| Biuro Turystyki Kajakowej AS-TOURS | PROZONE - wypożyczalnia kamer GoPro! | KONKURS RELACJA MIESIĄCA |

Znalezione wyniki: 18

Wróć do listy podziękowań

Obra 30.04 - 02.05.2018

Zbąszyń - Skwierzyna. 101 km wg Garmina.

Chęć „zrobienia” Obry dojrzewała we mnie od jakiegoś czasu. Najbardziej podobało mi się, że z Obrą związana jest ta cała historia, że w sumie nie wiadomo, gdzie się zaczyna, te wszystkie Kanały Obry, a z drugiej strony – relacje kajakarzy, którzy traktowali spływ tą rzeką, jako „must”.

Zabrałem się do tego metodycznie. Najpierw, jeszcze nie wiedząc, że to Obra, spłynąłem z Mosiny Kanałem Mosińskim do Warty (z dalszym ciągiem w Poznaniu). To był mój pierwszy spływ gumofilcem, przed trzema laty. Przed rokiem zrobiłem już Kanał Kościański i Kanał Mosiński, startując z Kościana i kończąc w Mosinie. W ten sposób „domknąłem” szlak kościański.
W tym roku namówiłem Macieja (na forum Maciej66) na wspólny wypad z Łęków Wielkich do Obry i w ten sposób z grubsza odfajkowałem Kanał Północny. Pozostała Obra, jako taka.

Początkowo planowałem rozpoczęcie spływu właśnie w Obrze ale szczegółowa analiza szlaku (ok. 130 km), a także perspektywa zaledwie 3 dni na spływ sprawiły, że zweryfikowałem plany. Całe szczęście.

W ten sposób na miejsce startu wybrałem Zbąszyń. Pomysł, żeby wystartować z plaży Jeziora Zbąszyńskiego, zaliczyć od razu przenioskę na początku wypływu Obry z tego jeziora i dopiero zacząć zaliczać samą rzekę, uznałem za durny. Wstępnie wybrałem most na Senatorskiej.
Pozostała kwestia logistyczna. Koniec końców, po przeliczeniu kosztów, konsultacjach z żoną i długim rozmyślaniu, zdecydowałem się wynająć firmę wynajmującą kajaki ze Św. Wojciecha (http://obra.pl/). Nie dostałem jakiejś szczególnej ulgi ale to temat na osobną dyskusję. Zatem pojechałem do Międzyrzecza, a dokładniej – do Św. Wojciecha właśnie i tam zostawiłem samochód. Miły kierowca zawiózł mnie do Zbąszynia – doradzono mi, żebym zaczął spływ w miejscu, w którym znajduje się pomnik JPII. I przyznam, że był to pierwszy pomnik papieża, i jak dotąd ostatni, który mi się autentycznie podobał.
https://farm1.staticflickr.com/826/28042535608_aa01ef8a29_b.jpg

Spływ rozpocząłem potworną wtopą – w czasie wchodzenia do kajaka złamałem pióro wiosła. Z całą pewnością była to trochę moja wina (pióro opierało się na podłożu tylko zewnętrzną krawędzią) ale wzbudziło to moją refleksję na temat jakości i trwałości polskich wyrobów kajakarskich (http://kajak.pro/) . Ponad godzinę straciłem na ustaleniu, kto w okolicy może mi pożyczyć/ sprzedać wiosło, aż w końcu właściciel Agroturystyki „Pod Bocianem” (https://sites.google.com/site/obrakajaki/) zgodził się sprzedać mi używane, hand-made wiosło drewniane za jedyne 40 złociszów. Przyznaję, że widok tego urządzenia wzbudził moje wątpliwości ale… dało radę!
https://farm1.staticflickr.com/979/28042532988_eaee55174b_b.jpg

I tak, około 11.00 byłem już zdecydowanie na wodzie. Pierwszy odcinek Obry to odcinek jeziorowy. Za Zbąszyniem zaczynamy od Jeziora Lutol, które kończy się w miejscu, gdzie Obrę przecina autostrada A2. Zaraz potem zaczyna się Jezioro Młyńskie, z którego widać już Trzciel. Po przepłynięciu tej miejscowości zaczyna się Jezioro Wielkie.
https://farm1.staticflickr.com/826/28042529788_5e9a158bb7_b.jpg

Jezioro Wielkie to rezerwat przyrody. Wszelkie informacje z przewodnika Lityńskiego, a także wyczytane tu i ówdzie oraz obejrzane na filmach na YT ze spływów wskazują, że tam do 15 czerwca jest zakaz pływania kajakami. I tu zaczynają się schody. Po pierwsze: tablica w Trzcielu głosiła, że ograniczenie dotyczy spływów grupowych. Właściciele wypożyczalni twierdzili różnie: jedni uważali, że zakaz nie obowiązuje ale należy płynąć wzdłuż czerwonych boi, inni natomiast, że należy płynąć szybko i sprawnie, to może nikt nie zobaczy. Na stronie Pszczewskiego Parku Krajobrazowego nie było żadnej wzmianki na ten temat. Postanowiłem ten odcinek przepłynąć. Co się okazało? W Trzcielu nie ma już tablicy z ograniczeniami, a na jeziorze nie ma żadnych oznakowań szlaku. No i spoko ale szlag człowieka trafia, że żadnemu złamasowi z administracji takiej albo innej nie chce się w sposób rzetelny opisać warunków spływania, a to, czy można płynąć, weryfikuje się na środku jeziora. Koszmar.

A samo jezioro… cóż: bajka. Na wstępie należało pokonać rozległą zwałkę / zator. A potem już tylko rechot żab, krzyki ptaków, kormorany, dzikie gęsi (chyba zbożowe), łabędzie, grążel, który jeszcze co prawda nie kwitnął ale specyficzne zielone liście robiły niesamowite wrażenie. Jeziorem płynie się ok. 4 km, po których na lewym brzegu widać zabudowania jakiegoś ośrodka wczasowego. 500 metrów dalej należy wypłynąć z jeziora w lewo, w Obrę (na wprost znajduje się jezioro Rybojadło).
https://farm1.staticflickr.com/872/27043831177_3e8fd24379_b.jpg [/url]

Około kilometra dalej znajdują się resztki jazu, który spływamy bez stresu, a po ok. 3 km po prawej znajduje się pole biwakowe – kiedy płynąłem, okupowane przez srogich wędkarzy.
https://farm1.staticflickr.com/982/27043828727_98405a8cd9_b.jpg

Dalszy odcinek Obry jest właściwie bezstresowy. Momentami rzeka przechodzi w rozlewisko, jest dużo trzcin ale nie przeszkadzają w pływaniu. Po dalszych ok. 5 km po lewej widzimy pole biwakowe przy leśniczówce Rańsko. Warto rozważyć tę opcję noclegu, bo podobno gospodarze mili, a miejsce ładne. Ja się nie zdecydowałem.
https://farm1.staticflickr.com/977/27043828067_e64bb2bcb4_b.jpg

https://farm1.staticflickr.com/952/41195564014_313b1b47c4_b.jpg

https://farm1.staticflickr.com/827/41195556114_c3ce6a89ac_b.jpg

https://farm1.staticflickr.com/870/41013439575_4936f53098_b.jpg

W ten sposób dopłynąłem do wsi Policko, za którą, po ok. 3 zakrętach i przepłynięciu pod starym mostem kolejowym, po prawej znajduje się pole biwakowe. Tam się zatrzymałem na nocleg, po pora była już właściwa. Pole biwakowe, to zbyt szumna nazwa – wiata bez osłaniających od wiatru ścian, dużo śmieci, wychodek w stanie rozkładu, brak jakiejkolwiek dodatkowej infrastruktury. W trosce o własne bezpieczeństwo pozgarniałem co większe szkła, butelki i puszki do torby na śmieci (zostawiłem ją na polu w obawie przez przedziurawieniem kajaka przez ostre krawędzie puszek i szkła).

Pierwszego dnia zrobiłem 36 km.

W nocy pełnia, koło księżyca tajemnicza gwiazda – planeta. Pięknie. To wszyscy lubimy na spływach.
https://farm1.staticflickr.com/965/28042504858_0e21bf166c_b.jpg

Drugiego dnia założyłem sobie, że dopłynę do Bledzewa. Po ok 7 km od Policka po prawej wypływ z jeziora Żółwin, na którym znajduje się pole biwakowe, podobno fajne. W ogóle to jezioro podobno też jest fajne. Mnie się spieszyło, więc nie sprawdziłem. Tam natknąłem się na pierwsze tzw. spływy komercyjne. Na szczęście głównie stały, a nie płynęły, więc wyprzedziłem je z gracją i popłynąłem dalej.
https://farm1.staticflickr.com/869/28042503328_28b157f41a_b.jpg

Wkrótce dotarłem do Międzyrzecza. Przez miasto płynie się miło, ponieważ w ogóle to miasto widać. Są parki, zadbane nabrzeża, historyczne budowle, w tym ruiny zamku. Mniej więcej na tej wysokości po lewej powinno być ujście Paklicy ale mi jakoś umknęło. Po ok. 5 km po prawej znajduje się pol biwakowe „Na wyspach” z którego startuje dużo spływów ze stanicy Św. Wojciech – tak więc samo miejsce również jest nazywane w skrócie „św. Wojciech”.
https://farm1.staticflickr.com/823/28042499358_3a34cecef9_b.jpg

https://farm1.staticflickr.com/906/28042491548_39a327554f_b.jpg

https://farm1.staticflickr.com/949/41912920301_717ee55aaa_b.jpg


https://farm1.staticflickr.com/964/40105875440_583b288f79_b.jpg

Od tego momentu zaczyna się najładniejszy, a równocześnie bardzo uciążliwy odcinek rzeki. Obra płynie przez lasy, a brzegi porośnięte głównie olchą (sprawdźcie sobie, jakie toto ma korzenie) są raczej piaszczyste. Do tego dochodzi radosna twórczość bobrów i mamy przepis na zwałki. NA SZCZĘŚCIE poziom wody był w miarę wysoki, toteż większość przeszkód można było pokonać bez wychodzenia z kajaka, co najwyżej z wychodzeniem z siebie przy manewrach albo ruchach posuwistych, kiedy jest się przewieszonym przez pień, a gumowy solar zwisa sobie wesoło w poprzek.

https://farm1.staticflickr.com/863/41912918581_46d6c22d77_b.jpg

https://farm1.staticflickr.com/969/40105873480_d43018fc8e_b.jpg

https://farm1.staticflickr.com/867/41912913711_11140bb917_b.jpg

https://farm1.staticflickr.com/944/41912906571_ed2bc8f7d9_b.jpg


Na jednej zwałce… Widziałem, że brzeg jest wydeptany, a to oznaczało, że ludzie obnoszą tam kajaki. Ale mnie uruchomił się wewnętrzny kombinator – wiecie: „jak bym tu wjechał, zaraz potem skręcił, przez ten pień przeskoczył, tu się przesunął, a potem znów skręcił…” i wpłynąłem między te pnie. Wtedy zdałem sobie sprawę, że dalej nie popłynę, a wrócić się nie dało. Cóż… trwało z pół godziny, gdy ryzykując, że sęki z powalonego świerka wbiją mi się w dupę, siedząc po pas w wodzie, a równocześnie okrakiem na wyżej wymienionym świerku, zdołałem przeciągnąć kajak do brzegu i pokonać przeszkodę. Byłem bardzo z siebie zadowolony. Naprawdę. Nawet zrobiłem zwałce zdjęcie. I właśnie wtedy dotarło do mnie, że kajak mi odpłynął. Zobaczyłem, jak znika za pniem, który wystawał na środku nurtu. W rozpaczy rzuciłem się w kipiel, końcem palców udało mi się pod wodą wyczuć cumkę i zaczepiłem nią o pień. I wtedy… zdałem sobie sprawę, że jak rzucałem się, aby ratować kajak, to odruchowo puściłem w wodzie wiosło. Dalej więc, zwinnym ruchem foki, podążyłem za wiosłem. Miałem szczęście, udało mi się je chwycić i razem z nim dopłynąć do brzegu. Pozostało jeszcze dostać się do kajaka, który dyndał na cumce na środku rzeki uczepiony pnia i znów mogłem płynąć. Tyle, że cały mokry.

Po ok. 4 km (od Międyrzecza jakieś 12), w Gorzycy, po lewej, są dwa pola namiotowe. Zatrzymałem się przy pierwszym – musiałem zdjąć mokre ciuchy, zjeść coś ciepłego i ochłonąć, bo, dalibóg, nie byłem jako ten kwiat lotosu na tafli jeziora. Podszedł do mnie pan przedstawiający się, jako właściciel. Dowiedziawszy się o celu mojego pobytu, zażądał… złotówki. Tak, właśnie: 1 polski złoty. Zapłaciłem. Do dziś nie wiem, czy byłem zaskoczony bardziej tym, że muszę płacić za możliwość skorzystania z wiaty przez godzinę, czy tym, że to była tylko złotówka.

Było już po południu, kiedy ruszyłem dalej. Po ok. 8 km od Gorzycy dopływamy do przenioski. Jest tam osławiony przepust rurowy, któremu towarzyszy profesjonalnie wykonana tabliczka „przed wojną most Wilhelma, po wojnie Bieruta, teraz przepust rurowy pomysłu jakiegoś fiuta”. Też zrobiłem zdjęcie, bo to główna atrakcja turystyczna, a na dodatek szczera prawda. Przenioska ok 30 metrów i wpływamy na Zalew Bledzewski. Piękny. Zaczepisty. Wspaniały. Wszelkie przewodniki i opisy szlaku głoszą, że mnóstwo miejsc biwakowych i generalnie jest to prawda, pod warunkiem, że akurat nie ma tam obozowiska jakiejś watahy wędkarzy. W dużej części brzegi w ogóle są obudowane podestami wędkarskimi i należy się zastanowić, czy wybierając takie miejsce na nocleg, nie narazimy się na cios na odlew z podbieraka. Mnie się na szczęście udało znaleźć fajne miejsce, na czymś w rodzaju cypla, po prawej stronie. W nocy miałem dreszcze ze zmęczenia i wyłażącego ze mnie przebytego stresu ale przepiękne okoliczności przyrody w końcu mnie ukoiły.

https://farm1.staticflickr.com/982/41013410745_0af92bf5a6_b.jpg

https://farm1.staticflickr.com/909/41013408155_99636499ed_b.jpg

https://farm1.staticflickr.com/830/41912900731_0c5116250a_b.jpg

W tym dniu zrobiłem 38 km.

Trzeci dzień, to kontynuacja spływu Zalewem Bledzewskim. Po ok 3 km (kurde w pewnym momencie się zgubiłem na tym jeziorze, bo kilka zatok, i nie wiadomo, gdzie płynąć) dopływamy do zapory i ładnie prezentującej się elektrowni. Przenioska 100 metrów i znów Obra. Tu jeszcze jedna uwaga: wyczytałem, że można spłynąć w kółko – z Gorzycy na Zalew Bledzewski, na nim w lewo, następnie przez Strugę Jeziorną do Jeziora Chycińskiego i Długiego i jesteśmy 4 km od Gorzycy. Warto rozważyć.

https://farm1.staticflickr.com/912/41013405775_a35f208d68_b.jpg

https://farm1.staticflickr.com/903/41013402995_a1aca40bb6_b.jpg

https://farm1.staticflickr.com/954/41912890521_aa4b7da2c7_b.jpg

Tymczasem wszyscy straszyli Obrą za zaporą w Bledzewie. Rzeczywiście, początkowo kilka zwałek, ale udało mi się je „przeskoczyć” bez problemu. Potem długo nic. Momentami brzeg wzmocniony blachą Larsena (tak to się chyba nazywa), co oznacza, że wkraczamy w rejon, gdzie Niemcy w czasie wojny regulowali rzekę w związku z budową systemu MRU. W końcu, mniej więcej na wysokości pola biwakowego „Hobbiton” – brzydki, w dużej mierze śmieciowy, zator, który udaje mi się pokonać przeciągając kajak przez trzciny i trawy (na szczęście zalane wodą). Potem, było już tylko gorzej. Im bliżej Skwierzyny, tym więcej zwałek. Widziałem m.in. młodych, ogorzałych (zapewne od słońca) dżentelmenów walczących z kajakiem wbitym na sztorc między pnie zwałki. Moja wyobraźnia, posiłkowana wiedzą z fizyki zdobytą w szkole, a także licznymi scenami z Królika Bugsa, które przywołałem, nie pozwoliła na wymyślenie, JAK ONI TO ZROBILI. Nie wiem, poddaję się. Dostałem ataku śmiechu.

Nadal płynie się pięknie. 2,5 km przed końcem Obry, na przedmieściach Skwierzyny, przepływa się pod mostem z drogą krajową, a następnie (zaraz) pod taką drewnianą kładką. Jeśli nie chcecie płynąć do Warty, tam po lewej warto skończyć spływ. Ja popłynąłem dalej. Dwie kolejne zwałki przepłynąłem ale ten wyczyn pozbawił mnie resztek sił, i kiedy zobaczyłem kolejne możliwe wyjście z wody, a zaraz dalej następną zwałkę złożoną z wielkiej wierzby i mnóstwa śmieci, poddałem się. Tu zakończyłem spływ – jakiś 1-1,5 km od ujścia do Warty. W dali widać już było most na Warcie, więc można uznać, że zrobiłem całość.

https://farm1.staticflickr.com/945/41912886541_75cc0b9ac0_b.jpg

W tym dniu zrobiłem 27 km.

Podsumowując: Obra jest piękna. Chyba najpiękniejsza z rzek, którymi w krótkiej mojej karierze kajakarskiej płynąłem. Ale nie jest łatwa, wymaga co najmniej podstawowych umiejętności, niezłej sprawności i kondycji, jeśli zamierza się robić dłuższe odcinki.

Mój Solar zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Dzielnie, z obciążeniem, pokonywał kolejne pnie, świetnie manewrował, ani razu nie doprowadził do sytuacji, gdzie miałbym choćby poczucie ryzyka wywrotki. Można do niego wskakiwać prawie na szczupaka, wiercić się i wychylać, żeby sięgnąć oddalonego konaru. A oględziny powłok na koniec wykazały, że nie ma na nim głębszych bruzd i żadnej dziury.

Amen (jak mi się coś przypomni, to jeszcze napiszę).

PS
1. W stanicy Św. Wojciech można dostać poglądową mapkę Obry od Zbąszynia, do Skwierzyny. Zarówno odległości na tej mapie, jak i podawane w innych opisach / przewodnikach, nie są precyzyjne, a błędy wahają się między 1, a 4 km. Co ciekawe: w sumie odległość całkowita w kilometrach mniej więcej się zgadza.
2. Nie polecam wyżej opisanego pola namiotowego w Gorzycy. Miejsce ładne, ładne wiaty biwakowe i kosze na śmieci – to jest bardzo ok. Ale kibel, czy też wychodek…. Matko Jedenasta…

https://farm1.staticflickr.com/976/41912885511_34b2017a2d_b.jpg


Całość zdjęć (zachęcam) jest tu:
https://www.facebook.com/media/set/?set=a.1028037067334486.1073741968.100003846084699&type=1&l=b35d594faf

Będzie, jak zwykle, film ale nie wiem, kiedy :D
przez miandas
5 maja 2018, o 22:42
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

05.07.2018 ŁOTWA (ENGURE-RINDA-IRBE) KURLANDIA

Czwartek (05 lipca) Siedlce - Wigry
Bambetle czekały spakowane już od tygodnia, o 10 rano uznaliśmy że możemy jechać. Jak jechać to natychmiast więc o godz 13 byliśmy już w drodze.
Do Wigier, gdzie czekało zarezerwowane rano kanu, dotarliśmy o godz 18. Kanu szybko znalazło się na dachu autka a my w namiocie pod klasztornymi murami.

Piątek (06 lipca) Wigry (Polska) - Usma (Łotwa)
Rano wczesna pobudka pod klasztorem w Wigrach aby o godz. 7 rozpocząć daleką podróż na północ. Przez Suwałki i Litwę jedziemy do Łotwy a dokładnie do Kurlandii nad jezioro Usmas. Do celu czyli do wsi USMA położonej nad dużym jeziorem USMAS docieramy pod wieczór. Tu biwak obok tablicy z mapą Kurlandii czyli mapą naszego pływania. Bazowaliśmy tylko na tych tablicowych mapach gdyż mapy Łotwy nigdzie nie udało się kupić.

Sobota (07 lipca) Usma - Dzirnavas (rzeka Engure)
Rano wizyta w sklepie po zapas wody i foto sąsiadującego z biwakiem kościoła aby po długim guzdraniu zejść na wodę około południa.
Na jeziorze lekki północny wiatr o zmiennej sile, dla nas to wiatr z boku. Czekające na nas 2 zatoki dla bezpieczeństwa opływamy bliżej brzegów nadkładając nieco drogi. Wreszcie wypływ rzeki z jeziora, najpierw szeroko i prawie bez nurtu, potem coraz ciaśniej i szybciej. Szerokość koryta rzeki stabilizuje się a korony drzew pochylają nad wodą. Rzeka Engure przypomina tu polski Wieprz na Roztoczu. Po drodze spotykamy solidną stalową konstrukcję zastawki na ryby, przepływamy po prawej, chowając się do wnętrz kanu, po chwili zawracamy i wpływamy środkiem pod coś w rodzaju pomieszczenia dźwigowo magazynowego. Dalej na rzece trochę przeszkód w wodzie które nie stanowią jednak większego wyzwania. Ok. godz. 16 docieramy do rozlewiska powstałego w wyniku spiętrzenia wody przed starą ale działającą elektrownią wodną w Dzirnavas, prawdopodobnie kiedyś był to młyn wodny. Przenoska jest przez drogę po prawej. Także po prawej znajduje się zorganizowane miejsce odpoczynku dla kajakarzy czyli: zadaszenie ze stołem, palenisko z uchwytem na kociołek, schludny kibelek, tablica z mapą, czego chcieć więcej?. Mimo wczesnej pory i przepłyniętego niewielkiego dystansu postanawiamy spędzić tu noc.

Niedziela (08 lipca) Dzirnavas - Jezioro Puzes (rzeka Engure)
Bardzo ciekawy i pracowity dzień, na rzece było co robić, musieliśmy pokonywać wiele powalonych w rzekę drzew. W zależności od sytuacji jedne braliśmy dołem a inne górą mimo że ślady wskazywały że inni kajakarze obchodzili niektóre z nich brzegiem. My nie pozwalaliśmy sobie na taki dyshonor bo dla nas im trudniejsza przeszkoda tym większe urozmaicenie i tym większe wyzwanie. Parę razy trzeba było wysiąść na przeszkodę aby odciążone kanu przerzucić na drugą stronę. Podczas przeciskania się pod nisko powalonymi drzewami często trzeba było, z powodu wystającego roweru, robić to w bardzo silnym przechyle bocznym. Ani razu nie użyliśmy cumy jako liny dźwigowej więc nie było bardzo trudno. Po drodze minęliśmy kilka mostów a sama rzeka mocno przypominała Brdę, Wdę, Czarną Hańczę. Pod koniec odcinka szuwary i gruby kożuch roślin wodnych który mocno utrudniał nam płynięcie. Biwak tuż przed ujściem rzeki do jeziora Puzes.

Poniedziałek (09 lipca) Jezioro Puzes - Spinciems (rzeka Rinda)
Na dzień dobry kilka kilometrów po jeziorze, wiatr jak zwykle od północy czyli w zawsze mordę, na szczęście niezbyt mocny a fala niewielka.
Z jeziora wypływamy na rzekę która zmieniła nazwę i teraz nazywa się Rinda. Długi czas jest ona szeroka i bardzo leniwa, na wodzie dużo grążeli i nenufarów. Płyniemy jak po jeziorze rynnowym usianym kolorowymi kwiatami wyrastającymi z brunatno grafitowego trawnika. Coś z wody na dużej powierzchni wydawało dziwne i nieznane nam dźwięki (jakby cmokanie). Naszym zdaniem dźwięki te pochodziły od pęcherzyków tlenu wydostających się na powierzchnię przez gęstą i brunatno grafitową roślinność wodną. Potem długo płyniemy wąskim i krętym korytem w szuwarach wśród łęgów oraz pastwisk. Dopływamy do mostu a przed mostem po prawej miejsce dogodne do przybicia i kąpieli. Na ławeczce podejmujemy decyzję o zakończeniu dzisiejszego etapu, chwile uprzyjemniamy sobie kąpielą w rzece. Podczas kąpieli dołącza do nas miejscowa rodzinka z którą trochę rozmawiamy. Następnie ogarniamy miejsce pod namiot, kolacja w promieniach słońca i wieczorne bzykanie .. namiotowymi zamkami.

Wtorek (10 lipca) Spinciems - Irbene (rzeka Rinda i rzeka Irbe)
Z tego dnia pamiętamy głównie kręte szuwary oraz gruby kożuch powstrzymującej nas roślinności wodnej. Wokół po horyzont wielkie NIC, po środku wielkiego NIC parę krów oraz 2 majestatyczne wiatraki energetyczne. Zmiana krajobrazu następuje w miejscowości Rinda, budynki schodzą tu do samej wody, za mostem przystajemy na piwko + ... piwko. Płyniemy dalej, po jakimś czasie, za miejscowością Rinde, bardzo ciekawy odcinek szybkiego krętego nurtu z zaskakującymi niespodziankami pośród powalonych w wodę drzew. Po pewnym czasie po prawej połączenie z rzeką Stende która niesie porównywalną ilość wody jak Rinde. Dalej zaczynają nieśmiało pojawiać się pierwsze piaszczyste łachy i wysokie skarpy. Dzisiejszy biwak rozbijamy po lewej na obrzeżach miejscowości Irbene.

Sroda (11 lipca) Irbene - most przed ujściem (rzeka Irbe)
Rano okazuje się się że spaliśmy nieopodal byłego poligonu czołgowego, bardzo blisko opuszczonej bazy wojsk armii czerwonej, tuż obok nieczynnego wielkiego radaru wojskowego, obiekty te stanowią obecnie niemałą atrakcję turystyczną. Wypływamy, podobno przed nami dzień bardzo malowniczych widoków. Okazało się że to prawda bo rzeka Irbe kręci wśród wysokich lub bardzo wysokich piaszczystych skarp z których zsuwają się do rzeki, straciwszy grunt pod nogami, liczne sosny oraz świerki. Za każdym kolejnym zakrętem zakręt następny, za każdą skarpą wysoką i piaszczystą następna wysoka i piaszczysta skarpa. Wśród tych krajobrazowo pięknych widoków na brzegu nielicznie wypoczywają ludzie lub moczą swoje kije wędkarze. Postraszywszy nas kilkoma nieśmiałymi kroplami gdzieś bokiem nieopodal przechodzi deszcz a nawet burza. Płyniemy dalej a krajobraz nie przestaje cieszyć oczu pięknymi widokami. W pewnym momencie dopływamy do ostatniego przed ujściem mostu przy którym postanawiamy zostać do rana więc rozbijanie namiotu, kolacja, piwko i wieczorne bzykanko (suwakami).

Czwartek (12 lipca) most przed ujściem - Bałtyk (rzeka Irbe)
Brzegi się obniżyły, już nie są wysokie i piaszczyste a niskie, podmokłe i porośnięte olchą. Rzeka jest teraz szersza, płytsza i częstsze na niej mielizny.
Mijamy coś co wygląda na były ośrodek ćwiczeniowy gwiaździstej armii. Widzimy duży pomost z solidnymi odbijaczami, wciągarkę ramową, walący się hangar, rdzewiejące słupy podpierające i napinające rozwieszone nad rzeką liny tyrolek oraz innych przyrządów do ćwiczeń. Kawałek dalej linowa kładka z połamanymi szczeblami spinająca dwa oddalone od siebie brzegi. Wzmagający się północny wiatr coraz bardziej utrudnia płynięcie naszego kanu. W oddali na wprost dostrzegamy ujście rzeki do morza ale z powodu wiatru postanawiamy jednak dobić do piaszczystego lewego brzegu i trochę odpocząć.
Podpływamy do brzegu, wspinamy się na piaszczyste wzniesienie, typowo wydmowy rodzaj roślinności podpowiada mi co za chwilę zobaczę.
Nie mylę się, za piaszczystym wzniesieniem ... yes ! yes ! yes ! ... woda aż po horyzont !!!.
Na tej olbrzymiej wodzie ani jednego żagielka, ani jednej łodzi, ani jednego statku.
Na wielkiej piaszczystej białej plaży ani jednego człowieka ?, olbrzymie morze, olbrzymia plaża i tylko my ??.
Po dłuższej chwili z tego oddzielającego rzekę od morza wydmowego cypla wracamy na wodę i płyniemy do ujścia rzeki, tam zawracamy aby znaleźć dogodne spokojne miejsce biwakowe. Tu podjadłwszy trochę i popiwszy postanawiamy że wracamy do Polski z marszu czyli od razu. Konieczny jest więc mój szybki powrót po auto, kolejny raz skręcam rower by z prędkością światła przez las, po leśnych piaszczystych duktach oraz po szutrowych i asfaltowych drogach dotrzeć do naszego "osiołka" aby dzięki niemu wraz z rowerem wrócić do osamotnionej małżonki. Po powrocie nad morze grzbiet osiołka przygniatamy kanadyjką aby potem do jego wnętrza wepchnąć najpierw bambetle a potem samych siebie. Ruszamy ! - przed nami męcząca całonocna jazda do Polski. Z powodu małego zapasu paliwa w baku przy niewielkim zagęszczeniu stacji benzynowych postanawiamy zrezygnować z odwiedzenia blisko nas położonego przylądka Kolka.

Piątek (13 lipca) Wigry - Siedlce
Do Wigier dojechaliśmy rano, oddaliśmy kanadyjkę i poczęstowaliśmy łotewskim piwem.
Po odpoczynku połączonego ze śniadaniem wyruszyliśmy w drogę do Siedlec, do domu dotarliśmy wieczorem.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ps 1. jeżeli pogoda to idealna
jeżeli wiatr to północny
jeżeli noc to niekoniecznie czarna
jeżeli pusta plaża to w Kurlandii na Łotwie

Ps. 2 codziennie wcześnie rano wsiadałem na rower aby wrócić po samochód
trasę spływu pokonałem więc 3 krotnie: w kanu, na rowerze, w samochodzie
rower ten to wygrzebany w piwnicy rodziców bardzo leciwy składak
codzienne powroty rowerem po samochód to osobna i pełna przygód historia

Ps. 3 wybaczcie kiepską jakość zdjęć (leciwy telefony ze słabym foto + szybko rozładowany smartfon)
przez mlodek
18 lipca 2018, o 14:52
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Wkra (Glinojeck-Pomiechówek)

Tym razem udało mi się namówić na wspólne pływanie mojego tatę, razem mamy 110 lat :D
Przepłynęliśmy 82 km . Wkra okazała się rzeką czystą i miłą dla oka.

http://zmniejszacz.pl/zdjecie/2018/7/26/12451926_DSC03234.JPG

http://zmniejszacz.pl/zdjecie/2018/7/26/12451927_DSC03240.JPG

http://zmniejszacz.pl/zdjecie/2018/7/26/12451924_DSC03249.JPG

http://zmniejszacz.pl/zdjecie/2018/7/26/12451937_DSC03279.JPG

Jako że jest to rzeka dość popularna wśród forumowiczów, to być może niektórym powrócą wspomnienia.

https://www.youtube.com/watch?v=CZWgUcW8sDU
przez Ted
26 lipca 2018, o 09:03
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Forum.

Mnie jeszcze się nasunęło coś na temat relacji. Ostatnio byłem uczestnikiem takiej jakby dyskusji: po co publikujemy relacje ze spływów.
Otóż wg niektórych relacje mają sens tylko wtedy, kiedy informują o nowej, najlepiej pierwszy raz spłyniętej, trasie albo zawierają istotne szczegóły techniczne. Inaczej to bez sensu, nuda, strata czasu. Ponieważ zamieszczam relację z rzek zdecydowanie znanych i spłyniętych 1000e razy, próbowałem tłumaczyć, że po prostu jestem z siebie dumny, że pływam, po drugie: chcę pokazać zdjęcia, po kolejne: dzielenie się opowieściami ze znajomymi jest zupełnie normalną ludzką działalnością.
Cóż, nie zostało to właściwie przyjęte. Wg mojego adwersarza mój sposób na zamieszczenie relacji, to rozpaczliwa próba dowartościowania, leczenie kompleksów.
Nie zgadzam się z takim podejściem. Uczestnicy tego forum są jakby moimi znajomymi, z którymi siadam przy stole i opowiadam, co zdarzyło mi się na wodzie.
Dlatego również jestem na takim forum, gdzie ktoś (o ile) skomentuje, czy mu się podobają zdjęcia, albo moja opowieść przypomni mu jakąś anegdotę z tej samej rzeki i się z nią podzieli.
Dlatego również jestem na fw, a nie strasznie-zaawansowanym-forum-dla-zajebistych-kajakarzy-ze-środowiska-i-w-ogóle.
przez miandas
4 sierpnia 2018, o 08:10
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Forum.

I na tym proponowałbym zakończyć ten temat......
A poza tym dawno już nikt tu wiązek nie puszczał więc - Marshallu - nie używamy wulgaryzmów na forum ;)
Żeby nie było to Ty też marcelu.
przez Mat
4 sierpnia 2018, o 23:23
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Drwęca w stronę Torunia

Czytam że w tym roku Drwęca cieszy (ła) sie dość dużym powodzeniem, ja również na niej byłem (jeszcze 11 dni temu). Oczywiście po swojemu choć nie do końca "oczywiście". Miałem być na dopływach Bugu a wyszło jak wyszło i nie żałuję. Dla chętnych ukończonej właśnie relacji podaję linka:

http://piti628.geoblog.pl/podroz/26053/petla-torunska-z-zulawska-i-brodnicka-kajakiem-i-rowerem

pętla 2018.jpg

Drwęca z dodatkami ;-)
przez Kowboj
8 sierpnia 2018, o 22:30
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Rowerowo -kajakowa wyprawa nad J. Rożnowskie

Witam.
Z powodu braku czasu oraz nowych obowiązków rodzicielskich nie mam teraz możliwości wiele popływać. Zdarzyło się jednak , że w poniedziałek 13 sierpnia dostałem przepustkę na jeden dzień na kajak. Myślałem , żeby pociągiem podjechać do Muszyny i spłynąć Popradem ile się da , ale wpadł mi do głowy pomysł, że może by tak rowerem i z kajakiem. Rano musiałem zmontować przyczepkę: dyszel dałem do zaczepu kulowego pod siodełko a nie ten na sprężynę przy kole. Ten na kulę wydaje mi się , lepszy, przyczepka się lepiej prowadzi, nie czuć jej tak. Teraz przyszło mi do głowy, że może przez to, że jak jeżdżę z zaczepem kulowym pod siodełkiiem to ciężar przyczepki naciska na kulę i przyczepka nie ma prawa wariować na drodze. W przypadku dyszla na sprężynie często większy ciężar miałem na tylnej części przyczepki a nie na przedniej i ta przyczepka nie prowadziła się tak dobrze , bywały momenty, że nią bujało na boki. Myślę , że podobne zjawisko zachodziło jak na filmie w poniższym linku
https://youtu.be/KyagKzvJwYw

W każdym bądź razie jechało się lepiej. Wyjechałem o 8.18 , zajechałem na miejsce o 13.00. Na początku jechało mi się nad wyraz dobrze. To chyba skutek wcześniejszej wyprawy z Krzysiem tandemem do Nowego Targu. Do Wiśnicza jechało mi się super, w Muchówce zrobiłem pierwszy postój. Nogi już trochę czułem, ale wiedziałem , że jest dobrze. Do Łososiny Dolnej udało mi się dojechać bez większych przeszkód, z tym , że już musiałem oszczędzać nogi, które jeszcze nie są przygotowane do długiego wysiłku z dużym obciążeniem. Wyjeżdżając na Przełęcz Św. Justa czułem już ból mięśni czworogłowych ud. Zadowolony byłem , że udało mi się bez zatrzymania wyjechać pod nią. W Tęgoborzy zjechałem nad jezioro i napompowałem kajak, spakowałem wszystko i popłynąłem w kierunku zapory. Samo płynięcie bajka: luzik, zero odczuwania zmęczenia - nie to co na rowerze. Fajnie było przepłynąć Jezioro Rożnowskie. Trzeci etap mojej zwariowanej podróży to droga powrotna na rowerze do domu. Wiedziałem, że nie będzie lekko, glikogen mięśniowy w mięsniach czworogłowych już dawno się wyczerpał i pod góry ciężko będzie wyjeżdżać. Trzeba było skorzystać z innej opcji a mianowicie pokonywanie wzniesień pieszo. Najważniejsze w tym wszystkim było wytrzymać psychicznie, co też mi się udało. Wiedziałem , że do domu dotrę po północy, więc drogę musiałem sobie podzielić na krótsze odcinki. Gdy z Czchowa dojechałem do Tymowej, to następnym punktem była Lipnica Murowana, Z Lipnicy Murowanej tylko 8km do Nowego Wiśnicza, a w Nowym Wiśniczu to już jak u siebie , tylko 5-6km do domu.

Z całej wyprawy jestem bardzo zadowolony. Chciałbym teraz w stronę Sandomierza popłynąć a później rowerem wrócić. Jeszcze jakbym Krzysia wziął na taką wyprawę to byłoby super. Pożyjemy , zobaczymy. Poniżej wklejam link do tej wycieczki.

https://youtu.be/CbkP8Oc_L9s
przez janekorka
16 sierpnia 2018, o 00:28
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Biała Przemsza od Maczek do Trójkąta trzech cesarzy.

GMZ84 - w środę płynąłem Sztołą, ekstra rzeka, polecam gorąco

chciałbym się podzielić z wami na gorąco jaką akcję widziałem przy Białej Przemszy

czekałem aż przyjedzie po mnie tranposrt, skończyłem spływ pomiędzy Sosnowcem a Jaworznem, siedzę sobie przy moście aż tu nagle podjeżdża szambiarka i wylewa zawartość do studni znajdującej się kilkadziesiąt metrów od rzeki... wtf?



Szkoda że nie cyknąłeś tablicy tego auta. Można by zgłosić na Policję, bo to lewizna że aż trzeszczy. Z szambowozów można zrzucać tylko w punktach odbioru - i szambelan za to płaci. Nie wolno nawet zrzucać do zwykłeś studzienki komunalnej, bo można ją zapchać na amen. Wygląda na to że komuś zapachniało sto złotych za lewy kurs.
przez marcel
16 sierpnia 2018, o 22:41
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

18-08-2018 Wisłą z Janowca do Dęblina.

Cześć,

udało się w końcu zgrać pogodę, wolny dzień, załatwienie transportu i opiekę nad najmłodszym :) Mając perspektywę dnia bez dzieci wybraliśmy się z żoną kajakiem na "rozruchowy" spływ z Janowca, przez Kazimierz Dolny, Puławy, do Dęblina. Startowaliśmy z przeprawy promowej, fajna mała plaża w sam raz na nadmuchanie sprzętu i ogarnięcie się do drogi. Po niecałych 7 km mijaliśmy prom dolnolinowy, nie było problemów z przepłynięciem (być może dzięki wcześniejszemu kontaktowi telefonicznemu i poinformowaniu obsługi, że będziemy płynąć). Pogoda rewelacyjna, czasem lekki wiaterek z północy marszczył powierzchnię, zdarzył się też 10-minutowy deszcz bez chmury nad głową :). Widoki super, może za wyjątkiem Puław, poza tym cicho i dziko. Pierwszy raz płynęliśmy Wisłą, zanim wypłynęliśmy miałem mieszane odczucia co do możliwych trudności - na szczęście żaden czarny scenariusz się nie sprawdził. Raz jeden zdarzyło nam się władować w łachę na środku rzeki, śmieszne uczucie stać po kostki w wodzie w takim miejscu. Bez problemu wysiedliśmy z kajaka, podprowadziliśmy go sobie prawie na szczyt przykosy, wsiedliśmy, 2 odepchnięcia wiosłem i poszło. Aa no i jeszcze na samych starcie, przy pompowaniu burty pompka Intexu rozczłonkowała się na 2 części (a nasz transport już odjechał :). Na szczęście dało się ją zreanimować i dokończyć. Przepłynęliśmy wg kilometrażu ok. 35 km (+ zygzaki w poszukiwaniu nurtu i omijaniu mielizn). Zeszło się 5,5h z ogniskiem i kiełbaską na wyspie, jak na brak wprawy i fakt że napęd mieliśmy tylko na tył, jestem bardzo zadowolony. Tradycyjnie poniżej kilka zdjęć.

Wycieczkowiec spotkany przed Kazimierzem Dolnym
https://images91.fotosik.pl/21/3ec7d9174fb429f6.jpg

Widok na Kazimierz z wody
https://images90.fotosik.pl/21/a4a95ff70bb1f623.jpg

Widok na Kazimierz z wody
https://images92.fotosik.pl/21/ff6c133f144e7a59.jpg

Widok na Kazimierz z wody
https://images89.fotosik.pl/21/426b71543c658e94.jpg

Wisła
https://images89.fotosik.pl/21/a7c98b9abaf51051.jpg

Nie jestem pewny co to, były drabinki. Może do cumowania barek? Powyżej chyba kamieniołom.
https://images89.fotosik.pl/21/a30cfdeccb4aa482.jpg

Panorama Wisły za Kazimierzem Dolnym
https://images90.fotosik.pl/21/f1af0f8d4fcb3313.jpg

Domki na wzgórzach nad Wisłą
https://images91.fotosik.pl/21/63afa49ff4da2912.jpg

Nastroje dopisują :) Chociaż ja już robię się głodny
https://images91.fotosik.pl/21/a9d57d64fcd29008.jpg

Dopływamy do Puław, most stary..
https://images91.fotosik.pl/21/f47cc273401ccb70.jpg
https://images92.fotosik.pl/21/b1041e79004ae4c1.jpg
https://images92.fotosik.pl/21/2a929e39ad9b97a0.jpg

.. i most nowy
https://images90.fotosik.pl/21/5d9c696b09c2b7b7.jpg

Coraz bardziej głodny.. fatamorgana..
https://images91.fotosik.pl/21/24f6b9c2d64c63e6.jpg

W poszukiwaniu bezludnej wyspy
https://images90.fotosik.pl/21/235d5693d8c1da88.jpg

Przeprawa w Wólce Gołębskiej. Tam za nią na pewno jest jakaś wyspa..
https://images91.fotosik.pl/21/4d53961b582c4c32.jpg

Nareszcie trafiliśmy. Nawet kiełbasa się znalazła.
https://images91.fotosik.pl/21/3233c40d2dd190c6.jpg

Jeszcze tylko fotka z bryką i można się zbierać
https://images89.fotosik.pl/21/4c5820e20eb6ba85.jpg

Elektryzujące miejsce ;)
https://images91.fotosik.pl/21/3d7f8100404ed5fc.jpg

Wisła przed Dęblinem
https://images92.fotosik.pl/21/9495f12fcf4d2db5.jpg

Przeprawa na Borowej zwiastuje koniec wycieczki na dziś.
https://images89.fotosik.pl/21/06a79bd2ee8d3071.jpg


Kusiło żeby popłynąć dalej. Następny zaczniemy od tego miejsca.

Pocztówka z Seawave
https://images89.fotosik.pl/21/f4e5359f65aea588.jpg

Pozdrawiam
Daniel
przez daniel k
19 sierpnia 2018, o 16:27
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

24.08.2018 KRUTYNIA

Relacja ze spływiku, ale na bezrybiu to i rak ryba.
Odpuściliśmy zeszłotygodniowy zlot canoe na Krutyni, wiedząc że będziemy tam w ostatni łikend sierpnia. Korzystając z zaproszenia na wesele naszych przyjaciół na miejscu czyli w Krutyni postanowiliśmy pojawić się dzień wcześniej.
Droga na mazury nie mogła obejść się bez przystanku na pizze w Myszyńcu. Przesympatyczny lokal vis a vis kościoła jak zawsze uraczył nas pyszną pizzą. Oczywiście zamówiliśmy duże, żeby niezjedzone kawałki zabrać na potem. Uwielbiamy zimną pizze :)
Po posiłku, lodach przy małej fontannie i spacerku w poszukiwaniu działającego bankomatu ruszyliśmy w dalszą drogę. Do stanicy pttk Krutyń, gdzie mieliśmy nocować dotarliśmy po południu. Sympatyczny domek czasy świetności mający już za sobą. Ponieważ gwiazdy jutrzejszego wieczoru dopinały ostatnie guziki przy przygotowaniach złożyliśmy naszą bajdarkę, wrzuciliśmy do środka po zimnym pianiście (pojawił mi się taki odruch Pawłowa, że po długiej trasie autem mam ochotę na piwo ;) ) i zeszliśmy na wodę.
Chcieliśmy dopłynąć do Rosochy na bardzo smaczne placki ziemniaczane, ale ostatecznie pociągnęliśmy w górę rzeki do zapory.
Wieczorne pagajowanie przez rezerwat pozwoliło nam nacieszyć się spokojem jaki panuje tutaj (wyłączając szczyt sezonu kajakowego). Przez chwilę towarzyszyła nam rodzina łabędzi, czapla, pliszka(?) i oczywiście mnóstwo kaczek. Zachód słońca między drzewami, roje komarów nad jeziorem Krutyńskim (o dziwo tylko złowieszczo brzęczały, nie atakując naszych odsłoniętych ciał), delikatna mgła nad wodą - po prostu coś pięknego.
Wracaliśmy na liścia, w deszczu i półmroku.
Placki zjedliśmy w sobotę robiąc sobie spacer (a wyszliśmy tylko do pobliskiego sklepiku).
W drodze powrotnej zahaczyliśmy o miodobranie w Wykrocie koło Myszyńca. Festyn jak festyn, ale nabyliśmy miodek od naszego zaprzyjaźnionego pszczelarza, zajadaliśmy się regionalnymi przysmakami i spełniło się jedno z moich małych marzeń... Zjadłem pączka z mięsem. Teraz już mogę umierać :lol:
Wieczór już po powrocie do domu zakończyliśmy piwem jałowcowym. Chyba czas wrócić na Krutynię na dłuższy spływ...

https://photos.app.goo.gl/1B7Gb9HnJTXKXtnG9
przez glynu
27 sierpnia 2018, o 12:22
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Spływ Wierzycą w Wyborczej, zamknięta przystań i bareiz

Samowolnie pozwoliłem sobie wyłuskać parę ważnych treści dotyczących rzek:

... Zostawmy zwałki w spokoju a ulepszajmy warunki dla turystów na przetartych szlakach ...
... Pozwólmy każdemu wybrać rzekę dla siebie ...
... każdy swój rozum ma i powinien go używać i jak na rzece nie ma wystarczająco dużo potrzebnych mu udogodnień to nią nie płynie ...
Zgadzam się w 100%

... Fajne rozwiązanie było na jednym prywatnym polu na którym staliśmy( u nas chyba nie do pomyślenia, bo przypływając na nie, dzwoni się do właściciela w celu uiszczenia opłaty) ...
Spotkałem się z tym w Polsce nieraz.

... Mnie zupełnie wystarczają minimalistycznie wyposażone pola: wiata ze stołem i ławami ; kibelek-sławojka ;miejsce na ognisko z rusztem , hakiem ;śmietnik
Popieram, wielu kajakarzy niczego więcej nie oczekuje.
Wydzielenie tak "minimalistycznie" urządzonych miejsc biwakowych powoduje że na nich skupia się kajakowe obozowanie i nie powstają miejsca dzikie.
Tak jest na mniej uczęszczanym górnym odcinku popularnej przecież rzeki jaką jest Brda. 2-3 lata temu miejsca biwakowe bezpłatne, na jednym z nich
ani jednego śmieciuszka, otoczenie wiaty pięknie wygrabione, czysty Toy z papierem toaletowym, przygotowane drewno na opał, (UWAGA!) w woreczku pudełko suchych zapałek oraz żywiczne drzazgi. Dbają o to miejsce mieszkańcy najbliższego domostwa, po jakimś czasie pojawia się gospodyni z pytaniem czy jesteśmy zadowoleni i czy nam czegoś nie trzeba. Jak widać jak się chce to można.
W podobne i w dodatku lepiej wyposażone na tym odcinku miejsce dopłynęliśmy na zakończenie spływu grupki młodzieży i ich opiekunów.
Niestety na stołach, ławach oraz wokół nich zostały różnorodne śmieci, po ich odjeździe ze wstydem ale nareszcie w ciszy posprzątaliśmy to za nich.
Za powyższy fakt winię opiekunów którzy na taki stan pozostawienia obozowiska zezwalają więc pośrednio takich praktyk nauczają.
przez mlodek
27 sierpnia 2018, o 19:27
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Urlop w Górach Harz

Dzień 4
Trasa: Radauer Wasserfall - dolina Radutal - zbiornik i tama Eckertalsperre - Molkenhaus - Radauer Wasserfall
Długość trasy: 16 km

Choć Harz to góry niewysokie, dostarczają naprawdę ładnych widoków. Wybraliśmy jedną z tras z zakupionego na miejscu przewodnika - cała książka fajnie opisanych tras, ze zdjęciami, długością przejść itd. Z powodzeniem można by tam spędzić jeszcze ze dwa tygodnie i pewnie nie powtórzyłoby się żadnej ścieżki. Cóż, my nie mieliśmy tyle czasu.
Przewodnik miejsca startu podaje za pomocą współrzędnych, więc nie da się nie trafić. Auto zostawiliśmy na parkingu przy wodospadzie Radau. To sztuczny wodospad stworzony w 1859 r. - w celu promowania turystyki pieszej.

https://3.bp.blogspot.com/-ZPIRu6H3KOE/W4btfHKgwnI/AAAAAAAAEJw/_41QvX6WqTgdUlf-tGkH9bpLr4BNMXFkACLcBGAs/s1600/DSCF3285.jpg

https://3.bp.blogspot.com/-FaBZdYXsg9E/W4btfATZAuI/AAAAAAAAEJs/PdT1apoJwfY5ZRMxyKhMLUvQToQVgHsJQCLcBGAs/s1600/DSCF3293.jpg

Restauracja przy wodospadzie, na razie zamknięta.

https://1.bp.blogspot.com/-R4s_N8Y9Jlc/W4btf9EyVNI/AAAAAAAAEJ4/LOUo8w92UD0zSlcp4F4hP7sG5JJb53K0gCLcBGAs/s1600/DSCF3298.jpg

https://1.bp.blogspot.com/-jQV5_jRUJLE/W4btgDFn9ZI/AAAAAAAAEKA/ddphmODlS2MZBgKNndsnZsZyIHNlbd0iACLcBGAs/s1600/DSCF3303.jpg

Dziś dłuższy czas będziemy szli doliną rzeki Radau. Rzeka tworzy piękne kaskady, choć niestety suszę widać i tutaj.
https://3.bp.blogspot.com/-ZgEcoznvHrw/W4btgwGRV7I/AAAAAAAAEKU/QR-Si3aJlYw6pzHxkFHVC2W8T80By7HzwCLcBGAs/s1600/DSCF3327b.jpg

Podejścia na trasie są łagodne. Idzie się cały czas po górę, ale niemal niezauważalnie.
https://4.bp.blogspot.com/-KbYOktAPck0/W4bthL48jYI/AAAAAAAAEKY/KxAZg4JnvuAvcLjrTdISTLgRMevZX2aaQCLcBGAs/s1600/DSCF3329.jpg

Rudy ojciec, rudy dziadek... rudy ogon - to mój spadek. Chwilę popatrzyliśmy się na siebie i każdy poszedł w swoją stronę.
https://3.bp.blogspot.com/-5kJk9I48f4A/W4btgkrJ4QI/AAAAAAAAEKM/-dbvKDuK_jA0wh0exrYMT1OvUaXSyM26QCLcBGAs/s1600/DSCF3325.jpg

W parku Narodowym Harzu żyją też jelenie, sarny, szopy pracze i jenoty. Z sukcesem udało się też odbudować populację rysia, który do końca lat 90. prawie tu nie występował.
Ćma doskonale zamaskowana, czyli wstęgówka pąsówka.
https://1.bp.blogspot.com/-_teMWXRKLEc/W4bth5k6LbI/AAAAAAAAEKg/e3461cS2jo47fNDYKQIEWAVjDhSkKD01QCLcBGAs/s1600/DSCF3339.jpg

Zauważyliśmy ją tylko dlatego, że co jakiś czas odrywała się od skały i latała wokół nas, po czym znów zlewała się z tłem. Byliśmy nią tak zafascynowani, że chyba ze 20 minut próbowaliśmy robić jej zdjęcia, nie patrząc, co dzieje się dookoła. Mógł nam nawet za plecami przejść łoś i stado wilków i na pewno byśmy tego nie zauważyli.

https://4.bp.blogspot.com/-slq4fXnZp1Q/W4btiosXcdI/AAAAAAAAEKw/_-BhUdH-o0Mz9a7N73445dq1aLbSCNYiACLcBGAs/s1600/DSCF3347.jpg

Z doliny Radau przeszliśmy w dolinę rzeki Ecker.
https://3.bp.blogspot.com/-0MaTHvwQtz8/W4btje_DwaI/AAAAAAAAELA/aYERJgVft-Mezj6SIQVIziI6Dz2GvUyvQCLcBGAs/s1600/DSCF3364.jpg

https://1.bp.blogspot.com/-LL-yGM2mms4/W4btkctITII/AAAAAAAAELU/x7MsODLUK0wsCDNp6FTUGhGzZ2UbUWQYwCLcBGAs/s1600/DSCF3384.jpg

https://3.bp.blogspot.com/-RxYeICLyklI/W4btknCq4tI/AAAAAAAAELc/3Jyx952BYoY0EkA35SCeHdec1Y4Kh8t-gCLcBGAs/s1600/DSCF3387.jpg

Przed nami zbiornik na rzece Ecker, widać niestety postępującą suszę.
https://1.bp.blogspot.com/-yIZKxwFEn_I/W4btk6JG_9I/AAAAAAAAELk/9OLNtk4r0REZ0MdmNEAw0OBS0qdbz5NogCLcBGAs/s1600/DSCF3392.jpg

https://2.bp.blogspot.com/-_Cw8lmKcOK4/W4btl3Dg24I/AAAAAAAAELs/9CkA6RyLTfYcQtR7lhZVqfP8DebxgZHAACLcBGAs/s1600/DSCF3405.jpg

Na horyzoncie najwyższy szczyt Harzu - Brocken. Planujemy być tam następnego dnia.
https://3.bp.blogspot.com/-So5DMLhOmSI/W4btmg4g4bI/AAAAAAAAEL0/KplMNA9VfxscWHsxpMapyPhwd26qk2h-ACLcBGAs/s1600/DSCF3406.jpg

Dochodzimy do tamy Eckertalsperre. W tym miejscu krzyżują się szlaki, między innymi prowadzi tędy szlak na Brocken, ale my będziemy na niego iść inną trasą.
https://1.bp.blogspot.com/-9yFxS934FgY/W4btrEnLPtI/AAAAAAAAEMo/TSV3dE25mlYekOPcnRQBO-DZp15NlgpMACEwYBhgL/s1600/_DSC2511.jpg

https://4.bp.blogspot.com/-AJCB2OvvwHE/W4btoofYzZI/AAAAAAAAEMU/Bi0M-tEt79MwkkphcZS6KqLW5a6cWLf-gCLcBGAs/s1600/DSCF3434.jpg

Ostatni odcinek nie jest już tak przyjemny, znów musimy iść drogą szutrową w pełnym słońcu. Mamy stąd widok na kamieniołom w Bad Harzburg.
https://4.bp.blogspot.com/-S2hxyJb8GGQ/W4btplFK-SI/AAAAAAAAEMc/GIYAQru0P18va4wHbq41yXhMzSqLxHwOACLcBGAs/s1600/DSCF3437.jpg

I po dość ostrym zejściu - meta, kończymy w miejscu startu, przy wodospadzie Radau. W końcu jest szansa na zimne piwo...
https://4.bp.blogspot.com/-o-GZDQC-ebo/W4btqud2RPI/AAAAAAAAEMk/CV6AEoKEStEtGyVgBb9lbvrJgAJSDvCewCLcBGAs/s1600/DSCF3442.jpg

Więcej zdjęć i opisów na blogu.
przez Maga
31 sierpnia 2018, o 09:21
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

1.09.2018 Tanew, Stare Króle - Harasiuki

Jak wiadomo, ryba bez wody długo nie może... Zaproponowałam spływ Tanwią od miejsca, w którym w zeszłym roku skończyliśmy spływ ze Skoredem. Oprócz mnie z Lublina zdecydowała się płynąć Iza, ze Skoredem natomiast z Zamościa przyjechało jeszcze sześć osób. W Starych Królach umówiliśmy się o godzinie 10, z Izą miałyśmy do przejechania prawie 100 km. Po krótkich powitaniach zeszliśmy na wodę.
https://1.bp.blogspot.com/-9eMKF8SEaME/W4t5bgy-6CI/AAAAAAAAEQo/B4yD5Zdl-VAFjqlGNoFvhkrmhPN8yhgoQCLcBGAs/s1600/DSCF0643.jpg

https://3.bp.blogspot.com/-oOM2BylPqMg/W4t5b-YJmUI/AAAAAAAAEQs/M8VgGsyFIcEyywuRAOOnjFb0yzbh2WuKACLcBGAs/s1600/DSCF0644.jpg

Tanew jest prawostronnym dopływem Sanu, a ten odcinek (oprócz oczywiście rezerwatu "Szumy") uważany jest za najpiękniejszy. I słusznie.
https://4.bp.blogspot.com/-r3QzsIrNHsI/W4t5b5F5poI/AAAAAAAAEQw/lRoHkzwZqq45x0bnSjy_RSv4HBfppICTgCLcBGAs/s1600/DSCF0653.jpg

Powoli kończy się lato, jednak w przyrodzie jeszcze tego nie widać. Może gdzieniegdzie pojawia się tylko coraz więcej żółtych listków. Trochę obawialiśmy o niski stan wody, ale niepotrzebnie. Mielizny, choć się zdarzają, można łatwo wyminąć. Miejscami jest co najmniej pół metra - metr wody.
https://4.bp.blogspot.com/-viyiMaXvmyM/W4t5dmzY3HI/AAAAAAAAERA/I6YtqbjEfc8AVeEjQCL-lxjDK1PhfthowCLcBGAs/s1600/DSCF0667.jpg

https://3.bp.blogspot.com/-DsXRaKjvnk4/W4t5d4HH4MI/AAAAAAAAERE/IEmNhXKiKRIFoVkEMPao-ofTqEQOnY0PACLcBGAs/s1600/DSCF0668.jpg

Na tym odcinku żadnych zwałek nie ma, ale czasem zdarzają się przeszkody, dzięki którym nie jest nudno.
https://4.bp.blogspot.com/-vqesLjPRTlo/W4t5eIn5ZQI/AAAAAAAAERI/wNidIQynpGYL7CuzMDZoXlYAB7KaLbmqgCLcBGAs/s1600/DSCF0670.jpg

https://3.bp.blogspot.com/-Gxv7c_Inz2Q/W4t_yx8ptcI/AAAAAAAAET0/jcSsENLQAZU8HYSdwcpiKZOMPykDeEALgCLcBGAs/s1600/40512512_296097227642063_1094325111168696320_n.jpg
(foto Skored)

Od czasu do czasu przelatuje nad głowami czapla siwa. Słychać też inne ptaki, ale chowają się przed nami w drzewach.
https://2.bp.blogspot.com/-8jD94d8ed_Q/W4t5eGop0iI/AAAAAAAAERM/i3HAWCTjEL0mV2ihla2UEwuXtT__gAMvgCLcBGAs/s1600/DSCF0675.jpg

https://1.bp.blogspot.com/-dLVWE2JNS_c/W4t5eeZpSWI/AAAAAAAAERQ/KdPmvkMtSk8AYQH2MceanyJeCnz1NVgzQCLcBGAs/s1600/DSCF0680.jpg

A jednak widać już miejscami jesień.
https://3.bp.blogspot.com/-Vic_QlUiSoI/W4t5fe_hU_I/AAAAAAAAERY/M-GUelOuAkwl_psYMN8alMBoyBzVEaW0ACLcBGAs/s1600/DSCF0689.jpg

https://3.bp.blogspot.com/-p3W-LFan9_8/W4t5f1pRulI/AAAAAAAAERc/hxLhNh-eBNgofhFDDwVmcjyvhASHdKCTACLcBGAs/s1600/DSCF0692.jpg

Krajobraz jest urozmaicony, a co najważniejsze - nie ma żadnych zabudowań. Czasami pojawia się tylko tabliczka "teren prywatny".
https://3.bp.blogspot.com/-yeMqEWsHjsE/W4t5gQDhNJI/AAAAAAAAERg/0VahvjeRWbchrsdATOLwK7ufDeHOTnMyACLcBGAs/s1600/DSCF0694.jpg

https://2.bp.blogspot.com/-11-URqwJnY8/W4t5hTAtVYI/AAAAAAAAERo/HeptS0Ci378X7bZQ3NZSZX_MtVu2M6PPQCLcBGAs/s1600/DSCF0700.jpg

Jesteśmy prawie dokładnie w połowie - za nami 13,5. Czas na postój. To miejsce jest idealne, mała plaża, dobre wyjście z wody.
https://4.bp.blogspot.com/-jDV2T6Hv0bI/W4t5iasZ8II/AAAAAAAAERw/-7vN6lKc-A46-T8wB7M6CVp4aEYu-h3mQCLcBGAs/s1600/DSCF0706.jpg

To ośrodek wypoczynkowy w Wólce Biskiej. Ale nikt nas nie przegania.
https://4.bp.blogspot.com/-jCByK64i1Eg/W4t5j1nNKDI/AAAAAAAAER8/E0KNreYI5TweDo9hK2YalImKo-f_4pbCgCLcBGAs/s1600/DSCF0712.jpg

https://4.bp.blogspot.com/-wyRAo_pUr_g/W4t5iy_g8_I/AAAAAAAAER0/XpFnhtwf8Vk-CMnUyEeqQurCbB_HYWMWgCLcBGAs/s1600/DSCF0707.jpg

Pod mostem trzeba troszkę uważać na drewniane pale.
https://3.bp.blogspot.com/-RSfH4dfH51A/W4t5k2_L5kI/AAAAAAAAESE/vE8XIIpyZLEZ5gRfilmPL-Cjk2s1e1mgACLcBGAs/s1600/DSCF0714.jpg

https://1.bp.blogspot.com/-FsPMBlfVewA/W4t5lfcsxxI/AAAAAAAAESI/FHYd_Qw1Pf0oxbkWeaHInAWHyjv8AJGcQCLcBGAs/s1600/DSCF0716.jpg

https://3.bp.blogspot.com/-EGAYJ-U3VG4/W4t5l5pcBWI/AAAAAAAAESM/r0shdPIS_QMpsmCKaj1f8eoYKxKZvHGnACLcBGAs/s1600/DSCF0717.jpg

https://3.bp.blogspot.com/-RGzr6y8OX5E/W4t_-KQ6VlI/AAAAAAAAET4/aQPWQ7G96Q8bu3WcRFV8E07GeBhfGXn_gCLcBGAs/s1600/40502030_2164807867125512_3622990224834953216_n.jpg
(foto Skored)

https://2.bp.blogspot.com/-qMTAdIzImrE/W4t5nTxUnUI/AAAAAAAAESY/NEFRhghDStoGjyz1umZ9ONlHeOGkEz4rACLcBGAs/s1600/DSCF0723.jpg

Panują tu niemal doskonałe spokój i cisza.
https://3.bp.blogspot.com/-OolnfmZrcnw/W4t5o8DLzvI/AAAAAAAAESk/umX63widTiwRoiVB4lb2XOfloQ9xjMBigCLcBGAs/s1600/DSCF0726.jpg

https://4.bp.blogspot.com/-U--_zce8y1M/W4t5pS1hOOI/AAAAAAAAESo/377sMNiVQHAnvXrYSN92_4ypREhTiZJIwCLcBGAs/s1600/DSCF0727.jpg

https://2.bp.blogspot.com/-kfnP-RSzvz8/W4t5p5h1c7I/AAAAAAAAESs/awfXrtNdd_IEutsBeNu3UUgDGXiFjSzvACLcBGAs/s1600/DSCF0729.jpg

https://1.bp.blogspot.com/-mfkkX-pevls/W4t5rReC1RI/AAAAAAAAES4/4BAFXIQAxSoNtmPuNW8_KbxpFqGsvCVxQCLcBGAs/s1600/DSCF0733.jpg

Nasza meta, most w Harasiukach.
https://2.bp.blogspot.com/-p-maq8KRFms/W4t5t6Rh7JI/AAAAAAAAETM/a2LcVwEWNPgfF3NUnJRh7s85_ugbsOt4gCLcBGAs/s1600/DSCF0747.jpg

To był wspaniały dzień. Piękna pogoda, piękna rzeka, urocze towarzystwo. Przepłynęliśmy 29 kilometrów.
przez Maga
2 września 2018, o 18:26
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

07-09.09.2018 LIWIEC

Zacznę od końca, czyli od podsumowania: bardzo owocny spływ. Dosłownie i w Przenośni, ale o tym poniżej. Kto był, wie jak było, kto nie był, niech żałuje. W miniony łikend chlupaliśmy po Liwcu. Na start i logistykę wybraliśmy gospodarstwo agroturystyczne w Wólce Poroszewskiej. Z różową i zakapiorem dojechaliśmy w piątek wieczorem zaliczając po drodze postój na lody rzemieślnicze w Jadowie, potem zahaczyliśmy o punkt widokowy Sowia Góra. Zabawnie musiało wyglądać auto załadowane 2 łódkami z mozołem wspinające się po żwirowej drodze na parking na szczycie. Wzniesienie porastały krzaczory z czarnymi owockami, więc oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie wsadził do ryja smakowicie wyglądających kuleczek. Były strasznie cierpkie, na szczęście nie umarłem :roll: . Po rzuceniu okiem na okolicę spostrzegliśmy facia, który zbierał kuleczki do wiklinowego koszyczka. Nie był to czerwony kapturek, ani wilk, i na babcię też nie wyglądał. Wyjaśnił natomiast, że te krzaczory to tarnina :idea: fermentacja-> destylacja-> preparat :idea: Postanowiliśmy pojawić się na małe zbiory w czasie spływu lub drodze powrotnej. Na miejscu startu położonym przy urokliwym mostku zebrało się akurat kilku ofrołdowców (tak, jesteśmy w Polsce i będę spolszczał) z landkliniki, z którymi spędziliśmy wieczór przy ognisku. Towarzystwa dotrzymywały nam tutejsze pieski, wygrzewające się przy paleniku i korzystające z głaskania niewiast. Nie obyło się oczywiście bez degustacji trunków i wzajemnego przekonywania się który sposób spędzania wolnego czasu jest fajniejszy ;) Wiadomo przecież, że leżąc w przyhotelowym basenie i nic nie robiąc, aaaa żartuję, to nie to forum :lol:
KOZA.jpg
W sobotni poranek dotarł Włodek, po nim Olga i Agatka. Po powitaniu, przytulaniu, przepłukaniu przełyków, pakowaniu (wszystko na p) 4 kanady wypłynęły na poszukiwanie przygody.
W tym miejscu poproszę młodka o przypomnienie przepisu na napój jaki ze sobą przywiózł
Nie pamiętam już kto mnie nastraszył, że Liwiec potrafi nieść bardzo mało wody. W piątek wodowskaz w Łochowie wskazywał 108 cm, w Zaliwiu 146 cm i jak się okazało, taki poziom daje jeszcze margines bezpieczeństwa do komfortowego wożenia d*py po wodzie, znaczy się, pływania.
Bobry elegancko wyczyściły brzegi i najbliższe okolice koryta z drzew, więc nie napotkaliśmy żadnych zwałek, Nie było też cienia jaki na wodę rzucają przybrzeżne drzewa. Większość ptaszków też już chyba zabrała nogi za pas, bo poza kilkoma nie widzieliśmy pierzastych przyjaciół. Nie nudziliśmy się jednak, ponieważ na tym odcinku Liwiec strasznie meandruje i ciągle musieliśmy kontrować kurs by nie wylądować w trzcinach czy innych trawach.
LALA.jpg
Ok 16 znaleźliśmy ładną polankę na nocleg (była plaża, równa łączka, bliskość lasu z opałem), zdecydowaliśmy się jednak pociągnąć dalej z zamiarem dopłynięcia do Sowiej Góry.
Rozstawiliśmy obozowisko, i z zakapiorem wyruszyliśmy w 2 różnych kierunkach w poszukiwaniu opału (szkoda, że nie przygotowaliśmy zapasów po drodze, płynąc kanadyjką nie ma problemu z zabraniem zapasów, a uniknęlibyśmy dalekich spacerów). Wieczór upłynął na konsumpcji i był pełen opowieści dziwnej treści.
W nocy jakieś zwierzątko szeleściło workiem stojącym obok namiotu i kiedy wyskoczyłem ze środka usłyszałem tylko chlupnięcie w wodzie. Kiedy rano znów usłyszałem szelest, delikatnie odsunąłem suwaki namiotu, wyskoczyłem… I ujrzałem młodka, który konsumował śniadanie…
Leniwy niedzielny poranek, który zaczął się oczywiście od kawy, jajówy i dalszej części rozmów o wszystkim i o niczym zakończyliśmy żniwami owocowymi.
OWOCE.jpg
Na wodę zeszliśmy dobrze po południu, szyk tego dnia się rozciągnął, rzeka wyprostowała swoje koryto, my z różową wysunęliśmy się na czoło. Uwielbiam momenty kiedy dookoła jest absolutna cisza przerywana jedynie rytmicznym chlup chlup chlup chlup. Pozwala mi to napawać się przyrodą i cieszyć widokiem zasłanianym jedynie plecami różowej…
Dotarliśmy do Liwia, mały zameczek, ze skromnymi zbiorami, mający jednak potencjał na coś dużo bardziej interesującego. I chyba zaczyna się coś zmieniać, bo na dziedzińcu widać prace budowlane, a przed zamkiem trwa budowa drewnianego molo. Albo będzie to molo lądowe, albo na zamku w Liwie szykują się na potop.
ZAMEK.jpg
Postanowiliśmy zakończyć w Węgrowie. Ostatnie 500 m powierzchnie wody pokrywała zielona murawa. Ciężko było się przez nią przebić. Aby dobić do brzegu musieliśmy wiosłami, niczym w ogromnym kotle zupy odgarnąć tą zieleninę. Żegluga Elbląska reklamuje swoje rejsy jako rejs statkiem po trawie, my mięliśmy spływ po trawie...
TRAWA.jpg
TRAWA2.jpg
Na miejscu startu zjedliśmy smaczny obiadek, spróbowaliśmy koziego sera produkcji gospodyni, którego oczywiście nabyliśmy po kawałku do domu. Różowa pożegnała się z kozami i rozjechaliśmy się do domów.
W tym miejscu powinna pojawić się fotografia grupowa. My mamy jedynie tło do tejże:
DREWNO.jpg
Dziękujemy za wspólny spływ, czekamy na więcej. Fajnie było się z Wami zobaczyć po raz pierwszy lub ponownie. Kolejny etap planujemy zacząć w Węgrowie, tym razem za zaporą (to informacja dla tych, którzy chcieliby dołączyć). Na koniec uprzejma prośba do pozostałych: DAWAĆ ZDJĘCIA!!!

fotosy różowe:
https://photos.app.goo.gl/XbAf1f9k6AET8hJNA
przez glynu
10 września 2018, o 13:02
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Piława 15-16 września 2018. 52 km.

Pomyślałem o Piławie, bo chciałem poznać więcej rzek dorzecza Gwdy. A wrzesień, bo chciałem popatrzeć z wody na jesień.
Możliwości były jednak ograniczone, bo miałem do dyspozycji tylko weekend. A więc raczej odpadało zrobienie całej rzeki (chyba, że jest się Synkopą ale znam tylko jednego… ;) ).
Dlatego wybrałem odcinek z Nadarzyc do ujścia w Dobrzycy – dzięki temu mogłem mieć większe poczucie zrobienia „całej” rzeki.
Tymczasem okazało się, że w moim pomyśle chce uczestniczyć paru fajnych facetów. Ci goście dodali niemało pikanterii temu przedsięwzięciu… Tak więc płynąłem z: Maciejem, Matem i Witkiem. Dziękuję chłopaki.

Jakby jeszcze było mało tego galimatiasu, okazało się, że goni nas sekcja specjalna – para w strojach superbohaterów [emoji41] Dopadli nas w niedzielę… .
No i cóż! Synkopa z żoną spowodował, że zacząłem wątpić w jakiekolwiek umiejętności kajakowe. Ta para tańczyła wokół nas, opływała z tyłu, z przodu, z boku, krążyła i mykała to tu, to tam. Na gumotexach: safari i heliosie. No i pędzili tak, że tylko mogliśmy im zazdrościć.
Świetnie, że mogliśmy się spotkać i poznać.

Piława okazała się rzeką piękną, różnorodną, płynącą w większości przez las. Były momenty, kiedy przyspieszała i momenty, kiedy prawie nie było nurtu. Dwie przenioski. Jesień.
Rzeka prosta ale i tak o mało nie zaliczyłem kabiny. Trzeba było się namachać, bo kamienie, kłody, a nawet coś jakby bystrza.
Ciężko było wrócić do rzeczywistości.
Dziękuję wszystkim.

Przyjechaliśmy w piątek wieczorem do Nadarzyc i tam spaliśmy. Wcześniej nadużywszy substancji powodujących nieuzasadniony optymizm...
https://farm2.staticflickr.com/1873/29829431457_22346442fa_z.jpg

zaczęło się od deszczu
https://farm2.staticflickr.com/1845/44717285982_76ac19c707_h.jpg

szybko okazało się, że jest ślicznie
https://farm2.staticflickr.com/1887/29829432277_7a69ff0f90_h.jpg

https://farm2.staticflickr.com/1859/44766437981_d29ae60521_h.jpg

https://farm2.staticflickr.com/1847/44717287942_811ad5eca6_h.jpg

https://farm2.staticflickr.com/1870/29829434547_bd359e3b0d_h.jpg

https://farm2.staticflickr.com/1871/43857267895_a88d179e35_h.jpg

https://farm2.staticflickr.com/1849/43857268475_46e273b003_h.jpg

https://farm2.staticflickr.com/1857/44717289862_f213760e6a_h.jpg

https://farm2.staticflickr.com/1841/29829437277_8c1af1a79d_h.jpg

https://farm2.staticflickr.com/1863/29829438317_c7daa55106_h.jpg

https://farm2.staticflickr.com/1892/29829439117_ef2440dfb0_h.jpg

Nie spotkałem szczęśliwszego człowieka :D
https://farm2.staticflickr.com/1863/29829439417_da91ddba16_h.jpg

rzeka dla rodzin z dziećmi
https://farm2.staticflickr.com/1863/30895761508_07e71ce239_h.jpg

https://farm2.staticflickr.com/1868/29829440187_c89e18d973_h.jpg

chłopaki w pełnym rynsztunku
https://farm2.staticflickr.com/1859/44717292392_6d8e4aabc2_h.jpg

Głowaczewo
https://farm2.staticflickr.com/1847/29829440847_8e11391ac4_h.jpg

nie mogłem się zdecydować, które zdjęcie jest ładniejsze
https://farm2.staticflickr.com/1852/44717293042_ca04ad5168_h.jpg

O! znów szczęśliwy człowiek
https://farm2.staticflickr.com/1863/29829442337_0374b97d00_z.jpg

Poranek pod Czechyniem. Od wieczora do rana towarzyszył nam lis :)
https://farm2.staticflickr.com/1889/43857276365_4db29234fa_z.jpg

czy ktoś wie, jak długo schnie namiot, a jeśli nie wyschnie, to kiedy zgnije?
https://farm2.staticflickr.com/1887/44047919834_2a7e38e527_z.jpg

zdjęcie reklamowe :) Polecam, od kiedy mam ten sprzęt, nie kupuję wody w butelkach.
https://farm2.staticflickr.com/1864/44766447921_30496c804c_z.jpg

https://farm2.staticflickr.com/1862/44047920434_ebfa680767_z.jpg

https://farm2.staticflickr.com/1853/44766448761_b23c18c40f_z.jpg

wiedziałem, że urośliśmy za duzi...
https://farm2.staticflickr.com/1876/44717297132_bfaba15c1d_z.jpg

tama/ jaz w Zabrodziu
https://farm2.staticflickr.com/1845/43857278825_bc5b6abe26_z.jpg

https://farm2.staticflickr.com/1865/29829430657_d979b16bbb_z.jpg

https://farm2.staticflickr.com/1854/44717284742_e5c5539133_z.jpg

dołączyli do nas kosmici na gumotexach
https://farm2.staticflickr.com/1846/29829429987_c6bd2b2797_z.jpg

https://farm2.staticflickr.com/1855/44047906224_5c292b391a_z.jpg

cóż... musiałem wyrzucić większość zdjęć z tych, które zrobiłem, bo nie mogłem was zanudzić na śmierć.
Ale na koniec postanowiłem pokazać jeszcze raz szczęśliwego człowieka :)
https://farm2.staticflickr.com/1864/44047905484_02a6280d60_z.jpg

W sprawie zdjęcia pamiątkowego proszę o adresy mailowe na PW
przez miandas
18 września 2018, o 22:05
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

15 września 2018, Włodawka i Bug

Zupełnie nieoczekiwanie, przy okazji zlotu nad Jeziorem Białym z okazji 110-lecia Oddziału Miejskiego PTTK w Lublinie, spotkawszy pływających znajomych (Sharan i Basia), zamieniłam dzięki gościnności klubu kajakowego sobotnią trasę pieszą na kajakową, dzięki czemu zobaczyłam kawałek Włodawki (Orchówek - Włodawa, 3 km) oraz kolejny kawałek Bugu (od ujścia Włodawki we Włodawie do miejscowości Pawluki, 18 km). A moi piechurzy patrzyli na mnie podejrzliwie - coraz częściej zamieniam trapery na kajak. Było fajnie pod każdym względem - towarzystwa, rzek, pogody.
Kilka fotek (z telefonu, wybaczcie).
Włodawka:
https://3.bp.blogspot.com/-AhMjgu3vwnk/W6KB9yuTAMI/AAAAAAAAEcc/K49QlZ6ucSIoieirp676wofRenNy2Q94QCLcBGAs/s1600/DSCF4507.jpg

Tu startowaliśmy, w zasadzie jeszcze przed Orchówkiem.
https://4.bp.blogspot.com/-lWF8TVCGdhA/W6KB9x-oowI/AAAAAAAAEcg/PLEqiGpQdK8BRkoGRz0krzxoa-8TxpLQgCLcBGAs/s1600/IMG_20180915_092059.jpg

Po lewej wprawne oko dojrzy kopułę cerkwi we Włodawie.
https://4.bp.blogspot.com/-Kfn0I1Gppc8/W6KB9zxm_PI/AAAAAAAAEck/1gIbiIrj2KYsL7e8Ovc0We1JO_mvII2ZACLcBGAs/s1600/IMG_20180915_111533.jpg

https://3.bp.blogspot.com/--Z4qOrmlnDw/W6KB-kR9RDI/AAAAAAAAEco/iwX7gns8CgUJccp5Dk0Gu3OjjKJSYrTygCLcBGAs/s1600/IMG_20180915_112553.jpg

A tu już Bug:
https://1.bp.blogspot.com/-GiNzbd91Ofc/W6KB-wT3kgI/AAAAAAAAEcw/9YXrqnf7wXMb7YxO3r0SZ_ib0l53sY2IwCLcBGAs/s1600/IMG_20180915_115933.jpg

https://3.bp.blogspot.com/-TXfahyWuV0g/W6KB_eWxPPI/AAAAAAAAEc4/AGZ26IyFJQAx9ebxxWKDEUU3jCNRjkA4QCLcBGAs/s1600/IMG_20180915_121641.jpg

https://2.bp.blogspot.com/-OMWrewu4lR8/W6KB_2ognOI/AAAAAAAAEdI/_-s5qlaAstUjqeFx16WpKJkLJxf-xqUXQCLcBGAs/s1600/IMG_20180915_124129.jpg

https://2.bp.blogspot.com/-cVZa22_-cW0/W6KCALgLPUI/AAAAAAAAEdM/Z04-tNKAu2468bZSL9xvF2Yn-Uy9FkkvACLcBGAs/s1600/IMG_20180915_125712.jpg

https://2.bp.blogspot.com/-aCenXONoaGk/W6KCAaNFMwI/AAAAAAAAEdU/JoMiV2Z0XhApfoCsRedpWwMNL6QKDGM6ACLcBGAs/s1600/IMG_20180915_131020.jpg

Postój przy wiacie w Różance.
https://3.bp.blogspot.com/-ZuGR9AhJ3kA/W6KCDC8F8_I/AAAAAAAAEd4/L8lsFpX_-Wk3kb_3lzGcJkT_bUEggHMWQCLcBGAs/s1600/IMG_20180915_140023.jpg

Żeby nie było, że mnie nie było.
https://2.bp.blogspot.com/-S0GsdN4otO0/W6KCBNrU4mI/AAAAAAAAEdg/vrY0sNfgDfYTkdHkqB4ZPPEBzfBkD5_RACLcBGAs/s1600/IMG_20180915_133003.jpg

https://2.bp.blogspot.com/-MEbZfL2yRCs/W6KCDtBWKdI/AAAAAAAAEeA/TSYt3UxhLCMmzKsvU-KJMeYcgzEFECKeQCLcBGAs/s1600/IMG_20180915_150408.jpg

Skończyliśmy na wygodnej plaży w Pawlukach.
https://4.bp.blogspot.com/-7JqMYickH3U/W6KCDvuS5iI/AAAAAAAAEeE/QzEundne4rovilQSrxk8hSHcRN9tCy7NwCLcBGAs/s1600/IMG_20180915_152137.jpg

https://2.bp.blogspot.com/-pV42fnm8DLM/W6KCqhn4CVI/AAAAAAAAEes/NOvz-lXIttQ1qR1W4HOvlVtns6AyqfjKgCLcBGAs/s1600/42257184_2270407353178821_7662326736733863936_n.jpg
przez Maga
19 września 2018, o 18:26
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: Wpłacamy na rezerwat!!!

Prawdę mówiąc nie przemówiła do mnie ta zrzutka. 15 tysięcy ma isc na:
- budowę tratwy i jej obsługę
- żywność na miesięczny rejs
- logistykę reporterów i influencerow.

Może jestem zbyt cyniczny, ale to jedna z wielu podobnych akcji 'uswiadamiajacych' i dla mnie one brzmią tak:
Potrzebujemy 15 tysięcy na wakacje a nie mamy. Pieniądze które zbieramy pójdą na :
- Coś co pływa, żebyśmy mieli podkładkę że faktycznie coś robimy.
- Jadło i napoje, bo jakoś nie daliśmy rady na to sami zarobić.
- Przywiezienie i odwiezienie znajomych żeby nam się nie nudziło.

Nawet tu na fw było kilka opisów spływów ' płynę żeby pokazać ...' i odbywały się one bez wcześniejszej żebraniny.

Ale, skoro w zeszłym roku dwóch chłopaków ustawiło zrzutkę ' na wakacje' i im się udało zebrać 8tysiecy, to w sumie czemu nie? Tym bardziej że tamci oferowali w zamian tylko zdjęcia, i piasek z plaży w pudełku po zapałkach.
przez marcel
19 maja 2019, o 17:39
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Re: jaki kajak, doradźcie

Z PE jest trochę jak ze stalą na czołgi. Twardy jest odporny na zarysowania, ale kruchy, zaś miękki jest bardziej elastyczny, ale o rysę łatwo.

Zasadniczy podział determinuje gęstość. HDPE - wysoka, LDPE - niska. Na to oczywiście nakładają się jeszcze pewne modyfikacje, podgatunki i ulepszenia. Prijon ma "własny " polietylen HTP, stare eskimo (przed dwukolorowymi kajakami) też miało własny przepis, coś w klimacie HTP. HTP to również wysoka gęstość.
Gęstość to dość istotny parametr, lepiej wypierać wysoką zamiast LDPE. HDPE, a tym bardziej HTP jest twardszy, odporniejszy, mniej się odkształca, choć czasem ryzyko pęknięcia może być większe. Jednak pęknięcie to margines, zaś odkształcenia miękkich kajaków widujemy bardzo często. Odkształcenia powstają od skakania po drzewach, kamieniach, przy czym niska gęstość polietylenu temu sprzyja. Poza tym nigdzie nie jest powiedziane, że PE o niskiej gęstości nie pęknie lub zwyczajnie się nie przetrze.
HTP uchodzi za creme de la creme i wg mnie w sporym stopniu zasłużenie. Stary "eskimowy" polietylen cenię sobie chyba jeszcze bardziej. Szczególnie ten z czarną "podszewką".

Na to nakłada się czy też po części egzystuje równolegle inny podział na PE linearny i usieciowany. W linearnym PE produkuje cały świat, w usieciowanym (czy też podwójnie linearnym) chyba tylko Dagger. I to chyba kiedyś, teraz z uwagi na ekologię chyba już nie. Ten drugi PE (usieciowany) ma dobre parametry, ale jest nieodnawialny i trudny w naprawie. Tym bym się jednak specjalnie nie zajmował.

Produkcja.
1. Rotomoulding rządzi. Tak robią wszyscy. Prawie. Sypie się proszek do formy, grzeje, obraca, potem studzi, wycina dziurę na kokpit i gotowe. Proste, łatwe i przyjemne. Tu zdarza się, że coś się odkształci przy studzeniu, a na rantach kajak jest grubszy.
2. Dmuchanie to druga metoda, którą stosuje chyba tylko Prijon. Wyobraźmy sobie wielki, rozgrzany, polietylenowy balon, który pompujemy wewnątrz formy. Od zewnątrz kształt zapewnia mu forma, od wewnątrz sprężone powietrze. To bardziej zaawansowana metoda, pozwala na obróbkę polietylenów o wyższych parametrach.
3. Chyba jest też metoda łącząca obie technologie, ale nie jestem pewien i nie wiem czy ktoś ją stosuje - może Eskimo kiedyś.
4. Sandwich - polietylen - pianka - polietylen. Prosta technologia pozwalająca na produkcję lekkich a jednocześnie względnie sztywnych kajaków. Ale na pewno mało odpornych. To już polietylen, ale w kwestii odporności jest bliżej laminatów (a te, to oczywiście odrębna historia, ogromne zróżnicowanie cen i jakości).
I chyba tyle.

Moje subiektywne spostrzeżenia. Może niekoniecznie prawdziwe.
Kiedyś kajaki były dużo bardziej pancerne niż dziś. Prijon z lat 90-ych będzie mocniejszy niż ten kupiony dziś. Dziś wszystko kupuję się tanio i wymienia na nowe.
Wersje school czy LT czy club (inne takie) to niby ta sama skorupa, ale ja odnoszę wrażenie, że jest cieńsza.
Istotna jest oczywiście również jakość produktu, kultura produkcyjna, kształt kajaka, a za tym wszystkim stoją pieniądze, doświadczenie i parę innych czynników.

Teraz bardzo subiektywnie.
Cenię sobie kajaki Eskimo (te stare), Prijon, Delsyk, Dagger, Perception, Piranha (choć słyszałem, że coś pękło czasem), Lettmann. Te znam, mam, albo inni mają. Nie bardzo do mnie przemawiają Trapery i Treki oraz Roteko. Może trzeba dać im trochę czasu, niech nabiorą doświadczeń. Dag ma ładną linię, ale polietylen bez rewelacji - do pilicowego pływania w sam raz, ale zwałki mu nie służą. O Exo nasłuchałem się strasznych rzeczy, RTM-a też bym sobie nie kupił. Rainbow, Point65 - chyba OK.
Nie lubię wielkich kokpitów, bo na fartuchu jezioro, nie lubię szerokich balii. Kajak to nie szalupa, ma być zwinny, szybki, żeby można było polować na foki.

Moja kajakowa wiedza jest może nieco niedzisiejsza, floty kajakowej już nie rozwijam, więc nie śledzę nowych trendów produkcyjnych. Mogę mylić się tu czy tam, w innych kwestiach pewnie zatracam obiektywizm.
przez Prus
27 czerwca 2019, o 16:15
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

cron