Jezioro Sławskie i Obrzyca do Konotopu i z powrotem.
06.07.2018.
Niektórzy piszą, że początkiem Obrzycy jest Czernica która wpływa do jeziora z drugiej strony. Pływałem po niej dzień wcześniej.
Trasa ok. 30 km. Run-Log mi wyliczył 28 900, ale ślad ma ponad 30 km.
Start obok hotelu "Słoneczko". Powstaje tam nowa plaża. Na razie opanowały ją gęsi syberyjskie i jest trochę zasrana.
Wiatr minimalny. Jezioro opłynąłem już wcześniej więc zasuwam najkrótszą drogą. Niecałe dwie godziny i jestem przy wypływie rzeki. Tutaj śluza i 100 metrów przenoski, a raczej przeciągałki. Woduję tuż przed mostem (droga 278 w Lubiatowie). Gdyby ktoś się wybierał na samą rzekę to wodujemy tuż za mostem.
Na początku bardzo płytko. tuż za mostem pierwsza przeszkoda, zwałka pod którą przepływamy. I jedziemy.
Ten pierwszy odcinek ok. 3 km jest najbardziej interesujący.
Płyniemy to przez las, to przedzieramy się przez szuwary.
Pierwszy raz wysiadamy z kajaka by przeciągnąć nad zwałką. I tak na przemian, las i szuwary. Po drodze mamy dwie przenoski (przeciągania) prawą stroną. Widać, że tam się pływa, bo jest wydeptany brzeg. Z 10 razy przeplywamy pod zwalkami z których 3 bardzo nisko. Dwie zwałki pokonujemy górą, ale dmuchaniec mi się zawiesił i musiałem je pokonać ruchami posuwistymi w kajaku. Przeżył bez rysy.
Nurtu prawie w ogóle nie ma.
To najciekawszy odcinek trasy. Nie ma czasu się nudzić.
Po pokonaniu ok. 3 km rzeka się poszerza i plyniemy autostradą w otwartym terenie.
Już w Konotopie rzeka się trochę zwęża. Pierwsze zabudowania to stary młyn. Przepływamy pod starym mostem i zaczynają się budynki. Psy obszczekują. Gdy płynąłem z powrotem tylko jeden mnie obszczekał.
Doplywam do mostu na drodze 315 i zawracam.
W drodze powrotnej opracowuję nową formę pokonywania tataraków. Po prostu się ciągnę za nie i płynę.
W drodze powrotnej postanowiłem trochę odpocząć na wodzie. Zamknęło mi się oko ( na autostradzie) i w pierwszej chwili nie wiedziałem w którą stronę płynąc.
Wydaje mi się, że nagle tych odcinków zarośniętych przybyło.
Przeciągam kajak na jezioro i żmudny odcinek po jeziorze.
Wystartowałem po godz. dziewiątej, a skończyłem przed dwudziestą.
Był to mój najdłuższy etap. Czas netto wyszedł 8:30.
Najgorsze odcinki to te przez szuwary.
Dmuchaniec praktycznie niewrotny, ale niestety wolny. Nie oszczędzałem go. Przeciągałem i napływałem na wszystkie przeszkody.
Dalsze przygody, m.in. na Kanale Błotnym, gdzie widać było dno, a się okazało, że prawie całe wiosło wchodzi mi w muł, już wkrótce.
Zdjęcia tutaj.
https://www.facebook.com/kajaktojestto/posts/1803004839779331