Jest coś takiego w moich samotnych wędrówkach kajakowych (nie za dużo ich było, co prawda), co być może odczuwają pielgrzymi w drodze do swojego sanktuarium. Przeszkody, przyroda, spotkani ludzie, przezwyciężanie własnych ograniczeń. To wszystko sprawia, że po takiej przygodzie zaczynam lepiej czuć się sam ze sobą. Może to po prostu większe poczucie pewności siebie? Może udowodnienie sobie, że nawet takie opasłe dziadzisko (kłania się kryzys wieku), jak ja, jest w stanie wykrzesać z siebie coś więcej? A może sam kontakt z naturą sprawia, że człowiek ładuje energię, jak akumulator? A może to po prostu objaw świrowania, bo zaczyna się gadać samemu ze sobą?
W każdym razie, kontynuuję mój projekt warciański. W maju, w dość dramatycznych okolicznościach, przerwałem spływ z Magą. Teraz zdecydowałem się na kolejny odcinek.
Spływ rozpocząłem dokładnie w tym samym miejscu, w którym przerwaliśmy go z Magą. Aby tam dotrzeć, razem z żoną dzień wcześniej pojechaliśmy do Felinowa (czy to ma coś wspólnego z kotem???).
Noc spędziliśmy w agroturystyce pani Haliny Zjawińskiej (Felinów 8). Sympatyczne miejsce, mili gospodarze, dostęp do Warty, również z czymś w rodzaju pola namiotowego.
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14124268_704617313009798_3688314962351913324_o.jpg
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14053822_704617333009796_8842185721760147816_o.jpg
Następnego dnia (czyli 12.08) rano przemieściliśmy się na miejsce startu oddalone ok. 2 km w górę rzeki.
I od razu niemiła przygoda! PAMIĘTAŁEM, że tam jest piaszczysta łacha ale nie przypuszczałem, że ma tak magiczne właściwości, że natychmiast zapada się w niej każdy ciężki przedmiot, włączywszy w to samochody o dowolnym napędzie! No i utknęliśmy. Żadne „partyzanckie” metody z podkładaniem różnych przedmiotów pod koła, odkopywaniem saperką itp. nie przyniosły rezultatu. Znacie to uczucie – smród palonego sprzęgła i bezsilność.
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14086221_704617326343130_2555534635954101505_o.jpg
Wtedy zdecydowałem się na poszukiwanie pomocy. Pomocną rękę wyciągnął do nas właściciel tartaku, który już w maju wsparł mnie i siostrę. Wtedy podrzucił nas z całym kajakowym szpejem do knajpy, w której umówiliśmy się ze wsparciem, teraz przybył – nie, nie na białym koniu: na traktorze. I sprawnie, z widoczną wprawą człowieka, który już niejeden samochód wyciągnął z piachu, odholował nas z feralnego miejsca.
Teraz już nic nie stało na przeszkodzie – mogłem ruszać na rzekę.
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14047110_704617323009797_6378300558436690807_o.jpg
Pod mostem w Osjakowie należy bardzo uważać - pod lustrem wody znajdują się blaszane walce zakończone ostrą krawędzią – dla gumofilca to po prostu zabójstwo. Na szczęście poziom wody umożliwił mi spłynięcie nad niebezpieczeństwem.
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14102967_704617396343123_3193575716339635534_o.jpg
Kilkadziesiąt metrów dalej znajdują się resztki starego mostu. Należy spływać lewą stroną.
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14115569_704617406343122_4202730177008762061_o.jpg
Od samego początku mogłem cieszyć się obecnością ptaków.
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14054460_704617833009746_7016604093737776260_o.jpg
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/14067516_704618149676381_627944823286766734_n.jpg?oh=661c0ae7f985e6cda2a64176fbaf3982&oe=5854D09C
W Konponicy (już wiem, skąd się wzięła Maria Konopnicka) znajduje się niedokończona konstrukcja elektrowni wodnej. Miejsce, które wg przewodnika, ale również wg mnie, należy obnieść. Obnosimy prawym brzegiem. Na szczęście, po początkowym niekomfortowym wyjściu z wody, kajak przeciąga się po czymś w rodzaju deptaka. Zejście do wody jest już całkiem niezłe. W sumie – to odległość ok. 100 metrów (może trochę więcej).
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14125497_704618239676372_4967313070049910061_o.jpg
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14115051_704618266343036_2519282069475326307_o.jpg
W Rychłocicach, za mostem drogowym niespodziewane bystrze z dużymi kamieniami. Na jednym z nich o mało nie wyleciałem z kajaka. Skończyło się na szczęście tylko na nabraniu wody. Ale – konieczny był nieplanowany postój.
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14066458_704618336343029_473469144204029443_o.jpg
Pomimo chyba nie najgorszego poziomu wody, na całym spływie spotykałem się z licznymi mieliznami. Na nic czytanie wody (cóż, nie jestem jeszcze wilkiem rzecznym, wiele się jeszcze muszę nauczyć), co jakiś czas, na kolejnych kamieniach lub piaszczystych łachach puszczałem wiązankę mięsistych przebojów i albo wypychałem się wiosłem, albo wyskakiwałem z kajaka.
Tak samo było na progu w Tyczynie, na którym utknąłem.
Ale - było pięknie!
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14124548_704618176343045_255536454784339231_o.jpg
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14138121_704618246343038_5485855654526039133_o.jpg
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14067981_704618323009697_5989281465062718343_o.jpg
a tu: nurogęsi
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14067906_704618383009691_7571897259306456680_o.jpg
Robiło się już późno i zdecydowałem się na nocleg w miejscu, które rozpoznałem (na podstawie przewodnika) jako pozostałość po dawnym promie. Namiot rozbiłem po lewej stronie, zaraz przed progiem, który pozostał po promie za Tyczynem. Dużo miejsca, fajny widok na rzekę, i – mnóstwo śmieci. Być może było to związane z dość bliskimi, ukrytymi za wałem powodziowym, domostwami.
Pierwszego dnia zrobiłem 35 km.
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14068595_704618396343023_6321636479422235803_o.jpg
Noc minęła spokojnie.
Przedpołudnie kolejnego dnia upłynęło mi pod znakiem walki z licznymi mieliznami. Dzień był pochmurny, trochę padało. W ten sposób przepłynąłem pierwszy odcinek.
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14053928_704618403009689_3667886133676141944_o.jpg
Korzystając z przerwy zadzwoniłem do Drawy, który – wiedząc o mojej wyprawie, zaproponował spotkanie. Mój telefon spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem – Drawa zaoferował wszelką pomoc logistyczną, powerbanki itp. Nie miałem wielkich wymagań – woda i piwo :)
Po minięciu trasy S8, zgodnie ze wskazówkami Drawy, zobaczyłem tzw. „Krowi Most”.
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14107611_704618503009679_3643664773195023544_o.jpg
Ale gdzie jest Drawa? O! Właśnie przybywa!
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14066456_704618513009678_1760983165180777666_o.jpg
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14067874_704618516343011_4373086171668180085_o.jpg
Z Drawą spędziłem około godziny popijając piwo, jedząc darowanego milkiłeja i opowiadając sobie różne wodne przygody i wymieniając doświadczenia. No ale po zrobieniu pamiątkowych zdjęć (możecie je podziwiać w wątku o planowaniu tego spływu – dzięki za wklejenie Drawa) czas ruszać w dalszą drogę.
Sieradz minął mi bardzo szybko. Po drodze bulwary (całkiem ładnie, będą na filmie, który przygotuję później), jakaś kopalnia piasku (?), most kolejowy. Zrobiło się ładnie i ciepło. Całe szczęście, bo już trochę marzłem.
Sam nie wiem kiedy, dopłynąłem do Warty. Zgodnie ze wskazówkami Drawy po prawej stronie wypatrzyłem miejsce, które miało być dla mnie ewentualnym biwakiem.
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/13698121_704618606343002_626409112405100762_o.jpg
Ale… było całkiem wcześnie. 16.30 – czy o tej godzinie już kończyć dzienny odcinek spływu? Czułem się całkiem dobrze, młoda godzina, ładna pogoda i – co najważniejsze – lekki wiatr z południa. Po krótkich rozważaniach zdecydowałem się na kontynuowanie spływu i pokonanie możliwie dużego odcinka Jeziorska.
Początkowy odcinek, to po prostu bajka – Warta tworzy tu coś w rodzaju delty – z licznymi meandrami, wysepkami i zaroślami. Uwaga! Aż do połowy zbiornika Jeziorsko, a konkretnie do miejscowości Jeziorsko na lewym brzegu jeziora, jest to rezerwat – nie można się zatrzymywać, biwakować, należy płynąć głównym nurtem. Tak też zrobiłem. Na szczęście udało mi się wypatrzyć wielkie stada ptaków. Czułem się, jak w jakimś parku afrykańskim! W ten sposób płynąłem prawie godzinę. Być może dlatego, że co chwilę zatrzymywałem się na zdjęcie, albo po prostu na podziwianie przyrody. Jedyny mankament – zaraz przy tej części Jeziorska znajduje się ruchliwa droga, z której niósł się okropny hałas.
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14115542_704618733009656_6137541371289014054_o.jpg
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14066467_704618783009651_9080016060415637045_o.jpg
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14138218_704618796342983_7042416660912037467_o.jpg
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14102907_704618849676311_7565944847630217859_o.jpg
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14066456_704618886342974_6582134636516591741_o.jpg
W końcu wypłynąłem na otwarte wody Jeziorska. Tak, jak przewidywałem, południowy wiatr pchał mnie do przodu, fala kołysała i było całkiem fajnie. Zgodnie z zaleceniami przewodnika i Drawy, poruszam się wzdłuż lewego brzegu.
Pierwsze spostrzeżenie (do tej pory nie pływałem na tak dużym akwenie) – ma się zupełnie inne poczucie przemierzonej odległości. Droga się dłuży niemiłosiernie. Wydaje się, że pomimo raźnego machania wiosłem, człowiek stoi w miejscu.
Powoli jednak przesuwałem się. Ale gdzie kończy się rezerwat?
Po drodze widzę liczne grupy wędkarzy – zaczynam się zastanawiać, czy to nie kłusownicy. Jeden z nich każe mi spie..alać! Okazuje się, że mają tam rozłożone sieci, a ja mogę im poprzerywać żyłki. Nic na to nie poradzę – kłusownicy, czy nie, muszę przepłynąć. Nie wypłynę na otwarte wody, bo wiatr i fala się wzmaga. Ratuje mnie tylko to, że fala idzie równolegle z kursem, choć od tyłu. Dzięki temu nie wlewa się do kajaka, nie chce go przewrócić i nie spycha mnie z kursu. Solar zaczyna płynąć, jak wąż – układa się na plastycznie na fali i faluje wraz z nią. To całkiem miłe uczucie, o ile nie skończy się pawiem :).
Zwracam uwagę na wał na lewym brzegu. Jest stromy, betonowy i pełno tam wielkich kamieni – nie chciałbym tak walnąć spychany wiatrem.
W końcu – docieram do jakiejś mariny. Dopytuję się wodniaków, co to za miejsce – okazuje się, że Jeziorsko. Obok mariny jest kemping. A więc – jestem uratowany!
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14054377_704619006342962_9057639833424932404_o.jpg
To był dość mocno oczekiwany punkt programu: robiło się późno, wzmagała się fala, a ja byłem już zmęczony. Z powodu ciężkich warunków miałem nawet trudności z wpłynięciem do mariny. Tu – mała uwaga. Będąc w tym miejscu, nie cumujcie w marinie. Podesty są bardzo wysokie. Ciężko wyjść z kajaka, nie mówiąc o podjęciu sprzętu i samego kajaka. Zaraz za nią zaczyna się spora piaszczysta plaża z dobrym podejściem.
Na kempingu płacę 20 złotych. Za tę cenę mogę się rozbić. Jest też budka z piwem i kebabem, co zdecydowanie poprawia mi nastrój. Kąpię się pod prysznicem w ciepłej wodzie.
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14115541_704618986342964_3355498264553697972_o.jpg
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14086270_704618969676299_1084988535752675327_o.jpg
Zmęczony w końcu zasypiam. Nie na długo! Zaraz obok mnie rozpoczyna się impreza z dużą ilością alkoholu, to nie jest dobra rzecz. Państwo balują do czwartej rano! Z każdą butelką i upływającą godziną robi się coraz głośniej. Od 02.30, do 04.00 nie śpię już w ogóle. Aby zająć czas, dokunuję analizy profilu psychologicznego każdej z balujących osób, próbuję sobie wyobrazić, jak wyglądają. W końcu – cisza. W tym dniu robię 48 km.
Budzę się o ósmej. Najwyższa pora. Udaje mi się zebrać do 10.00. Już dawno zauważyłem, że co bym nie robił, od pobudki do wyjścia na wodę, zawsze mijają dwie godziny. Czy to nie okropne?
Na brzeg odprowadzają mnie dzieci poznanego na kempingu wędkarza (pozdrawiam i dziękuję za dobre rady – przydały się!).
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14125739_704619036342959_5116237661418402964_o.jpg
I – płynę dalej. Została mi mniej więcej połowa Jeziorska. Po drodze okazuje się, że początkowo spokojna woda, zaczyna dość brzydko falować. Wiatr tym razem jest zachodni i trochę mnie niepokoi. Nie mogę płynąć zbyt daleko od brzegu – tam fala robi się naprawdę niefajna.
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14047261_704619059676290_6606844498142673227_o.jpg
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14067910_704619146342948_6044495098362192212_o.jpg
W sumie, z Jeziorskiem licząc, po lewej stronie są trzy kempingi. Między nimi mnóstwo namiotów na dziko. Ludzie korzystają z wolnego przedłużonego weekendu – biesiady od rana.
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14125597_704619183009611_3535881911369330442_o.jpg
Tymczasem dopływam do wału zapory. I spotyka mnie rozczarowanie – oglądałem ten wał z góry, od strony drogi. Przybicie do niego i wtarganie szpeju wydawało mi się banalnie proste, jednak okazuje się, że nie wchodzi w rachubę.
A więc – plan B. Trzeba obnieść kajak. Przewodnik sugeruje obejście z prawej strony, jednak ja jestem na lewym brzegu i nie uśmiecha mi się dopływanie na drugą stronę.
Przybijam do piaszczystego lewego brzegu, a tam…!
IMPREZA! O!!! Kajakarz!!!! Chonotu!!! Chdzesz pifa??? Postanowiłem zbratać się z narodem tym bardziej, że byłem trochę spięty po przepłynięciu Jeziorska i uznałem, że piwo, to jest to lekarstwo, które było mi niezbędne do życia. W ten sposób powstały zdjęcia pod roboczym tytułem „spotkałem szczęśliwych indian”. W gruncie rzeczy towarzystwo było bardzo sympatyczne, miało dobre piwo i orzeszki, a na dodatek zebrało w okolicy 3 worki śmieci. Intryguje mnie tylko strawa, którą z wielkim pietyzmem gotowali na przenośnej kuchence w wielkim garze. Otóż, gotowali KALAFIORA.
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14125714_704619423009587_5368802992477602587_o.jpg
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14125618_704619436342919_8922997168672405712_o.jpg
Po miłym spotkaniu przyprawiłem kółka do kajaka i wyruszyłem na lądową część wyprawy. Okazało się, że w ten sposób pokonałem 3,5 km! I tu mała uwaga na temat pneumatyków, przynajmniej takich, jak solar. NIE WYOBRAŻAM sobie pokonania tego dystansu z cięższym, niż mój, kajakiem, a takie na ogół bywają plastiki. O mało nie umarłem, a większy ciężar zabiłby mnie na pewno! Poza tym wpadłem na pomysł, który możecie wykorzystać, o ile (jak mnie) entuzjazm nie przesłoni zdrowego rozsądku. Z gumofilca można spuścić powietrze i wsadzić go na samochód. Myślę, że przed południem mimo wszystko udałoby mi się znaleźć jeszcze w miarę trzeźwego kierowcę, który podrzuciłby mnie te 3 kilosy na drugą stronę zapory.
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14107788_704619429676253_5525964248686018742_o.jpg
Jeśli chodzi o szczegóły techniczne – lądujemy na ostatniej większej plaży. Prowadzimy kajak drogą w lewo i do góry, potem w prawo, koło odbicia na kemping Rafa. Po dojściu do drogi wojewódzkiej skręcamy w prawo. Po ok. 100 metrach małe skrzyżowanie: główna droga prowadzi przez wał zapory, w lewo skręt na Uniejów. Skręcamy w lewo i zaraz potem w prawo, na drogę wyłożoną betonowymi płytami. Ta droga zaprowadzi nas na sam brzeg Warty. Uwaga! Skarpa, ale można znaleźć zejście umożliwiające zwodowanie się na rzekę.
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14053939_704619556342907_1043021374648220502_o.jpg
Bezpośrednio za zaporą są 3 progi, za którymi można się zwodować. Nie na długo, ponieważ po kilku kilometrach czeka nas jeszcze jedna przeprawa.
Próg w Księżych Młynach, poprzedzony nieczynnym promem, opisany jest jako przeszkoda do spłynięcia. Być może, dla osoby z dużym doświadczeniem. Być może dla kajaka górskiego. Ale nie dla mnie, w gumofilcu. Po 3,5 kilometrowej przeniosce ręce miałem już jednak, jak orangutan – do samej ziemi i absolutnie nie chciało mi się przeciągać sprzętu. Wpadłem na pomysł, żeby go spławić. I to było dobre rozwiązania. Wzdłuż prawego brzegu jest w miarę spokojny spływ z progu, z niewielkim odwojem i małą ilością kamieni w nurcie. Sam kajakarz musi wejść do wody i dla równowagi trzymać się pokrzyw – stąpa się po kamieniach, a brzegiem jest solidna skarpa. Jednak – udało się! I to jest ostania przeszkoda na Warcie….
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/l/t31.0-8/14102788_704619613009568_2189960997688834399_o.jpg
Teraz już nic mnie nie zatrzymywało i zmierzałem w stronę Uniejowa. Dotarłem tam zmęczony i głodny. Czułem się również odwodniony i przysiągłbym, że mam deficyt soli. Cóż było począć? Zostawiłem kajak przy parkingu na termach – z parkingu, gdzie przebywało tysiące ludzi i setki samochodów nie było go w ogóle widać. Ja natomiast pojawiłem się wśród rozbawionego tłumu, jak jakiś kosmita. Czym prędzej przemknąłem do baru szybkiej obsługi (po lewej przed wejściem na termy), nabyłem drogą kupna smażoną rybę, ryż, surówkę, wszystko obficie posoliłem, do tego piwo (osmolarność piwa powoduje, że wypłukuje elektrolity ale przy tej ilości soli… już wiem, dlaczego przekąski do piwa są takie słone!).
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14114923_704619763009553_5085825733670711005_o.jpg
Robiło się powoli późno. Zdecydowałem się więc na opuszczenie Uniejowa i poszukanie miejsca na biwak.
Wieczór był jakiś dziwny, mnóstwo ludzi na imprezach niedaleko rzeki. Śpiewy, akordeon, wybuchy śmiechu. Zacząłem żałować, że nie starczy mi odwagi, żeby się gdzieś dosiąść!
Brzegi nie były zbyt przyjazne, jednak w końcu wypatrzyłem jakieś miejsce po prawej stronie. Początkowo myślałem, że to fatalny wybór – strasznie śmierdziało. Okazało się jednak, że przyczyną jest bajoro nieopodal rzeki, jednak kawałek dalej od zejścia do Warty jest skarpa z pięknym widokiem na Wartę, do której smród nie dochodził (do skarpy znaczy). Jedynym mankamentem były śmieci. Było ich tyle, że nie można było rozłożyć namiotu. Zebrałem cały worek – można się było rozbić. Rozpaliłem też ognisko. I… tak spędziłem ostatni wieczór.
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/14102554_704619813009548_5682193169096399256_n.jpg?oh=57dc06833ad97df80604aa49a96e5139&oe=5851C335
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14066267_704619859676210_7582710404152390284_o.jpg
W tym dniu zrobiłem 33 km. W tym – 3,5 lądem.
Rano – pobudka o 5. Chciałem jeszcze kawałek popłynąć, a umówiłem się z Kasią, że odbierze mnie ok. 13.00.
Wyczułem sprawę. Już o 05.30 zwiad wędkarski pojawił się naprzeciwko namiotu. Okazał się jednak miły i uznając, że pierwszy zająłem to miejsce, zaczął szukać wolnego kawałka brzegu do wędkowania.
Oczywiście zebranie się, jak zwykle, zajęło mi 2 godziny. O 07.00 ruszyłem na wodę.
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14124476_704619856342877_2743608027184131196_o.jpg
Początkowo piękna pogoda. Jedynymi przeszkodami okazywały się mielizny, choć było ich mniej niż przed Jeziorskiem. Wkrótce dotarłem do mostu autostrady A2. Za mostem fajny odcinek – plaże, duże przestrzenie. Ładny widok.
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14102976_704620066342856_5679805191214639127_o.jpg
Pogoda jednak się psuje i dostaję silny wiatr od czoła. Prawie nie da się płynąć. Tymczasem droga się dłuży – przed samym Kołem Warta meandruje i most należący do drogi krajowej (92?) ciągle pojawia się przed kajakiem, a jednak nie mogę do niego dopłynąć. W końcu – meta. Początkowo planowałem dopłynąć do ruin zamku, jednak okazuje się, że na prawym brzegu jest zdewastowane nabrzeże kajakowe. Korzystam z niego i tam kończę spływ. Kasia odbiera mnie niebawem. W ostatnim dniu wycieczki robię 29 km.
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14115393_704620223009507_9215323117608259485_o.jpg
https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/t31.0-8/14054377_704620216342841_2770381121105063748_o.jpg
Został mi jeszcze odcinek od Koła do Lądu i od Międzychodu do ujścia Warty. To już raczej będzie małe miki ;)
a tu pozostałe zdjęcia:
https://www.facebook.com/media/set/?set=a.704617296343133.1073741907.100003846084699&type=1&l=80634ac8de
w tekście parę razy pada hasło "przewodnik" - chodzi o „Przewodnik kajakowy po Warcie i Pilicy” autorstwa Marka Lityńskiego.