https://drive.google.com/file/d/12NpKeYND34N1pBInCe8yQCPOTvfaPtR2/view?usp=sharing
W linku PDF z artykułem Wyborczej (normalnie dostę płatny, art. tu https://wyborcza.pl/7,87647,25915346,rolnikow-zastapily-spolki-zerujace-na-unijnych-dotacjach-czemu.html#S.koronawirus-K.C-B.3-L.1.male )
Rolnicy mówią swoje po nazwiskiem i się nie certolą, władze parku olewają pytania dziennikarzy i nie odpowiadają na telefony - co potwierdza, że coś jest na rzeczy. Tu fragmenty, całość w PDFie
Rolników zastąpiły spółki żerujące na unijnych dotacjach. Czemu zapaliła się Biebrza?
Spółki jeśli w ogóle koszą, to pół metra nad ziemią. Pięknie się to teraz paliło. Nie skosili suchego, bo szkoda im kasy.
Dariusz Ciochanowski, co mieszka niedaleko, również siedzi z nami w kuchni. Wywalił przed siedzibą parku wywrotkę obornika, żeby uzmysłowić władzom problem dzierżaw. Do niedawna hodował świnie i bydło. Teraz uprawia zboża: - Rolnikom trudno jest startować w przetargach na dzierżawę łąk parkowych. Czynsz wynosi od 600 do 1200 złotych za hektar. Wystawiają kompleksy łąk, po 100, 300, 400, a nawet ponad 1000 hektarów. Nikogo nie stać, żeby wyłożyć 200 czy 400 tysięcy plus zabezpieczenie - 100 procent wartości dzierżawy. I zazwyczaj rolnicy nie potrzebują 400 hektarów, tylko 5, 10, 50. Kompleksy powinny być mniejsze. Spółce z Warszawy i Krakowa siano nie jest potrzebne. Rolnikowi tak. Jest susza, a skoszone przez spółki siano gnije w belach albo się pali.
- Po co warszawskim spółkom dzierżawa? - pytam Dariusza.
- Dla ptaszkowego.
- Czyli?
- Dopłat unijnych.
DZIADOWIE KOSILI BEZ DOPŁAT
Rolnicy mówią, że Biebrzański Park Narodowy dzierżawi łąki spółkom z Warszawy, Krakowa, Sopotu, Radzymina. Park dostaje rocznie od spółki około tysiąca złotych od hektara. A spółki biorą co roku dopłaty unijne, 2400 złotych za hektar. Jedna z nich dzierżawi ponad tysiąc hektarów. Rzuciły się na program rolnośrodowiskowy, który ma chronić ptactwo oraz łąki. Obowiązkiem dzierżawców jest koszenie łąk raz w roku lub rzadziej. Częstotliwość ustalają park oraz Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Kosić należy nie wcześniej niż w sierpniu i nie później niż w lutym.
Krzysztof Mocarski: - Przez rok dzierżawiłem 10 hektarów. Park ukarał mnie, bo ktoś przed sierpniem skosił moją trawę. Kazali mi zapłacić karę, z odsetkami to już 25 tysięcy. Nie ściąłem tego, policja ustaliła, kto ściął, ale parku to nie obchodzi. W umowie jest zapis, że winę za osoby trzecie ponosi dzierżawca. Jak ktoś w nocy przyjedzie i zetnie trawę albo turysta wyrzuci peta i się łąka zapali, ukarany zostanie rolnik dzierżawca. Kary w umowach są tak wysokie, że rolnikom odechciewa się dzierżaw. Ale firmy i koledzy pracowników parku się tym nie przejmują. Czemu parkowi wolą, żeby to spółki siadły na naszej ziemi? A gdzie były spółki, jak nasi dziadowie kosili bez żadnych dopłat i dbali? Wszystkie spółki chronią wodniczkę. Jakby w całym parku nie było innych ptaków do chronienia. Dlaczego tak się dzieje? Bo jest za nią najwyższa dopłata.
Artur: - Mnie ukarali za to samo. Mam zapłacić 50 tysięcy. Wydrukowałem dla sądu kolorowe zdjęcia satelitarne. Widać na nich, jak trawa leży ścięta pokosem, kilka dni przed tym, nim podpisałem umowę dzierżawy.
Krzysztof Mocarski: - My kosimy do samej ziemi, bo nam zależy na sianie i ściółce. Spółki jeśli w ogóle koszą, to ścinają pół metra nad ziemią. Pięknie się to teraz paliło. Paliło się to suche, co spółki nie skosiły, bo szkoda im kasy. O całym fakcie informowałem prezesa Agencji Restrukturyzacji w Warszawie. I co? W tym roku miałem już dwie kontrole gospodarstwa. Sprawdzali nawozy, mierzyli na nowo pola. Nigdy wcześniej takiego najazdu nie miałem. I jeszcze chciałem dodać, że spółki, zamiast kosić, przejeżdżają ratrakami. Miażdżą wszystko - razem z żabami, ślimakami i Bóg wie czym jeszcze. Ubita ziemia długo się nie odradza. To ma się nazywać ochrona przyrody? Proszę mi wyjaśnić, czym różni się spalenie od zmiażdżenia gąsienicą ratraka. Słyszymy, że dla parku pożar to wielka tragedia. Dlaczego tragedią nie jest niszczenie ekosystemu gąsienicą ratraka, przecież to jest to samo. Dlaczego agencja i park tolerują takie metody pielęgnacji? Gdzie ekolodzy? Pisaliśmy z kolegami do Ministerstwa Środowiska. Utopiony został ratrak. Wylał się olej, ropa i wszystko popłynęło do wody, strasznie to wyglądało. Co na to ministerstwo? Nic.
Widzieliśmy dokumentację parkową. Urzędnik z parku napisał dla Agencji Restrukturyzacji, że na tych i na tych działkach łąki koszone są ręcznie, kosą. Mieszkamy obok tych działek. My nie pamiętamy, żeby w ostatnim dziesięcioleciu ktoś tu wysiekał trawę czymkolwiek, a już na pewno nie kosą.
Dariusz Ciochanowski: - Rolnicy dzierżawią tylko dwa procent parkowych łąk. Reszta to nierolnicy. Park liczy inaczej, powie, że ponad połowa to rolnicy. Ale oni biorą pod uwagę pana z Poznania, który kupił tu starą stodołę i kawałek ziemi. W ten sposób, według prawa, stał się rolnikiem. A nam chodzi o prawdziwych gospodarzy, miejscowych chłopów, którzy żyją tu z dziada pradziada.
Krzysztof Mocarski: - A ciekawe, czy dyrektor powie prasie, ile spółek nie płaci mu za dzierżawę i ile są winne kasy. Z tego, co mi wiadomo, to około 6 mln zł. Sam dyrektor to potwierdził na którymś spotkaniu. Dyrektor idzie do sądu, bo spółka winna mu milion. Pierwsza rozprawa jest rozprawą ugodową. Dyrektor mówi: „Zapłaćcie 100 tys., to 900 wam podarujemy”. I na tym sprawa w sądzie się kończy. To się nazywa gospodarność? A gdyby chłop był winny? Zatłukliby go prawnikami i przepisami.