Obiecałam podsumowanie. Na wstępie napiszę, że tylko raz w roku mogę sobie pozwolić na cały tydzień pływania, w związku z tym rzeczywiście cały rok wyczekuję urlopu i zawsze mam nadzieję, że nie będzie to czas zmarnowany.
Z radością informuję, że w trzech etapach spłynęłam z satysfakcją Bug graniczny. Wraz ze mną dokonali tego: Włodek, Dzidka, Ewa, Darek. To była i jest ogromna frajda. To bardzo dobre i fajne doświadczenie, łyknęliśmy dużo wiedzy na temat tych terenów i stosunków polsko-ukraińskich oraz polsko-białoruskich. Można było przy okazji poznać cały wachlarz zachowań straży granicznej. Przy okazji – opowieści o tym, jakie to trudności piętrzą się na Bugu granicznym – nie mają pokrycia w rzeczywistości.
Podczas kolejnego już wspólnego spływu ugruntowała się moja znajomość, a może nawet przyjaźń z osobami, z którymi lubię pływać i czuję się przy nich bezpiecznie zarówno na wodzie, jak i na biwakach. Wnoszą w moje życie wiele dobrego i znoszą moje złe humory. Za co dziękuję. Mam nadzieję, że jeszcze nieraz spotkam się z Wami na wodzie i nie tylko.
Nie wiem, czy wiecie, że: Dzidka potrafi znaleźć opał na ognisko tam, gdzie nikt inny go nie widzi; Włodek ma talent do jasnej oceny sytuacji w każdych niemal warunkach; Romek ma tysiąc pomysłów, a nawet tysiąc jeden, na rozwiązanie różnych problemów; Łysy ma dobry humor przez całą dobę, co udziela się innym uczestnikom i generuje fajną atmosferę; Wilk jest świetnym kompanem, choć lubi spać i często milczy, ale jak już coś powie, to zawsze z sensem (pewnie dlatego, że się wysypia); Ewa, Darek i Maciek zawsze są chętni do bezinteresownej pomocy; Diament ma piękny głos i zna piosenki na każdy temat, dzięki czemu ogniska nabierają szczególnej atmosfery, Saszet ma coś w rodzaju "stoliczka nakryj się", bo wyciąga coraz to nowe wiktuały domowej produkcji. Pięknie dziękuję za towarzystwo Madzi, która płynęła w kanu z Diamentem - podratowała skutecznie mój humor wspólnym spacerem któregoś z wieczorów.
Przyroda jak zwykle cieszyła oczy, zwłaszcza że pogodę mieliśmy przepiękną. Także w nocy, dzięki czemu ja, Włodek i Maciek spędziliśmy miło czas na rozważaniach o Wielkim Wozie, stojąc pod rozgwieżdżonym niebem w 3D.
Nadbużańskie krajobrazy sprawiły, że chętnie wybrałabym się jeszcze raz na Bug graniczny.
Różnica temperatur w dzień i w nocy sprawiła co prawda, że nabawiłam się anginy, którą niestety musiałam wyleczyć antybiotykiem – ale patrzę na to jak na dodatkową przygodę. To m.in. sprawiło, że nie miałam wcześniej siły na pisanie relacji.
Cieszę się, że zobaczyłam Drohiczyn, historyczną stolicę Podlasia, miasteczko wielu kultur.
Ogromną niespodzianką były napotkane zupełnie przypadkiem rzeźby z Festiwalu Landart (dla ciekawych: więcej na jego temat można przeczytać tu: http://landart.lubelskie.pl).
Teraz łyżka dziegciu w beczce miodu.
Zastanawiałam się długo, jak to ująć, zwłaszcza że lubię ludzi i w każdym staram się widzieć pozytywne cechy.
Jednak im dłużej mija od powrotu z urlopu, tym bardziej czuję, że muszę zająć jasne stanowisko.
Na pewne sprawy mojej zgody nie ma i nie będzie.
Nie jestem przeciwnikiem konsumpcji alkoholu, ale są i muszą być granice. Każdy, kto mnie zna, wie, że lubię wypić flaszkę w miłym towarzystwie. Jednak moim priorytetem jest bezpieczeństwo moje i innych oraz brak stresu w wolnym czasie i alkohol nie może tych rzeczy na spływie zaburzać.
Chcę, by pływanie sprawiało mi radość. Chcę, by czas przeznaczony na pływanie – upłynął przede wszystkim na wodzie. Chcę, byśmy zawsze wracali do domu w pełnym składzie.
Piszę to pod rozwagę, bez pretensji, ale z nadzieją, że nie będę musiała w przyszłości rezygnować z udziału w spływach z powodów jak wyżej.
Kocham Was i lubię i zależy mi na Was wszystkich bez wyjątku.