Niedziela (14 września) – wyjeżdżamy ok. południa, wieczorem docieramy do Malborka.
Tam spotkanie z dawno nie widzianym kolegą, kolacja, wieczorne pogaduchy, nocleg ze śniadaniem.
Poniedziałek (15 września) – Piaśnica.
Krętymi drogami podążamy nad Jezioro Żarnowieckie. Tam w miejscu wypływu, w trakcie gdy oceniamy jak zwodować "Wichitę", spotykamy Piotra (peterkę) z Zuzą. Wszyscy jesteśmy zdziwieni tak niesamowicie przypadkowym spotkaniem, w zamieszaniu nie przychodzi nam do głowy aby wykorzystać okazję do rozstawienia aut. Wyruszamy niezależnie, do przepłynięcia zaledwie 6,5 km, woda bardzo czysta, nurt spokojny ciasno kręcący wśród traw i trzcin, wyższa roślinność pojawia się dopiero pod koniec w Dębkach. "Wisienką na torcie" jest wpłynięcie na plażę między opalających się ludzi i po kilkuset metrach dotarcie do morza. Tu popijając kawę i herbatę podziwiamy okoliczności przyrody oraz delektujemy się pięknem otoczenia. Usatysfakcjonowani zrealizowaniem celu przyjazdu spokojnie czekamy na Piotra i Zuzę. Po niedługim czasie i Oni przepływając tuż obok dotykają morskiej fali. Po kombinacjach związanych z koniecznością dotarcia do aut oraz z powodu braku pola biwakowego jedziemy z "peterkami" do ich wynajętego domku. Zostajemy ugoszczeni kolacją oraz noclegiem ze śniadaniem - bardzo dziękujemy!.
[Hmm?, dobrze się zapowiada - 2 dni, 2 kolacje, 2 noclegi w łóżkach, 2 śniadania.]
Wtorek (15 września) – Pokrzywna (Trzebielino - Bąkowo)
Docieramy do Trzebielina, auto zostawiamy na stacji paliw. Kanadyjkę wodujemy po drugiej stronie ulicy na rzece Pokrzywna. Start ostatecznie przypada na wczesne popołudnie. Woda bardzo czysta, rzeka wąska, kręta, nurt szybki, początkowo łąkowa roślinność niebawem zmieni swój charakter. Dopływamy do Glewnika, robimy przerwę, nowa przystań kajakowa za unijną kasę (pomost, tablica z mapą szlaku, wiaty, stoły, kosz na śmieci, ToyToy z papierem toaletowym, wszystko bez opłat), w pobliżu parę domów. Dalej rzekę otula już wąski wąwóz i gęsty las, drzewa stoją korzeniami w nurcie. Omijamy spore głazy, spływamy szybkimi ciasnymi bystrzami, pokonujemy dużo przegradzających rzekę drzew. W okolicach Bąkowa dziki biwak w lesie, kolacja przy ognisku w postaci kaszanki z rusztu. Zasypiając okazuje się że jesteśmy w środku rykowiska, jelenie bardzo głośno w nocy oznajmiają o swoim istnieniu.
Środa (16 września) – Pokrzywna / Wieprza (Bąkowo - Popielewko)
Świt - koniec jelenich ryków, odgłosy pojedynków (jakby okładały się kijami). Potem między sosnami cicho przemyka stado saren i przeprawia się przez rzekę. Startujemy, płynąc doświadczamy bardzo dużej ilości kolejnych powalonych drzew, kolejne wartkie bystrza, kolejne zdradliwie ukryte pod wodą głazy oraz podwodne pnie. Niebawem wpływamy na Wieprzę, w tym miejscu wydaje się być węższa niż Pokrzywna, woda w niej ciut mniej krystaliczna. Ilość powalonych drzew nie ubywa, za to rosną ich gabaryty, nurt napiera na nie silniej, podwodnych zdradliwych miejsc jest coraz więcej. Dopływamy do Popielewka, przystani "Mnich" (wiaty, stoły, toaleta) tu kończymy, na kolację kiełbasa z rusztu. Śpię przy ognisku na stole, pod wiatą , w zapasie kilka kubików sosnowych bali. "Mnichem" władają Lasy Państwowe, obok stoi nowo wybudowana (za unijną kasę) druga przystań kajakowa (pomost, kilka wiat, stoły, ToyToy z papierem toaletowym, tablice z opisem regionu i szlaku, wszystko bez opłat). Nocą kolejne darmowe ryki jeleni.
Czwartek (17 września) – Wieprza (Popielewko - Kawka)
Rano zawsze wygrzewamy się w porannym słońcu i suszymy mokry rosą namiot. Na wodę schodzimy przeważnie ok. 10-11. Od paru dni niezmiennie płyniemy w cieniu gęsto rosnących drzew, ilość zwałek jest też niezmiennie duża. Nie napędzamy kanadyjki a jedynie nią sterujemy i manewrujemy, tak aby znaleźć się po drugiej stronie kolejnej zwałki. Wymaga to ciągłego silnego skupienia uwagi na tym co na wodzie a szczególnie na tym co pod wodą (trudniejsze). Część zwałek pokonujemy górą, część dołem, część bokiem. Niemały procent wymaga napłynięcia na pień, stanięcia na nim, odciążenia i zaparcia się a potem przerzucenia górą. Podczas pokonywania kolejnej, niespodziewanie uwalnia się naprężona gałąź i uderza w pierś wypychając mnie z kanadyjki, w efekcie oboje lądujemy w wodzie. Odpływa beczka, skrzynia, odciążona kanadyjka, moje i Dzidki obuwie, opis szlaku oraz mapki. Większe gabaryty zatrzymują się na kolejnych zwałkach odległych o kilka lub kilkanaście metrów. Wyciągam, odwracam kanadę, wylewam wodę, wrzucam wyłowione bambetle oraz Dzidkę, płyniemy, dostrzegam róż pierwszego kroksa Dzidki, potem drugiego, po kolei wyławiam je z zatorów. Moje obuwie stracone, czeka mnie parę bosych dni. Kolejne bystrza, zakręty i zwałki, czas mija nadspodziewanie szybko. W końcu dobijamy do przystani "Kawka" (ceglany dwór, piec-kominek, stoły, ławy, ToyToy z papierem toaletowym, stos pociętych na ognisko pni drzew). Rozpalamy w wymurowanym piecu, wokół niego rozpinamy cumy i suszymy to co mokre. Tego wieczora Dzidka myśli o całkowitym zakończeniu pływania. Śpię przy piecu, na stole pod dachem, na piecu suszę kromki przemoczonego rzeką chleba. Całą noc towarzyszy nam lis lub jenot, dostrzegamy jedynie zarys jego sylwetki i odblask oczu. W oddali ryczą jelenie.
Piątek (18 września) - Wieprza (Kawka – Kępice)
Rano tuż przy rzece trawa o temperaturze takiej że aż kłuje mrozem w gołe stopy. Niebawem z za drzew wychodzi słońce, w jego promieniach suszymy swoje ubrania oraz zalaną elektronikę (smartfon, powerbank, telefon, rezerwowe baterie do telefonu). W słońcu Dzidka nabiera chęci na pływanie. Startujemy dopiero ok. godz.14, dzisiaj 3 elektrownie, pierwsza to ładna architektonicznie elektrownia "Biesowice", druga "Kępka", trzecia "Kępice". Przed nimi naturalne poszerzenia i spowolnienia nurtu, iędzy nimi nieodłączne na szlaku zwałki. Za elektrownią "Kępka" zwały grubych drzew i bardzo ostre kamienie w silnym nurcie. By spławić kanadyjkę z Dzidką udrażniam zwał i .. rozcinam stopę, dalej płynę brocząc w kanadyjce krwią. W efekcie tego dnia, po 2 elektrownianych przenoskach i przepłynięciu jeszcze kilu zwałek, plus rozlewisko szerokie jak jezioro dopływamy do Kępic. Biwakujemy na przystani przy drugim moście w Kępicach, tuż przed elektrownią. Odwiedza nas stado dzików, ryją wokół i zajadają opadłe z drzew jabłka.
Sobota (19 września) – "z buta" (Kępice – Jezioro Obłęskie)
Dzidka rano wybiera się na zakupy spożywcze, chce abym nabrał sił przed najdłuższą i najtrudniejszą przenoską, najważniejszy w tym jest zakup obuwia. Po jej powrocie zajadam się smakołykami, a moja stopa zostaje właściwie opatrzona. Dla ochrony opatrunku zakładam skarpety (białe), stopy wsuwam w nowe chińskie kroksy, w ten sposób jestem gotowy do działania. Postanawiamy przeprawić się i pobyczyć na plaży na pobliskim Jeziorze Obłęskim, z relacji lokalsów wynika że to niedaleko. W celach transportowych pożyczam solidną taczkę z gumowym kołem. Na taczkę ładuję kanadyjkę (w poprzek) a do niej cały bagaż. Mimo gładkiej betonowej nawierzchni łatwo nie jest, napotkana po drodze kobieta opisuje jak dotrzeć do celu. Nawierzchnia z gładkiego betonu zmienia się najpierw w betonowe płyty, potem w udeptaną polno-leśną drogę, potem w żużel. Jednorazowo pokonuję 20-30m, mam nadzieję że po ok. 500m znajdziemy się w pobliżu celu. Życie pisze nam niespodziankę, docieramy do jeziora pokonawszy ok. 1,5 km z taczką + kanadyjką + bagażami, ostatni 500m odcinek to ruchliwa krajowa droga bez jakichkolwiek poboczy. Wioząc na taczce 5m kanadyjkę tarasuję więc pokaźny sobotni ruch samochodowy. (Nigdy nie zdecyduję się na żadną drogę której przebieg opisywać będzie kobieta.) Kompletnie opadam z sił a trzeba jeszcze wrócić i oddać taczkę. Dzidka podejmuje się tego zadania, zobowiązuje się nawet zrobić kolejne zakupy (asekuracja 1,5 km + zwrot taczki 1,5 km, + droga do sklepu 1 km + powrót 2,5 km = 6,5 km) – szacun. Przez jezioro do plaży ośrodka "Sobótka" docieramy umęczeni i dość późno, rozbijamy namiot i robimy papu. Po ok. 1 godz. pojawia się dziewczyna z informacją że w ośrodku owszem jest przystań kajakowa ale musimy się w związku z tym przenieść z rzeczami o kilkaset metrów, po wysłuchaniu "naszej historii" odstępuje od żądania.
Niedziela (20 września) – Wieprza (Kępice J. Obłęskie – Korzybie)
Odwiedzam recepcję ośrodka "Sobótka" by uregulować naszą należność ale nie zostaje ona od nas przyjęta. Następnie wodujemy się, odnajdujemy wypływ Strugi Obłęskiej, po 1 km jesteśmy na Wieprzy za Kępicami. Tutaj zwałek jest zauważalnie mniej ale i te istniejące niejednokrotnie potrafią dać w kość, trzeba uważać, szczególnie na to co pod wodą. ... ...
Natrafiamy na zwał niemożliwy do przepłynięcia z obciążeniem, dobijam do brzegu, Dzidka ma do przejścia lądem ok. 30m, niby nic ale wpada po pas w bagno. Gdy ja wodą przeprawiam się przez kilka równolegle powalonych pni Ona wędruje bagnem od drzewa do drzewa. .. ..
W innym niby nietrudnym ale zdradliwym miejscu, podczas przeciskania sie pod grubymi gęstymi gałęziami, znajduję się się w pozycji zawieszony ramionami na pniu, z podudziami w kanadyjce z korpusem w wodzie na zewnątrz kanadyjki (podrapane wtedy ramiona goją się do dzisiaj). .. .. Dopływamy do przystani kajakowej w Korzybiu (pomost, wiaty, stoły, kosz śmieciowy, bez opłat, brak ToyToya). Na pomoście 2 Niemców w jedynkach szykuje się do wypłynięcia jakby szykowali się na rwącą górską rzekę. Na odchodne wołamy "Gute raise" i .. zostajemy sami. To pierwsi kajakarze jakich od startu widzimy na rzece, w dodatku na jej znacznie łatwiejszym odcinku niż ten wcześniejszy. Nieopodal stoi kilka zaparkowanych aut, dojeżdżają po nie kierowcy kilkunastoosobowej grupy. Wystartowali rano, mówią że było trudno i że się skąpali - weekendowe cieniasy. .. .. W oddali porykiwania jeleni a w bliskiej odległości szum i gwizdy pociągu. Pociąg i jego dźwięki towarzyszą nam od paru dni, wzdłuż rzeki biegnie lokalna linia kolejowa.
Poniedziałek (21 września) – Wieprza (Korzybie – Sławno)
Rano budzą nas dżwięki leśnej zrywki drzew oraz dużej aktywności pił łańcuchowych.
Bardzo leniwie zabieramy się za przygotowania do startu. Wiem że to nasz ostatni dzień pływania, jutro rano ze Sławna będę musiał jakoś dojechać do Trzebielina po auto. Schodzimy na wodę i odpływamy, rzeka podobna jak wczoraj. Dość częste zwałki z wieloma niespodziankami pod wodą.
Generalnie jest podobnie zwałkowo jak wczoraj, za to więcej otwartej przestrzeni, dolina się znacznie rozszerza, drzewa oddalają od rzeki, płyniemy wzdłuż pastwisk. Po drodze dwa jazy spiętrzające wodę, na nich zakaz spływania, konieczne są krótkie przenoski. Opływamy Sławno i docieramy do nowej przystani kajakowej przy moście drogi wylotowej na Słupsk (wiaty, stoły, całonocne oświetlenie,slip, pomost, bez opłat, brak ToyToya), spory ruch pieszy i samochodowy. Nie zdecydowalibyśmy się na nocleg gdyby nie fakt że tuż obok przystanek i świadomość że mogę stąd łatwo wydostać się do Słupska.
Wtorek (22 września) – powrót (Sławno – Słupsk – Trzebielino – Sławno – Siedlce)
O godz.7.oo wsiadam do autobusu do Słupska, tam po 30 min do autobusu do Trzebielina.
W tym autobusie nie wiem gdzie i jak mam się schować bo pewna starsza pani głośno modli się za moją pomyślność gdy konduktorce płacę 7 zł za jej bilet. W Trzebielinie "Osiołek" stoi tam gdzie powinien, wracam nim do Sławna. Na miejscu po załadowaniu sprzętu i siebie, z wytrwałą i wierną "Wichitą" wyruszamy w drogę do domu.
Do dzisiaj nie potrafię obudzić się w cywilizowanej rzeczywistości, goją się zadrapania i rozcięcie. Po każdym spływie doceniam fakt posiadania w domu kilku banalnie prostych udogodnień. Dotychczas podczas wspólnych pływań nie mieliśmy z Dzidką tak dużej ilości wrażeń, przygód i pracy na wodzie. Dzięki Pokrzywnej, Wieprzy i Piaśnicy zostanie nam bardzo wiele wspomnień. Jeżeli na opisanym odcinku rosną piękne lasy, w nich sporo sosny, świerków i dębów, jeżeli mieliśmy przy tym idealną pogodę, jeżeli tuż obok mnie widziałem w rzece wydrę w nagłym nawrocie, jeżeli czuliśmy obecność lub widzieliśmy czy słyszelismy wiele zwierząt to czego więcej chcieć ? - mieliśmy wszystko. Opis słowny musi wystarczyć i zastąpić relację zdjęciową. Na wodzie nie byliśmy w stanie robić żadnych zdjęć, te zrobione to jedynie zdjęcia z biwaków. Po wywrotce zrobione wcześniej fotki na kilka dni ugrzęzły w zamoczonej elektronice,jeżeli je wydobędę to niebawem wrzucę. Tu link do filmu https://www.youtube.com/watch?v=MTa3_Wvklwg Film nie mój ale świeży, oddaje więc aktualność rzeki.