Cześć wszystkim.
Jestem świeży na forum, tzn jeśli chodzi o rejestrację - bo czytam od dłuższego czasu. Do rzeczy, a w zasadzie do kajaka Intex Explorer K2 - dorzucę swoje wrażenia, gdyby ktoś się zastanawiał.
Kupiłem na stronie producenta, cena około 440 pln z przesyłką. Wersja z wiosłami asymetrycznymi, w zestawie kajak, 2 siedzenia, 2 wiosła składane (pięcioczęściowe, ale spasowane b.dobrze), pompka (niestety bez funkcji odsysania, za to wydajna), skeg, jakaś papierologia oraz kilka łatek (naklejek z folii samoprzylepnej). Jest też wskaźnik napompowania komór - niestety przydatny do pierwszego pływania, ale o tym później.
Kajak kupiłem w związku z wyjazdem nad nasze morze, pamiętając z lat poprzednich, że nawet byle jaki dmuchaniec nad wodą = brak nudy u dzieci i co by nie mówić u mnie. Wagowo jest bardzo ok, coś koło 16kg + wiosła. Właśnie - wiosła. Jedno w moim przypadku traktowałem jako zapasowe i nie brałem nad morze, przy wiosłowaniu w 2 dorosłe osoby jest praktycznie brak miejsca i trzeba się dobrze pilnować z synchronizacją wiosłowania, natomiast gdy napęd jest tylko na tył kajak prowadzi się zaskakująco poprawnie (przy założeniu że nie zapomnieliśmy skega). Materiał, z którego wykonany jest kajak organoleptycznie wydaje się dość wytrzymały. Niestety (tak jak wspomniał kolega przede mną) jest bardzo wrażliwy na temperaturę i zwyczajnie mięknie i się rozciąga (może to dobrze, bo raczej nie ma szans na wystrzał komory, raczej na spuchnięcie). Mieliśmy przez 2 tygodnie w Stegnie pełną lampę, temperatury w cieniu pod 30 stopni, w słońcu na plaży wiadomo - prażyło. Korzystając z wcześniejszych wpisów i rad w nich zawartych, dość często sprawdzałem twardość komór i w razie czego wolałem pływać na ciut miękkim niż dopuścić do zmiany kształtu na piłkę. Udało się - po 2 tygodniach nic straszniego się nie stało, jedynie komory boczne są ciut grubsze. Tutaj dochodzimy do problemu pompowania, miarka dostarczona przez Intex nadaje się na pierwsze użycie i niewiele poza tym. Materiał kajaka po dniu używania rozciągnął się ok 1,5cm ponad wzorzec na miarce i trzeba go zwyczajnie pompować na wyczucie. Woda, która dostaje się do kajaka podczas pływania pochodzi najprawdopodobniej z wioseł, ale nie zbiera się pod tyłkiem, tylko w rowkach przy łączeniu podłogi i burt. Co do samego wiosłowania, dla mnie (180cm wzrostu) wiosła były ok, może dłuższe były by lepsze ale nie ma powodu do narzekania. Wymuszają natomiast prawidłowy styl wiosłowania, tj. ruch bardziej w pionie a nie głaskanie wody po powierzchni.
Ja osobiście, biorąc pod uwagę przeznaczenie tego kajaka jestem bardziej niż zadowolony, za niecałe 450pln miałem 2 tygodnie na prawdę przedniej zabawy. Począwszy od spokojnych wycieczek wzdłuż wybrzerza (powiedzmy do 1km od linii plaży), przez naukę wiosłowania u córki, leżeniu bykiem na wodzie i opalaniu, na walce na ponad metrowych falach i mega frajdzie skończywszy. Ani razu nie zaliczyłem kabiny, jest bardzo stabilny - za to raz czułem że łamie go w pół i rufa opiera mi się na plecach, gdy za mną właśnie łamała się taka ponad metrowa falka :). Tu właśnie przydaje się otwór spustowy w dnie, przynajmniej poziom wody w kajaku nie będzie wyższy niż poziom morza :)
Z domku na plażę przez las mieliśmy około kilometra, kajak ciągałem na wózku - samoróbce i było elegancko (dzięki temu wszystkie klamoty typu ręczniki, picie, inne zabawki jechały w kajaku i nie było co dźwigać, wszyscy szli na pusto), jedynie na plaży do linii wody jechał na brzuchu bo kółka ryły w piachu.
Kupiłem go z myślą, że jak się rozleci po 2 tygodniach to trudno i jest to wkalkulowane w koszt wyjazdu. Nie stało się z nim absolutnie nic, poza delikatnym zwiększeniem obwodu burt. Smażył się na plaży przez 6-7 godzin dziennie, oczywiście nie nabity na amen ale lekko upuszczone powietrze. W ciągu tego czasu 2 czasem 3 godziny na wodzie, wtedy napompowany do roboczego ciśnienia. Od wydm do linii wody ciągany na brzuchu z odpiętym skegiem. Brak rys czy zmatowienia na dnie.
Jasna sprawa, że morze to morze, czyste dno i brak możliwości rozwalenia poszycia na gałęziach czy kamieniach. Brak ostrych śmieci i nurtu jak w rzece. Właśnie dlatego nie bałem się że wpadnę na niespodziankę i z premedytacją kupiłem taniocha. Jednak teraz kusi mnie, żeby zwodować go na rzece i krok po kroku sprawdzić, na ile jest to sensowne i bezpieczne. W grę wchodzi albo Wisła w Warszawie, albo Wisła w Dęblinie, albo Wieprz w dolnym biegu + kawałek Wisły. Nie nastawiam się nim na możliwość poruszania się pod prąd, raczej nie ten kształt.
Tak czy inaczej, do dobrej zabawy jak ktoś nie ma żadnego pływadła mogę go spokojnie polecić. To nie jest cerata, która się rozleci przy pierwszym przeszorowaniu o dno. To w miarę wytrzymała cerata.
Trochę się rozpisałem, to jeszcze fotki.
https://images89.fotosik.pl/13/2a44b5382cb0c791.jpg
https://images90.fotosik.pl/14/c384f47e8207f4a7.jpg
https://images89.fotosik.pl/13/6247bf15a1566c77.jpg
Pozdrawiam
Daniel