Maga i Miandas, dziękuję za przywitanie.
Opiszę swoją najdziwniejszą przygodę z framurą. Na Narwi na wysokości Rzędzian jest opisywany w przewodnikach niewielki "próg kamienny". Pierwszy kajak przeszedł, za nim duże kanu bez problemu, idę ja ...Próg niewielki jakieś 30- 40 cm . Pół kajaka przechodzi i stop jakby zamurowało. Bujam, podskakuję i nic. Wyskakuję z kajaka, woda napiera, łapię się kamienia a drugą ręką szarpię kajakiem, Macam ,szukam jakiejś żyłki ,linki nic ani drgnie. Ciągnę kajak w,bok puściło. Wchodzę do kajaka płyniemy i czuję brakuje skega. I skojarzyłem: próg był zbudowany z wbitych pod powierzchnią wody stalowych pali (larseny ?) i wzmocniony kamieniami. Skeg wpasował się idealnie w zaczepy pali i utkwił jak w imadle. Zanim dopłynąłem do jakiegoś dogodnego miejsca wiedziałem że bez skega do Modlina nie dopłynę.Po przewróceniu kajaka okazało się że jakimś cudem uchwyt skega nie jest uszkodzony.Nie chcąc spowalniać grupy, na szybko ,przywiązałem w miejsce skega znaleziony wodzie kołek o gabarytach dwóch puszek piwa.Nie do uwierzenia,kołek sprawdził się idealnie.Do końca wyprawy nic nie zmieniałem. Nowy skeg od razu ściąłem 2,5 cm. i jest dobrze.
I jeszcze jedno zdziwienie; płynąc Narwią czy też Wisłą (latem) spotykaliśmy średnio jednego kajakarza na tydzień.
Pozdrawiam