| Biuro Turystyki Kajakowej AS-TOURS | PROZONE - wypożyczalnia kamer GoPro! | KONKURS RELACJA MIESIĄCA |

Znalezione wyniki: 82

Wróć do listy podziękowań

Re: II Polski Dzień Kanu "Nadwarciański Gród"2016

My już mentalnie nad Wartą... :&&: :&&:
przez glynu
24 maja 2016, o 10:42
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Pasy transportowe z napinaczem? Jakie?

Dziób kanady (lub innego długiego ładunku) podczepimy linką do świeżo zamontowanych taśm. Mocowanie jest stałe, więc nie bujamy się z jakimiś zatrzaskami/śrubami/ duperelami za każdym razem, kiedy chcemy coś przytroczyć. Gdy nie używamy - podnosimy maskę, chowamy taśmy, opuszczamy maskę.
przez glynu
25 maja 2016, o 15:50
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: II Polski Dzień Kanu "Nadwarciański Gród"2016

Wrzucam linka do naszych fotek. Nie ma co pisać - Olga opisała wszystko elegancko :-). Dziękujemy za kolejne wspólne spędzone polskie dni canoe.

https://photos.google.com/share/AF1QipO ... hpa2NCTFJn
przez glynu
2 czerwca 2016, o 12:02
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Przenośny stojak nad ognisko

Taki prototyp testowaliśmy nad Pilicą. Nie jest to jeszcze catharsis stojak, ale powoli zmierzamy do celu... Rury amelionowe fi 25,00/2,0 mm, złącza do regałów sklepowych fi 25,00 mm. Nogi - 1000,00 mm, poprzeczka - 1100,00 mm. W razie potrzeby można dołożyć przedłużki nóg z rur fi 20,00 mm.
Główna zaleta: można powiesić kilka garów jednocześnie. Wada - system składania jak radziecka wyrzutnia pocisków balistycznych.
Na sznureczku z boku stojaka przytroczony jest super surwiwalowy klucz ampulowy do składania/rozkładania stojaka.
przez glynu
20 czerwca 2016, o 19:33
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

17-19.06.2016 PILICA

Ostatni weekend spędziliśmy w doborowym towarzystwie nad Pilicą. Wstępnie mięliśmy wybrać się z Asią na spływ okołowarszawski jednak udało się zgrać małą ekipę i w 10 osób popełniśmy spływ z Tomaszowa Mazowiekiego do Grotowic. Łącznie było to 34 km niespodziewanie wartkiej rzeki, zanim jednak przejdę do szczegółów wodnych wtrącę małą uwagę od mojej skromnej osoby. Otóż osobiście nie wierzyłem, że uda się zebrać chociaż 1 osadę na spływ, jednak "potęga" mediów społecznościowych okazała się niezastąpiona przy organizacji wydarzenia jakim jest 2i pół dniowy spływ. Cały proces odbywał się na ryjbuku, a ponieważ ja nie posiadam, ominęła mnie całość prac organizacyjnych :P co nie znaczy, że nie podpowiadałem przez ramię :lol: W każdym razie UDAŁO SIĘ!

Wstępnie dogadaliśmy menu, podzieliliśmy się zakupami i w piątek z naszą czerwoną kanadą na dachu oczekiwaliśmy na przyjazd Jolandy Małgorzaty i Kazika do Płocho, albowiem mięliśmy dojechać razem. Tradycyjnie chęć zabrania jak najmniej rzeczy starła się z chęcią zabrania "wygodnickich" gadżetów. Na szczęście auto w nadwoziu kombi i kanada zniosły nasze fanaberie... Z niecodziennego szpeju pojawił się nowy ogniskowy stojak amelionowy, ręczny mulitimikser na korbkę czy jak to tam się nazywa, nowa używana gofrownica (świetna by dociążyć łódkę), składany mini stoliczek i oczywiście nasz najważniejszy załogant - Różowa Dziewczynka :). Była też tuba do oglądania dna i sikawka jako niezbędny element szpeju wodnego.

Do Przystani w Tomaszowie dotarliśmy jako pierwsi, rozejrzeliśmy się po ośrodku, mięliśmy niewielki problem z zamelinowaniem się, ponieważ nie wiedzieliśmy na czyje nazwisko dokonano rezerwacji pola i kanad. Po powołaniu się na znajomość z Krzystofem Jarzyną ze Szczecina, dyskusja została ucięta i mogliśmy rozłożyć nasze obozowisko. Ponieważ w sobotę miała startować kajakowa masa krytyczna w ośrodku roiło się od braci wodniaków. Na szczęście udało się wybrać cichy i w miarę intymny zakątek (co nie do końca podobało się panom z obsługi imprez bo podobno a naszym miejscu miały stanąć dmuchane gumowe zabawki dla dzieci). Wspólnie z Kazikiem wypłynęliśmy w górę rzeki poszukać drewna na ognisko – na terenie paliły się już 3, ale raczej organizatorzy nie byliby zachwyceni naszymi kotłami i gotowaniem na nich. Na szczęście za pierwszym zakrętem natchnęliśmy się na zwałkę, skąd pozyskaliśmy opał.
Rozpalono ogień. Na kolację przewidziana była grochówa, ale żeby nie było tak wesoło – najważniejszego składnika zapomnieliśmy – wyszła więc zupa niegrochowa. Pobudkę zaplanowaliśmy na 0800. Strudzeni podróżą, przy rytmach discopolo i szlagierów z najdalszych cygańskich osiedli kładliśmy się spać ok północy.

Kazik dokonał na nas pobudki po 0600 rąbiąc drewno! Po co?! Na co? Tego on sam nie był w stanie wyjaśnić. Zebraliśmy się powoli do śniadania – obowiązkowa jajówa, kawa i takie tam. Zwinęliśmy obozowisko i zamiast wystartować, czekaliśmy przy miejscu wodowania, które zakorkowały kajaki. Udało się nam wypłynąć dopiero po 1100, kiedy cała stonka spłynęła z prądem.
Na odpoczynek, ochłodę i popas zatrzymaliśmy się na niewielkiej plaży. Kawa, ciasteczka i już nie pamiętam co jeszcze. Oprawę artystyczną zapewnił klif z gniazdami brzegówek (?), więc patrzyliśmy z podziwem jak małe samolociki lądują w swoich piaskowych hangarach.
Przed wypłynięciem dostaliśmy namiary na ciekawe miejsce biwakowe na nocleg. Niestety broniły go osy, które zagnieździły się na piaszczystym zejściu do wody. Powoli popłynęliśmy dalej i za kilkoma zakrętami dobiliśmy do brzegu. Standardowa procedura – rozstawienie namiotów, ogarnięcie opału, ognia i w ruch poszedł kociołek. Na deser zaplanowane były gofry. Wniosek jest jeden: warto zabierać gofrownicę na spływ :D
Niedziela przywitała nas ogromnym żarem, co i nie za bardzo mi posłużyło, zaobserwowałem mianowicie u siebie początki przegrzania / udaru – generalnie musiałem się mocno schłodzić. Co nie było takie łatwe, bo na śniadanie obiecałem ferajnie naleśniki.
Pakowanie, ogarnianie obozowiska i wypłynęliśmy na krótszy o połowę końcowy etap. Rzeka niosła nas wartkim nurtem, obfitując w liczne małe bystrza, mielizny piaskowe i kamienne. Na jednym uciekła nam z canoe arafatka – udało ją się na szczęście odnaleźć zaczepioną o jakiś korzeń kilkaset metrów dalej.
Przed samym dobiciem do mety zrobiliśmy sobie postój w cieniu wierzby, posilając się zabranym z ogniska małym kociołkiem (zebra) wypełnionym ziemniakami, boczkiem i cebulką MNNNNNNNIIIIIIIIAAAAMMMMM
Spływ zakończyliśmy obiadem w lokalu z wielkim M w nazwie. Podsumowując: było super, bardzo zacna ekipa, liczymy z Asią na kolejny wspólny spływ…
Uwaga dodatkowa: z 10 osób tylko ja zaliczyłem 2 spotkania z kleszczami: jeden upodobał sobie moją nogę pod kolanem, drugi, jakby to ładnie ująć ……… pośladek.

Aha, oczywiście na spływie nie może zabraknąć suchara:
Przepraszam, każdy może się pomylić. Powiedział pedofil odstawiając karła.

Niechcący długo wyszło, ale musiałem dać upust swojej mani grafomańskiej, jednocześnie z niecierpliwością oczekuję na relację Olgi  AHOJ!

fotosy:
https://goo.gl/photos/tHARR4s6bnLYDF9W9
przez glynu
21 czerwca 2016, o 09:21
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: 17-19.06.2016 PILICA

Zawsze możesz dodać fotografię zastępczą. :D
przez glynu
21 czerwca 2016, o 10:36
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

16-17.07.2016 Kanał Żerański-Zalew Zegrzyński-Narew

Czas na kolejne przygody Różowej dziewczynki:
20160716_092529-1.jpg
Po wielu perypetiach udało nam się doprowadzić do skutku spływ Kanałem Żerańskim via Zegrze, via Stopień Wodny Dębe, dalej Narwią do Modlina. Pomimo kilku prób odwiedzenia nas od tego zamiaru, po przewertowaniu google maps ustaliliśmy mniej więcej miejsce wodowania, sposób przejścia przez zaporę, i próg za zaporą, kwestię transportu ludzi i sprzętu.
Szczegóły, skład i większość spraw omawialiśmy via ryjbuk – grupa ludzi pływających canoe.
Ja i moje dwie Różowe dziewczynki nad Kanał Żerański dotarliśmy jako pierwsi. Ustawiliśmy auto koło samochodów wędkarzy, którzy zaczęli na nas ciekawie spoglądać ze swoich miejscówek. W czasie poszukiwania miejsca wodowania podziwialiśmy kanadyjkarkę DSC00651.JPG DSC00653.JPG i sympatycznego ptaszka (?) DSC00661.JPG Okazało się, że to, co na zdjęciach googla wyglądało jak piasek, okazało się stromym betonowym brzegiem. Nic to – nie takie trudności pokonywaliśmy, zwodowaliśmy canoe, zapakowaliśmy worki do środka, powoli zaczęli się zjeżdżać inni uczestnicy spływu. Przywitania, zapoznania, ogólnie mówiąc pełna kurtuazja. Góra szpeju na trawie zrobiła się już całkiem spora, więc kierowcy pojechali odstawić auta do Modlina. DSC00655.JPG
W trakcie drogi powrotnej zahaczyliśmy o stację benzynową na „pipi” i drobne zakupy. Gdy dotarliśmy na start canoe i kajaki już były zapakowane i wszyscy na nas czekali. Wodowanie i startujemy.
Kanał Żerański miło nas zaskoczył pod względem fauny i flory. Mimo, iż jest to sztuczny ciek, przywitała nas bujna roślinność wodna i lądowa, a ja spodziewałem się raczej surowych betonowych nabrzeży i widoku kominów w tle... DSC00672.JPG DSC00673.JPG DSC00676.JPG
Chyba pierwszy raz widziałem kwitnącą strzałkę wodną, a może po prostu w codziennej gonitwie nie zwracałem na nią wcześniej uwagi. Co chwilę w wodzie pluskały rybki, a w zasięgu wzroku przelatywały ptaszki. Jedna załoga kajaka pływała zygzakiem od brzegu do brzegu, więc nastąpiło pierwsze przetasowanie. DSC00680.JPG
Po drodze mijaliśmy połamane brzozy, więc zatrzymaliśmy się, aby pozyskać drewno na ognisko (stara zasada, że lepiej nosić, niż się prosić jest ciągle aktualna). DSC00665.JPG Na szczęście canoe pozwala na zabranie po drodze praktycznie czego dusza zapragnie! (patrz nasza lala :D )
Przepływaliśmy obok gniazda łabędzi. Młode wyglądały z daleka jak sterta kamieni i pewnie gdyby nie stary łabędź czuwający nad ich bezpieczeństwem nawet byśmy ich nie dojrzeli. DSC00681.JPG Gdy zbliżaliśmy się do Patelni niebo zasnuło się chmurami, wzmógł się wiatr i zaczęło straszyć deszczem. DSC00687.JPG
Przepłynęliśmy Zalew i za Mostem drogowym wpłynęliśmy do przystani. DSC00693.JPG Nocleg mieliśmy zaklepany, po lądowaniu Olga poszła na zwiad i od pani z obsługi usłyszała, że mamy się rozbić gdzie chcemy. Dopłynęliśmy do slipu, podziwiając piękny bocznokołowiec, który cumował przy kei. DSC00703.JPG DSC00705.JPG Wyciągnęliśmy skorupy na brzeg, i zaczęliśmy rozbijać namioty. Nagle pojawiła się jakaś pani i zaczęła się drzeć na nas, że nikt z nią nie rozmawiał i nikt nam nie pozwolił się rozbijać. Po wyjaśnieniu, że tydzień temu telefonicznie ustaliliśmy rezerwację z jak się okazało mężem ww. pani i inna pani skierowała nas tutaj, odfuknęła, przeprosiła i poszła. Ok, myślimy – też chciałbym wiedzieć kto mi się po terenie pałęta, i w ogóle trzeba trzymać porządek. Podczas płacenia za pobyt i chęć rozpalenia ogniska z naszego drewna pan właściciel powiedział, że nic go to nie kosztuje, więc mamy zapłacić co łaska 20,00 pln. Prawie jak podczas dawania na zapowiedzi w kościele. Oprócz pani właścicielki terenu pilnował piesieł. Asia jak zawsze z piesełem się zaprzyjaźniła, co nie było trudne, bo charakter miał odwrotny od pani właścicielki. DSC00696.JPG DSC00698.JPG Obozowisko gotowe, opłaty wniesione, przyszedł czas na obiad. W ruch poszedł czajnik na drewno, pojawił się wrzątek, a z nim kawa, herbata, zupki i kisielki. DSC00698.JPG Pieseł jest po raz drugi, coby wrócił spokój po rozmowie z rozsierdzoną panią. Kazik zajął się rozpaleniem ogniska, i w ruch poszły kiełbadrony i mięska. Nieśmiertelna kratka po raz kolejny pokazała, że jest niezastąpiona. Pojawiła się gitara, śpiewom i rozmowom nie było końca. Kiedy kładliśmy się spać, zegar wskazywał okolicę godziny 2.
Pokonaliśmy ok 18 km. Pierwszy dzień spływu żegnał nas pięknym zachodem słońca. DSC00691.JPG DSC00692.JPG DSC00709.JPG
przez glynu
19 lipca 2016, o 20:15
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Wiosło DIY ogon wydry

Od kiedy mamy canoe, tj od 03.2015 myślimy co by tu zmienić, poprawić, ulepszyć. Począwszy od samej łódki, przez wiosła i na kamizelkach skończywszy.
Na pierwszy ogień poszły wiosła! Wymiar mniej więcej cyrklujemy w podobny do naszych dotychczasowych. Pióro - ogon wydry.
Posiłkowałem się tą stronką: http://www.aldovarotto.org/canoa/pagaia_en.htm
Ponieważ to prototyp - który ma sprawdzić czy ja się jeszcze do czegoś nadaję - drewno to pierwsza gorsza kantówka z supermarketu. Dlatego proszę pominąć aspekt sęków i ogólnie gównianego surowca. Pozostałe uwagi i konstruktywna krytyka mile widziane.
Trzonek sklejony z 2 listewek sosnowych 30/15, pióro z listewek sosnowych 30/15 i 30/40. Oba końce chcę zakończyć wstawkami z merbau. 20160725_151028(1).jpg Niestety mamy tylko mały panel deski podłogowej z tego ciekawego surowca więc doklejać będziemy później. Miły Pan w sklepie powiedział, że dałby mi to za darmoszkę, ale jestem pierwszym klientem w poniedziałek, to muszę coś zapłacić... :lol:
Mam taki mały pomysł, coby czuć sprężystość trzonka przy mocniejszym pociągnięciu. Do klejenia użyłem kleju wodoodpornego D4 puchnącego. 20160725_151327(1).jpg Oczywiście nie używałem rękawic, więc teraz ręce są czarne. 20160725_160338(1).jpg ]Swoją drogą Klej SUPER! W całej akcji aktywnie pomagała mi Różowa Dziewczynka - więc pewnie wiosło pomalujemy na jedyny słuszny kolor :D Jej dłonie również czyste nie są. :)
Jakieś pomysły czym to zmyć (zmywacz z acetonem i benzyna nie dają rady)?? 20160725_161939(1).jpg 20160725_184722(1).jpg
przez glynu
25 lipca 2016, o 19:18
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Wiosło DIY ogon wydry

20160726_164414.jpg

Teraz odrysować szablon, wyrżnąć, wyheblować, wyrychtować i gotowe ;)
A i jeszcze różowa bejca :lol:
przez glynu
27 lipca 2016, o 19:35
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

grupowe struganie wioseł w szkutni u Radka

W miniony weekend odwiedziliśmy Szkutnię Radka. My chcieliśmy podpytać mistrza o kilka tips&trics odnośnie budowy własnej skorupy, a w tym samym czasie trzy sympatyczne kuleżanki były umówione na struganie wioseł. Koniec końców, Różowa wydziergała dla siebie własnoręcznie cedrowe wiosełko.
Od tego zaczyna się każde wiosło.
DSC01124(1).JPG
Wstępnie obrobione drewno.
DSC01031.JPG
Instruktaż mistrza.
DSC01043.JPG
Praca wre.
DSC01035.JPG
DSC01015.JPG
Bociany przyglądają się wszystkiemu z pobliskiego słupa.
DSC01058.JPG
Czas na dopieszczenie drążka.
DSC01062.JPG
Ta mina mówi sama za siebie.
DSC01066.JPG
Na koniec przyszedł czas na personalizację, ale foto z procesu wypalania brak.
Proces produkcji kończy położenie na pióro tkaniny i zalaminowanie całości. Ale tym już zajął się Mistrz.
DSC01107.JPG DSC01117.JPG DSC01120.JPG

W odpowiednim momencie w relacji pojawi się suplement. O pewnych sprawach gentelmeni milczą.
przez glynu
2 sierpnia 2016, o 22:12
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Wycieczka rowerowo-kajakowa

dzięki,
taki zestaw wycieczkowy to byłoby super rozwiązanie. 2 rowerki to lżejsze obciążenie dla jednego człowieka, ale i więcej szpeju do zmieszczenia w pływadle.
przez glynu
5 sierpnia 2016, o 09:53
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

DIY inne niż pływadła

do Wodza - nie znalazłem odpowiedniego działu - jak przeoczyłem to proszę o przeniesienie, albo utworzenie nowego.

https://lh3.googleusercontent.com/3vlncHYBLvOqZ5JZ8vE0eiFiYbqbr3JhLVxSisM7rW5Dl7zDdBAj_O4cOJQQ2Qn9tS3wb5FuGRKvrjwRfOQdzkH9zevfVGT-tdWu2fU_axmOU33v8KOIN6xqGJkvRFpyYIM0g5HMU8bQ8Ueu0CJTd0TukAixnYtY8ipx5-GeJb-Bfvt1HGxxoMJaFdb0Cp3LZRQBqWCAKc8n2Q5n1fKOahvwYqnYQ9nwVGJ6a3SAWSrKcwmPVANJ_l17lTcLCrrtrgHDy5ETizWAr8bApabbi1mGDhxDw4tVPRk1d9T2ghKIKRG_pnp940Qf8PxrlnOaduqU-rOkt16uB6wQnJgBaXZ9MnvmOeFp6_hv775lqeb-R-rWBd52Pei7yZlpmqiBtKcDQGNCuMGCL4q3Bib_4GIa3axMEySZxhLEsyB9XsYRqePiFUsHB2eKPt8mFKdbf8Rj9S5EcmhFYkf4DCHUIONQR2Cj92SRF_aH_MtOIXQgp1W6jjFykUEax0vnEaMHL5EZ6THgCeLWavu_ux9NY7WadSIeOjUZYAHj8ncyw-gxxmeIDwLyZKGv3s7FPEEPDvz7oqjgm1YzsPhdhJMXPGQ67bfwJJJR29kTsnrjST1RmdoLELs3BMStDVu4bU-Q9y7Rf9NWQtqz-_lBYkQUjC_v3_HxRG1EstIQJ_cD9Q=w1035-h776


Pochwa do mory 2.0
W grudniu Mikołaj przyniósł mi małą klasyczną morkę w plasticzanej oprawie. Oryginalna pochewka nie pasowała do klasycznej drewniano-węglowej zabawki, ale brak czasu sprawił, że mieszkała w plastiku przez kwartał. Chciałem coś nietuzinkowego i stosunkowo szybkiego do wykonania. Z braku skóry pomysł padł na korę brzozy - ludzie robią pudełeczka i kubeczki, gdzieś kiedyś widziałem pochwę na nóż, pomyślałem, że i ja spróbuje.
Byliśmy z Różową na spacerze w KPN, z powalonych brzózek powycinaliśmy kilka arkuszy kory. Nigdy się tym materiałem nie bawiłem, więc prototyp nie wyszedł idealnie, jestem świadom niedociągnięć i baboli.
Wykonanie:
Korę przyciąłem na odpowiednią długość - teraz zrobiłbym 1 cm dłuższą.
Arkusz namoczyłem w gorącej wodzie.
Zrolowałem arkusz na rolce folii do żywności.
Posmarowałem materiał klejem wodoodpornym poliuretanowy puchnącym i zawinąłem.
Dno wykonałem z korka do wina, z naciętą końcówką w kształt v.
Całość owinąłem naturalną linką i koniec.

Konstruktywna krytyka mile widziana.
https://goo.gl/photos/EJ3hLX16cEtxFFti8

https://lh3.googleusercontent.com/gudPNEKRDD5TkVyI_Q0IQj4Gdjpwf9w0Z9U3F29rCRUpwtcIEkdlPxjAWzO393VDiEInvg-R6MwRUpj748xfNQo8pZyETNtYFrU_qv1KGRCAA8tspYHr-17NkAtmnttO7bNd5EsqI3C_PErFPFKTzIazkBaz3g3z23eIMrL6uqyTRUEfef5Y_58nxjPu3eAuDQuZXGbslxg14WmKY-T6RHMGgSO6AOhtZ672LQkdlkp0eTRd7mV5sZXgeNn3lN0RiDAY4T3YDs1aUlNo7OC_pNwSOHedqabkP6iexjqIZMpu5sq2q2A6S-_ReNj-GrJc-nugLX7vTAKIdh2pg1pWe0SwVpU2YeQOEI8W7z40BawmXx_l7azZuiqaJE29s34Xb23vc_mmAxz3B8AWifkBLCq1OqsbnD2xTTYWjdQggiuENafTFcu3i_sLTqN4gjQFAIQe5S2sBzoWI0Vkj5iwOTL8ZyCaV4N1aCSGS5CPevcVnBHwYPmNQ4bg1xG4XjQPbFlzzZQM0D4f3j7UwWrgEQ1JJGZY9F5Fk0eJOM5Z2IST_b3x4rK7W3owsIkwRbA3VcSXduGwRJz9wS-cIc0ByYRSOxTqo-Oo8dFlpiIMWs8gdPcck8bIoWE7-kFgXjI_8GEoPyuuxSapDW6tW7i-NTLSK4LDTa9qgBi-jhye-Q=w437-h776
przez glynu
15 marca 2017, o 19:33
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

2017-04-01 OTWOCK - WARSZAWA

PROLOG
Pogoda zapowiadana na weekend sprawiła, że niedźwiadki zapragnęły wyjść ze swojej zimowej nory. Odsłoniliśmy rolety w oknach i faktycznie, w telewizorze się nie mylili – przyszła wiosna. Czas ruszyć na wodę.
Auto w warsztacie i zastępczak bez relingów nie mogły nas powstrzymać przed pływaniem! Postanowiliśmy w końcu rozdziewiczyć nasz zeszłoroczny zakup w bratniej republice radzieckiej. W tym miejscu serdeczne podziękowania dla Igora za pomoc w realizacji zamówienia, pozdrowienia i podziękowania za wyrozumiałość dla obsługi triton-ltd.ru.
Logistykę spływu powierzyliśmy warszawskim kolejom. Rozważaliśmy naszą Utratę lub Wisłę. Wygrała ta druga ze względu na lepszą komunikacje.
20170401_0717131.jpg
20170401_071700.jpg
Z Płocho z przesiadką na dworcu zachodnim dojechaliśmy do Otwocka. Musimy się wybrać w te rejony na spacer lub rowerki. Coraz mniej świdermajerów, coraz więcej ruinek, a budyneczki naprawdę piękne. Metę zaplanowaliśmy pod mostem Poniatowskiego w Warszawce, dalej do Płocho via dw. Stadion.
Wstępnie planowaliśmy zwodować się bezpośrednio na Wiśle przy promie Karczew – Gassy, jednak kiedy się ciągnie za sobą ciężki i nieporęczny wózek, w ramiona wrzynają się szelki plecaka, zaczyna się błyskawicznie kombinować, jakby tu skrócić dystans do przebycia. Szybka modyfikacja planów i ostatecznie na start wybraliśmy piaskową plażę na Świdrze kilkaset metrów od ujścia do Wisły.
różowa na pokładzie.JPG
wodowanie na Świdrze.JPG
PROKTOLOG
Od postawienia wózka do postawienia kanady na wodzie zajęło nam ok 45 min. Ustanowiliśmy tym samym nowy rekord po pierwszym rozkładaniu w zeszłym roku na działce (ponad 2 godziny).
Wystartowaliśmy powoli oswajając się z charakterystyką nie do końca sztywnego kadłuba. Pomimo twardych ławeczek spływ zapowiadał się całkiem wygodnie. Woda w Świdrze zimna i mokra, kilkakrotnie trzemy dnem o piasek na dnie zatrzymując się w końcu na mieliźnie tuż przed Wisłą Najpierw wysiadłem ja i zacząłem przepychać kanu z Asią na pokładzie. Jednak po kilku metrach cała załoga musiała opuścić pokład, bo łódka stanęła na mieliźnie.
Przed samym ujściem wsiadamy do łodzi i kierujemy się w stronę najbliższej plaży na zachodnim brzegu na śniadanie.
wyspa 'śniadaniowa' za ujściem Świdra.JPG
wyspa śniadaniowa za ujściem Świdna na Wiśle.JPG
Menu na dzień dzisiejszy stanowiła duża racja srg z bigosem i pulpetami, dodatkowa konserwa zabrana z lodówki, pieczywo vasa z solą morską, kawa i herbata z termosów. Na śniadanie skonsumowaliśmy część smakołyków z racji. Ja zjadam całą czekoladę, bo złapał mnie skurcz i o mało nie umarłem. Czekolada pomogła. I tej wersji będę się trzymał. Na piasku widzieliśmy tropy ciupakabry i wędkarza.
ślad niedźwiedxia.JPG
ślad wędkarza.JPG
Zamocowaliśmy na dziobie kolejny gadżet zakupiony w ubiegłym roku w ulubionym sklepie sportowym.
montaż żagla kajakowego tribord.JPG
Załogantki miały początkowo problemy z opanowaniem żagla, jednak po chwili wszystko układało się jak trzeba. Problematyczne pozostało tylko składanie – wiatr nas nie rozpieszczał i prawie cały czas wiało ze złej strony…
Widzieliśmy mnóstwo ptaków i drzew w środku koryta.
wyspa 'bobrowa'.JPG
wyspa 'bobrowa' 2.JPG
Spenetrowaliśmy wyspę, na której stołówkę miały bobry, tam zrobiliśmy sobie przerwę, i poleżeliśmy na kocyku.
iykwim.png
Płynąc dalej blask słońca przesłoniły nam blade hmmmm. Pęknięte plecy. Takich pleców widzieliśmy kilkanaście, niestety dla mnie, wszystkie pęknięte plecy były męskie.
cuda i dziwy.jpg
Przed Mostem Siekierkowskim zatrzymujemy się na obiad.
wyspa obiadowa.JPG
wyspa obiadowa 2.JPG
zawracanie rzeki kijem.JPG
Na małej wysepce odgrzewamy bigos z racji, dopychamy się słodyczami i nieśpiesznie wracamy na wodę. Powoli zbliżamy się do końca spływu, zostajemy gwiazdami instagrama jakiegoś napotkanego na brzegu drwala, podziwiamy z bliska Grubą Kaśkę i z pompą lądujemy na plaży.
gruba.JPG
Składanie i suszenie całego majdanu zajęło nam ponad godzinę, pakujemy nasz rumuńsko – cygański wózek i docieramy na dw Stadion.
cyganie polskiego pochodzenia.JPG
ptasi fast food.JPG
EPILOG
Sama Wisła zaskoczyła nas swą głębokością – spodziewałem się głębszej rzeki, a tymczasem zdarzało się, że na środku koryta głębokość wody wynosiła 10 - 20 cm. Dno jest bardzo nieregularne, w wielu miejscach niestabilne – należy wysiadać bardzo ostrożnie. Podpływając do wyspy przed Mostem Siekierkowskim na obiad zakręciło nas w wirze. Takich wirów widzieliśmy po drodze kilka. Nic się nie stało, ale trzeba zachować ostrożność. Podsumowując – nie taka Wisła straszna jak ją malują…
przez glynu
3 kwietnia 2017, o 12:50
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: 31.03-02.04.2017. Śnieżka i okolice - morderczy atak!

Marshall,
jakbyś miał mniejszy plecak, to byś zabrał mniej wódy,
jakbyś zabrał mniej wódy, to nie miałbyś takich schiz. Coś za coś...
fajny wypad i relacja trzymająca w napięciu. Normalnie, jakbym czytał o pieszej wyprawie na księżyc :D
przez glynu
7 kwietnia 2017, o 11:40
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: żagli do kajaka w Decathlonie nie będzie

poszukaj na alledrogo, e-bay (niemiecki, brytolski), i amazonie. Rok temu było tego sporo w necie. Nie tylko decathlon miał takie żagle w ofercie. No i oczywiście chińskie alli.
przez glynu
7 kwietnia 2017, o 11:50
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

28.04.2017 - 02.05.2017 GIŻYCKO

Plan na tegoroczną majówkę przewidywał rowerową wycieczkę wzdłuż polskiego wybrzeża, niestety zdarzenia kwietniowe pokrzyżowały plany rowerowe. Zamieniliśmy je oczywiście na pagajowanie.
Wstępnie myśleliśmy o spływie Wisłą z Warszawy w dół, lub z Włocławka do Gdańska, kończąc tradycyjnie na mazurach. Tym razem nie była to Krutynia, kręciliśmy się w koło Giżycka.
Pogoda za oknem w piątkowy poranek i prognozy nie nastawiały optymistycznie, ale jak mawia stare przysłowie – nie ma złej pogody, tylko ciuchy są nieodpowiednie.
Skierowaliśmy się na Gdańsk z zamiarem obejrzenia auta – przez telefon wszystko wyglądało cudmiódnieśmiganepachnącebłyszczącepoNiemcuemerycieijegoniemieckiejemeryckiejżoniecojeździłtylkozatankowaćnaniemieckiejstacjitylkooryginalneniemieckiepaliwoiwdrodzepowrotnejdoniemieckiegokościołanarodowegoirazwtygodniuponiemieckiezakupydoniemieckiegosklepuzniemieckimitylkotowaramidmuchałchuchałniemieckimpowietrzemiprzecierałlakieroryginalnymniemieckimwoskiemzinstrukcjąoczywiścieponiemieckuniemieckąirchątajnymniemieckimsposobemwoskowania. Na miejscu po pierwszych oględzinach okazało się, że ww. auto to pokolizyjny szrot. W tym miejscu nie pozdrawiamy panów z BIG MOTORS POLSKA z Gdańska. Ani tego w wieśniackiej czapce, ani tego bez czapki, ani nawet tego co go nie było a rozmawiał z nami przez telefon. Zawinęliśmy się więc czem prędzej na piętach skutecznie kuszeni promieniami słońca nieśmiało przebijającymi się przez chmury...
Na wschód – tam na pewno musi być jakaś cywilizacja!
Wcześniej jednak Różowa wymyśliła obiad w naszym ulubionym barze mlecznym w centrum miasta, więc skierowaliśmy się na zachód. Piątek przed długim weekendem, ok 15 skutecznie odebrał nam apetyt, nawróciliśmy na najbliższym skrzyżowaniu (co zajęło ok pół godziny), i przez nowy tunel pod Wisłą pocisnęliśmy w stronę wschodzącego słońca.
Do Giżycka dotarliśmy wieczorem konsumując po drodze obiad na wiejskim przystanku PKS w postaci bigosiku, makaroniku po bolońsku i gadżetów z racji. Ogarnięcie hotelu, spacer po mieście, wizyta na molo, wstępny zwiad na jutro, kolacja i polegliśmy w łóżku.
Rano obejrzeliśmy twierdzę Boyen. W kasie spotkała nas miła niespodzianka – krwiodawcy mają zniżkę! Patrząc jak natura wdziera się w zabudowania, jak drzewka powoli wyrastają ze szczelin pomiędzy cegłami, jak korzenie wybijają wyłomy w murach, naszła nas taka refleksja, że teraz nikt tego nie oczyszcza, nie wyrywa i nie łata ubytków w świeżo wypchniętych cegłach, a za kilka lat zacznie się płacz, bo piniondzów brakuje na konserwację murów…
DSC02320.JPG
DSC02335.JPG
Po spacerze po twierdzy pojechaliśmy nad wodę.
Miejsce na wodowanie znaleźliśmy przy kładce na kanale Giżyckim. Wypakowanie worków, złożenie łódki, odstawienie auta na osiedlowy parking nieopodal i strzelenie fotek z przestawiania mostu zajęło nam ok godziny. Nie obyło się bez przygód – czysty na pierwszy rzut oka trawnik usłany był psimi klocami, musieliśmy manewrować między... no właśnie... – mam więc apel – MASZ PSA – SPRZĄTAJ PO NIM!!!
DSC02359.JPG
Wypłynęliśmy na Niegocin. Na wodzie przywitał nas wiatr, wysokie fale i przelotny deszcz. Temperatura również była daleka od komfortowej. NIC TO BAŚKA! Jak mawiał Pan Wołodyjowski – dziś na pewno tak straszy i jutro się wypogodzi. Jak się później okazało to zdanie towarzyszyło nam do końca majówki…
Celowaliśmy w stronę Wyspy Ptasiej, ale żeby nie pompować non stop pod wiatr, zawróciliśmy zrobiliśmy przerwę na obiad i Kanałem Niegocińskim przerzuciliśmy się na Tajty. Byliśmy już nieźle zziębnięci, zobaczyliśmy domki kempingowe, gdzie postanowiliśmy dopytać o wolny domek. Kemping okazał się stanicą żeglarską, która dopiero startowała w tym sezonie i domki jeszcze nie hulały, ale wolne były pokoje. Miły Pan Bosman poczęstował nas herbatą i przygarnął na noc w pokoju nad bosmanatem. Poczuliśmy się jak na koloniach – pokoik z paździerza bez żadnych wygód. Wygody są w domu, byliśmy wniebowzięci. Wieczór zakończyliśmy nalewką porzeczkową– tak dla zdrowotności.
Następnego dnia kręciliśmy się po jez. Kisajno, zrobiliśmy ognisko i penetrowaliśmy okoliczne wyspy.
DSC02393.JPG
W czasie płukania gadżetów po obiadku zostawiłem widełki na brzegu, MOJA WINA (tu następuje samobiczowanie), więc kolejnego dnia musieliśmy po nie wrócić – okazało się, że na naszym miejscu ktoś po nas biwakował, a widełki leżące na brzegu nieświadomie wbił butem w ziemię, tam gdzie je zostawiłem. Cieszyliśmy się z odzyskanej zguby. Pokręciliśmy się między wyspami, minęła nas tratwa nurków na holu za motorówką, wpłynęliśmy do „laguny” na wyspie Duży Ostrów i wróciliśmy do naszej paździerzowej chatki. Wszystko to przy akompaniamencie wyjącego w uszach wiatru. Wieczorem poszliśmy na spacer do miasta. Wizyta w kawiarni w starej wieży ciśnień (sernik na ciepło z wiśniami i czekoladą z widokiem za areszt śledczy każdemu poprawi humor), potem taras widokowy (tak, zgadza się, byłem zesrany że to się wszystko urwie, spadnę i zabije się na śmierć), ale panorama przednia. zjedliśmy rybki i już autem wróciliśmy do stanicy.
DSC02428.JPG
DSC02438.JPG
DSC02523.JPG
Aha, i udało nam się odnaleźć jednego zaginionego Tupolewa. Samolot ma się dobrze, jest gotowy do startu w bezpiecznym tajnym miejscu, ukryty przed wzrokiem wrogiego wywiadu. Także wszyscy zwolennicy teorii spiskowych – SZACH MAT!
DSC02514.JPG
Jeden z żeglarzy ostro przygotowujących się do sezonu (a przygotowywali się zawzięcie co wieczór) polecił nam byśmy płynęli na jez. Dejguny, które na co dzień jest trudnopenetrowlane ze względu na niski stan wody. Tegoroczna majówka wody nie żałowała, kanu ma małe zanurzenie, o którym żaglówki mogą tylko pomarzyć, pochwyciliśmy więc ten pomysł. Ponieważ wiało idealnie w plecy, rozwinęliśmy nasz żagielek i bez wysiłku sunęliśmy do końca jeziora. Zrobiliśmy przerwę na śniadanio – obiad.
DSC02457.JPG
DSC02460.JPG
W trakcie konsumpcji przehasały koło nas 3 dorodne pasztety, znaczy zające. Skryły się w krzakach i po chwili kicały z powrotem machając przed nami kitami. Ładne pasztety. Postanowiliśmy już wracać bo nie uśmiechało nam się dymanie pod silny wiatr przez 2 jeziora i rzeczkę. Jednym słowem miękkie faje z nas. Dotarliśmy do końca Tajt i na wiosłach wróciliśmy do naszego paździerzowego domku. Powrót dał nam w kość ale szczęśliwie dopompowaliśmy do mety. Na Dejguny jeszcze się kiedyś zapuścimy. Pakowanie, składanie łódki i pożegnanie z serdecznymi żeglarzami zakończyło tegoroczna majówkę.
Wracając zahaczyliśmy o Mikołajki, jednak spędziliśmy tam może z kwadrans. Festyn, odpust, chiński sklepik z gównoliną i tłumy wylansowanych lal i lalusi. W polarach i trampkach nie pasowaliśmy do tego towarzystwa. Nie podobało nam się.
Zatrzymaliśmy się na obiad w Myszyńcu – świetna pizzeria, smaczne jedzenie, uczciwe ceny i miła obsługa – POLECAMY!
I w ogóle to i ludzie jacyś inni niż widuję w stolycy, tacy kulturalni. Nawet pan menel na skwerku otwierając piwo podniósł wystrzelony w górę kapsel i wrzucił do kosza… SZACUN.
Podsumowując niepotrzebnie dymaliśmy do Gdańska i Mikołajek, ale to ryzyko było wliczone w koszty, z powodu chłodu i zaleceń lekarza dzienne przeloty nie były imponujące, kręciliśmy się wokół stanicy, wiał silny wiatr, na jeziorach duże zafalowanie(jak na naszą łupinę) i nie było sensu się męczyć. Żywiliśmy się głównie racjami sr i zupkami profi. Oczywiście w menu nie mogło też zabraknąć porannej jajówy, codziennie parzonej kawy i popołudniowego grzanego wina.
Może w przyszłą majówkę wrócimy w ten rejon większą łódką… Zapowiada się 9 dni wolnego…

foty i filmiki
https://goo.gl/photos/L1rTSupXK5H7zqrJ7
przez glynu
7 maja 2017, o 11:43
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

PRÓG PRZY ELEKTROWNI KOZIENICE na 425,95 km WISŁY

Gdyby Ktoś szukał informacji na temat progu "tymczasowego" na Wiśle za Elektrownią Kozienice na wysokości m. Świerze Górne, tj. 425 km to należy zajrzeć na stronę: www.enea.pl , potem zakładka grupaenea , potem zakładka o grupie , potem zakładka spółki grupy enea , następnie wytwarzanie (to w sumie jest przecież oczywiste...), i ostatnia zakładka: informacje dla turystów wodnych . Po dotarciu do ww. informacji samo pokonanie progu wydaje się już pestką. :)

https://www.enea.pl/pl/grupaenea/o-grupie/spolki-grupy-enea/wytwarzanie/informacja-dla-turystow-wodnych
przez glynu
4 sierpnia 2017, o 09:06
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

3 x PROSPECTOR CANOE

Pomysł na budowę kanad wykiełkował po problemie z wypożyczeniem łódek w Warszawce na spływ Kanałem Żerańskim w 2016 r. Pojawiła się inicjatywa, by wydziergać quick canoe wg projektu Michaela Storera. Taką własnoręcznie zbudowaną łódką pływa nasz forumowy Kolega Artur. Wymieniliśmy razem kilka uwag, trochę podpytaliśmy i w efekcie nabyliśmy ww. plany. Szykowaliśmy się do budowy 4 łódek. Została tylko rozmowa z Radkiem z radekkanu.com przy okazji zeszłorocznego strugania wioseł, żeby dopytać o kilka niuansów odnośnie budowy. Kiedy usłyszał co chcemy dziergać, pokręcił głową i ostatecznie odwiódł nas od zamierzonego projektu. Ze szkutni wyjechaliśmy z planami prospectora. Czas budowy 4 quick canoe szacowaliśmy na 4/5 łikendów, czas budowy prospectorów znacząco się wydłużył w stosunku do zamierzeń ze względu na większą ilość planek, detali i sam rozmiar łódek. Ostatecznie budowa przeciągnęła się na większość ciepłych łikendów września 2016, oraz maja - sierpnia 2017 r. Jeszcze w ubiegłym roku jedna łódka wypadła z budowy i rozpoczęliśmy dłubanie 3 kanad. Z braku szkutni z prawdziwego zdarzenia na Kazikowym podwórku na płytach chodnikowych ułożyliśmy 2płyty osb – to był nasz stół do rysowania i wycinania. W stosunku do oryginału nasze łódki zostały skrócone i odpowiednio zwężone, tak by zmieścić się w 2 długościach sklejki. W efekcie mają 462 cm długości, czyli ok 15 stóp. Najpierw odrysowaliśmy szablony na sklejce i rozpoczęło się mozolne rzezanie wyrzynarkami. Po wyskrobaniu ostatniej planki jedna osb została pocięta na wręgi, druga oddawała nam jeszcze nie raz przysługę jako stół...
Zaczęło robić się ciemno i zimno, tzn. jesiennie, więc dalsze prace zostały przełożone na kolejny rok. Z niecierpliwością oczekiwaliśmy pierwszych ciepłych dni. W tym roku pogoda jaka była każdy pamięta, więc początek sezonu nastąpił w zasadzie w połowie maja. Kazik naciskał na szybkie rozpoczęcie robót, ciekawe dlaczego… Bo chyba nie przeszkadzały mu prawie 2,5 metrowe elementy ułożone w pokoju pod ścianą… No na pewno nie…
Gdy temperatura podniosła się, grunt obsechł, przygotowaliśmy „altankę” do budowy. Głównie rencyma Kazika. Za surowiec posłużyły płyty chodnikowe i stara podłoga z domu. Planki zostały sklejone, w między czasie odwiedziliśmy pobliski skład budowlany w celu nabycia drewna. Jak się później okazało, nie był to ostatni raz. Ponieważ były to nasze pierwsze doświadczenia z budową, nie chcieliśmy używać egzotycznych/kosmicznych technologii, coby ograniczyć koszty i ewentualne straty, jeśli by się nam nie udało.
dalej to już tylko mieszanie żywicy, klejenie, szlifowanie, szlifowanie, znowu mieszanie, znowu klejenie i kolejne szlifowanie, szlifowanie, szlifowanie... Po ostatnim szlifowaniu przeszliśmy do lakierowania. Później znów szlifowanie i ostatnie warstwy lakieru.
Oprócz pływadeł wyrychtowaliśmy równocześnie 3 wannigany i 3 komplety wioseł.

DANE TAKTYCZNO-TECHNICZNE:
Długość: 462 cm / 15 ft
Materiał: Sklejka 5mm topola, obustronnie laminowana tkaniną 150 g/m2 układaną na zakładkę, drewno sosnowe
Lakier: zewnątrz – polren dwuskładnikowy (niebieski, czerwony, zielony), wewnątrz + drewno – v33 bursztyn
Żywica: klejenie: epidian 5 + tff, laminowanie: epidian 53 + et
na gościnnych występach pojawił się też mój ulubiony klej poliuretanowy puchnący :lol:
Śruby, wkręty, elementy ze stali nierdzewnej
Uzbrojenie: sikawka

FOTOSY: https://goo.gl/photos/rDbzTGsFKNVswevZ8

UPRASZA SIĘ POZOSTAŁYCH DŁUBACZY O UZUPEŁNIENIE GALERII.

Uwagi:
W trakcie budowy, dzięki swoim pomiarowym zdolnościom Kazik dorobił się tytułu Inżyniera i przy okazji Jego łódka została przez nas ochrzczona „mniej więcej” lub „na oko”.
Nie ucierpiało żadne zwierzę, ani człowiek, no może poza sąsiadami Kazika.
Oczywiście nie ustrzegliśmy się kilku baboli, jak na przykład przesunięcie przy sklejaniu jednej z planek. Lekarstwem okazała się szlifierka zwana diaxem, a przez „Januszy” boszem. Następne partie przy sklejaniu stabilizowaliśmy drobnymi gwoździkami. Łatwiej, szybciej i precyzyjniej byłoby najpierw skleić całe płaty sklejki, a dopiero później wycinać plankę na całą długość burty, niestety z braku dostatecznie długiego miejsca, najpierw cięliśmy dwie części pasa, a dopiero potem sklejaliśmy. O dziwo metoda szycia i klejenia wybacza dużo błędów – na pewno więcej niż się spodziewałem…
Co do czasu – ręczne wycinanie planek zajęło nam tyle czasu ile planowaliśmy początkowo budować quick canoe. Niedokładności przy wycinaniu pierwszych listew, mściły się na etapie doprowadzania ich do kultury zabierając nam cenny czas.
Trytki są dużo wygodniejsze i bezpieczniejsze (jeśli musi się przestawiać takiego jeża), do tego zaciskanie idzie szybciej niż kręcenie drutów.
Niestety nie doszacowaliśmy kosztów (o wiele większe niż zakładane na początku zużycie papieru ściernego, żywicy do laminowania i drewna ze względu na występujące sęki i kleksy żywiczne – nie wiem jak taka wada się nazywa), z drugiej strony, po wszystkim zostało każdemu z nas garść wkrętów nierdzewnych, po słoiku żywicy, lakieru i arkusz taniny szklanej, i różne drobne elementy.

Wydaje mi się, że wszyscy przyznają mi rację, że największym problemem okazała się przedłużająca się budowa. Pod koniec dłubania chyba już nie mogliśmy na siebie patrzeć…
Mimo tych wszystkich przeciwności, zakończę parafrazą: szyjcie i klejcie!
Niestety to wciąga i przed końcem pierwszej konstrukcji już się zaczyna myśleć o kolejnej…

Podziękowania:
Dla Radka z radekkanu.com za plany, pomoc i namieszanie nam w głowach i wszelkie otrzymane wskazówki.
Dla Mamy Kazika, za to że nas dokarmiała.
Dla Kazika za zorganizowanie warsztatu z dostępem do elektryczności (człowiek mający to na co dzień, przestaje doceniać udogodnienia jakie niesie za sobą prąd z gniazdka…)
Dla Olgi i Asi, za to że cicho siedziały w kuchni przy garach i nie przeszkadzały. Nie no skłamałbym i zgrzeszył – Obie czynnie brały udział w działaniach fizycznie i umysłowo, ale nie mogłem się powstrzymać…
I jeszcze raz dla Asi, Oli, Kazika za wspólną budowę, trochę zabawę, wieczorne grille i że znosili jak je**łem ich z góry na dół i w poprzek. Moim usprawiedliwieniem niech będzie to, że ktoś musiał jakąś dyscyplinę zaprowadzić.
przez glynu
2 października 2017, o 12:03
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: 3 x PROSPECTOR CANOE

krwi, jak krwi... Ale ile browarów poszło... :)
przez glynu
3 października 2017, o 07:56
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

cron