| Biuro Turystyki Kajakowej AS-TOURS | PROZONE - wypożyczalnia kamer GoPro! | KONKURS RELACJA MIESIĄCA |

Znalezione wyniki: 486

Wróć do listy podziękowań

Re: Namioty

[quote="marcel"] .... Jaki namiot 2 lub 3 osobowy, z dobrą wentylacją i oddychającą sypialnią do 400-500pln? ....[quote="marcel"]

Zerknij na Fiord Nansen "Sierra III" 3,6 kg - obecnie da się jeszcze kupić do 400 zł.
Tropik + sypialnia, 2 niezależne wejścia, każde z obsydą, każde z siatką, 2 otwory wentylacyjne.
Stelaż w półtunelach tropiku, sypialnia podwieszana haczykami od środka dzięki czemu
- można rozstawić sam tropik bez sypialni
- można zwinąć całość bez odpinania sypialni,
- nie można rozstawić sypialni bez tropiku
Dla 2 osób pod kątem kajaka/kanu, roweru ... szukałem kompromisu między wygodą, wagą, wielkością, trwałością, wodoodpornością, przewiewnością, ceną.
Używam od 3 lat, wszystko OK. 3 osoby dają radę jeżeli materace szerokości karimaty za to dla 2 osób miejsca jest b. dużo, z wentylacji jestem zadowolony.
Pamiętaj że im bliżej wody tym wilgotność powietrza jest większa co przy nocnym spadku temp daje zawsze poranną mgiełkę oraz rosę.
https://www.sklep-presto.pl/product-pol-41648-Namiot-turystyczny-Sierra-III-3-000-Fjord-Nansen.html
przez mlodek
19 maja 2017, o 13:26
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

4 DNI PO HURAGANIE - rzeka Wda od Lipusza do Tlenia

W świąteczny wtorek 15.08.2017 wybraliśmy się na Wdę. Wystartowaliśmy spod domu o 11.oo, z auta zadzwoniłem do wypożyczalni w Swornychgaciach do pana Hapki i zarezerwowałem canoe. Po przejechaniu 500 km ok. godz.18 rozbijaliśmy namiot nad Brdą na polu "kajaki-kaszuby.pl", tu kolacja a po kolacji COŚ z procentami "za udane Wdą pływanie".

Dzień pierwszy - 16.08.2017
Od wczesnego słonecznego ranka czekał na nas kierowca wraz ze spakowanym na przyczepce Canoe Old Town "Dicovery 158". W aucie pagaje, kamizelki, wózek i wodoszczelny worek. Dorzuciliśmy naszą skrzynię, beczkę, butlę wody i ... w drogę !. Jadąc na miejsce startu obserwowaliśmy efekty huraganu czyli połamane połacie lasu, uszkodzone lub zerwane dachy, pozrywane przewody energetyczne itp.
W miejscu wodowania czyli w Lipuszu przywitała nas grupa młodych Niemek, nasze canoe zrzucamy na wodę, bambetle do środka, jedno zimne piwko (na dwoje) "za udany start", trudne pożegnanie z młodymi Niemkami.
Hej płyniemy !. Woda czysta, poziom wysoki, na razie wąsko, nurt w miarę szybki. Po 2 km pierwsza przeszkoda w postaci powalonego przez ostatnią wichurę drzewa. Drzewo miało dużą, gęstą, zieloną koronę, leżało tak i w takim miejscu że nie obyło się bez 50 m przenoszenia canoe i naszych bambetli w poprzek wąskiego dopływu oraz przez zabagnioną łąkę.
Krajobraz zmienny: od rzeki wijącej się krótko wśród pól i łąk, poprzez malownicze pagórkowate zakola z leśnymi zagajnikami, po szybki nurt wśród gęsto zalesionych wąwozów obfitujący w powalone drzewa oraz kamieniste dno. Po drodze mosty, mostki, kładki. Wysoki poziom wody powoduje że jedne przeszkody nie stanowią problemu ale inne nie będące wcześniej przeszkodami np. mostki i kładki nagle się nimi stają bo okazują się bardzo niskie - czasem za niskie.
Po jakimś czasie krajobraz się otworzył, rzeka zaczęła wolno meandrować wśród łąk na których widzieliśmy całe stada ptactwa wodnego: żurawie, czaple, dzikie gęsi, nie licząc łabędzi i kaczek.
Wpłynęliśmy na rynnowe jezioro Schodno, zachmurzyło się, pogoda stała się mało pewna. Do tej pory przepłynęliśmy ok. 10 km więc postanowiliśmy zrobić przerwę aby coś zjeść. Wykorzystaliśmy do tego celu stojącą nieopodal na lewym brzegu jeziora wysoką drewnianą wierzę z dużą zadaszoną platformą widokową. Tu zjedliśmy ze smakiem wojskową grochówkę, w międzyczasie na platformie odwiedziły nas dwie grupy kajakowe. Zaczęło padać, kajakarze odpłynęli w deszczu, nieopodal przepłynęły okutane w peleryny młode Niemki. Zrobiło się smutno ... i mokro, ... czekamy, ... czekamy, ... deszcz nie ustaje. Decyzja - zostajemy na wierzy. Rozbijamy więc na platformie namiot i przy szklaneczce czegoś dobrego (z procentami) miło spędzamy wcześniej zaczęty wieczór. Do świtu towarzyszą nam dźwięki jakichś bliżej niezidentyfikowanych zwierząt oraz rzęsisty deszcz.
przez mlodek
27 sierpnia 2017, o 17:50
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: 4 DNI PO HURAGANIE - rzeka Wda od Lipusza do Tlenia

:shock: dostrzegłem w tekście "wieŻa" w formie "wieRZa" - przepraszam :(
przez mlodek
28 sierpnia 2017, o 19:55
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: 4 DNI PO HURAGANIE - rzeka Wda od Lipusza do Tlenia

Dzień drugi - czwartek 17.08.2017
Wczoraj wcześniej położyliśmy się spać stąd dzisiaj wcześniejsza pobudka, śniadanie, pakowanie się, na wodę !.
Pogoda ładna, po 1 km na prawym brzegu u ujścia jeziora dostrzegamy niechętnie budzące się dzisiaj do życia młode Niemki. Niebawem widzimy też wieś Loryniec, nurt tu wartki, najpierw mostek, potem most a pod nim bystrze, dno często kamieniste, płyniemy w zalesionym wąwozie, potem rzeka rozlewa się szerzej i przez kilka kolejnych kilometrów kręci wśród osłoniętych sitowiem łąk. Mijamy usytuowaną na prawym brzegu placówkę WOPR a oni z brzegu informują nas o warunkach aktualnie panujących na jeziorach - miłe. Zaraz za WOPR-em mostek i już jesteśmy na Jeziorze Radolnym, pozdrawia nas lekki wietrzyk oraz łodzie żaglowe, jedne na kotwicy a inne pod żaglami. Gdzieś na środku jeziora pewna para w średnim wieku z sympatią chwali nas za "bardzo stylowy wygląd i świetne kolorystyczne dostosowanie się do koloru łodzi" - bardzo nam miło. Po 3 km dopływamy do Wdzydzów Kiszewskich czyli największej turystycznej miejscowości na naszym szlaku, mam już w ramionach ok. 10 km więc robimy przerwę. Spacer do sklepu, jedzonko, wspinaczka na wysoką wieŻę widokową, parę fotek i na wodę - odbijamy!. Tym razem jezioro przepływamy w poprzek do przesmyku będącego ujściem Jeziora Wdzydzkiego. Dalej płyniemy Jeziorem Wdzydzkim zarówno pod słońce jak i pod wiatr omijając od lewej szereg 3 wysp rozdzielających jezioro na pół. Trochę to trwa ... w końcu docieramy do skraju jeziora, jesteśmy nieźle już znużeni bo tylko jeziorami przepłynęliśmy dzisiaj 10-11 km. Na tym jednak nie koniec, tu gdzie jesteśmy znajdują się obok siebie: 1 - Kąpielisko Gminne, 2 - Restauracja Złota Rybka, 3 - Młodzieżowy Ośrodek Szkoleniowy Sportów Wodnych. Co chwilę słyszymy przez megafony: z Ośrodka - "dajesz! dajesz! dajesz!", ze Złotej Rybki - "numer 173 (174 .. 185) proszę odebraaać!", z Kąpieliska - "mamoo! mamooo! koomar mnie dziabnooł!" (to bez megafonu ale najbliżej więc podobnie głośno). Uznajemy że miejsce nie dla nas, ponownie się wodujemy i odpływamy 1 km znajdując cichsze miejsce na biwak. Rutynowe rozbijanie namiotu, kąpiel w jeziorze, kolacja, coś na sen czyli coś dobrego z procentami i Lu Lu.
przez mlodek
28 sierpnia 2017, o 23:47
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: 4 DNI PO HURAGANIE - rzeka Wda od Lipusza do Tlenia

Dzień trzeci - piątek 18.08.2017
Dzisiaj czeka na nas kilka przenosek. Pierwsza według opisu ma być uciążliwa ale okazuje się bardzo łatwa gdyż informacje zawarte w przewodniku są przedawnione.
Ta przenoska odbywa się następująco: - dobijamy za "Złotą Rybką" do pomostu, - wyjmujemy na pomost bambetle, - wyciągam na pomost puste canoe, - zanoszę bagaż na drugi pomost oddalony o 15-20m, - odwracam się żeby wrócić po resztę i widzę że canoe jest niesione przez 2 młodych mężczyzn (super !), - bardzo ładnie dziękujemy za okazaną pomoc, - dorzucamy resztę bambetli i w drogę.
W trakcie dalszego płynięcia zauważamy dziwny ruch w przestworzach: lotnie, motolotnie, motoszybowce. Aaa! - przecież tuż obok jest byłe lotnisko wojskowe a teraz być może jakiś aeroklub.
Dość szybko dopływamy do następnej przenoski, w tym celu przed mostem dobijamy do prawego brzegu, wyciągamy bambetle i canoe na brzeg, niosę pierwszą partię za jaz, odwracam się i ... tych samych 2 facetów niesie nasze canoe !. Bardzo ładnie dziękujemy im za pomoc, jednak z ciekawości żartem pytam czy odprawiają jakąś pokutę że tak chętnie z własnej woli przenoszą cudze kajaki? a oni ... ? ... tylko się zagadkowo uśmiechają. Sytuacja zagadkowa, miła ale i trochę niezręczna, więc my szybko na wodę - i "w nogi!". Dalej na rzece było raz wąsko i szybko z bystrzem, innym razem szerzej, wolniej i leniwiej, potem jeden most, potem drugi most, potem mostek, kładka, kolejna kładka itd.
Jak zwykle po dystansie 10-12 km robimy przerwę jedzeniowo-wypoczynkową, wybieramy miejsce tuż obok 3 wyrwanych i powalonych brzóz, w trakcie mija nas grupa kajakarzy oraz wspomnianych 2 młodych mężczyzn - pozdrawiamy się z sympatią. Po opróżnieniu z gorącej obiadowej zawartości naszego termosu znów wskakujemy ochoczo do canoe, rozpędzeni mijamy bez zatrzymywania "kamienne kręgi" i prujemy dalej. Po pewnym czasie robi się szerzej i wolniej, dopływamy do kolejnej przenoski tym razem przez drogę. Dobijamy więc do pomostu aby szybko wyjąć rzeczy, wytargać z wody canoe, przenieść to przez drogę a potem skarpą w dół na wodę. Spieszymy się bo ludzi sporo. Na skarpie roztrącamy tarasująca przejście znaną nam grupę młodych ale zmęczonych już Niemek, jedna z nich chwyta za dziób canoe i pomaga żonie na stromej skarpie. Pięknie Niemce dziękujemy ale ona jakby nieobecna, zresztą dzisiaj w tej grupie nie ona jedna, szybko więc schodzimy na wodę aby uciec od panującego w tym miejscu rozgardiaszu. Płyniemy dalej, pokonujemy kolejne bystrza, kolejne mosty, kolejne kładki, wiosłujemy/ę to w wąwozie to wśród łąk raz szybciej a raz wolniej. Coś w oddali ni to buczy ni to terkocze, może to jakiś duży agregat prądowy? przecież w bardzo wielu miejscach po huraganie nie ma tu prądu. Korony drzew nad głowami całkowicie zasłaniają nam niebo, płyniemy w cieniu, woda ciemnieje, czyżby zanosiło się na burzę?. Po chwili okazuje się że ta czarna woda to już wieś Czarna Woda. Z rzeki dziwnie ona wygląda: nad wszystkim góruje hałdą wiórów drzewnych zakład przemysłowy (stąd ten hałas), obok parę bloków a tuż nad rzeką mnóstwo altanek w ogrodzonych ogródkach. Nie zatrzymujemy się jednak, płyniemy dalej, altanki i ogródki są fajne ale hałas i zapach wydzielane przez zakład przemysłowy skutecznie nas odstraszają. Zbliża się koniec dnia a my musimy znaleźć miejsce na biwak, mijamy coś dużego na wysokim lewym brzegu ale dla nas zbyt cywilizowanie. Szukamy dalej, z mapy wynika że jak teraz czegoś nie znajdziemy to potem długo nic. Wolimy więc nie ryzykować, dostrzegamy po prawej podmokłe pole biwakowe, na nim koń, baldachim, kibelek, namiot i para znanych już nam uczynnych 2 młodych mężczyzn - zapraszają! ... my ... nie odmawiamy i zostajemy na biwak. Podczas przenoszenia bagaży jakaś "niewidzialna ręka" przenosi nasze canoe na brzeg - czary jakieś?. Oni właśnie kończą kolację, za chwilę rozpalają ognisko i ostrzą patyki na swoje kiełbaski, po chwili my wyciągamy swoje kiełbaski by pochwalić się kto ma większą . Pojedlim, pogadalim, ... okazało się że jeden jest z Poznania a drugi z Białorusi. Domyślamy się że to jacyś "braciszkowie" bo pod baldachimem wśród przemoczonych suszących się na sznurku rzeczy zauważamy "sukienkę" i haftowaną złotem stułę.
Zanosi się na deszcz, postanawiamy że dzisiaj wyjątkowo zakończymy dzień bez wieczornego "czegoś na sen" czyli bez "czegoś dobrego z procentami".
Zaczyna kropić chowamy się do namiotu/ów, po chwili solidnie pada a i nas po chwili sen dopada.
przez mlodek
30 sierpnia 2017, o 23:59
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: 4 DNI PO HURAGANIE - rzeka Wda od Lipusza do Tlenia

Dzień czwarty - sobota 19.08.2017
Rano po deszczowej nocy "braciszkowie" długo się modlą a potem próbują przy ognisku choć trochę podsuszyć swoje mokre rzeczy. My widząc że nie mają odpowiednich worków zabezpieczających przed wodą a posługują się w tym celu jedynie reklamówkami przekazujemy im 2 solidne worki "na gruz" plus 2 pasy z klamrami do ich zawijania/zamykania/kompresji. Cieszymy się że po instruktarzu użytkowania chętnie je od nas przyjmują. Najwyższy czas schodzić na rzekę. Odpływamy by po niedługiej chwili żałować że wczoraj zdecydowaliśmy się na to miejsce, okazuje się bowiem że na odcinku 1 km spotykamy 2 pola biwakowe znacznie przyjemniejsze niż to podmokłe "Ranczo" na którym nocowaliśmy. Rzeka dość często zmienia charakter, objawia się to się szybszym nurtem a nawet bystrzami by potem w szerokiej dolinie rozcinać okoliczne łąki. Mijamy jakieś kładki, potem most w Zimnych Zdrojach. Nie pamiętam czyna wysokości biwaku "Tadonka" czy biwaku "Czubek" czy już w Czarnem z brzegu na kajakarzy spoglądają dwie specyficzne postacie tzn kukły płci męskiej i żeńskiej (czy kukła może mieć płeć ?). Gdyby nie te kukły to można by uznać część tego odcinka za nudny. Od momentu gdy las zbliża się z obu stron do rzeki zaczynamy jednak płynąć szybciej bo w wąskim zacienionym wąwozie. Za jakimś mostem z bystrzem spotykamy męsko-żeńską parę wędkarzy muchowych, stoją po pas w wodzie, mają bardo profesjonalny sprzęt, machają wędziskami, pobłyskują kolorowe linki/żyłki. Jak zwykle mówimy dzień dobry i kurtuazyjnie pytamy czy pstrągi biorą. Na to ON cyt. "gdyby nie kajakarze to by brały !, my płacimy k..wa za rzekę a ci nam tylko ryby płoszą !". Ja lubię pływać cicho ale na takie dictum mój pagaj się zbuntował i nie dość że zamieszał głośno wodą to jeszcze przypadkiem uderzył w burtę. W każdym gronie (jak widać) są ludzie i ludziska zarówno wśród wędkarzy jak i wśród kajakarzy. Dalej płynąc już wciąż w wąskim zacienionym wąwozie dopływamy do mostu w Młynkach a zaraz za nim po prawej ukazuje się ładne cywilizowane pole biwakowe: wiaty, stoły, ławy, paleniska, toalety, prysznice, sklep jest odległy o 2 km ale w recepcji można kupić np. jajka. Rozkładamy namiot, robimy papu, na sen zażywamy coś dobrego z procentami aby w ten tak banalny i powtarzalny sposób zakończyć kolejny dzień wspólnego pływania.
przez mlodek
31 sierpnia 2017, o 22:33
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: 4 DNI PO HURAGANIE - rzeka Wda od Lipusza do Tlenia

Dzień piąty - niedziela 20.08.2017
Rano gdy sąsiadująca z nami grupa kajakarzy dopiero zaczyna się snuć obok namiotów my schodzimy już na wodę. Płynąc zastanawiamy się gdzie nocowali nasi "braciszkowie" gdy raptem nieopodal dostrzegamy ich na prawym brzegu. Nocowali na dziko na uboczu aby dziś w niedzielę rano ubrani w szaty liturgiczne pomodlić się w ciszy i w spokoju. Gdy nas dostrzegli pomachaliśmy sobie wesoło na dzień dobry. Dalej brzegi rzeki ciasno zalesione, woda zacieniona, w nurcie kamienie i powalone drzewa. Mijamy mostek potem most, chwilami przyspieszamy na kamienistych bystrzach. Przez 3-4 km płynie się dzięki temu bardzo przyjemnie, potem pojawiają się łąki i sitowie, okoliczne leśne zagajniki to zbliżają to oddalają się od brzegów. Zaczynam się trochę nudzić ale na szczęście wreszcie ukazuje się most we wsi Wda, wiemy że bardzo blisko jest tu jedyny na trasie otwarty dzisiaj w niedzielę sklep. Kupujemy chleb, nabiał, kabanosy, owoce i coś dobrego z procentami na sen by za chwilę jeszcze nad wodą, przed wskoczeniem do łódki zjeść kabanosy i popić je kefirkiem. Podczas tego biesiadowania wyprzedzają nas dwaj "braciszkowie", okaże się potem że widzimy ich już ostatni raz. Płynąc dalej mijamy usytuowane na brzegu najpierw domy gospodarstw potem domki letniskowe. Potem kończą się zabudowania a zaczynają się łąki, na jednej z nich widzimy bardzo ruchliwe stado ciekawskich i chyba młodych krów, gdy zbliżyliśmy się do nich wszystkie krówki niefilozoficznie raźnie podbiegają do brzegu aby dokładnie nam się przyjrzeć a być może odstraszyć. Niebawem rzeka zwalnia, nurt rozszerza się, zauważamy budynek młyna na tamie, to oznacza że dopływamy do przenoski. Dobijamy do brzegu, wyciągamy bagaże i pływadło z wody by tuż obok kierowcy leżakującego w oczekiwaniu na znaną nam z Młynek grupę kajakarzy przenieść wszystko na drugą stronę jazu. W międzyczasie grupa dopływa aby zakończyć sobotnio-niedzielne pływanie lecz my po paru fotkach niestrudzenie wiosłujemy dalej. Za pokonanym spiętrzeniem na początku jest ciekawie a nawet bardzo, potem zaczyna mi się trochę nudzić ale nie na długo. Za przepłyniętym mostem znów zaczyna być ciekawie bo drzewa lasu zbliżają się do brzegów by w ciasnych zakolach z wysokich skarp z ciekawością przyglądać się mijającym je kajakarzom. Z kilometra na kilometr robi się jeszcze ładniej i jeszcze ciekawiej, ilość zakrętów coraz większa, przepływamy nawet obok "Raju". Rozpieszczeni widokami szukamy bardziej rajskiego raju więc nie zatrzymując się płyniemy dalej a wiemy że gdzieś przed nami jest "Piekło", jak niektórym wiadomo w piekle nie jest może lepiej ale podobno ciekawiej. Im dalej od 'Raju" a bliżej "Piekła" tym jest ciekawiej, zakręt za zakrętem, kolejne jeszcze ciaśniejsze mącą nasz zmysł orientacji, w efekcie nie wiemy z za którego wzgórza przypłynęliśmy i za które los nas zaprowadzi. Jeżeli istnieje gdzieś "Czyściec" to może właśnie teraz w nim jesteśmy a czym w takim razie zaskoczy nas jutro "Piekło". Ten bardzo kręty a ostatni już dzisiaj odcinek wynagradza nam z wielką nawiązką wcześniejsze krótkotrwałe chwile znużenia. Pod koniec dnia za mostem we wsi Błędno, po kilkuset metrach dostrzegamy po prawej zachęcająco oświetlone wieczornym słońcem obszerne pole biwakowe (wiaty, stoły, ławy). Dobijamy do brzegu, bagaże i łódkę po skarpie sprawnie na trawę, szybkie rozbicie namiotu, szybkie przyrządzenie jedzenia aby zdążyć w ostatnich promieniach zachodzącego słońca zasiąść przy ognisku i zakosztować szklaneczki czegoś dobrego z procentami. Kontemplując te ulotne chwile zastanawiamy się nad pewnym zjawiskiem, otóż znaleźliśmy przed chwilą oparte o wiatę dopiero co naostrzone patyki a pod wiatą na stole 4 kawałki nietkniętej świeżutkiej kiełbasy. Jest to o tyle dziwne że poprzedniego wieczora pod wiatą na biwaku w Młynkach ktoś także zostawił jakby specjalnie dla nas kilka kawałków kiełbasy na tacce z tą jednak różnicą że kiełbasa była już upieczona i dodatkowo towarzyszył jej słój kiszonych ogórków. Pogrążeni w tych filozoficznych dociekaniach a dodatkowo po kilku już szklaneczkach więc nieźle "uśpieni" udajemy się w kierunku namiotu by za chwilę pobzzzzykac zamkami u wejścia.
przez mlodek
5 września 2017, o 03:05
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: 4 DNI PO HURAGANIE - rzeka Wda od Lipusza do Tlenia

Uwagi Ogólne:

Dystans: 9 + 19 + 24,5 + 30 + 35,5 + 19 = 137 km - spokojnie do wykonania w 5 dni.

Wda: Mieliśmy chyba wielkie szczęście że zastaliśmy tak wysoki poziom wody bo w połączeniu z dużą ilością powalonych kilka dni wcześniej przez wichurę drzew spowodował on szybki nurt, brak nadmiernych płycizn oraz dużą ilość innych przeszkód. Wcześniej obawiałem się że Wda może okazać się nudna a okazało się że było wręcz odwrotnie.

Biwaki: Jest ich na trasie znacznie więcej niż podaje przewodnik z 2012r opracowany przez Zbigniewa Galińskiego + dużo miejsc dogodnych do biwakowania.

Zdjęcia: Proszę o wyrozumiałość, robione smartfonem i tylko w chwilach spokojnej wody. Płynąłem z żoną która niedawno połamała wieloodłamowo nadgarstek dlatego 90% trasy płynęliśmy na jedno pióro a ja jak na razie mam tylko dwie ręce.

Coś z procentami: Pływanie przypadkiem zgrało się z kolejną rocznicą naszego ślubu więc cały spływ potraktowaliśmy rocznicowo, dlatego też co wieczór popijaliśmy coś smakowitego z procentami z wyjątkiem 18 sierpnia gdyż to był właśnie Ten Dzień Szczególny.

Swornegacie: dlaczego nie jakaś wypożyczalnia nad Wdą?. Bo w Swornychgaciach u p.Hapki (nie tylko) jest większy wybór sprzętu, bo parę razy korzystaliśmy i byliśmy zawsze zadowoleni. Bo niższa cena, za canoe i bezpłatne niestandardowe dodatki takie jak wór wodoszczelny, beczka, wózek płacimy u niego 25 zł/dzień.

Wózek: Całkowicie zbędny !, przenoski na naszym odcinku były łatwe i krótkie.

Canoe: Kolejny już raz zapomniałem poprosić o zdemontowanie oparcia tylnego siedziska. Tym razem przeszkody (kładki, mostki, pnie) były tak niskie że parę razy sam zdołałem się schować ale oparcie się nie schowało i zahaczyłem nim parę razy, natomiast gdy samoistnie opadnie to samo się nie podniesie i przeszkadza w szybkim przyjęciu pozycji siedzącej. Oczywiście że chciałbym mieć swoje własne jednak po wielu różnych pływaniach dochodzę do wniosku że niekoniecznie jest to praktyczne (cena zakupu + wyposażenie, przechowywanie, zużycie, transport, logistyka). W przyszłości pokuszę się jednak o własny zrobiony pod moje wymagania i wystrugany na miarę pagaj.

Wyposażenie: W zasadzie od wielu lat zawsze to samo.
Jeżeli w dwie osoby to
Beczka 70l - wszystko co do spania, czyli namiot, materace, śpiwory.
Worek wodoszczelny - wszystkie niezbędne ubrania z wyjątkiem podręcznej cieplejszej bluzy oraz ubioru przeciwdeszczowego.
Skrzynia - prowiant, sprzęt kuchenny, zestaw higieniczny z apteczką, podręczna cieplejsza bluza, dwa małe podwójnie składane stołeczki. Na skrzyni przypięte gumami ubiory przeciwdeszczowe oraz mapa. Skrzynia (wieko wzmocnione polakierowaną cienką sklejką) służy jako stół, czasem jako siedzisko, może służyć jako wanienka do kąpieli lub do prania
Jeżeli jednoosobowo to bez beczki lub bez worka - ubrania jeżdżą razem ze sprzętem do spania
przez mlodek
5 września 2017, o 03:47
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: 4 DNI PO HURAGANIE - rzeka Wda od Lipusza do Tlenia

Zaraz po spływie miałem w głowie mętlik obrazów, na początku nie wiedziałem o czym napisać, relacjonując "dzień po dniu" przypominałem sobie coraz więcej, w efekcie pod koniec musiałem skracać.
Następnym razem będę unikał relacji w formie "dzień po dniu" bo jednorazowo objętość zbyt duża a pisana i zamieszczana z dnia na dzień to zobowiązanie do kontynuowania aż do zakończenia.
Dzięki za dobre słowo-a
przez mlodek
7 września 2017, o 01:23
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Kociołek (garnek) Dutch Oven Petromax

Brawo Maga
... Kiedyś w Zagłębiu był słynny chleb z piekarni mamy redaktora Pichlaka ....

Potwierdzam, pieczony w Siewierzu czyli w miejscowości m.in. znanej kiedyś z kilku małych ale świetnych piekarni.
Mimo silnej miejscowej konkurencji ich chleb był jednak najlepszy.
Zajadałem się tym chlebem codziennie ze smakiem przez kilka pierwszych lat swojego życia
Red. Pichlaka czasami widuję się ale w ostatnich latach tylko na pogrzebach - jesteśmy trochę skoligaceni.

peterka ... koleżanka, która pochodzi z Poręby mówi na to prażonki ...

Pochodzę z Siewierza czyli kilka km od Poręby i tam mówiło się pieczonki, jak widać nazwa się zmienia ale smak pozostaje. :)
Z Poręby pochodziły (oprócz obrabiarek) najlepsze żeliwne kociołki do pieczonek/prażonek.
przez mlodek
17 listopada 2017, o 22:43
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: co byście polecili?

Twoje wymagania w 100% spełnia rzeka Bug na odcinku granicznym, szczególnie od miejscowości Gołębie do Uhruska lub Woli Uhruskiej.
Nawet w sezonie szczególnie od poniedziałku do piątku zero kajaków i pełny surwiwal ale dobijać można tylko do polskiego brzegu.
Nawet chętnie się przyłączę bo mam wielką ochotę.

Ps. Co do barku to najlepsza byłaby kanadyjka bo kontuzjowane ramię prowadzisz nisko.
przez mlodek
29 listopada 2017, o 00:09
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: co byście polecili?

Po Bugu granicznym (na innych odcinkach) pływałem parę razy.
Ze strażą graniczną żadnych problemów, polega to najpierw na zgłoszeniu ile osób i kto płynie, skąd i dokąd.
Codziennie zgłasza się telefonicznie miejsce biwakowania to fakt, czasami wtedy przyjeżdżają dla formalności.
Uwierz że na takim rzecznym odludziu zatęsknisz za widokiem człowieka (nawet w mundurze) a i chleb lub wodę jak się poprosi czasem przywiozą.

Ps. idę spać :)
przez mlodek
29 listopada 2017, o 00:57
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Poza wodą

hangman
Pokazany układ od strony jak na górnym zdjęciu ma tak ciekawą formę graficzną że aż się prosi o odpowiednią oprawę aby był gotowy ciekawy obraz.
przez mlodek
30 listopada 2017, o 18:47
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Co na ten rok zamierzacie kupić, osiągnąć?

Co było to było - co będzie to będzie. Wolę żyć luźną perspektywą prawdopodobnych przyjemności związanych z aktualną lub nadchodzącą porą roku.
Czasami zbyt długie i zbyt szczegółowe planowanie potrafi umniejszyć przyjemność samej realizacji, często irytuje wtedy ewentualna konieczność modyfikacji planu zbyt idealnego.
Tak naprawdę raczej nie mamy wpływu na to co przynosi "życie" a to że wydaje nam się że taki realny wpływ posiadamy to najczęściej tylko złudzenie. (filozofuję ;) )
Staram się stosować zasadę "żyj chwilą", raczej unikam planowania, jeżeli to możliwe wolę szybko zrealizować nagły pomysł by tym się napawać i cieszyć.
Mam wypraktykowane 2 stałe dyżurne zestawy sprzętowe (letni i zimowy), pozwala mi to w 2 godziny być gotowym do zrealizowania prawie każdego nagłego krajowego pomysłu.
przez mlodek
12 grudnia 2017, o 03:20
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Wieprz w 2018 - w końcu chcę to skończyć...

mlodek napisał(a):chętni się znajdą (np. ja ?)

tym bardziej że kiedyś mieszkałem nad Wieprzem (Lubartów, Łęczna)
przez mlodek
12 grudnia 2017, o 11:03
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Bug - rzeka graniczna

szyper napisał(a): ..... Jak się to wszystko trochę skonkretyzuje, chetnie się dołączam na Bug, jesli będę mógł. :)

Cześć
Trzymam za słowo ;)
przez mlodek
14 grudnia 2017, o 20:25
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Bug - rzeka graniczna

Witamy kolejnych chętnych.
"Kanadą" ? - tym bardziej, sam planuję kanadą, właściwie to pływam prawie wyłącznie "kanadą".
przez mlodek
18 grudnia 2017, o 20:22
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Co na ten rok zamierzacie kupić, osiągnąć?

Od pewnego czasu wyznaję zasadę "żyj chwilą".
Chwilowe pomysły realizuję natychmiast bo daje mi to najwięcej przyjemności oraz emocji.
Zbyt duże i odległe planowanie, w tym przygotowania, czasami dławią przyjemność i radość z uzyskanego efektu.

...
Wolę żyć luźną perspektywą prawdopodobnych przyjemności związanych z aktualną lub nadchodzącą porą roku.
Czasami zbyt długie i zbyt szczegółowe planowanie potrafi umniejszyć przyjemność samej realizacji, często irytuje wtedy ewentualna konieczność modyfikacji planu zbyt idealnego.
...
Staram się stosować zasadę "żyj chwilą", raczej unikam planowania, jeżeli to możliwe wolę szybko zrealizować nagły pomysł by tym się napawać i cieszyć. ...

Qrcze dwa prawie identyczne moje posty odlegle o 10 miesięcy
W dodatku w środku nocy sam siebie cytuję
Najlepiej jak naleję sobie kielicha :(
przez mlodek
19 grudnia 2017, o 03:34
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Czy ktoś odgadnie ?

Dla odmiany "Śląski Egipt" i jego piramidy
przez mlodek
19 grudnia 2017, o 17:01
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Bug - rzeka graniczna

Nie strasz, nie strasz, bo ... ... :D

polski pogranicznik instruował nas - cyt. "trzymać się głównego nurtu i nie dobijać do wschodniego brzegu"
tam granicę określa się jako przebieg linii głównego nurtu
rzeka meandruje więc główny nurt raz jest bliżej zachodniego a raz wschodniego brzegu
nie raz podpływałem do ich brzegu ale nie dobijałem i nie wysiadałem
wot w tiurmu nie papał
przez mlodek
21 grudnia 2017, o 22:01
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

cron