moja pamięć o tym spływie to : …o pogodzie już delikatnie było …gęba mi się cały czas śmieje jak widzę trzech kolesi, którzy mimo wczesnej godziny i sporego deszczu, w świetnych nastrojach ruszają w stronę Szczecinka. Ciemno było o 5-tej więc dokładnie min Damiana i Pawła nie widziałem jak wysiadłem w Terkota by się z nimi przywitać. Zapowiadałem że płynę „cytronetą” a tu takowej na dachu brak…po chwili wydzieramy ją z samochodu gdzie swoje 312cm wcisnęła na styk , wolałem pod blokiem nie ryzykować całego dnia i nocy z plastikiem na dachu bo różne cuda już się przytrafiały …
Sprawnie ruszamy i bez problemów meldujemy się o czasie w miejscu roboczo nazwanym „metą”. Podjeżdża Maciej, zostawia swojego wołka roboczego na parkingu, dosiada do nas i razem ciśniemy na „start”. Wodujemy tuż przy tablicy Gwda Mała.
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/c7b68facc815.jpg
Z tego miejsca w komplecie : Damian, Paweł, Maciej, Darek i ja zaczynamy grudniowy spacer wodny …deszcz nadal pada
Mimo „płaczącego” nieba i niskiej temperatury doceniamy piękno otoczenia, dostojeństwo przyrody, jej spokój i klimat niezmącony ludzkim bytem - praktycznie cała dzisiejsza trasa wiedzie przez las.
Przy pierwszej tamie ( mały pit-stop ) wylatują do nas dwa kocury a za nimi kobita z krzykiem: ludzie, co wy tu dzisiaj robicie ?? A my jej grzecznie: …problemy ze wzrokiem? Płyniemy :D
Kilka słów i wrażeń „na ciepło” o moim niedawno zanabytym PE : niedługie, z tępym nosem, lekko odbija na boki mimo skegu. Myślę że lekcje pakowania odrobiłem po ostatnich spływach więc wszystko co na biwak, w taką pogodę powinienem mieć przy sobie miałem …upsssss, kończąc dzisiejszy odcinek przekonałem się że jednak nie hehehe , ale to jednorazowa wpadka :oops:
Kilka razy zagaduję do „cytronety” : ty, panna, albo będziesz grzecznie współpracowała, albo raz dwa przetopię ja ciebie na wiosła i rozsprzedam po całym kraju ... W tym miejscu duży ukłon dla Synkopowego który w bardzo subtelny sposób podpowiedział mi jak taką współpracę mogę sam uskutecznić – dzięki Darek, „gwiazdujesz” w mega klasowym stylu - :m_:
Trzy „gumowce”, dwa „plastiki” i sporo ciasnych zwałek – różne metody pokonywania: nad, pod, obok, krzakami - jest zabawa. Maciej i Darek mają lekkie, pneumatyczne solówki „Safari” więc zasadniczo ogarniają sami. Moja Pyraniuha jakoś szczególnie delikatna nie jest, wagowo średnio więc nie ma tragedii. Solar którym płynie Paweł i Camden Miandasa to dłuższe jednostki, zdecydowanie cięższe. Grupa kumpli wspólnie ogarnia wszelką logistykę więc te utrudnienia nam „nie robią”.
Dla mnie ważna lekcja – fartuch to zdecydowanie przydatny pomocnik przy takim pływadle jakim dysponuje. Nurt miejscami był wartki, a kiepskie napłyniecie do przeszkody skutkuje problemami z wymanewrowaniem. Marna perspektywa gibnąć kajakiem mocniej na bok stojąc bokiem do nurtu przy przeszkodzie . Kolejna lekcja pokory i pomyślunku za mną . Ważne że jest kogo podglądać a ci którzy są bardziej zaprawieni, chętnie pomagają udzielając trafnych rad – dzięki panowie.
Od około 14-ej płyniemy już bez deszczu. Przyroda nadal ujmuje swoimi wdziękami a my ciśniemy do przodu mając świadomość że ok 16-ej widoczność mocno się ograniczy. Praktycznie przed samym biwakiem ( druga tama ) oddział „pogodowych desperatów” nieco się rozjeżdża. Finalnie dopływamy w układzie : 2+1+2.
W zaniżeniu terenu a raczej między dwoma niewielkimi wałami rozbijamy swoje spaniowe pudełeczka. Sprawnie montujemy ogień co by się po trudach dnia ogrzać, wysuszyć co nie co i rąbnąć se kociołek Made In Maciej ... :&&:
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/354cf5092822.jpg
Długo by gadać o wszelkich „przymotach” Maćka. Dość powiedzieć że kociołek robi zajebisty i chyba nikt z nas nie wyobraża sobie podobnej eskapady bez tego frykasu. Oczywiście, wolno powstawał ale baaaardzo szybko zniknął… czas który grzecznie należało odczekać, zgrabnie sobie umililiśmy sympatyczną rozmową i kilkoma różnej maści trunkami, które nie wiedzieć kiedy, pojawiły się do degustacji. A było to tak : jeżynówka, winko wytrawne, koniaczek, pigwówka vel malinówka hehehe i na koniec cytrynówka. Sami przyznacie-takie imprezy rzadko na chacie. Całkiem rozległy bukiet smakowy lecz wcale nie bolały głowy - ot zacny melanżyk w trasie… na spływie znaczy się :mrgreen:
W międzyczasie dołączył do nas Oktawiusz który prezentuje mocno indywidualne podejście do egzystencji. Moim skromnym zdaniem to „pływanie na zdecydowanie wyższym lewelu” i w tym miejscu myśl tą zakończę. Każdy robi to co lubi. Jak – to już druga strona medalu. Szanuję doświadczenie i upór lecz nie widzę tu zbyt wielu kompromisów czyt. pływa często sam bo innym nie po drodze…cóż hmmmm
Może dobry to moment co by odnieść się do Miandasowego „kumpelstwa”. Każdy z nas ma swoje życiowe prawidła i spektrum filterków egzystencjalnych. Jeśli ktoś spędza swój wolny czas w kręgu ludzi o podobnych zainteresowaniach, swobodnie z nimi rozmawiając, pomagając sobie nawzajem a przy tym wszystkim może być zwyczajnie sobą to pewnikiem jest wśród kumpli ;) 8-)
W ciągu tych dwóch dni mogłem być sobą – i bardzo mi z tym dobrze.
Wracając do wieczornej debaty, rozmów rodaków, różnych historii pływaków… kto chciał to pogadał, kto potrzebował to się wyspał. Zgasiliśmy światło z Oktolem gdzieś przed drugą ……..około 8-ej rano cały obóz ożył. Ciepłe jedzonko, sprawne pakowanko i ruszamy dalej.
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/fce9aa2f665b.jpg
Rzeka robi się nieco szersza, z mniejszą ilością zwałek a pogoda nas zwyczajnie rozpieszcza – brak deszcza :D
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/0807dacee535.jpg
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/13f33c1596ee.jpg
Na bardziej odkrytym terenie czuć mocniejszy wiatr „od dzioba” który szczególnie nie przeszkadza. Dwie przenoski:
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/29cd8d0eec06.jpg
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/d511142f5641.jpg
...krótki postój: kabanosy, kawa, jakaś dookoła trawa …
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/6f7adb78bc66.jpg
...jedziemy z tematem. Letki kisiel w gaciach kiedy to chcąc założyć kaptur na czerep, odkładam wiosło i z rękoma w górze…napływam na spory kamlot zupełnie schowany pod wodą. Być może odpaliłem „z automatu” wyrobiony w ciągu wielu lat jazdy na enduro balans ciałem i finalnie mimo sporego przechyłu, dojechałem do Lędyczka z suchymi majtasami.
Znajomy most, zaplanowane i rozpoznane dzień wcześniej miejsce zakończenia spływu i wyjścia na brzeg. Obowiązkowa finisz-fota, ogarnianie klamotów, pożegnanie z częścią ekipy – ta przygoda małymi krokami dobiega końca. Damian jedzie z Maciejem po wóz i ok 15.30 ruszamy w drogę powrotną by na 19-ą dojechać do domu.
Przewiane wiatrem twarze są jednak cały czas uhahane. Coś znowu wyszło, czegoś nie ominęliśmy, kogoś lub coś doświadczyliśmy – było fajnie z prognozami na to że jeszcze się wydarzy …
Dziękuje Panowie za doborowe towarzystwo – dla Was :||:
ps 1. łabędź który zapragnął odprowadzić nas do mety, po niefortunnym uderzeniu skrzydłem o latarnie uliczną i ślicznym, 20-o metrowym ślizgu po asfalcie, finalnie się ogarnął i przy naszej małej pomocy, bezpiecznie opuścił jezdnię
ps 2. „cytroneta” się obroniła, chyba postanowiła dać mi szansę hehehe
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/ea8e59d110ec.jpg