...odczułem, że nasze spojrzenia spotkały się. Twarzy nie dostrzegłem, ale wzrok wyraźnie czułem na sobie. Sparaliżowany nadal leżałem w hamaku z uniesioną głową. Trwało to chwilę dosłownie, ale jakby wieczność przeminęła. Charon jednak wstrzymał łódź, a wody Styksu delikatnie zaczęły znosić ją w przeciwnym kierunku. Wyrwałem się wreszcie z tej dręczącej chwili i siłą woli pchałem łódź byle dalej od tego miejsca. Wreszcie mara rozpłynęła się w mgle, a do uszu dochodził jeszcze przez dluższą chwilę odgłos obijania tyczki o burtę. Nie wiem kiedy wszystko się skończyło, ale kiedy znów się obudziłem - świtało. Starałem się przypomnieć więcej szczegółów z nocnego zajścia, ale powodowało to jedynie większą niepewność, czy sytuacja miała miejsce, czy może mi się to tylko przyśniło. Czas był już jednak zwijać obóz i wyruszać w drogę. 20200112_080512.jpg Pierwotny plan zakładał na dziś powrót wschodnim brzegiem Międzyodrza wzdłóź Regalicy w kierunku autostrady A6. Jednakże odczuwałem ból w kolanie po tym jak wczoraj wpadłem w jeden z dołów wykopanych przez bobra w koronie wału. Gorzej miał się mój przyjaciel snowtube, który dzielnie przeprawiał mnie przez ostatnie sześć śluz. W jego boku tkwiła pokaźna dziura, której nie był już wstanie "załatać" knebel z foliowego worka. Podjąłem więc decyzję, nie bez wewnętrzych rozterek, o dotarciu do Gryfina i zakończeniu przygody z mocnym postanowieniem powrotu. Zanim jednak doszedłem do brukowanej drogi Gryfino - Mescherin, na drodze stanął mi most, nie most. Konstrukcja jeszcze była, ale drewniany pokład juź dawno się rozgryzł na proch ząb czasu. Trzeba było jakoś przejść przez to, co pozostało. 20200112_094111_HDR.jpg . Potem już prosta droga do Gryfina. I dalej do domu. Myśli o Międzyodrzu nie pozwalały jednak wytrzymać przez cały następny tydzień. Nie było dnia, żeby nie śledzić trasy, której nie udało się przebyć. Z każdym kolejnym dniem stawało się jasne, że w weekend znów tam powrócę. Wreszcie nadeszła upragniona sobota i czas przyspieszył. Wszystko zadziało się błyskawicznie. Dotarłem na most autostadowy tak jak ostatnio po dziesiątej. Poprzednio patrzyłem jednak w północną stronę, na niedostępne brzegi. Teraz podobnie, ale na południe. Musiałem przecież dokończyć to, co się nie udało wcześniej. 20200118_101131.jpg Początek drogi okazał się trudniejszy, niż wynikało to z mapy. Wał był całkowicie zarośnięty trzciną. Przedzierając się niczym tur, dotarłem szybko do pierwszej śluzy. Tym razem poziom wody był o 40cm niższy niż w zeszłym tygodniu. Nie wiedziałem jeszcze, czy w tym konkretnym przypadku oznacza to mniej czy więcej problemów. 20200118_103020_HDR.jpg Po napompowaniu mojej łodzi desantowej, która już nie krwawiła straszną raną, obejrzałem ją dokładnie z każdej strony. Miała już co prawda kilka łatek, ale do wyglądu Oktolowego kajaka składanego typu Neptun daleka jeszcze droga. Szybko posadowiłem się na wodzie i już po chwili byłem na drugiej stronie, a radościom nie było końca. Znów wróciłem do gry. Jestem tam, skąd nie da się wyjść suchą nogą. 20200118_104531_HDR_1.jpg 20200118_104729_HDR.jpg Ruszam w dalszą drogę nieustannie przedzierając się przez gęstą barierę z trzcinowiska. Co jakiś czas daje się słyszeć chrząkanie, gdzieś z boku w oczkach wodnych i bagniskach. Mijam barłogi z traw, wykonane z taką starannością, że miałoby się ochotę położyć i odpocząć. Przechodzę obok drzew - drapaków, przyglądając się skali ich zużycia. 20200118_110118.jpg 20200118_113341_HDR.jpg Dochodzę do miejsca, w którym przechodziła wspominana już droga gen. Batowa ze wschodu na zachód, ale przyroda calkowicie pochłonęła wszelkie ślady działań z 1945r. Na chwile zbaczam z trasy dochodząc do zachowanych przyczółków niewielkiego mostu na Kanale Drzewnym. Czy to pozostałość po tamtych wydarzeniach? Raczej nie, jest zbyt dobrze wykonany. Prawdziwie niemiecki kunszt pracy. Podziwiając ten zupełnie odmienny świat, tak nieodległy naszemu, a taki inny, doszedłem do kolejnej śluzy. Na mojej drodze do mostu w Gryfinie jest łącznie 7 śluz. Wiem na pewno, że jedna ma most, ale czy resztę trzeba będzie forsować w pontoniku? Nie wiem. 20200118_132016_HDR.jpg Przeprawiam się z coraz większą wprawą, ale nieuważnie przebijam powłokę źdźbłem trzcinowym. Znów słychać irytujące syczenie. Jednak tym razem łatki i klej są ze mną. Szybko reperuję defekt i ruszam w drogę. Na tym odcinku śluz jest rzeczywiście sporo. Dziwi trochę ten wysiłek, jaki podjęto przy ich budowie. Po co tyle? Jestem przy trzeciej, a wkrótce przy czwartej, forsując je zupełnie z "marszu". Czuję się trochę jak rosyjski żołnierz podczas przeprawy w czasie II WŚ. Teren staje się bardziej otwarty. Widzę otoczenie, trzcina już nie przeszkadza tak jak wcześniej. Podziwiam pobliski dobrze widoczny Kanał Drzewny, na którym spędziłem upojne chwile w kajaku, podczas przedzierania się przez uroczy roślinny kożuszek. W tak pięknych okolicznościach przyrody i niepowtarzalnych, dochodzę do piątej już śluzy. Poznaję ją, bo w zeszłym roku przepływaliśmy tędy we troje. Kiedyś istniał tu most z drewnianym pokładem, ale pozostały jedynie dwuteownikowe konstrukcje nośne, po których w mojej subiektywnej ocenie spokojnie da się przejść. Czynię to bez najmniejszych oporów i z wyraźną przyjemnością. 20200118_133442_HDR.jpg 20200118_133608.jpg Po lewej stronie mijam zakład produkcji węgla drzewnego Gryfskand. Dostrzegam wagoniki wjeżdżające na wieże i po chwili wyładowujące z hukiem drewno do tygli. Wszystko to wygląda dość staroświecko rodem z początków XXw. Zresztą chyba zakład ma taką przeszłość. Wolę jednak takie widoki, jak nowoczesne bezduszne zakłady. Uszedłem 750m i znów mam przed sobą szóstą śluzę. Jakże miło, że furta jest prawie zamknięta, więc szybko decyduję się przejść po niej na drugą stronę. 20200118_134842_HDR.jpg 20200118_134959.jpg Przede mną ponad 3 km. zupełnie łatwego terenu, szeroko otwartego z ładnymi widokami na Gryfino i Międzyodrze. Rosną tu drzewa i zielona trawa. Udaje mi się dostrzec jenota, który dał się podejść pod wiatr na mniej niż 10m. Jeszcze bliżej napotykam lisa, na którego legowisko wprost wchodzę. Biedak, umknął w ostatniej chwili bez pożegnania. Jest ciepło, odczuwam dużą przyjemność z bycia tu i teraz. Wyraźnie zrelaksowany pomino blisko 11km marszu docieram do ostatniej siódmej śluzy, którą już przechodziłem kiedyś w drugą stronę dla próby. Trudność tego miejsca polega na problemie wejścia na... i zejścia z betonowego mostku. Nasypy ziemne po obu stronach zostały zmyte i trzeba wykazać się sporą zwinnością. Drugi problem jest jeszcze większy. Miejsce jest bardzo blisko mostu nad Regalicą i bywa tu sporo ludzi, głównie młodzieży, która w twórczym zapale, pozostawia na wieczną pamiątkę stosy butelek, pewnie z wiadomościami dla świata w środku. Mnóstwa papierowych zwitków, zapewne pierwszych i nieudanych wersji listów i morza kału - swoistego atramentu, którym spisali historię swojego życia. Wszystko to czeka zapewne na wielką falę wraz z dużą wodą, która poniesie w świat cały ten kulturowy przybytek, niosąc przesłanie dla innch stworzeń na tym świecie o wielkości tego ludu. Tfu. 20200118_143849_HDR.jpg Przyspieszam kroku, aby po stalowym i nitowanym moście triumfalnie wkroczyć do Gryfina. Mam w planach odwiedzić bosmanat, nabrać zapasy wody pitnej, bo nie miałem jej ze sobą dla zmniejszenia ciężaru, podgrzać zupę i wyruszyć znów na Międzyodrze. Kątem oka dostrzegam zamieszanie na brzegu i pierwsze kroki kieruję w tamtą stronę. Na miejscu okazuje się, że kilka dni wcześniej zatonęła tu w nocy barka z ładunkiem piasku i załogą, której na szczęście udało się w ostatniej chwili zejść na ląd. 20200118_152142.jpg Potem kieruję się prosto do bosmanatu, gdzie na drzwiach dostrzegam upragniony napis WC. Otwieram drzwi i od progu odrzuca mnie staszliwy fetor ludzkich fekaliów. Wypadam siłą odrzutu, ale w głowie zachowuję potworny widok armatury i deski sedesowej spryskanej luźnym ekskrementem z niewyobrażalną siłą. Wybacznie brak zdjęcia, ale nie było na to już czasu. Co tu się dzieje? Gdzie ja trafilem? Czy to lokalny obyczaj, którego nie umiem zrozumieć? Zupa zeszła na plan dalszy, a wodę pośpiesznie nabrałem z pobliskiego kranu. W drogę, byle dalej stąd. Tym samym mostem wróciłem na Międzyodrze między dziki, które niesłusznie posądzają o brak kultury. Po 4 km docieram do znajomej sprzed tygodnia śluzy i rozgoszczam się jak u siebie. Na długo wcześniej wysłałem smsa do kolegi, z namiarem. Może przyjedzie. Jednak nie bardzo w to wierzę, spoglądając w sypiące się w górę iskry z ogniska, jakby próbując odczytać z nich przyszłość. Jestem taki inny niż wszyscy... Któż chciałby być teraz tu teraz wśród bagniska? Tak trawię tą swoją samotność, nie oczekując nawet, aby upływający czas przyniósł choćby najmniejsze zwroty akcji. Czyżby... 20200118_184019.jpg