| Biuro Turystyki Kajakowej AS-TOURS | PROZONE - wypożyczalnia kamer GoPro! | KONKURS RELACJA MIESIĄCA |

Znalezione wyniki: 82

Wróć do listy podziękowań

07-09.09.2018 LIWIEC

Zacznę od końca, czyli od podsumowania: bardzo owocny spływ. Dosłownie i w Przenośni, ale o tym poniżej. Kto był, wie jak było, kto nie był, niech żałuje. W miniony łikend chlupaliśmy po Liwcu. Na start i logistykę wybraliśmy gospodarstwo agroturystyczne w Wólce Poroszewskiej. Z różową i zakapiorem dojechaliśmy w piątek wieczorem zaliczając po drodze postój na lody rzemieślnicze w Jadowie, potem zahaczyliśmy o punkt widokowy Sowia Góra. Zabawnie musiało wyglądać auto załadowane 2 łódkami z mozołem wspinające się po żwirowej drodze na parking na szczycie. Wzniesienie porastały krzaczory z czarnymi owockami, więc oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie wsadził do ryja smakowicie wyglądających kuleczek. Były strasznie cierpkie, na szczęście nie umarłem :roll: . Po rzuceniu okiem na okolicę spostrzegliśmy facia, który zbierał kuleczki do wiklinowego koszyczka. Nie był to czerwony kapturek, ani wilk, i na babcię też nie wyglądał. Wyjaśnił natomiast, że te krzaczory to tarnina :idea: fermentacja-> destylacja-> preparat :idea: Postanowiliśmy pojawić się na małe zbiory w czasie spływu lub drodze powrotnej. Na miejscu startu położonym przy urokliwym mostku zebrało się akurat kilku ofrołdowców (tak, jesteśmy w Polsce i będę spolszczał) z landkliniki, z którymi spędziliśmy wieczór przy ognisku. Towarzystwa dotrzymywały nam tutejsze pieski, wygrzewające się przy paleniku i korzystające z głaskania niewiast. Nie obyło się oczywiście bez degustacji trunków i wzajemnego przekonywania się który sposób spędzania wolnego czasu jest fajniejszy ;) Wiadomo przecież, że leżąc w przyhotelowym basenie i nic nie robiąc, aaaa żartuję, to nie to forum :lol:
KOZA.jpg
W sobotni poranek dotarł Włodek, po nim Olga i Agatka. Po powitaniu, przytulaniu, przepłukaniu przełyków, pakowaniu (wszystko na p) 4 kanady wypłynęły na poszukiwanie przygody.
W tym miejscu poproszę młodka o przypomnienie przepisu na napój jaki ze sobą przywiózł
Nie pamiętam już kto mnie nastraszył, że Liwiec potrafi nieść bardzo mało wody. W piątek wodowskaz w Łochowie wskazywał 108 cm, w Zaliwiu 146 cm i jak się okazało, taki poziom daje jeszcze margines bezpieczeństwa do komfortowego wożenia d*py po wodzie, znaczy się, pływania.
Bobry elegancko wyczyściły brzegi i najbliższe okolice koryta z drzew, więc nie napotkaliśmy żadnych zwałek, Nie było też cienia jaki na wodę rzucają przybrzeżne drzewa. Większość ptaszków też już chyba zabrała nogi za pas, bo poza kilkoma nie widzieliśmy pierzastych przyjaciół. Nie nudziliśmy się jednak, ponieważ na tym odcinku Liwiec strasznie meandruje i ciągle musieliśmy kontrować kurs by nie wylądować w trzcinach czy innych trawach.
LALA.jpg
Ok 16 znaleźliśmy ładną polankę na nocleg (była plaża, równa łączka, bliskość lasu z opałem), zdecydowaliśmy się jednak pociągnąć dalej z zamiarem dopłynięcia do Sowiej Góry.
Rozstawiliśmy obozowisko, i z zakapiorem wyruszyliśmy w 2 różnych kierunkach w poszukiwaniu opału (szkoda, że nie przygotowaliśmy zapasów po drodze, płynąc kanadyjką nie ma problemu z zabraniem zapasów, a uniknęlibyśmy dalekich spacerów). Wieczór upłynął na konsumpcji i był pełen opowieści dziwnej treści.
W nocy jakieś zwierzątko szeleściło workiem stojącym obok namiotu i kiedy wyskoczyłem ze środka usłyszałem tylko chlupnięcie w wodzie. Kiedy rano znów usłyszałem szelest, delikatnie odsunąłem suwaki namiotu, wyskoczyłem… I ujrzałem młodka, który konsumował śniadanie…
Leniwy niedzielny poranek, który zaczął się oczywiście od kawy, jajówy i dalszej części rozmów o wszystkim i o niczym zakończyliśmy żniwami owocowymi.
OWOCE.jpg
Na wodę zeszliśmy dobrze po południu, szyk tego dnia się rozciągnął, rzeka wyprostowała swoje koryto, my z różową wysunęliśmy się na czoło. Uwielbiam momenty kiedy dookoła jest absolutna cisza przerywana jedynie rytmicznym chlup chlup chlup chlup. Pozwala mi to napawać się przyrodą i cieszyć widokiem zasłanianym jedynie plecami różowej…
Dotarliśmy do Liwia, mały zameczek, ze skromnymi zbiorami, mający jednak potencjał na coś dużo bardziej interesującego. I chyba zaczyna się coś zmieniać, bo na dziedzińcu widać prace budowlane, a przed zamkiem trwa budowa drewnianego molo. Albo będzie to molo lądowe, albo na zamku w Liwie szykują się na potop.
ZAMEK.jpg
Postanowiliśmy zakończyć w Węgrowie. Ostatnie 500 m powierzchnie wody pokrywała zielona murawa. Ciężko było się przez nią przebić. Aby dobić do brzegu musieliśmy wiosłami, niczym w ogromnym kotle zupy odgarnąć tą zieleninę. Żegluga Elbląska reklamuje swoje rejsy jako rejs statkiem po trawie, my mięliśmy spływ po trawie...
TRAWA.jpg
TRAWA2.jpg
Na miejscu startu zjedliśmy smaczny obiadek, spróbowaliśmy koziego sera produkcji gospodyni, którego oczywiście nabyliśmy po kawałku do domu. Różowa pożegnała się z kozami i rozjechaliśmy się do domów.
W tym miejscu powinna pojawić się fotografia grupowa. My mamy jedynie tło do tejże:
DREWNO.jpg
Dziękujemy za wspólny spływ, czekamy na więcej. Fajnie było się z Wami zobaczyć po raz pierwszy lub ponownie. Kolejny etap planujemy zacząć w Węgrowie, tym razem za zaporą (to informacja dla tych, którzy chcieliby dołączyć). Na koniec uprzejma prośba do pozostałych: DAWAĆ ZDJĘCIA!!!

fotosy różowe:
https://photos.app.goo.gl/XbAf1f9k6AET8hJNA
przez glynu
10 września 2018, o 13:02
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: I SPRAWA SIĘ RYPŁA !

Przepraszam ale ostatnio jestem mocno nieczasowy.
Po nowym roku postaram się dostosować.
przez glynu
12 grudnia 2018, o 21:07
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Namiot na łódce, namiot na łódkę.

Widzę że łódka, po niewielkim uzupełnieniu, mogłaby służyć jako samochodowy box dachowy, chyba że nieuważnie śledziłem całość wątku.

kiedyś mignęło mi takie rozwiązanie w necie. Jak dla mnie idealna sprawa, Na belkach jedzie pływadło, w pływadle sprzęt. Wszystko po kolei zrzucasz na wodę i płyniesz.
A jak raz na ruski rok potrzeba samego boxa to też da się wykorzystać. Lubię jak przedmioty mogą mieć różne zastosowania.
przez glynu
17 grudnia 2018, o 14:11
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Cóż że ze Szwecji na różowo 2019.07.13-27

Tegoroczny urlop spędziliśmy oczywiście w canoe podbijając szwedzkie jeziora Immeln, Raslangen i Halen. Wyprawę zorganizował Tadeusz, logistyką zajął się Jurek, my byliśmy tylko biernymi uczestnikami, czyli wypoczynek pełną gębą…
Na miejsce zbiórki wyznaczone na bazę Wenecja dotarliśmy z Różową i Zakapiorem już w sobotę, aby rozgrzać się w nicnierobieniu przed właściwym wyjazdem. Na miejscu uzupełniliśmy zakupy w niedalekim markecie, popływaliśmy omegą/motorówką. Mimo braku porcelanowych bardaszek, chmary cudzych dzieci dookoła uwielbiam to miejsce… Tadziu, Aga – tu brawa dla Was!!!
Tutaj niestety doszła do nas też smutna wiadomość, że jedna z uczestniczek wyjazdu miała dzwona i z przyczyn ww. nie będzie mogła nam towarzyszyć… Za to Jej łyżka, którą od 2 lat mieliśmy w kuchennej szufladzie zaliczyła cały spływ...
W poniedziałek zapakowaliśmy łódki na świeżo odmalowaną na ten wyjazd jorgusiową przyczepę i wieczorem zabunkrowaliśmy się na nocnym promie Gdynia – Karlskrona. Kolacja w promowym bufecie, wizyta w sklepie wolnocłowym i zasłużony sen w małej kajucie z piętrowymi kojami dopełniły dnia. Chyba największe wrażenie zrobił na nas kibelek i jego głośne WWŚŚRRŁŁUUOOPPRRRUUUOOHH przy spuszczaniu wody.
Rano po opuszczeniu promu zwiedziliśmy miasteczko, obejrzeliśmy muzeum morskie (mają tam taki sam okręt podwodny jaki w naszej flocie jest uznawany za najnowocześniejszy i chyba jedyny zdolny do pływania poza basenem portowym… także tego…no…) niestety jak się później okazało pominęliśmy informację turystyczną z powodu dużej ilości rowerów z sakwami oczekujących przed tąże. Posililiśmy się także w muzealnym bufecie smakami znanymi ze ikeowych jadłodajni.
Wieczorem dotarliśmy do miejsca startu naszej canoe center w Immeln. Rostawiliśmy namioty, zwiedziliśmy najbliższą okolicę i rozpoczęliśmy tradycyjną słowiańską integrację.

https://visitskane.com/outdoors-adventure/lake-immeln

Po zasięgnięciu niezbędnych informacji wyruszyliśmy w nieznane.
Biwakować można praktycznie wszędzie – z wyjątkiem oznaczonych rezerwatów. Nad wodą było dużo miejsc biwakowych wyposażonych w paleniska, wiatki noclegowe, śmietniki, czyste mało śmierdzące bardaszki i stojaki z zapasem drewna ogniskowego.
Ogień palimy w wyznaczonych miejscach, albo w specjalnych misach – nie wolno palić ognia bezpośrednio na ziemi, a zgliszcza należy zalać 30 l wody.
Nie drzemy mordy.
Jednym słowem allemansrätten!

Pierwszy nocleg chcieliśmy zorganizować na niewielkiej wyspie – z 2 miejscami byli już tam zainstalowani autochtoni, którzy stwierdzili że nas jest więcej i jesteśmy gośćmi to bardziej nam się należy ta miejscówka. Info, że my tylko zjemy i płyniemy dalej nie powstrzymała dziennej rodzinki, która odpłynęła w siną dal… My opuściliśmy wyspę chwilę po nich i udaliśmy się na miejsce polecone właśnie przez ww. rodzinkę. Podobne podejście mięli inni tambylcy.
Spędziliśmy 2 noce w czystej drewnianej wiatce znów integrując się po słowiańsku, upijając dwie sympatyczne Dunki. Swoją drogą Dania też zaanektowała nam kawałek Bałtyku…
Niestety moja głowa kilkukrotnie miała bliskie spotkanie z belką wejściową wiatki co za każdym razem zostało okraszone odpowiednią ilością inwektyw…

Widzieliśmy kamienny mostek zbudowany bez zaprawy, klif z jakiego wikingowie zrzucali starych i niedołężnych w przepaść, odwiedziliśmy misję katolicką gdzie sami sobie sprzedaliśmy lody wydając towar, przyjmując pieniądze do puszki i wydając sobie resztę. Jedliśmy świeżutkie szczupaki złapane przez naszych wędkarzy, jagódki zbierane przez Różową, przywieźliśmy 2 słoiki dżemów jagodowych zrobionych na ognisku, nieudaną kuksę z czeczoty z jakiej ucieszył się nasz glonojad, i drugą czeczotę którą mam nadzieję damy radę wystrugać. Z kilku przenosek opisanych i zaznaczonych na mapach najbardziej dała nam w kość pierwsza – oznaczona jako easy. Wszystkie inne hard i very hard pokonaliśmy wodą w obie strony bez większych problemów. Jedzenie wcale nie było aż tak drogie jak nas straszono, chociaż do najtańszych też nie należało. Osoby pijące alko winny zabrać ze sobą. Szpej turystyczny wcale nie był tańszy niż u nas w cebulandii, poza likwidowanym sklepem, gdzie Różowa za kilka ichiejszych cebulionów nabyła cały worek ciuchów.

Dalej nie ma sensu pisać, bo pływaliśmy, integrowaliśmy się i znów pływaliśmy. Niech zdjęcia przemówią zamiast strzępić klawiaturę.
https://photos.google.com/share/AF1QipO2L2oshd1mDQPiWEEVr-6vrUq38qhjBG7PFQkSODfcm_Ofl0SRfM9RpKsa5KQv-A?key=RVFwVUVEZWMwQnQ0U2g5dEdwWHZHd3pJRlcyQUF3

Uwagi:
Kleszczy jest w opór. Codziennie kilkukrotnie strącałem pełzaczy z ciała i wyciągałem pęsetką te które już się wgryzły.
Kompleks jezior obfitował w ryby – nawet mi udało się jedną skłusować.
Zaobserwowaliśmy bardzo mało ptaszków i innych zwierzątek mimo otaczających nas stref ochronnych.
W leśnych bardaszkach było czysto. Był w nich papier.
Większość lokali z jedzeniem prowadzą Turkowie, więc ciężko o lokalne specjały.
Szwedzi nie oddali nam zrabowanych w czasie potopu dóbr, niemniej mogę powiedzieć, że są bardzo uprzejmi i zagadnięci zawsze służyli pomocą.
Szwedzkie piwo dostępne w spożywczakach to szczoch, piwo z państwowych sklepów monopolowych dawało radę, jednak cena była nieadekwatnie wysoka.
W informacji turystycznej w Karlskronie pracuje 5 Polaków. Jest dostępne mnóstwo mapek, folderków, przewodników w języku polskim i angielskim.

Nowy szpej jaki zabraliśmy na wyjazd: https://pl.aliexpress.com/item/32977590466.html?spm=2114.13010708.0.0.57a65c0fItWVK0
zobaczymy jak trwałość, ale pompka w formie worka robi robotę. Dwuosobowy materac pompowaliśmy 6 napełnieniami worka.
https://www.decathlon.pl/buty-oddychajce-100-id_8493877.html#v2569108
bardzo wygodne.
https://www.jula.pl/catalog/wypoczynek/wypoczynek/jagody-i-grzyby/zbieraczki-do-jagod/zbieraczka-do-owocow-jagodowych-000937/
robi robotę.
Natomiast:
https://www.jula.pl/catalog/wypoczynek/lodzie-i-mariny/lodzie-i-silniki/wozki/wozek-na-kanu-000921/
nie sprawdził się. Śrubki się pogły, rułki się porozginały, pasek od podpórki się urwał. Dziewiczy przejazd ujawnił wszystkie mankamenty wózka. D O O P A.
przez glynu
5 sierpnia 2019, o 21:00
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Cóż że ze Szwecji na różowo 2019.07.13-27

fotografik ze mnie marny, ale z tego zdjęcia kanady jestem zadowolony :D
PPPRRRUUUUSSSSRRRUUUUTTTTRRRUUUUTTTT :-) o takie odgłosy pompowania było słychać.
Wiem z pewnego źródła, że na przyszły rok planowana jest kolejna kanadyjkowa wyprawa do Szwecji, także jakby co, to w razie czego 8-)
przez glynu
22 sierpnia 2019, o 16:46
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Brda 10-15 sierpnia 2019

ładna ta Brda. Popatrzyliśmy na nią tylko w Bydgoszczy z brzegu, ale na liście rzek do zaliczenia też ją mamy. A filmik jak zawsze obejrzałem, bo mi się w podpowiedziach na yutubach pojawił :||:
przez glynu
22 sierpnia 2019, o 17:05
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: spotkanie Forum Wodnego Wkra, 25-27.10.2019

może nam uda się dołączyć, ale w tym roku z czasem kruchutkko :? Czas i miejsce byłoby w teorii do zaakceptowania. Będę podglądał wpisy i zobaczymy co się wyklaruje.
przez glynu
2 września 2019, o 19:29
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: spotkanie Forum Wodnego Wkra, 25-27.10.2019

Razem z zakapiorem meldujemy się w piątek wieczorem z jedną kanadą.

może nam uda się dołączyć, ale w tym roku z czasem kruchutkko :? Czas i miejsce byłoby w teorii do zaakceptowania. Będę podglądał wpisy i zobaczymy co się wyklaruje.
wprost nie mogę doczekać się chwili, żeby Was poznać, więc kombinuj, błagam!

Miandas, uda ci się poznać 50% różowej załogi ;)

Zabieram duży czajnik ogniskowy, bo w chłodne wieczory herbatka zawsze spoko.
Jeśli uda mi się odnaleźć w czeluściach piwnicy to wezmę też kociołek węgierski 6l. (na razie odgruzowałem jedynie pokrywkę :( )
przez glynu
23 października 2019, o 19:57
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: spotkanie Forum Wodnego Wkra, 25-27.10.2019

Planujemy wyjechać z Radzymina ok 16. Ok 17 pewnie będziemy na miejscu.
Kociołka niestety nie odkopałem :(
Już nie mogę się doczekać żeby Was zobaczyć :&&: :&&: :&&:
przez glynu
24 października 2019, o 22:03
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: spotkanie Forum Wodnego Wkra, 25-27.10.2019

"I ja tam z gośćmi byłem, miód i wino piłem,
A com widział i słyszał..."

Nic odkrywczego nie napiszę: że dziękuję za wspólne pływanie i kociołkowanie, że dziękuję za organizację bo mogłem przyjechać na gotowe, że cieszę się, że zobaczyłem znajome twarze i poznałem kilka nowych. Nie będę wymieniał z osobna, ale bardzo było mi przyjemnie.

fotosów nie mam dużo, bo w naszej osadzie, to różowa obsługuje aparat
https://photos.app.goo.gl/4iCgM9QYNmRiAVHaA
DO NASTĘPNEGO PŁYWANIA I STOPY WODY!
przez glynu
30 października 2019, o 22:38
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: spotkanie Forum Wodnego Wkra, 25-27.10.2019

Łoooo Panieee i ja z Zakapiorem w telewizorze...
przez glynu
7 listopada 2019, o 21:45
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: majówka 2020 1-4.05

Miandas, nic straconego, jest jeszcze dużo wody którą chcemy z Różową odwiedzić :-)
Waho, my mamy dalej :roll:
przez glynu
10 marca 2020, o 17:00
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Trzeba uważać

Bo pić to trzeba umić...
Jedno piwko sączone podczas spływu jako izotonik (bo ma mynerały, wytamyny, cukry, wodę i jest smaczne i zdrowe) nie czyni że mnie przestępcy, narkomana i alkoholika i mordercy. Inna sprawa że zdarza się na wodzie zobaczyć załogi które wysiąść z łódki nie dadzą rady, a twarze zdradzają ciężką bitwę stoczona podczas spływu...
Umiar jest ważny ;)
Taka mała reklama - bezalkoholowe które nie smakuje jak wyciśnięta ściera do podłogi.

Należy pamiętać, że żyjemy w naszej cebulowej rzeczywistości i tym bardziej na wodzie mimo relaksu należy myśleć i mieć oczy dookoła głowy.
Oznakowanie szlaków często jest niekonserwowane, zaniedbane i nieaktualne. I do tego turyści kwalifikowani (matko, brakuje jeszcze odznaczeni orderem z rąk samego naczelnika psnstwa...) są przyzwyczajeni, wszak media donoszą głównie o wypadkach ,niedzielnych' spływiczów. Ale nasuwa mi się taka refleksja:
Wójt, burmistrz czy sołtys w telewizorze mówi że turyści nie przyjeżdżają, a jednocześnie rzeka przepływająca przez miejscowość wygląda jak ściek i wysypisko w środku puszczy, bo brzeg zaniedbany i zarośnięty zielskiem. Ta nazwijmy umownie gmina, i miejscowa wypożyczalnia i miejscowy właściciel spożywczaka i knajpy i kempingu nad brzegiem mają w interesie by przenośka przy jazie była dobrze oznaczona i przygotowana technicznie. Ja wiem, że to koszty, czas, i w ogóle, ale wydaje mi się, że to powinno się traktować jak inwestycję... Jeżeli trasa jest dobrze przygotowana, zabezpieczona, zadbana i bezpieczna powinna przyciągać więcej amatorów wodnego wypoczynku...
przez glynu
9 sierpnia 2020, o 09:59
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

2021.24.07-04.08 Wisła Warszawa-Gdańsk

„Starszy, a co tak żywego ducha na wodzie?!” czyli terraformacja wysp wiślanych między Warszawą a Gdańskiem 24.07-04.08.2021
Parafrazując Henryka S. Rok dwutysięczny dwudziesty pierwszy był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia. Współcześni kronikarze wspominają, że w przedziwnym kraju z g*wna i tektury miłościwie panujący Jarosław I tylko trochę mądry chciał pobudować w Siarzewie kolejną zaporę przegradzającą Wisłę. Był to impuls do zrealizowania od dawna kiełkującego planu by spłynąć trochę na leniucha największą rzeką w krainie wiecznie rosnącej cebuli.
Na leniucha bo dla ułatwienia logistyki start zaplanowałem w Warszawie, metę zaś w Gdańsku. Kilometrówkę, powycinane mapy wody, locję miałem od dawna na dysku, jednak skoro rok dziwny to i spływ nie mógł być całkiem normalny i nic z przygotowanych wcześniej pomocy nawigacyjnych nie zabrałem. Mój świat przestał już być różowy, zaraz potem dotknęła mnie kolejna rodzinna przykrość, głowa potrzebowała więc resetu bardziej niż zwykle.
Na towarzysza wyprawy zabrałem mego nieodłącznego druha wodnych wojaży – Zakapiora. Nie podrukowałem map, locji, kilometrówki. Nie zabrałem gotowych map papierowych, przewodnika jednego czy drugiego autora, które z pozaznaczanymi stronicami z ważkimi informacjami kurzą się na półce. Nie zabrałem gpsa, który leży gdzieś niewiadomo gdzie w domowym bałaganie. Nawet piwa zabrałem jedynie na pierwsze 2-3 dni wyprawy. Świadomość tego ostatniego wkalkulowała w spływ ryzyko śmierci z odwodnienia.
Poza jedzonkiem, zestawem biwakowym, miską do płukania złota miałem jedynie telefon. Kazio zabrał dodatkowo kompas, ale telefony starczyły nam za nawigatorów.
W piątek skończyłem wcześniej pracę w kieracie by autem z zestawem kościółkowych ciuchów dotrzeć do Gdańska. Zostawiłem auto koło mojego ulubionego kempingu i pierdolino udałem się w drogę powrotną. Piwo wypite w warsie umiliło podróż choć częściowo, choć bilet to nie były tanie rzeczy. Jakie piękne były czasy gdy człowiek miał zniżkę studencką i mobilną melanżownią - słonecznym jechało się za ok 15 blaszek…
Rano transportem kombinowanym (składam serdeczności dla Tomka i Emilki) dotarliśmy nad brzeg Wisły (co kosztowało nas po 20 PLNÓW od auta, a było to dopiero preludium nieszczęść jakie będą nam towarzyszyć po drodze…).Woda niosła w sobie dużo zawiesiny, ale cieszyliśmy się, że warszawskie ścieki wędrują do wody przez oczyszczalnię. W granicach Warszawy zaliczyliśmy też pierwszą mieliznę która zmusiła nas do wyjścia z łódki i przepchnięcia jej na głębszy obszar. Konieczność trzymania się toru wodnego będzie naszą zmorą przez kolejne dni…
Pierwszy nocleg wypadł nam na wyspie naprzeciwko koszar twierdzy Modlin, na której pięknie zieleniły się już sadzonki pomidorów. Zakapior zabrał się za plecenie kapelusza, nie zabrał bowiem żadnego nakrycia głowy, a słonko smażyło nas obficie. Sypał potem tymi coraz bardziej suchymi liskami na wietrze jak jakaś babcia wierzba czy inny mitologiczny stwór
Kolejny dzień przyniósł chyba najpiękniejszy odcinek jakim płynęliśmy. Woda za Modlinem wydawała się czystsza, odcinek obfitował w liczne wyspy, wysepki, meandry i przede wszystkim, nie widzieliśmy żadnego człowieka. . W czerwińsku zajrzeliśmy do sklepu, browarki wszak trzeba uzupełniać i nabyliśmy flaszkę (tak na wszelki wypadek). Na przystani miejskiej poznaliśmy sympatycznego Wojtka – kajakarza z Ciechanowa, z którym to będziemy się jeszcze kilkukrotnie mijać w trakcie naszej wyprawy. Ta ludzka pustka będzie nam towarzyszyć przez cały spływ. Nieliczni wędkarze, 1 pchacz z barką na którego nie mieliśmy czasu zwrócić baczniejszą uwagę, kilka małych stateczków wycieczkowych i kilka pogłębiarek to w zasadzie cala aktywność ludzka na rzece. Pomijam kilku podobnych nam, z którymi mijaliśmy się na szlaku… Miasta odwrócone plecami do rzeki, obskurne nabrzeża, nieremontowane przystanie, zarośnięte mola i promenady. Z jednej strony to bardzo smutne, z drugiej właśnie po to pływam, by odciąć się od świata jaki mam na co dzień.
Na wysokości Wyszogrodu zerwał się bardzo mocny wiatr, który wiał oczywiście prosto w twarz. Pełni siły, zapału i łaknący przygody siłowaliśmy się z wiatrem próbując znaleźć miejsce na nocleg. Opłynięcie kilku wysp pozwoliło znaleźć plażę prawie idealną. Ładny piasek, trochę opału, drzewa osłaniające od wiatru, dno bez mułu. No bomba! W ruch poszło ognisko, browarki, pianki i inne łakocie.
Płock osiągnęliśmy kolejnego dnia wczesnym popołudniem. Cumując łódkę poślizgnąłem się na slipie i już w kościółkowym ubranku wpadłem do wody. Telefon, kołczan prawilności z dokumentami, pieniążkami, i wszystkim co zazwyczaj mam przy sobie suszył się potem na piecu w pizzerii na rynku. Udało się uratować paszport, kwity od auta (dobrze że kluczyk na spływach mieszka w hermetycznym pudełeczku) i serdecznie dziękuję miłej Pani kelnerce za ręczniki. Po posiłku, drobnych zakupach, podpowiedziach od bosmana ruszyliśmy w stronę zachodzącego słońca aby zyskać kilka dodatkowych kilometrów zalewu Włocławskiego w bezwietrznej pogodzie.
Nocleg wypadł na półwyspie koło Soczewki, na miejscówce przygotowanej przez ofrołdowców. Śniadanie, pakowanie i gdy tylko wychyliliśmy się zza trzcin powiało nam solidnie w twarz. Cały odcinek do samej zapory to bezrefleksyjna siłownia. Po 15 byliśmy w awanporcie. Telefon na śluzę, miła konwersacja z Panem śluzowym, który powiedział że najbliższy spust w dół jest o 17, i żebyśmy dali wcześniej znać to napełnią nam komorę, bo aktualnie jest w dolnym poziomie zalania.
Posiedzieliśmy nie robiąc nic pożytecznego, nadrobiliśmy zaległości w komunikacji międzyludzkiej i po potwierdzeniu telefonicznym pojawiliśmy się w komorze śluzy. Opuszczaliśmy się coraz niżej przycumowani do polera, który opuszczał się w miarę spadku poziomu wody. Gdy byliśmy na dole rozmiar komory śluzy zrobił na nas przeogromne wrażenie. Kazio stwierdził, że jeszcze nigdy nie zmarnował tyle wody za takie pieniądze (4,40 PLN). Niesamowity był praktycznie zerowy prąd w środku, znany z mniejszych śluz kanałów augostowskich i elbląskich. Nocleg zorganizowaliśmy na plażach naprzeciwko miasta. Kolacja z pięknym widokiem nastrajała pozytywnie do życia.
Teraz to już z górki, Bógpomórz, Bobrowniki z ruinami zamku, Nieszawa i jedyny prom widziany podczas spływu. Nocleg wypadł nam na malutkiej wysepce za filarem mostu kolejowego w Toruniu. Piękny widok na nocną panoramę miasta sprawił, że przejeżdżające pociągi nie były bardzo uciążliwe. Spacer po starówce, wizyta w schronie przeciwlotniczym gdzie miła pani kazała mi biegać i darła się, że Niemcy latają nad nami, wypicie dwóch ostatnich piw dostępnych w tajskiej knajpce, wizyta w kolejnej knajpce by nadrobić te braki i wyruszyliśmy dalej. Oczywiście nie muszę mówić, że wiało nam w twarz. A wiało coraz mocniej i mocniej, tak, że pierwszy raz musieliśmy odpuścić i na wysokości Bydgoszczy przeczekać największe szkwały na wysepce. Czas wykorzystaliśmy na zebranie drewna na opał, żeby później już nie szukać i nicnierobienie.
Kolejny nocleg polecił nam spotkany po drodze wędkarz, i to była chyba najlepsza dzika miejscówka. Plaża bez mułu, pierwszy trawiasty nocleg bo jak dotąd zawsze rozbijaliśmy się na piasku, opał na ognisko, widok na zachód słońca. No bomba.
Zrobiliśmy szybkie pranie, ja swoje pier***nąłem na gałązki brzózki, a Zakapior zbudował profesjonalny system suszenia z podpórką, odciągiem i klamerkami. Potem podobne konstrukcje powstawały na kolejnych noclegach.
Kolejnego dnia planowaliśmy odwiedzić dom menonitów, niestety odpuściliśmy z powodu braku dogodnego miejsca do lądowania. Przed Grudziądzem pierwszy raz powiało nam ze względnie korzystnej strony i szczęśliwie udało się tego dnia dotrzeć do ichniejszej przystani. Spędziliśmy tam dwa dni w pięknej marinie za astronomiczną kwotę 10,00 (słownie dziesięć) PLN od łba za dobę. Gorący prysznic, trawa, porcelanka, ochroniarz zamykający wszystko o 22 (sprawdziliśmy organoleptycznie, wejście tylko po sprawdzeniu kto, po co, do kogo). Zwiedzanie muzeum, zamku, ryneczku, poszukiwanie lokalnego piwa które bardzo smakowało nie tylko nam i zostało wykupione w okolicznych sklepach.
Kolejny przystanek wypadł w Gniewie, spacer po miasteczku i kolejny nocleg z widokiem. Podczas rozkładania namiotu wiał taki wiatr, że wyrwało mi mój mały zielony domek z ręki i musiałem go gonić po podmokłej łące. Na szczęście nic poważnego się nie stało. Wiatr oczywiście ucichł zaraz po tym jak rozstawiliśmy namioty…
Kolejny dzień przyniósł nam deszcz i wiatr, wiadomo w twarz. Śluza Biała Góra, Piekło, Cygany, i dopłynęliśmy do Tczewa z nadzieją na wizytę w muzeum, niestety byliśmy 1550, a muzea w Tczewie są czynne do 1600. Bardzo jestem ciekawy co za baran to wymyślił by obiekty muzealne kończyły pracę jak urzędy. Obejrzeliśmy rynek i oddaliliśmy się od tego nieprzyjaznego miasteczka.
Kolejny nocleg wypadł nam w okolicach Kiezmarka na umocnionej larsenami przystani w szczerym polu. Jeśli ktoś kojarzy czemu służyła to chętnie się czegoś dowiem.
Kolejnego dnia postanawiamy się spiąć i zakończyć spływ by mieć więcej czasu na nicnierobienie. Śluza Przegalina z ciekawym systemem poboru opłat w postaci portfela na sznureczku obniżyła nas o jakieś 10 cm. Nawet nie zauważyliśmy tego w porównaniu do 14 m jakie zjechaliśmy we Włocławku. Przerwa na pastwisku dla krówek, które powoli się do nas zbliżały i ciekawie spoglądały gdy opuściliśmy ich łączkę. Meta na ulicy Zimnej w Gdańsku. Jest ogólnodostępna i dochodzi do samej wody. Zostawiłem Zakapiora z dobytkiem a sam udałem się po auto. Na szczęście było tam gdzie je zostawiłem dwa tygodnie wcześniej, zakurzone, optakane przez sraki i posypane patyczkami. Później przy załadunku łódki na belki kibicowali nam lokalni amatorzy trunków wyskokowych, obyło się bez wspólnych toastów.
Ostatnie dwa dni to kemping Stogi, wizyta na jarmarku dominikańskim, nieudana próba zrobienia fotki z bosonogim Wojciechem, browarowanie, burgerowanie i nicnierobienie.
Przegapiłem opis noclegu przy przyczółku czołgowej przeprawy promowej, ale że wyglądał jak wszystkie pozostałe na dziko, to nic nikomu nie ujmujemy tym brakiem. Na mijanych wysepkach posadziliśmy pomidorki, papryki, ziemniaki, jabłka i kilka innych pestek które podjadaliśmy w trakcie spływu. Papierzaki zakopywaliśmy, coby użyźnić glebę pod dalsze uprawy. Miały być straszności to tak po krótce bo i tak się rozpisałem: zamiast złota wypłukaliśmy z piasku tylko warszawskie g**no, więc złudna nadzieja na samofinansującą się wyprawę umarła. Dopiero za Grudziądzem przypomniałem sobie, że mam aplikację z żeglarską mapą Wisły (o ja baran, że wcześniej o niej nie pomyślałem, no debil po prostu), straciliśmy nóż, kilka śledzi, kuchenka benzynowa nie chciała działać, wylał mi się olej w worku z jedzeniem, zgniotły na keczup pomidorki. Z plusów dodatnich to po powrocie dotarła do mnie informacja, że minister środowiska wstrzymał decyzję o budowie stopnia wodnego w Siarzewie może to i lepiej, że teraz, niż jak już zostałyby wypłacone pieniążki z budżetu na kolejne etapy inwestycji.
Zakapiorku, dzięki za wspólne pływanie, ogniskowanie i browarowanie! Za rok druga połowa!
Ten wpis powstał za namową pewnej sympatycznej kajakarki, która podpowiedziała bym przelał na papier te małe przygody, bo zamierzałem zamieścić tylko skrótową relację. Dzięki E. Tradycyjnie postarałem się jak „grubas Walaszek” tak na 28%. ;)
Fotosy:
https://photos.app.goo.gl/6gSyiiAWVC5PjNyeA

zapraszam na mój instagram: czerwone_canoe
przez glynu
16 stycznia 2022, o 18:24
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

2021.11.13 Liwiec-Bug, Urle-Kuligów

nie ma co opisywać, ot Krótka wycieczka z drobnymi przygodami.
Wystartowaliśmy na plaży w Urlach. Po drodze poznaliśmy sympatycznego kanuistę z Nadkola ,który obdarował nas na dalszą drogę, właściciel pensjonatu w Wyszkowie mrugał nam światłem na najwyższym piętrze gdy dowiedział się, że idziemy od rzeki, sympatyczna współlokatorka tego pensjonatu, która pokazała nam swoją kolekcję szmacianych lalek i obraz dziewczynki o psychodelicznym spojrzeniu.
Muzeum w Kamieńczyku i jego sympatyczny właściciel, meta w Kuligowie.
foty: https://photos.app.goo.gl/5kxKgPe9iYGsDidN7
instagram: czerwone_canoe
przez glynu
16 stycznia 2022, o 19:11
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

2021.09.03-05 Bzura

Korzystając z pięknej wrześniowej pogody popełniłem krótki spływ Bzurą. Start tradycyjnie w Sochaczewie, meta wypadła przy moście w Mistrzewicach. Nic spektakularnego się nie wydarzyło więc niech przemówią ryciny.
foty: https://photos.app.goo.gl/nLKAPBSMMcvo2M786
instagram: czerwone_canoe
przez glynu
16 stycznia 2022, o 19:25
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: 2021.09.03-05 Bzura

Właśnie dużo słyszałem o możliwych przeszkodach w korycie rzeki a jak dotąd to zawsze udawało mi się uniknąć nieprzyjemności. No może poza ostatnim razem gdzie na budowie jednego mostu pan cieć darł mordę że nie wolno pływać bo łon tu pilnuje i tajemniczy łoni już wiedzą, że nie można pływać i druga budowa gdzie już po przenosce jakiś sympatyczny tubylec powiedział że trzeba poprosić i wtedy otwierają most pontonowy na zawiasach ale już było po ptakach.

Włodku, pisałem o bajdarce, ale to już dawno było.
przez glynu
5 lutego 2022, o 15:23
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Wygodna kamizelka na kajak w rozsądnej cenie

może kamizelka z chińczyka? oni tacy drobniejsi
https://a.aliexpress.com/_u7KYQw


mam taką pomarańczową. Nie wiem jak z rozmiarami ale wydaje mi się że jest jeden uniwersalny (czyli duży). Nie wydaje się być z gównolitu, względnie dobrze przylega, i mmożna ją dopasować po ściągnięciu pasków i nawet nie tonie (co nie jest oczywiste).

a moje ostatnie odkrycie w dziedzinie kamizelki asekuracyjnej to plate carier z systemem molle wypełniona kilkoma warstwami nietonącej pianki zamiast wkładów balistycznych.
Przylega doskonale, nie krępuje ruchów, łatwo założyć/zdjąć i w końcu mam takie kieszonki i w tych miejscach jakich potrzebuję.

https://photos.app.goo.gl/EqPsHag9QuJfCYJY6
przez glynu
5 lutego 2022, o 15:40
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Wygodna kamizelka na kajak w rozsądnej cenie

"pokazuję i objaśniam":
https://allegro.pl/oferta/kamizelka-taktyczna-plate-carrier-olive-7443800190?fromVariant=7443799962
wybrałem ten model, bo ma dwa pasy z boku. Lepiej przylega do ciała niż z pojedynczym, i łatwiej się ściąga niż z boczkiem zapinanym na rzep (przynajmniej ten który macałem).

kieszonki nabyłem tu:
https://www.taiwangun.com/pl/ladownice
i mój faworyt, składana kieszonka na 'izotonik'
https://www.taiwangun.com/pl/ladownica-uzytkowa/zwijana-ladownica-na-butelke-olive-8fields?q=na+butelke
przez glynu
5 lutego 2022, o 16:40
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

OBRZYDLIWA MAŹ II 29.04-03.05.2022 WKRA

Pomysł na tegoroczną majówkę był taki że był. W ostatnim tygodniu kwietnia myślałem o Drwęcy, o Borach Tucholskich, o jakiejś niesprecyzowanej rzece, ostatecznie w czwartek wieczorem na dobre nie podjąłem decyzji. Koniec końców trochę z lenistwa wylądowałem na Wkrze. W logistyce pomogła znana i lubiana aplikacja taksówkowopodobna ale o tem za chwilę. Korzystając z map gugla start zaplanowałem w miejscowości Strzegowo, jednak gdy w piątkowy wieczór tam dotarłem przystań MAMUT CAMP była już zamknięta, wjazd autem na teren niekoniecznie możliwy więc ostatecznie wylądowałem na polu namiotowym AGRO KAJAKI BIEŻANY. Mogę z czystym sumieniem polecić, ładna infrastruktura, cena uczciwa (10 PLN od głowy, i tyle samo za prysznic).
Zostawiłem szpej i pojechałem odstawić auto na metę spływu do Modlina. Planowałem zostawić autko na parkingu p&r przy dworcu pkp, ale regulamin straszył karą w wysokości Jana III za każdy dzień postoju powyżej 48 H, ostatecznie wylądowałem w małej zatoczce tuż przy budynku dworcowym. O rany jaki ten dworzec uroczy!
Powrót na start z sympatycznym ubermajstrem upłynął na miłej rozmowie.
-Co?! Pociąg odjechał, haaa, co tak daleko jedziemy?
- nieee, tam nie ma pociągu. Nad wodę jedziemy, nad rzekę. Będę płynął canoe.
- teraz? [spojrzał na zegarek]
- no nie, rano. teraz ognisko i spanko.
A gdzie spanie? zapytał
W namiocie.
W namiocie?? ouuujj to zimno jeszcze. A ile to się płynie?
planuje 4 dni.
Tu nastąpiła seria dziwnych dźwięków, zakończona stwierdzeniem: "żona by mnie zabiła".
Także mając w pamięci co powtarzają mi starsi koledzy i teraz też pan ubermajster myślę że instytucja żony to jakaś straszna sprawa :roll:
Wracamy nad wodę. Na kolację burgerek z grilla, do tego dobre piwko i nawiedził mnie kojący sen po całym dniu jazdy w tę i spowrotem. To był jedyny nocleg na dedykowanym polu biwakowym, kolejne były już na łączkach.
Spływ zaplanowany na ok 100 km. Pierwsza przeszkoda w rzece czekała po kilku zakrętach - ogromna topola przewrócona w poprzek nurtu. Ani obejść, ani przepłynąć, ani przenieść. Trzeba było się troszkę cofnąć do bardziej dogodnego miejsca i przenieść szpej lądem.
Ładna ta Wkra, ale strasznie zamulona. Trzeba było delikatnie badać kaloszem piasek bo okazywał się mułem głębokim na kilkanaście-dziesiąt cm.
Ten odcinek płynęliśmy chyba jako pierwsi w tym sezonie bo podczas przepływania przez rezerwat przyrody Dziektarzewo musiałem torować sobie drogę moją czerwoną piłką do drewna.
Na progu w Glinojecku spotkaliśmy 2 sympatycznych kajakarzy, a którymi później mijaliśmy się co jakiś czas.
Wyższe progi udało się spławić na cumkach, jaz w Strzegowie musiałem obnieść. Elektrownia w Kondrajcu Szlacheckim nie stanowiła problemu i udało się przepłynąć bez utrudnień, za to dwie inne elektrownie nie były takie łaskawe. Bystrza udało się wszystkie przepłynąć, chociaż jedno zostawiło na łódce niemiłą pamiątkę i mokre stópki.
Pomogła szara taśma i mogliśmy kontynuować spływ.
Rzeka ogólnie bardzo ładna, malownicza. Gdyby nie ta obrzydliwa maź na brzegach zasysająca buty, stopy i pragnąca pochłonąć wszystko byłoby ciekawiej.
Co ciekawe odcinek z nagromadzonymi wypożyczalniami kajaków wcale nie był najładniejszy.
Meta w Modlinie przed mostem. Na skarpie parking, wiaty, plac zabaw. Tylko przy brzegu tradycyjna obrzydliwa maź.
fotosy:
https://photos.app.goo.gl/jK9ovoZsK8X9k39x7
przez glynu
9 maja 2022, o 22:12
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

cron