A'propos Solara i Warty to mnie również pociągało to połączenie. Najpierw udało się spłynąć w cztery dni odcinek Luboń-Kostrzyn, by znów powrócić na tę rzekę przy okazji niedawnego święta w KK. Dodatkowe dwa dni urlopu w czwartek i piątek pozwoliły na zaplanowanie spływu górnym odcinkiem Warty. Po przeanalizowaniu przewodnika, lektury internetu i aktualnych stanów wody, wybór padł na Bobry jako początkowy punkt. Za końcowy wybraliśmy Konin. Dojazd pociągiem Podhalanin do Częstochowy Stradom już okazał się nie lada wyzwaniem z powodu braku miejsc siedzących. Przypomniały się młodzieńcze czasy. W Stradomiu po 2-giej w nocy musieliśmy przejść się pieszo do Częstochowy Gł. ponieważ o 4:23 mieliśmy osobowy do Bobrów. Koniec końców siadaliśmy do kajaka o 5:50 wśród mgieł, kompletnie wymęczeni brakiem snu. Zaczęła się jednak przygoda z rzeką. Wody było akurat tyle żeby płynąć. Za pierwszą elektrownią było już dużo gorzej. Praktycznie co drugie zakole wymagało wyjścia z kajaka i przeciągnięcie po mieliźnie. Walczyliśmy dzielnie aż do wieczora, pokonując blisko 65km. Cieszyliśmy jednak oczy w tego co umykało po bokach. Zielone wysepki, bystrza i inne od tego co u nas ptactwo. Za Działoszynem słoneczko postanowiło się z nami pożegnać więc i my skorzystaliśmy z okazji na nocleg. Dawno nie byłem tak zmęczony i niewyspany. Zasnęliśmy praktycznie natychmiast. Kolejny dzień przynosił obietnicę jeszcze większych doznań. Przed nami łuk Warty w Parku Załęczańskim. Kto płynął tamtędy, wie o czym chciałbym napisać, ale słowo pisane i tak tego nie odda. Trzeba to przepłynąć samemu. Trudy były podobne do dnia poprzedniego, a może i większe. Tegoroczne lato mocno obniżyło poziom wody. Po całodziennym pływaniu, a miejscami przeciąganiu kajaka, w doskonałych humorach dotarliśmy w pobliże ujścia rzeczki Oleśnica poniżej Rychłocic. Noce nad Wartą również należą do niezapomnianych, z powodu chociażby kontaktu z nocnymi zwierzętami. Kolejny dzień niezmiennie przywitał nas słońcem. Jak co dzień przygodę z wodą zaczęliśmy o ósmej. Płynęło się wyraźnie szerszą rzeką, co nie było dobrym prognostykiem z uwagi na wciąż liczne mielizny. Mijaliśmy kolejne wsie i miasta z Sieradzem na czele. Podobało się nam zagospodarowanie terenu wokół rzeki, plaża i infrastruktura. Wewnątrz nas narastało jednak napięcie przed zbliżającym się zbiornikiem Jeziorsko. To duży akwen. Szczęśliwie wpływaliśmy na niego wieczorem przy gładkiej jak lustro wodzie. Nocleg w połowie, na wschodnim brzegu okazał się trafnym wyborem z wielu względów. Poza tym słoneczko już zachodziło, a my dobijaliśmy do założonych 65km. Rano jak zwykle po ósmej zmierzyliśmy się z drugą połową Jeziorska, które zostanie w pamięci jako sympatyczne oczko wodne. Po pokonaniu zapory, była chwila odwagi na spłynięcie pierwszego z progów, ale nie chciałem już stresować mojej "połówki". Popłynęliśmy dalej wśród bluzg wędkarzy, że jakoby naruszamy przepisy o 30 m nienaruszalności terytorium. Jest taki przepis? Mieliśmy to jednak w nosie, obiecując sobie, że następnym razem wyposażymy się w nożyczki. Dzień upłynął na obserwacji otoczenia i ptaków, w tym bociana czarnego. Tak dopłynęliśmy do Uniejowa, gdzie był postój na zakupy. To co zrobił burmistrz tego miasteczka, aby przypodobać się władzy, przyprawiało o torsje, więc czym prędzej ruszyliśmy dalej. Gdyby nie ten wystrój, miasteczko pozostawiło by bardzo miłe wrażenie. Do Koła dopłynęliśmy pod wieczór, lecz zatrzymaliśmy się na moment za zanim, przy ruinach średniowiecznego zamku. To bardzo miły akcent na trasie Warty. Przepłynąwszy jeszcze kilka kilometrów, zachodzące słonko zmusiło nas do postoju. Ten dzień również zakończyliśmy dobrze po 65km. Przed nami był ostatni etap rozmyślnie założony na ok. 30 km. Rano słońce, żadnych zmian w pogodzie. Do Konina, a nawet pod most trasy wlotowej z A2 dotarliśmy o 12-tej. Plan zakładał odjazd pociągiem o 13:20. Pozostało spakować kajak, resztę sprzętu i ruszyć do domu. Podsumowując, warto spłynąć Wartą, ale lepiej wybrać okres z wyższym stanem wody. Podziwiam moją żonę, za to że umiała znieść te 293km ze mną w jednym Solarze w 5 dni i jeszcze czerpać z tego przyjemność. Dziękuję kochana.