Wczoraj o 16tej wodowaliśmy się w Zawadzkim na Małej Panwi. Tym razem lepiej się przygotowałem w temacie miejsca startu. Start z dosyć upiornego ale bardzo wygodnego miejsca. To nieczynny totalnie zniszczony basen z przebieralniami. Ruina. Na miejscu 2 kajaki były wodowane. Zaparkowane było jedno auto. Te 2 kajaki zacumowały 2km od startu przy malowniczej plaży w celach opalająco-plumkających :). Dalej już tylko my i 'nieskażona' przyroda ;) . Kolor wody taki sobie, ale raczej czysta jak ludzie się kąpali.
Płyneliśmy na 2 kajaki z rowerkiem. Zuza na ulubionym heliosiku , a ja na...zapomnianym trochę twiście 2 z materiałowego hevalonu. Kajak dostał po pupie. Wody mniej o ok 10 do 15cm (w porównaniu do stanu niedzielnego) Sporo ostrych przeszkód się wyłoniło. Twist się sprawdził wytrzymałościowo. Nautycznie troszkę gorzej jak helios i solar, trochę wolniej sìę pływa, jest podatny na wiatr(b.lekki) szeroki. To trochę takie malutnie kanu. No i 2x musiałem z kajaka wychodzić ze wzg na mielizny na całej szerokości.
Ogólnie wszystkie plaże na tym odcinku nasze. Czysto i cicho po tej niedzielnej nawałnicy turystów. Nasza ulubiona zjeżdżalnia , która tak soczyście z impetem rzucała wodą...tym razem okazała się mizernym ciurkiem. Nasze kajaki ledwo,ledwo popychając wiosłem udało się spławić.
Po tym spławieniu , będąc na ostatniej prostej telepatycznie i telefonicznie wyczuł nas Adam(uczestnik niedzielnego spływu). Poskarżył nam się że musiał zażądać od szefa 2 dni urlopu, ponieważ słońce go zaatakowało w niedzielę zbyt mocno. Było też o zdjęciach ze spływu i coś chyba tęsknocie za wodą ;)
O 19.30 dopływamy do Amazonki. Nurt szybki i chwilkę trwa wygramolenie się z kajaków. Młody koleś z wypożyczalni nawet nie drgnie na pomoście. W końcu nie jesteśmy jego klientami. Po krótkiej akcji udaje nam się wyłowić sprawnie i delikatnie twista z wigrami (noszenie heliosa to już czysta przyjemność).
Rozkładamy bety dokładnie w tym samym miejscu ,co ostatnio. Jest obok fajna ławeczka z widokiem na rzekę. Kajakarzy brak, ale są te upiorne bary w namiotach i kilkunastu młodziaków przeklina i ryczy po pijaku. Średnio to wygląda. Wsiadam na rower i zapinkalam ile sił w nogach po auto. Wiatr zaczyna mocno przypominać o nadchodzącej burzy. W tym trochę strachu skumulowanym przez zostawioną żonę w mało sympatycznym miejscu i nadchodzącej burzy...Pomyliłem skrót do auta. Tym sposobem straciłem ponad 0,5h czasu.
Podjechałem w końcu po auto. I kolejna niespodzianka. Jakiś sympatyk Zagłębia, lub wróg pływania na swoim , lub po prostu tępy łeb zrobił mi kawał. Ten basen w latach swojej świetności miał bramę. Była tak samo upiorna jak reszta obiektu...ale jednak była. Ktoś zamknął moje auto na tej dzikiej posesji i obwiązał zardzewiałym drutem. Trochę to trwało zanim zziajany jazdą rowerową i walczący nerwowo z czasem rozplątałem ten śmieszny dowcip. Mam nadzieję że auto nie jest porysowane.
Dojechałem po żonę na przystań i się zrobiło 15 minutowe piekiełko burzowe. Zatankowaliśmy paliwo na stacji, zamówiliśmy hod dogi i przez wielkie okna cpn obserwowaliśmy wyładowania burzowe. Burza jak szybko przyszła, to tak szybko sobie poszła. 23 dojechaliśmy szczęśliwi do domu. To był bardzo intensywny dzień. Patrząc na stalowe chmury za oknem myślę że dobrze spożytkowany czas. Żona jeszcze śpi , a ja sobie zdjęcia oglądam i piszę relację popijając yerba mate :)
p.s. info dla kajakowych rodziców.
Janekkorka mówił mi że syn nie jest do końca fanem kajaków.
Dziecko może zmienić zdanie jeżeli na trasie spływu jest Krasiejów z Dino Parkiem.
Dla mnie to pierdoły na kółkach, ale dla takiego dzieciaka mega przygoda. Może w przyszłości kajak będzie się przyjemniej kojarzył?
Tyle mojej taniej psychoanalizy ;)