| Biuro Turystyki Kajakowej AS-TOURS | PROZONE - wypożyczalnia kamer GoPro! | KONKURS RELACJA MIESIĄCA |

Znalezione wyniki: 11

Wróć do listy podziękowań

Re: SUP jak to ukąsić?

Nie mam wiele doświadczenia, więc nie mi mędrkować, ale ufam, że to się niedługo zmieni i będę mógł Wam kilka relacji wrzucić. Właśnie sprzedałem swojego Sevylora (gdzieś nawet jedną relację z niego tu kiedyś zostawiłem) i przesiadam się na SUPa (dmuchanego). Kajak ma swoje zalety i swoje wady, SUP podobnie, aczkolwiek mi wyszło więcej zalet tego drugiego i stąd zmiana. Dla mnie to jest zupełnie inna interakcja z przyrodą. Taka mniej inwazyjna. Łagodniejsza. Wiem, że brzmi to tak sobie ;-) i nie da się tego tak wyjaśnić, a pewnie miłośników kajaków ciężko będzie przekonać. Zresztą nigdy nie będę próbował. Kajaki są świetne i basta. Ale SUPy też mają swój urok. Jak napisał Waho, to jest jak chodzenie po wodzie. Dla jednych to wada, dla innych zaleta. Natomiast mnie paskudnie kręci obserwowanie świata z wody na stojąco. Może to zachłyśnięcie się czymś nowym? To jest opcja, choć w moim przypadku za SUPem stoi więcej plusów. Jednocześnie można to robić sprawnie i wyprawowo również. Naturalnie nie na skalę kajakową, choć to przecież tylko kwestia trzymającego wiosło.
przez beceenPL
24 czerwca 2020, o 11:51
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: SUP jak to ukąsić?

Kajaki są świetne i basta. Ale SUPy też mają swój urok. Jak napisał Waho, to jest jak chodzenie po wodzie. Dla jednych to wada, dla innych zaleta. Natomiast mnie paskudnie kręci obserwowanie świata z wody na stojąco. Może to zachłyśnięcie się czymś nowym? To jest opcja, choć w moim przypadku za SUPem stoi więcej plusów. Jednocześnie można to robić sprawnie i wyprawowo również. Naturalnie nie na skalę kajakową, choć to przecież tylko kwestia trzymającego wiosło.

Kajaki są dobre bo są dobre i tanie. Jak tanie wina.
Na to forum trafiły ziomki dla których żeglarstwo lub profesjonalne kajakarstwo jest zbyt burżujskie. ;)

Kupiłeś supa i super. Będzie jakaś różnorodność. Prędzej czy później dokupisz do niego siodełko i zrobisz dziwacznego SOTa. :) Będziesz się woził jak król.

ps to z zazdrości ;)

:D Niech będzie. Koniec końców każdy ma jakieś racje, ważne, żeby robił swoje z poszanowaniem przyrody i innych. Nie wiem jak z winami, bo od jakiegoś czasu nie pijam ani tanich, ani drogich. Kajaki są dobre, bo są dobre, ale ja swój sprzedałem, min dlatego... że nie mogę długo siedzieć. Wiem, brzmi kretyńsko i dziwnie, ale mam rozwalone biodro i wysiada mi noga, na dłuższych dystansach. Wiem, na to też są metody i w ogóle. Zróbmy inaczej, zamiast mędrkować (mówię tu tylko o sobie) popływam, zrobię kilka relacji z dłuższych wyjść a nie zabaw przy brzegu i wrócę z prawem głosu. Mam nadzieję, że to uczciwy układ.
przez beceenPL
3 lipca 2020, o 13:23
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Reda 14.08.2020

Wyskoczyliśmy spontanicznie na weekend na Północ, rozsądne noclegi znalazłem tylko w Redzie. Rzut oka na mapę, SUP do boxu i w piątek 14 sierpnia, korzystając z faktu, że Zona musi popracować wyszedłem za hotel i 20m od parkingu wlazłem do wody bo nasza miejscówka była dokładnie przy moście w Redzie. Woda śliczna, spokojna. Pierwsze metry przez miejski park ku uciesze lokalnej dzieciarni i przedstawicieli ławeczkowych biesiad. Potem przedmieścia Redy. Nurt spokojny, niezliczone ilości gałęzi pełne robactwa wszelkiego zwieszały się nisko nad wodą. Lekko ponad kilometr od startu niesympatyczna przenoska. Tzn moze nie taka zła ale ja poszedłem w lewo, wpakowałem się na dwa rottweilery, na szczęście siatka w plocie wytrzymała, potem wlazłem komuś do ogrodu. Po 20min wrócilem na wodę. Nurt sie wzmógł nieznacznie. Pojawiło się więcej przeszkód. Trzeba było lawirowac, zawracać i non stop robić przysiady albo przyjmować robactwo na twarz. Gęba mi się śmiała i byłem zachwycony. Dwa razy klękałem na desce, bo pojawiły się takie minimalne bystrza, ale wolałem nie sprawdzać czy zahacze finem czy nie. Krajobraz sie zmieniał, dno robiło się bardziej widoczne, rzeka płynie niemal cały czas schowana w drzewach i krzewach przez co ma się wrażenie sunięcia w tunelu. Bajecznie. 3x zaintrygowałem pstrągi, duże i śliczne, jeden wrócił do mnie i wyskoczył przy dziobie dechy. Po powrocie do domu kupiłem kamerę, żeby na przyszłość móc takie cuda uwiecznić. Ptactwo latało, robale gryzłly, a rzeka niosła mnie jakis czas jeszcze by w sumie po 2h z hakiem i 10km tez z hakiem dotrzeć do granicy rezerwatu Beka, gdzie musialem skończyć zabawę. Spakowałem SUPa do plecaka i wrocilem do hotelu.

Przed całą draką zebrałem info i uslyszalem ze trzeba mieć troche doświadczenia na SUPie żeby zrobić Redę. Ja mam go wciaz b mało, ale nauki na Adriatyku i Baltyku juz procentują. Na kajak to też ładny spływ, ale krótki. Na SUPa wg mnie absolutne cudo i wrócę tam na wiosnę. Juz z kamerą.

Materiału mam mało i raczej taki sobie, ale tyle zlapalem telefonem.

https://photos.app.goo.gl/5rxdYXmskWec7rdW9
przez beceenPL
25 sierpnia 2020, o 12:17
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Dębki...i spływ Piaśnicą do Bałtyku:03-07.08.2020

A bo Piasnica nie plywa sie kajakiem. :) To jest rzeka w ktorej sie robi splywy z nurkowaniem. Maska, pletwy, faja, bojka i koniecznie kamera.

To zupełnie nie mój świat, ale kto wie czy na starość czegoś nie skoryguję w swoich pomysłach. Dziś zrobiłem Piaśnicę SUPem i choć nie ustawałem w zachwytach z pozycji pionowej to nie ukrywam, że Twój post miałem cały czas przed oczami :-)
przez beceenPL
29 sierpnia 2020, o 20:23
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Liwiec 5.09.2020

Siedzę na działce, internet ma mnie w poważaniu, z materiałem filmowym mam kłopoty również pozainternetowe. Ale skoro odpaliło mi się forum to puszczam w świat kolejny temat SUPowy. Poniższy zapis to kopia korespondencji prywatnej, ale może będzie miało to swoj urok. Także nie redaguję nawet. Dorzucam jedno zdjęcie, ale nad video popracuję w domu i mam nadzieję dorzucić. Zapowiada się monotonne kilka minut, ale co zrobić. Taka rzeka i takie moje skille. Tylko ten banan z ryja nie chce zejść.

"Ale.... było cudownie. Po imprezie (syna) miałem co prawda ledwo ponad 2h snu, ale chwilę po 7 ruszyłem w stronę Łochowa, by zostawić samochód pod mostem w Zawiszynie. Tu bałem się po raz pierwszy, bo miejsce było takie, że nie miałem pewności czy znajdę cały samochód po zakończeniu spływu. Kiedy jednak zwodowałem deskę, to inne zmartwienia zaprzątnęły moje myśli. I jak słusznie zauważyłeś we wcześniejszych rozmowach, był to poziom wody. Mimo dość monotonnego krajobrazu, sama rzeka jest piękna, nie za wąska, nie za szeroka, z dobrym nurtem; spokojnym, ale niosącym deskę we właściwym kierunku. Problem natomiast stanowi głębokość wody. Płynąłem z finem, który kilkadziesiąt razy zaczepiał o łachy piachu, korzenie, zwalone pnie. Przez piach często się przebijał, ale kilka razy zarył zbyt głęboko i niewiele brakowało, a wylądowałbym w wodzie. Biorąc pod uwagę głębokość rzeki, wyglądałoby to zapewne komicznie. Próbowałem zdjąć fina, ale wtedy SUP tracił sterowność i zamiast podziwiać widoki, musiałem cały czas korygować kierunek wiosłem. Zdecydowałem się przyczepić statecznik z powrotem i jednym okiem obserwując dno, a drugim okolicę, płynąłem i płynąłem. I było pięknie, ale nie tak dziko jak się spodziewałem. Nie tak dziko jak na Redzie, która była jedną wielką plątaniną gałęzi, wiszących tuż nad wodą i zasłaniających tor jazdy. Meandry na Liwcu, obserwowane np z drona nie były tak odczuwalne z poziomu deski. Mijałem plaże z bawiącą się dzieciarnią, która zamierała na mój widok. Z niemal każdym chwilę porozmawiałem i leciałem dalej. Przez 3km towarzyszyły mi dwie czaple. Jak tylko się zbliżałem to uciekały, siadały za kolejnym zakrętem i czekały aż znowu się pojawię. Próbowałem je nakręcić, ale zaczepiłem o korzeń i szybciej niż planowałem - usiadłem na desce. Jakaś wielka ryba zrobiła zamieszanie w wodzie, przez kilka sekund płynęła tuż pod powierzchnią i wyglądała olśniewająco. Spłoszony bóbr skoczył z brzegu do wody. Na niebie przez kilka chwil walczyły dwa drapieżne ptaki. [czytała Krystyna Czubówna :)]. Mazowiecka przyroda pełną gębą, dziobem i paszczą. Kilometry uciekały, ja szukałem najlepszej trasy, żeby omijać łachy piachu. Tak się na tym skoncentrowałem, że przegapiłem miejsce, w którym miała mnie odebrać Blanka. Zorientowałem się, kiedy przede mną pojawił się... Bug. Szeroki, mętny, nieprzyjazny. Powrót nie miał sensu, bo odcinek Liwca był wartki i niewygodny do nawrotki. Zdążyłem się zatrzymać przed wielką rzeką, poszukać w nawigacji nowej lokalizacji odbioru, ustalić wszystko z Żoną. Kiedy wypłynąłem na Bug, klęknąłem na desce. Z respektu przed jego Nieprzejrzystą Nieprzyjaznością, ale również po to, żeby sprawniej obserwować brzeg i szukać portu. Ten był 800m dalej i okazał się wyjątkowo nieciekawym miejscem. Z poziomu wody, bo z wysokiej skarpy widok był uroczy. Ale najpierw trzeba było się tam wdrapać. I tu czułem niepokój po raz drugi. Nie byłem pewien czy dam radę wejść na brzeg i wtargać deskę na górę. Łydki mi już drżały, a serce biło szybciej. Nie chciałem wylądować w wodzie, nie chciałem zniszczyć deski, a przede wszystkim byłem zły, że nawaliłem jako nawigator.

Po 20 kilometrach w średnim tempie 5km/h przywitałem Blankę i Ultrę. Szczęśliwy i bogatszy o ważne i piękne doświadczenia. Już rozmyślam jak popłynąć Liwcem późną jesienią lub wczesną wiosną. A może i zimą.

Miałem ze sobą kamerę, ale w swym niedoświadczeniu przestawiłem jakieś ustawienia i nie wiem czy uda mi się uratować materiał. Będę nad tym pracował i mam nadzieję niedługo podzielić się efektami."
przez beceenPL
9 września 2020, o 22:42
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Bug SUPem - 26.08.2020

Zakłopotany i zasmucony faktem, że sezon zmierza ku końcowi, a ja poświeciłem się innym aktywnościom, w desperacji zacząłem szukać opcji na jakiś porządny SUP jeszcze przed zimną jesienią. Jak na złość prognozy zrobiły się okrutne, ale byle ikona deszczu nie wygra tak łatwo z desperacją.

Szybka analiza kalendarza i możliwości logistycznych i padło na Bug. Pierwotnie miałem płynąć sam i z Drohiczyna do Broku *. Bardzo niekorzystne prognozy i zmiany w zespole wprowadziły korekty do planu. Okazało się, że płynę nie sam, nie z kumplem, a z jego 19 letnią córką, dziewczyną twardą i obytą z wodą (10 lat w żeglarstwie). Rzut oka na mapę i wymyśliłem że takie dwa dni, po +/- 30km każdy, powinny być w sam raz, nawet gdyby miało lać non stop.

Odebrałem Natalię o 5 rano i ruszyliśmy do wsi Wojtkowice-Glinna. Wycieraczki chwilami szły na drugim biegu, ale desperacja to desperacja. Porzuciliśmy samochód na jakimś placu budowy (po uzgodnieniu z kierownikiem tejże) i napompowaliśmy dechy. Lało cały czas, a w między czasie przeczytałem wiadomość od Żony, że moje neoprenowe buty stoją spokojnie na oparciu fotela w Warszawie. Zdarza się. Biegowe buty nie z takimi wyzwaniami sobie radziły. Rozgrzani pompowaniem, wskoczyliśmy do wody, ale ze względu na pogodę pierwsze kilometry pokonaliśmy na siedząco. Ulewa zmieniła się w deszcz, deszcz w mżawkę, niebo było stalowe i nie zdjęciowe, ale widoki oszałamiające i tak. Znacie to wszyscy, ja też, ale za każdym razem zachwycam się na nowo, jak tam jest pięknie i cicho i tak, że o rany. I tak właśnie było.

Bug na tym odcinku nie jest łatwy dla SUPa, bo jest bardzo szeroki i poprzecinany płyciznami, więc kluczyliśmy od brzegu do brzegu, żeby nie ryć finami po piachu. Prawdę mówiąc czysta przyjemność i żaden to dyskomfort. Rozmawialiśmy mało, chłonęliśmy przyrodę i cieszyliśmy się z faktu, że Mama Pacha wynagradza cierpliwych i powstrzymała deszcz. Cieszyliśmy się ciszą i w niezłym tempie jak na wyprawowego SUPa pokonywaliśmy kilometry. Po 33km, 7h stania/siedzenia na desce, dotarliśmy do skarpy z sosnowym lasem, gdzie planowaliśmy spać. Godzina była względnie wczesna, ale chcieliśmy już na spokojnie coś zjeść ciepłego, a z Warszawy dochodziły meldunki o Armagedonie. Dlatego zrobiliśmy zakupy i rozpaliliśmy ognisko. Rozstawiłem tarpa i nie wiedzieć kiedy, zrobił się zmrok. Zasnęliśmy jak dzieci.

Natalię obudził chłód o 515, więc zjedliśmy śniadanie, posprzątaliśmy po sobie i ruszyliśmy w dalszą drogę. Wody w rzece przybyło, nurt delikatnie przyspieszył. Było jeszcze piękniej. Krajobrazy na całym tym odcinku są mocno jednostajne i być może dla niektórych nużące. Nie wiem, może po czwartym dniu spływu sam zacząłbym odczuwać znużenie, ale dzień był drugi i ostatni, więc raczej ogarniała nas melancholia, że to się zaraz skończy. Plułem sobie w brodę, że nie zdecydowałem się na trzy dni z Drohiczyna. Uzbierane punkty doświadczenia wykorzystam następnym razem. Nie padało, nie wiało, woda była gładka jak stół, wiosła dawały radę i płynęliśmy szybciej ** niż poprzedniego dnia. Zbyt szybko. Po lekko ponad 4h i 23km dotarliśmy do zatopionego parowca za Brokiem, gdzie nasza mini wyprawa się kończyła.

I tak to było. Płynęło się świetnie, moją deskę znam i sprawdziła się super, wypożyczany sprzęt Natalii też był bez zarzutu. Miałem okazję przetestować nowego tarpa - też tip top. Aczkolwiek zapowiadany Armagedon nie nadszedł, więc może za wcześnie na zachwyty. Płynięcie z mocniej załadowaną deską (pierwszy raz płynąłem z bagażem na obu końcach dechy) okazało się fraszką. Przy SUPach zawsze pojawia się temat stanie/siedzenie, więc napiszę jeszcze, że tak na oko płynęliśmy stojąc przed jakieś 70-75% czasu. Siadaliśmy żeby odpocząć lub z obawy przed nurkowaniem. Upadki z deski się zdarzają, ale tym razem oboje się tego ustrzegliśmy.

* Pod Brokiem mam działkę, ale piszę o tym, nie żeby się pochwalić, a tylko rzucić hasło, bo może ktoś kiedyś będzie potrzebował supportu na Bugu, w razie czego służę podwózką, noclegiem, strawą...

** średnia z pierwszego dnia 4,7km/h (8km/h max), średnia z drugiego dnia 5,2km/h (9,3km/h max)

kilka zdjęć
przez beceenPL
31 sierpnia 2021, o 22:50
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Bug SUPem - 26.08.2020

Rzadko jestem w czymś pierwszy, wiec "hura ja!" :-) Ale tak poza mną, to odkrywam, że jest wielu wariatów, którzy robią fajne, duże trasy na SUPach. Notuję pomysły, postaram się coś Wam jeszcze wrzucić.

No właśnie, widziałem Wasze plany, liczyłem, że gdzieś tam się ukłonię. Ale prognozy rzeczywiście były mizerne.

Grafik sportowy napięty, ale jest szansa, że październik rozpocznę też Bugiem. W planowaniu...
przez beceenPL
4 września 2021, o 22:35
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Liwiec 11-12.06.2022

Stażu małżeńskiego mamy już niemal ćwierć wieku i na wiele sposobów świętowaliśmy kolejne rocznice, ale skoro piszę o tym tutaj to - ta dam! - tym razem padło na przygody wodne. Blanka z SUPem miała niewiele do czynienia, ot kilka "stań" wakacyjnych. Ponieważ jednak jest kobietą twardą i odważną to na propozycję zrobienia dwóch dni na rzece przystała z uśmiechem. Perspektywa romantycznej kolacji w towarzystwie komarów też nie była bez znaczenia.

Szybka analiza prognozy pogody, odpowiednich rzek (tu ukłony dla młodka za uwagę w wątku o Liwcu), opracowana logistyka i cyk, ruszyła maszyna.

Piątek: wypożyczyłem dodatkową deskę *, odstawiliśmy jeden samochód na parking przy zaporze w Węgrowie.

Sobota: podjechaliśmy do mostu na Liwcu obok miejscowości Niwiski (fachowo powinno się chyba mówić o Kiselanach, ale samochód został w Niwiskach, więc…). Przygotowaliśmy dwie dechy - mojego Aztron Titana i wypożyczonego Travellera od UOne - załadowaliśmy na nie sprzęt i odstawiłem samochód pod oddaloną o 400m Straż Pożarną. Pisząc sprzęt mam na myśli 3 sakwy z ciuchami, śpiworami, materacami, tarpem, kuchnią i elektroniką. Piszę o tym, żeby pokazać, że SUP taki większy bagaż też spokojnie zabiera. No i cóż, zwodowaliśmy się i zaczęliśmy machać wiosełkami. I było olśniewająco pięknie. Liwiec na odcinku do Wyszkowa (wsi, nie miasta) jest bajeczny. Woda przejrzysta, pełna roślinności, brzeg różnorodny roślinnie, ptactwa dużo, ryb także. Meandry szalone, ruch niewielki - aczkolwiek jest. Pogoda dopisywała, co aż szokowało biorąc pod uwagę co się działo jeszcze w czwartek i później w poniedziałek. Po 9km jest przystanek z barem, więc skorzystaliśmy z pierogów i kawy, by ruszyć na kolejne ok 15km w stronę Wyszkowa. I teraz tak, przy tak wysokich brzegach kiedy płyniesz SUPem - widzisz więcej. To plus. Ale kiedy jest tyle zielonego i wieje ci ciągle w pysk, to płyniesz wolno. To minus. Także z planów minięcia Wyszkowa trzeba było zrezygnować, a jak się okazało, na ostatnich kaemach niewiele jest dobrych miejsc na nocleg i kiedy zbliżał się zachód słońca, a w wodzie było coraz więcej przeszkód (dla SUPa nie zawsze banalnych, bo jednak wisi kilkanaście centymetrów fina) to już na lekkim zmęczeniu szukaliśmy byle sensownej łachy. Marzył nam się las sosnowy, ale mocno karkołomne byłoby dostawanie się do niego. Znalazła się jedna ładna “plaża”, ale zajęta przez parę z dmuchanym Sevylorem (uśmiechnąłem się, bo też miałem kiedyś od nich dmuchańca). Szukaliśmy dalej i z doskonałym timingiem znaleźliśmy piękne miejsce na bajeczny zachód słońca. Uzbierało się patyczków i trzcinek na usmażenie oscypków i zalanie kubków wrzątkiem i korzystając z pięknej pogody poszliśmy spać bez montowania tarpa.

Niedziela: mając czas, nie zrywaliśmy się o bladym świcie, poza pobudką na sam wschód. Piękny, a jakże. Kiedy już wyleźliśmy ze śpiworów na serio i po ogarnięciu obozu, ruszyliśmy w stronę Węgrowa. Najpierw jednak trafiliśmy na rzeczony Wyszków, gdzie naiwnie łudziliśmy się na otwarty sklepik. Naszą rozmowę o planowanych zakupach usłyszał lokalny facet od kajaków **. Zaproponował, że sprawdzi sklepiki i oddzwoni, a kiedy okazało się, że są zamknięte, zaoferował, że zrobi nam zakupy na stacji i przekaże paczkę na kolejnym kajakowym przystanku. Niektórzy ludzie mówią, że karma to suka, ale może nie jest tak źle, co? Na trasie pojawiło się więcej kajaków, odebraliśmy zapasy od naszego dobroczyńcy i płynęliśmy i płynęliśmy. Było bajkowo. Znacie to, nie muszę Was przekonywać. Widzieliście pewnie i ładniejsze miejsce, ale gdybym na szybko miał komuś polecić proste miejsce, żeby się zakochać w wyprawowym SUPie czy kajaku to ten odcinek bym polecał z czystym sumieniem. Prosty choć meandrujący, miły, płytki dla komfortu mniej pewnych siebie, uroczy, różnorodny roślinnie. Rewelacja. No ale słońce dawało w kość, byliśmy już nieźle popaleni, więc machaliśmy dalej. Mijając Liw zobaczyliśmy na brzegu znajomego faceta od kajaków. Krzyknął nam, że sklepik otwarty, więc z bananem na pyskach poszliśmy na lody. Dalsze kilometry były męczące, bo i sił mniej i wiatr dawał w kość. Stojąc na desce ma się zdecydowanie mniej opływową sylwetkę ;-) Rzeka też już od jakieś czasu była szersze, prostsza i bardziej mętna. Mniej urokliwa, aczkolwiek wciąż świetna. Najgorszy odcinek był od mostu w Węgrowie. Nurtu niemal brak, co w połaczeniu z wiatrem było niefajne. Dopłynęliśmy do zapory, gdzie dla mniej wprawnych, wysiadka może nie być miła i komfortowa. Sprzęt do samochodu i finito.

Zdjęcia: https://photos.app.goo.gl/mCuCGRDieGZze8Ka7
Film: czeka w kolejce na montaż

Trasa: Kisielany - Węgrów, ok 46km. https://www.google.com/maps/d/u/0/edit?mid=1xD5MPt1Df_cZW1CGDqkJoNC9VdnglcQ&usp=sharing
Sprzęt: SUP Aztron Titan, SUP Traveller UOne
Czas: 2 dni podzielone na 8-9h na wodzie. Można szybciej, można wolniej.
Nocleg: łacha przed Wyszkowem. Jeśli dzielić spływ na pół, to w tym regionie nie ma wielu dogodnych miejsc na dziki nocleg.
Parkingi: W Niwiskach jest Straż Pożarna blisko mostu (ok 400m), gdzie jest dużo miejsca i można zostawić samochód. W Węgrowie jest duży parking przy samej zaporze. Opcjonalnie są parkingi na ulicy (i tam jest monitoring miejski)


* reklama nr 1: deskę wypożyczałem z https://kajakwstolicy.pl/ i z czystej sympatii muszę napisać, że braliśmy od nich już trzeci raz sprzęt i zawsze jest to zorganizowane bardzo sympatycznie, elastycznie czasowo, rozsądne finansowo i w ogóle tak przyjaźnie.

** reklama nr 2: pojęcia nie mam o jakości usług http://przystanliwiec.pl/ natomiast to zachowanie pana od nich kupiło nasze serca i gdybym kiedyś szukał pomocy w spływie kajakowym to z czystej sympatii zadzwonię do nich ;-)
przez beceenPL
15 czerwca 2022, o 15:53
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Liwiec 11-12.06.2022

Dzięki. O ile dobrze pamiętam, to ja chyba nie miałem nic do gadania, kiedy zapadały decyzje :-)

Kluczowe w tej całej historii jest to, że Blanka nie wyklucza powtórki na deskach. Także czytam sobie Wasze relacje i wynotowuję kolejne odcinki pasujące pod SUPy.
przez beceenPL
19 czerwca 2022, o 17:40
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Liwiec 1.10.2022

Najpierw desek szykowało się osiem, potem leciało to mocno w dół, a na koniec odbiło (z jednej do dwóch ;-) ), ale za to skróciło się do jednego zamiast dwóch dni. Również dlatego, że prognozy na niedzielę były mocno wietrzne i deszczowe. I również ze względów logistycznych stanęło na Liwcu, odcinek Węgrów x Kalinowiec. Fragment Liwca paskudnie uroczy i dość szybki. Woda sama niesie.

Na dwa samochody, jeden zostawiliśmy w Kalinowcu, polecieliśmy do Węgrowa, tam są warunki, żeby spokojnie zostawić samochód i się napompować. Wodowanie tuż za zaporą i jazda.

Było absolutnie pięknie. Zachwycająco. Odcinek nie jest długi, ale wciąż nieźle meandruje. Stalowe niebo kilka razy przepuściło słońce, a nurt w wielu momentach wymuszał stałą kontrolę nad kierunkiem. Dość szybko trafiamy na przenoskę, ale to jedyne* miejsce gdzie musimy wyłazić z wody. Operacja jest prosta, a że płyniemy na lekko to i targania nie ma dużo. Wyłazimy lewą stroną, ale po zaporze przełazimy na prawą i tam się wodujemy. A dalej sobie płyniemy, gadamy, zatrzymujemy, żeby porozglądać. I tak leci. Ciężko powiedzieć, że bez emocji, bo tych nie brakowało, ale Wy to znacie, więc nie ma o czym pisać. *Gdzieś już za półmetkiem nadzialiśmy się na spory pień blokujący całą szerokość rzeki. Kajak by się prześliznął być może. My nie, chociaż próbowałem. Cofnęliśmy się 15 metrów i próbowaliśmy wyleźć na brzeg. Ciężko było, a kiedy kumpel już złapał grunt, podniósł głowę i... zobaczył, że pień odpłynął. Wyglądało to irracjonalnie, szczególnie, że nigdzie go nie było. Różne teorie mieliśmy, ale po jakimś tam czasie dogoniliśmy kłodę :-) Ot i cała przygoda. Dalej, do zapory w Kalinowcu nic się już nie działo. Tego wielkiego zatoru już nie było. Żadnych większych gałęzi w wodzie też nie. Zachmurzyło się mocniej. Mało fajne było wyjście w Kalinowcu, ale jakoś się wysadziliśmy. I tyle. Koniec historii. No prawie, bo było tak ładnie, że spróbujemy jeszcze w październiku zrobić Kalinowiec x Kamieńczyk. Choć domyślam się, że tam z nurtem będzie tylko gorzej (?), a to coś ponad 30 km...

PS: niskie ukłony za wszystkie podpowiedzi i wskazówki. Z taką wiedzą człowiek leci bardziej wyprostowany ;)

Zdjęcia: tym razem wrzucone w film.
Film: https://www.youtube.com/watch?v=7OzJhK-ngK8

Trasa: Węgrów x Kalinowiec, ok 23km https://www.google.com/maps/d/u/0/edit?mid=1JJGuMNVYGnUGOEhb7FYlYNRlqpkqo-M&usp=sharing
Sprzęt: SUP Aztron Titan, SUP Traveller UOne,
Czas: 5h40min
Nocleg: nie dotyczy
Parkingi: w Węgrowie komfortowy parking przy zaporze, w Kalinowcu można zostawić samochód przy budynku zapory.
przez beceenPL
9 października 2022, o 21:31
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Szukam rzeki na 2dniowy SUP z noclegiem

Dlatego właśnie nie bardzo się upieram przy staniu w takich miejscach.

Przyznam, że ja w ogóle nie mam problemu z szybką zmianą pozycji w sytuacjach awaryjnych. Deska daje ten komfort, że sprawnie ze stania przechodzi się klęk, siad czy też leżenie (np pod niskim mostkiem czy jakąś rurą). Jednocześnie wymusza baczniejszą obserwację sytuacji pod wodą. Ale z kolei obserwacja jest - w moim przypadku - z niemal dwóch metrów, więc i widać więcej. Naturalnie wzrok już nie ten. I tak dalej, i tak dalej ;)
przez beceenPL
10 października 2022, o 09:28
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

cron