść się na kanał Iławski i dalej płynąć w stronę Jezioraka. Korbajna początkowo bardzo urokliwa, nieskażona śladami spływów, żaglówek czy statków zaczęła robić się coraz bardziej wąska i zarośnięta. Udało nam się zobaczyć po drodze kilka czapli, sarenkę i stado koni w gospodarstwie nad samą wodą. Koniki były wyraźnie zainteresowane niespotykanymi gośćmi w ich wodopoju. Po drodze dopadła nas burza, najpierw zatrzymaliśmy się przy brzegu, by w końcu popłynąć w deszczu. Machając wiosłem jest cieplej.
Często brzegi połączone były mostkami czy też kładkami (na szczęście udawało się przecisnąć pod nimi).
Mijaliśmy zagrodę danieli, które nic sobie nie robiły z naszej obecności kiedy przepływaliśmy obok nich. Rzekę zagrodziła kładka – za niska by przecisnąć się pod nią.
DSC00068.JPG

Musieliśmy wypakować bety i przenieść się górą. Nie było to przyjemne i łatwe ze względu na błotnisty charakter brzegu. Na szczęście nie było komarów! Rzeka stawała się coraz bardziej zarośnięta. My chcieliśmy zawrócić, jednak Zakapior zawziął się i utorował drogę na jezioro. To dopiero była dzicz… Zarośnięte brzegi niedostępne z lądu i wody, łabądki pływające po powierzchni wody, cisza, spokój, po prostu bajka. Niestety brzegi grobli którą płynął kanał Iławski były równie niedostępne jak wszystkie inne. Plan przenoski się załamał. Dzień miał się już ku końcowi, a opcji noclegu nie było. Zapadła decyzja o powrocie. Tym razem przeciskanie poszło już szybciej, ponowna przenoska nad kładką i wylądowaliśmy na łące nieopodal zagrody danieli. Znalezienie niepodmokłego kawałka wcale nie było łatwe, udało nam się zamelinować przy samej drodze.
DSC00001.JPG

Kolacje jedliśmy przy latarkach i zapalonej lampce naftowej. Rano czekał nas kilkuset metrowy spacer przez łąkę by przy mostku zwodować się na kanał Iławski.
DSC00020.JPG

Chcieliśmy zobaczyć akwedukt i wyobraźnia podsycana rzymskimi budowlami napędzała nas w stronę grobli przez jezioro Karnickie. Oczywiście grobla z poziomu wody nie zrobiła na nas wrażenia. Zawróciliśmy w stronę Miłomłyna, gdzie mieliśmy zaklepany nocleg na polu namiotowym, gdzie jak się okazało byliśmy jedynymi spływowiczami. Poszliśmy z Zakapiorem po małe zakupy w celu uzupełnienia kcali i %. Znacząco się ochłodziło i rozwiało, to też nie skorzystaliśmy z opcji ogniska i udaliśmy się na spoczynek. Po wczorajszych atrakcjach dzień okazał się lekki i bez problemowy.
Naleśnik na śniadanie, pakowanie i skierowaliśmy się w stronę jeziora Ruda Woda. Zajrzeliśmy do stanicy harcerskiej Wenecja – byliśmy tam na 1 dniach kanu. Dzisiaj wszystko zamknięte na 4 spusty, DZ zaparkowana na stołówce, i tylko kilku moczykijów w zasięgu wzroku. Pociągnęliśmy do końca jeziora, gdzie na polu biwakowym zjedliśmy obiad. Na miejscu bawiły się już dwie ekipy wzajemnie się zagłuszając discopolo i jakąś techniawką. Przepraszam – nie jestem w temacie jeśli chodzi o aktualne trendy muzyczne. Zawinęliśmy się dalej w kierunku pochylni Buczyniec, gdzie spodziewaliśmy się pięknego pola namiotowego postawionego za pieniądze jakie zabrał nam Związek Socjalistycznych Państw Europejskich, by potem część oddać nam w formie dotacji na budowę tegoż. O ww. polu rozpisywały się media w samych superlatywach. Więc kiedy ok 20 dotarliśmy do pochylni, i okazało się, że na tym super świetnym polu są tylko toitoiki i kran z wodą, do tego znajduje się na dole pochylni, więc czekała by nas przenoska postanowiliśmy rozbić się na trawniku przy pochylnianym wale. Zacumowaliśmy kanady do polerów, za odbijacze burt robiły puste butelki podjęte jako śmieci po drodze. Ten dzień dał nam w kość, wiatr wiał cały dzień w twarz. Dziękujemy obsłudze za nierobienie problemów. Zagadała nas sympatyczna parka, pogadaliśmy chwile i zabraliśmy się za gotowanie. Na kolację, korzystając z patentu Marshalla skonsumowaliśmy frytki. Noc przebiegła spokojnie, chociaż padał deszcz i rano czekało nas wylewanie wody z łódek.
Przejazd kanadyjką w wagoniku zrobił na nas duże wrażenie.
DSC00002.JPG

Wpływamy do wagonika, cumujemy nabiegowo (potem udawało się bez cumowania), walnięcie młotkiem w gong i już wagonik startuje. Wodowanie jest przyjemniejsze, łódka miękko ląduje na wodzie. Potem kolejna pochylnia i jeszcze jedna. Na 4 okazało się, że jest awaria i czekała nas długa przenoska. Pękła podstawa koła wodnego. Na szczęście z górki, więc przeniesienie betów po torowisku odbyło się sprawnie.
DSC00072.JPG

Było jeszcze zbyt wcześnie by kończyć pływanie na dziś, powiosłowaliśmy dalej.
Wiatr w twarz wzmagał się coraz bardziej, wpłynęliśmy na jezioro Drużno. Nie zrobiliśmy przerwy na obiad i głodny Zakapior złorzeczył pod nosem… Przystanęliśmy na jakiejś wędkarskiej miejscówce, aby mógł się posilić. Niesamowite ile syfu ludzie są w stanie zostawić nad wodą… Przychodzi taki baran kilka razy w miesiącu w to samo miejsce i za każdym razem zostawia kolejny śmieć…
W trakcie spływu zebraliśmy 2 worki śmieci – a były to tylko swobodnie pływające w wodzie butelki… Te w trzcinach i przy brzegach zostawialiśmy. Dramat!
Cisnęliśmy dalej pod wiatr przez rezerwat. Udało nam się zgubić w trzcinach, i kręciliśmy się w kółko przez jakiś czas. Nie byłoby w tym nic złego, bo jezioro jest piękne, pełne ptactwa, jednak czas zaczął być naszym wrogiem. Brzegi jeziora są niedostępne i nie można liczyć na nocleg. Przeskoczyliśmy przez jezioro Drużno, zaczęło już zmierzchać, a przed nami jeszcze ostatni odcinek. Koło mostu kolejowego znajduje się dobre miejsce na nocleg, zdecydowaliśmy się jednak dociągnąć do kolejnego mostu do campingu 61. Z wody schodziliśmy już po ciemku.
Właściciel wskazał nam od razu miejsca na namioty, pokazał gdzie co jest i nie przeszkadzał. Rozbiliśmy się, i udaliśmy do kuchni na kolację. Grzane wino pokrzepiło nas przed snem.
To był najbardziej męczący dzień, ale tak naprawdę, ciężko było znaleźć sensowne miejsce do spania wcześniej. Płynąc natchnęliśmy się na kilka martwych bobrów (??) i śniętych ryb
Sobotę przeznaczyliśmy na zwiedzanie Elbląga.
DSC00053.JPG

Wspaniałe stare miasto, panorama z wieży kościelnej i super muzeum zrobiły na nas wrażenie. Dobrze że w przewodniku napisano, że pospawane blachy to sztuka współczesna słynnej artystki, bo zastanawialiśmy się, jakby to to sprzedać na złomie… Ale na sztuce nowoczesnej podobnie jak na muzyce ja się nie znam.
Wieczorem wyjadaliśmy zapasy piekąc je na kempingowym grillu nad samą wodą. No po prostu idealne miejsce, dobrze wyposażona kuchnia, czysto, w bardaszkach grzały kaloryfery, jest gdzie posiedzieć i odpocząć. do tego teren jest zamykany na noc.
Poznaliśmy sympatycznego Brytyjczyka Johna – rowerem zmierzał ze Skandynawii do Jugosławi… Pozdrawiamy i trzymamy kciuki za powodzenie wyprawy!
Niedziela upłynęła pod znakiem pakowania i wizyty w Raczkach Elbląskich. To było bardzo ‘depresyjne przeżycie’. W trakcie powrotu zahaczyliśmy o bar dalnia koło Mławy – wygląda niezbyt zachęcająco ale schabowy z ziemniaczkami i pomidorowa rządzi! Jadałem tam kiedyś kilka razy i nic się nie zmieniło.
Kanał pełny zabytków technicznych, mostków, mostów, mosteczków i kolejnych mostów jest jednocześnie miejscem bytowania wielu dzikich zwierząt. Odnajdzie się tu zarówno entuzjasta dzikości, jak i techniki. Niestety wzdłuż brzegów i w toni wodnej pozostawione jest też dużo śmieci. Wysoki stan wody pozwolił nam podziwiać bagniska i podmokłe lasy – prawie jak namorzyny. Turystów praktycznie brak, innych spływów czy łodzi na kanale w zasadzie nie było, ale to pewnie wina niedziałającej pochylni
Zauważalny jest natomiast kompletny brak infrastruktury turystycznej dla małych wodniaków. O rowerzystów zadbano MORami, jest ich dużo, są czyste, uporządkowane, a możliwości wyjścia z łódki na brzeg jest jak na lekarstwo… Ale za to są mostki. Wrócimy na te tereny na pewno z kanadą i na pewno z rowerami, bo jest co oglądać, a wiele rzeczy musieliśmy pominąć.
Na koniec polecamy kemping marina w Ostródzie – niesłusznie obawialiśmy się bliskości dworca kolejowego, polecamy też kemping 61 w Elblągu – obawialiśmy się bliskości centrum miasta, ale również niesłusznie. W obu ceny i warunki BOMBA!!!

GALERIA: https://photos.app.goo.gl/bUlvpuri05OUytIZ2
przez glynu
11 maja 2018, o 14:25
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Weekend nad Bugiem

Maga,
jaki fajny otwieracz do piwa :D
przez glynu
12 maja 2018, o 09:17
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: 2018.04.29 - Wisła - co może pójść nie tak.

Marcel, widzę, że Wisła nie jest dla wszystkich łaskawa... Najważniejsze, że doświadczenie rośnie i młodzież się garnie do spływu...
A co do niskiego stanu wody i problemów ze śluzowaniem to już od dłuższego czasu wydaje mi się, że na wyposażeniu śluzy powinien znajdować się taki "menelski wózek" do przewozu małych pływadeł.
przez glynu
12 maja 2018, o 09:43
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Co Nam W Duszy Gra?

W niedzielę bylim na sianokosach i wieczorem na koncercie zespołu TULIA.
przez glynu
24 lipca 2018, o 20:17
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

2018.07.21 BZURA ŁOWICZ - SOCHACZEW

Ciągle ostrzymy sobie zęby na Utratę, choć w dużej mierze skanalizowana, poprowadzona w głębokim rowie, przepływa nam prawie koło bloku, więc chociaż połowa logistyki byłaby z głowy. Czaimy się cały czas na wysoki stan wody, a ostatnie opady zapowiadały udany spływ. Jak wiadomo, rzadko który nasz plan dotrwał do realizacji w pierwotnej formie, więc ostatecznie wylądowaliśmy na Bzurze.
bzura 1.jpg
W ubiegłą sobotę wybraliśmy się na krótki spływ Bzurą. Startowaliśmy w Łowiczu, metę zaplanowaliśmy w Sochaczewie. Logistykę zapewniły nam koleje mazowieckie, więc po małej kawie podrałowaliśmy naszym cygańskim wózkiem na dworzec, wgramoliliśmy się do pociągu i dotarliśmy do Bednar, gdzie wszystkim pasażerom kazano się przesiąść do zastępczej komunikacji autobusowej. Przed dworcem czekał malutki busik, w który ledwo udało nam się zmieścić nasze taboły. Na miejsce startu wybraliśmy trawnik przy moście trasy nr 70 w Łowiczu. Składanie bajdarki i przepakowanie rzeczy do worków zajęło nam łącznie jakieś 40 minut. Wodowanie, i sruuuu.
Woda niosła nas wartko, po drodze nie mięliśmy żadnych problemow z mieliznami, progami i innymi podwodnymi ograniczeniami. Śniadanie zjedliśmy na miejscówce Janusza rzecznego plażingu i grilingu.
bzura 3.jpg
Odkryliśmy pasażera na gapę.
bzura 2.jpg
Nad wodą latały helikoptery, które czasem atakowały nas żądłami i innymi mackami, a czasem lądowały na naszym radzieckim lotniskowcu.
bzura 4.jpg
Jedna z wypożyczalni oblicza czas spływu na ok 8 godzin, nam cały spływ zajął 5, z czego 2 leżeliśmy po drodze na kocyku. Także ten... tego... na koniec odczuwaliśmy niedosyt.
Spływ zakończyliśmy zimnym piwem wypitym na dworcu w Sochaczewie - jak na cyganów przystało.

Epilog
Niedzielę wykorzystaliśmy na wizytę w Żelazowej Woli na przeprowadzenie zwiadu na Utracie.

fotosy z łikendu:
https://photos.app.goo.gl/X3mmwcThNJHTMi2L6
przez glynu
24 lipca 2018, o 21:07
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Wkra (Glinojeck-Pomiechówek)

Jak byłem małolat, to ojciec mnie na kajak zabierał, może teraz ja bym to odwrócił... Fajna ta Wkra, ten odcinek jeszcze przed nami, ale wygląda zachęcająco.
Mimo, że za piesełami i kotełami na dłuższą metę nie przepadam, to zawsze podziwiam zwierzaki na wodzie. ;)
przez glynu
2 sierpnia 2018, o 09:29
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

27-29.07.2018 WARSZTATY KANADYJKOWE PSKK WENECJA

Ten sezon nie jest dla nas jakoś specjalnie bogaty w wyjazdy, mam wrażenie że pokurczyło się wszystko począwszy od doby, tygodnia, plecaka, bagażnika, a na portfelu skończywszy :lol:
Ostrzyliśmy sobie wiosła na Bug, jednak wylądowaliśmy w bazie harcerskiej Wenecja nad jeziorem Ruda Woda na warsztatach pskk.
Pierwszy * na canoe 2 Radek zweryfikował nam w trakcie ostatnich dni canoe, teraz przyjechaliśmy poszerzyć wiedzę z zakresu autoratownictwa.
Czy to jest potrzebne - każdy musi sobie sam odpowiedzieć. Z jednej strony jestem przeciwnikiem papierów, zaświadczeń bo liczą się umiejętności, z drugiej gdzieś tych umiejętności się trzeba nauczyć...
Ja powiem tylko, że warto trenować pod okiem bardziej doświadczonych kolegów.
My w czasie pływania zawsze mamy z tyłu głowy, żeby na koniec się trochę powywracać i potrenować choćby wylewanie wody z łódki. Wychodzi jednak jak zwykle, czyli albo jesteśmy zmęczeni, albo jest za zimno, albo za gorąco, albo mało czasu, albo inny czort jest wymówką. Ba, mięliśmy w planie podjechać nad Zegrze, coby jeden dzień spędzić w ten sposób, jednak od 3 lat na planie się skończyło.
W czwartek od rana już przebieraliśmy nogami, po południu łódki i zakapior na pokład, tankowanie i w drogę. Z Płońska zgarnęliśmy jeszcze radkowego ucznia Krzyśka i tak przeładowanym autem turlaliśmy się w bliżej nieokreślonym kierunku północnym.
Na miejsce dotarliśmy wieczorem, rozstawiliśmy obozowisko i zaczęliśmy integrację.
Zajęcia miały rozpocząć się w sobotę, więc piątek mieliśmy dla siebie - popłynęliśmy na północny koniec jeziora na placki ziemniaczane i obejrzeć cypel który wydzierżawiło stowarzyszenie navicula. Zapowiada się bardzo ciekawie...
Po powrocie zjedliśmy obiad w obozowej kuchni - a karmią tam smacznie i do syta :||: Zaczęli się zjeżdżać kolejni uczestnicy. Potem oglądaliśmy 2 kanady jakie druh Radek :lol: dłubał z harcerzami, chociaż bardziej wyglądało to na dłubanie dla harcerzy :lol:
Wieczorne ognisko i oczekiwanie na zaćmienie księżyca, które przysłoniła wielka ciemna chmura zakończyły dzień.
Sobota i niedziela to czas warsztatów. Teorię poprowadził Andrzej, i zrzuciliśmy łódki na wodę. Trzymanie kursu, pociągnięcia, manewry, i oczywiście wywrotki. Stawialiśmy łódki, opróżnialiśmy z wody na wodzie i wchodziliśmy spowrotem. Ćwiczyliśmy rzuty rzutką, i masaż serca na fantomie. Niestety mój poszkodowany został warzywem z powodu niedotlenienia mózgu :oops:
Oczywiście Radek przywiózł ze sobą swoje solowe Jaskółki, uczestnicy też przywieźli swoje kanady więc można było pomacać i wypróbować ciekawe pływadła.
Dziękujemy za wspólnie spędzony czas, za naukę, za uwagi i podpowiedzi. :||:

foty kradzione:
https://photos.app.goo.gl/AvKwMwjjUaDeJ6M1A
przez glynu
3 sierpnia 2018, o 09:53
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

23.06.2018 WKRA GLINOJECK-PŁACISZEWO

Zapłon mam straszny, ale wcześniej jakoś nie było czasu żeby przysiąść do relacji.
W przedostatnią czerwcową sobotę wybraliśmy się na spływ Wkrą organizowany przez Radka. Jak ja lubię takie imprezy gdzie ktoś za mnie wszystko obmyśli, przemyśli, załatwi, ogarnie i niczym nie muszę sobie zaplątać głowy... :brawo: Mogę się wtedy skupić na wioślingu, piwingu i odpoczingu :D
Spotkanie wypadło na plaży miejskiej w Glinojecku, giepełes nie potrafił pomóc, więc trochę musieliśmy się nakręcić i nadzwonić aby dotrzeć na miejsce. Łódki zwodowane, auta odstawiliśmy na parking koło urzędu i szanowny radkowy teść odwiózł kierowców na miejsce startu. Oczywiście na fotelu w aucie zostawiłem telefon, więc z tego miejsca raz jeszcze dziękuję za zawiezienie mnie spowrotem :oops:
Był to nasz pierwszy kontakt z Wkrą, co prawda ujście widzieliśmy podczas spływu Kanałem żerańskim i Narwią ale to się nie liczy ;)
Rzeka bardzo urokliwa, bez wystających kamoli, i zwałek pełnych robaków i obślizgłych porostów, czyli taka jak lubimy. Zdarzyły się gniazda brzegówek(?) i kilka nor bobrów(?), łączki z dogodnym wyjściem z wody i kilku podchmielonych lokalsów liczących na podwózkę wodą do najbliższej wsi :lol:
W jednym miejscu mijaliśmy rurę ściekową i przez pewien czas woda miała nieciekawą barwę i zapach. Na szczęście natura potrafi sobie radzić z większymi problemami i po kilkuset metrach negatywne wrażenia ustąpiły.
Tak swoją drogą czekam tylko jak natura się wk**wi na jeden gatunek...
Szukaliśmy dość długo dogodnego miejsca na przerwę śniadaniową - no bo przecież spływ bez jedzenia pod korek się nie liczy :oops: by w końcu trafić na sympatyczną łączkę. W trakcie konsumpcji z oddali zaczęły dochodzić nas pomukiwania i przy kolejnym obróceniu się za siebie zobaczyliśmy kilka krówek, które stały nad nami i dyskretnie dawały nam do zrozumienia, że to ich miejscówka. Przyśpieszyliśmy, kiedy do zbiegowiska zaczęły zbliżać się krówki, które miały tylko po "jednym cycku", i konsumpcję dokończyliśmy już na wodzie :hejka:
Pogoda również się pogorszyła, słonko na niebie zamieniło się w deszczowe chmury i spływ kończyliśmy już w mżawce, która nastała po deszczu. Meta przy moście drogowym z dogodnym podjazdem praktycznie nad samą wodę. Transport kierowców zapewnił szanowny radkowy teść, a po spływie Ewa nakarmiła i napoiła nas do syta pysznym żurkiem i owocowym preparatem (którego to niestety mogłem jedynie powąchać).
Było bombowo :brawo: nie możemy się doczekać kolejnego etapu Wkry :-P

foty kradzione:
https://photos.app.goo.gl/7LjUmCnJUwPD3mN46
przez glynu
3 sierpnia 2018, o 12:28
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Drwęca w stronę Torunia

świetnie się ogląda.
Lubię - przepraszam za makaronizm - czilować z piwkiem przy tego typu filmikach. :||:
Tą trasę też mamy zaplanowaną na któryś z przedłużonych łikendów. Też na składaka, bo powrót z Torunia do Ostródy komunikacją to marnie wygląda. Ile to było u Ciebie te parę dni?

Hehe, my też traktujemy to forumowe rodzeństwo jako swojego rodzaju zwiadowców :D
przez glynu
3 sierpnia 2018, o 17:09
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

24.08.2018 KRUTYNIA

Relacja ze spływiku, ale na bezrybiu to i rak ryba.
Odpuściliśmy zeszłotygodniowy zlot canoe na Krutyni, wiedząc że będziemy tam w ostatni łikend sierpnia. Korzystając z zaproszenia na wesele naszych przyjaciół na miejscu czyli w Krutyni postanowiliśmy pojawić się dzień wcześniej.
Droga na mazury nie mogła obejść się bez przystanku na pizze w Myszyńcu. Przesympatyczny lokal vis a vis kościoła jak zawsze uraczył nas pyszną pizzą. Oczywiście zamówiliśmy duże, żeby niezjedzone kawałki zabrać na potem. Uwielbiamy zimną pizze :)
Po posiłku, lodach przy małej fontannie i spacerku w poszukiwaniu działającego bankomatu ruszyliśmy w dalszą drogę. Do stanicy pttk Krutyń, gdzie mieliśmy nocować dotarliśmy po południu. Sympatyczny domek czasy świetności mający już za sobą. Ponieważ gwiazdy jutrzejszego wieczoru dopinały ostatnie guziki przy przygotowaniach złożyliśmy naszą bajdarkę, wrzuciliśmy do środka po zimnym pianiście (pojawił mi się taki odruch Pawłowa, że po długiej trasie autem mam ochotę na piwo ;) ) i zeszliśmy na wodę.
Chcieliśmy dopłynąć do Rosochy na bardzo smaczne placki ziemniaczane, ale ostatecznie pociągnęliśmy w górę rzeki do zapory.
Wieczorne pagajowanie przez rezerwat pozwoliło nam nacieszyć się spokojem jaki panuje tutaj (wyłączając szczyt sezonu kajakowego). Przez chwilę towarzyszyła nam rodzina łabędzi, czapla, pliszka(?) i oczywiście mnóstwo kaczek. Zachód słońca między drzewami, roje komarów nad jeziorem Krutyńskim (o dziwo tylko złowieszczo brzęczały, nie atakując naszych odsłoniętych ciał), delikatna mgła nad wodą - po prostu coś pięknego.
Wracaliśmy na liścia, w deszczu i półmroku.
Placki zjedliśmy w sobotę robiąc sobie spacer (a wyszliśmy tylko do pobliskiego sklepiku).
W drodze powrotnej zahaczyliśmy o miodobranie w Wykrocie koło Myszyńca. Festyn jak festyn, ale nabyliśmy miodek od naszego zaprzyjaźnionego pszczelarza, zajadaliśmy się regionalnymi przysmakami i spełniło się jedno z moich małych marzeń... Zjadłem pączka z mięsem. Teraz już mogę umierać :lol:
Wieczór już po powrocie do domu zakończyliśmy piwem jałowcowym. Chyba czas wrócić na Krutynię na dłuższy spływ...

https://photos.app.goo.gl/1B7Gb9HnJTXKXtnG9
przez glynu
27 sierpnia 2018, o 12:22
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Spływ Wierzycą w Wyborczej, zamknięta przystań i bareiz

ehhhh... śmieci, śmieci, śmieci. Skoro można przynieść pełne opakowanie, to tym bardziej można zabrać ze sobą puste, a ile badziewia pływa w wodzie, albo zalega na brzegu... Podobnie w lasach, mimo, że teraz teoretycznie wszyscy oddają śmieci do gminy, ciągle jakieś cymbały podrzucają śmieci do lasu. Nie potrafię tego ogarnąć.
I wydaje mi się że z tego samego powodu, pola biwakowe na zasadzie dzwoń i nocuj się w naszym kombinującym januszowym społeczeństwie nie do końca sprawdzą. Przystanie, które nie działają bo włodarzom nie mieści się w głowach, że ktoś może dopłynąć ot tak po prostu w celach rekreacyjnych do ich małego k****dołka (ale to akurat nic dziwnego, bo nasi sąsiedzi też nie potrafią zrozumieć, że my nie pływamy na ryby, tylko dla samej idei płynięcia). Mamy błędne koło, nie ma turystów, bo nie ma infrastruktury, nie ma infrastruktury, bo pojawia się jeden turysta na miesiąc. Chociaż ja lubię nocować na dziko, albo na spartańskich polach biwakowych.
Pan dziennikarz tymi otarciami naskórka i robakami to mnie szczerze rozbawił, każda aktywność fizyczna niesie za sobą jakieś ryzyko (mniejsze/większe ale zawsze), a w dzisiejszych czasach sprawdzić co oferuje dana rzeka to żodyn, podkreślam ŻODYN PROBLEM, łącznie ze zdjęciami, kilometrażem czy filmikami, więc narzekanie na sprawy inne niż marina czynna tylko w środy nie powinno mieć miejsca. To tylko pokazuje jak debilnieje nam społeczeństwo, i lepiej chyba nie będzie. Inna sprawa czy powinno się udrażniać wszystkie koryta. Część powinno się zostawić i nie ingerować, dla samego poznania jak natura sobie radzi. Ale z drugiej strony, my jako gatunek ciągle w tej naturze mieszamy, ingerujemy (patrz chociażby zatory śmieciowe na rzekach) i znalezienie złotego środka będzie bardzo trudne. W interesie firm czarterowych będzie porządkowanie koryta, ale to też powinno się wykonać z głową można przecież wyciąć część gałęzi i wykonać tor dla leniwych/niedzielnych spływowiczów, ale zostawić też konary żeby ambitni mięli frajdę. To akurat jest temat rzeka ;)
przez glynu
28 sierpnia 2018, o 16:21
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: 24.08.2018 KRUTYNIA

Nie wliczając krzykliwych niedzielnych spływowiczów to jest to jedna z naszych ulubionych tras spływu. Znośnie blisko, znośna logistyka, piękne krajobrazy, no bajka po prostu. Do Zgonu zabrałem Różową na naszą pierwszą wspólną majówkę z naszą pierwszą wspólną kanadą naszym pierwszym wspólnym autem :D
przez glynu
28 sierpnia 2018, o 16:42
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

cron