16 dni wakacji i powrót tuż przed długim weekendem czerwcowym. Rewelacyjna pogoda, która pozwalała nam już na kąpiele od pierwszych dni wakacji. Woda cieplutka, gorąco, cicho, czysto, tanio. Wynajmowaliśmy piękny dom za groszowe pieniążki. To była nasza baza. Pływaliśmy oczywiście po Czarnej, Rospudzie, Bliźnie i Marysi. Były też jeziora, przesmyki itd. Większość rzek *oprócz Czarnej pokonywaliśmy w dwie strony. Taki urok pływania w pojedynkę. Po tygodniu pływania \żeby nie zwariować od nadmiaru wody i piękna\ postanowiliśmy pojechać na festiwal jazzowy do Klaipedy. Sama Litwa mocno nas rozczarowała, festiwal okazał się jednak strzałem w 10. O tym może napiszę w osobnej relacji.
Zapamiętałem dwa żywioły z tego wyjazdu. Pierwszy to ...czarna salamandra przed naszym domem lub traszka chińska :shock: tuz po gwałtownej nocnej nawałnicy. Czarna salamandra występuje tylko w Alpach i G.Dynarskich....Przyfrunęła w trąbie powietrznej czy uciekła z terrarium :?:
Drugi temat. Po skończonym spływie wracając autem z rozanielonymi buziami :shock: zauważyliśmy w oddali na skraju lasu piękny zachód słońca....Niestety okazało się że to las, a w zasadzie puszcza płonie. Zajętych już było z 20 do 30 wysokich drzew. Z 10 minut minęło zanim złapaliśmy zasięg i wykręciliśmy nr alarmowy. Na szczęście straż przyjechała po ok 20 minutach. Błyskawiczna akcja zakończona sukcesem skutecznych strażaków.