Miała być Pilica od Sulejowa, Czarna Nida, Widawka..po kombinowaniu przy wielu wariantach z jednym autam wybrałem Liswartę od Dankowa do Warty na Załęczu..Odpadał problem transportu po auto( teściowe mieszkają niedaleko Załęcza).
Prognozy na 3dni przed spływem były bardzo optymistyczne.Na pogodynkach pełne słoneczko. Z kolegą Adamem uzgodnienia szczegółowe zapadły w piątek.
Sobota godz 6rano...u mnie ściana deszczu,kontaktuje się z kolegą że to chyba nie ma sensu. W Częstochowie również pada.W słuchawce słyszę smutek ,ale też dyplomatyczna determinacje :,,Poczekajmy trochę SZKODA ODPUSZCZAĆ". Pije drugą kawę..aaa przypomniałem sobie: miałem wyrzucić śmieci do kontenera. wychodze przed dom,15m spaceru i przychodzę przemoczony. Kolega dzwoni że u niego świeci :shock: .Z potężnym opóźnieniem 3,5h wyruszam do Częstochowy bez wiary z przeświadczeniem że będę żałował decyzji..W Częstochowie gęba mi się rozjaśnia. Piękne słońce.Adam przejęty zapomina zjeść śniadania ,a jestem u niego 0 11.40 :D ..Odpuszczamy Danków, bo misterny plan trzeba zmodyfikować i dopasować czas spływu do ogólnych założeń ;) (zabukowany nocleg w Kulach). W Popowie pod mostem rozpakowujemy sprzęt i bambetle.Auto zostawiam koło stacji diagnostycznej i cpn-u..Godzina 12.40 puszczamy się na wodę. Piękna chwila która za chwilę zamienia się w niepewność bo..nadchodzą burzowe chmury..Tyle zachodu,planów i odpuścić?..NIGDY 8-) .Na szczęście wypogadza się :). Na drugim mostku za Nową Wsią jest kapitalne miejsce na ognisko . Robimy śniadanio-obiado-kolację. Godzinny postój w pięknym otoczeniu.Mija nas grupka 3 kajaków, chłopaki pytają jak daleko do Kul?.Do Kul już tylko niecałe 1,5h płynięcia.
Ok 18.30 dopływamy do Przystani Myśliwskiej. Na miejscu już grupka zapoznanych kajakarzy chłepce wódkę. Dostajemy klucze do pokoików. Przekąska z piwem i sobie gaworzymy do 22.30..Godzina 1.30 w nocy ,,kajakarze" są w szczycie możliwości poalkoholowych. To że zachowywali się głośno to jeszcze nic. Kolega puka do moich drzwi , budząc mój pół-sen i mówi że widział jak metalowe krzesełko wylądowało z hukiem na naszych kajakach..Trudno się z nimi rozmawia. Podniesionym i zdecydowanym głosem proszę grzecznie o ciszę . Winnych rzutu krzesełkiem nie ma. Wszyscy niewinni :evil: . Idziemy spać, ale wrzaski nie ustają. Wychodzę wściekły i rzucam 2 zdania z ozdobnikiem k.mać..Magiczne słowo zadziałało :D .Nastaje upragniona cisza.
Rano ściana deszczu. Śniadanko,kawa Czekamy........O godz 10.40 wypływamy.Jeszcze troszeczkę pokapuje, ale nie jest najgorzej..Słońce niebawem się pokaże......cdn