Sobota - wczesna pobudka, kawa, napój i kanapki do plecaka, "Osiołek" spakowany czeka pod drzwiami już od wczoraj.
Na jego dachu "Pir-Ania", w środku auta wodniacki sprzęt oraz ciężki jak cholera rower brata.
Ruszam do Olkusza, tam o 8.30 dosiada się Agata która właśnie przyjechała z Krakowa.
Jedziemy do Bukowna, nad wodą na starcie czeka już kilka przyczep załadowanych kajakami. czekają na niedzielnych kajakarzy pomyślałem.
Trzeba więc się pospieszyć żeby nie przeszkadzali nam na pierwszym rekreacyjnym bardzo popularnym odcinku.
Pogoda do godz. 16.oo ma być dobra, potem prognoza przewiduje deszczyk, do zrobienia mamy ok. 13 km więc spoko zdążymy.
Wkładamy rower do kanadyjki, pojawiają się pierwsi kajakarze, wraz z nimi zainteresowanie "Pir-Anią" i rowerem (dlaczego?).
(Rower to narzędzie umożliwiające powrót na start aby autem pojechać na metę po Agatę i "Pir-Anię".)
Odbijamy, odpływamy, .... Agata zdziwiona kolorem wody, intensywnością przyrody i małą szerokością rzeki.
Pierwsze malownicze 3-4 kilometry są mi dobrze znane, w końcu płynąłem tędy 3 dni wcześniej z Piotrem (@peterka).
Ten sam mostek, ta sama wysoka skarpa, ta sama tabliczka "koniec spływu" i ta sama belka przez rzekę na końcu odcinka.
Od tej właśnie chwili ma zacząć się "nieznane", najpierw trzeba przepłynąć wśród kamieni spadek wodny pod pobliskim mostem.
Na wszelki wypadek postanawiam zrobić to bez Agaty, córka filmuje, spływam bez kłopotów, rośnie moja pewność siebie.
Większość następnych przeszkód pokonujemy już razem: bystrza, progi, powalone pnie (dołem lub górą), silne zwężenia i ciasne zakręty.
Na jednej z przeszkód, gdzie konieczną okazuje się przenoska, doganiają nas liczni kajakarze, są uczynni ale robi się tłok.
Na najbliższym ładnym piaszczystym dobiciu postanawiamy przeczekać tę narastającą lawinowo malowniczą ale bardzo liczną grupę.
Przed nami, za zakrętem, kolejna poważna przeszkoda, robi się korek, czekamy 30min, końca grupy nie widać.
Postanawiamy zejść na wodę gdy dowiadujemy się że jest ich około 80 osób. Kajaków coraz więcej a wody w rzece coraz mniej - hmm ... dziwne to.
W pewnym momencie, gdy znów przepuszczamy napierającą (dosłownie) falę kajaków, podpływa do nas jedyna w grupie kanadyjka.
Jej sternik, wiedzący do czego służy pióro pagaja, jest bardzo zdziwiony naszą obecnością na tej rzece a rower na pokładzie pogłębia jego zdziwienie.
Jak się okazuje sternikiem jest instruktor Bartek Łoziński, jeden z organizatorów spływu pełniący na wodzie funkcję opiekuna grupy.
Dowiadujemy się od niego że zostaliśmy przypadkowo "wchłonięci" przez Ogólnopolski Spływ Kajakowy "Tylko dla Orłów' Sztoła 2019
organizowany drugi już raz przez Fundację Tołhaj-GDK https://gazetakrakowska.pl/ogolnopolski-splyw-kajakowy-w-bukownie-tylko-dla-orlow-przyciagnal-fanow-kajakarstwa-z-calej-polski/ar/c1-14410017
Zostajemy formalnie zaproszeni i od tej chwili mamy się czuć jak jego pełnoprawni uczestnicy - bardzo to miłe.
Kroku tego nie żałujemy gdyż na wodzie jest coraz więcej przeszkód, właściwie ich ilość rośnie lawinowo a wody w rzece coraz mniej.
Na następnych przeszkodach korzystamy z wydatnej pomocy uczestników spływu, najaktywniejszy w tym działaniu jest właśnie Bartek.
Bartek Łoziński - człowiek silny jak tur a przy tym bardzo uczynny, pomaga bez wyjątków wszystkim i w każdej sytuacji.
Płyniemy ... co chwilę przeprawiamy się przez kolejne przeszkody ... w pewnym momencie rzeka znika ... odnajdujemy rzekę ... uff.
Kolejny próg wodny, ten się zwęża i jest najeżony kołkami, spływamy go omijając kołki, nagle chlup do wody na prawą burtę - KABINA !
Wcześniej przez długie lata zaledwie parę razy "się kąpałem" ale tylko w trakcie niedogodnego wsiadania lub wysiadania.
Zadowolony z udanego manewru chyba całkowicie straciłem czujność bo przecież wystarczyło oprzeć się o wodę płasko pagajem.
Trochę trwało: wytarganie kanadyjki na rzeczną kępę, wyjęcie roweru, obrócenie "Pir-Ani", wylanie zeń wody, ... włożenie roweru.
Nic to - trzeba płynąc dalej ! ... ha ha ha ... płynąć ?! .
Nie sposób wyliczyć przeszkód które umilały i uatrakcyjniały dalsze nasze pływanie, przeciskanie się pod gęsto powalonymi drzewami
lub przerzucanie kajaków górą, spływanie ciasnych progów, pływanie w rurze, przeciąganie kajaków lądem po powalonych pniach
lub brodząc w głębokim błocie, znikanie wody w rzece, przenoszenie / przeciąganie kajaków przez piachy mini pustyni (kopalnia piasku).
(Ciekawostka - na pewnym odcinku rzeka płynie jakby nasypem czyli powyżej otaczającego ją terenu.)
Generalnie im bliżej ujścia do B.Przemszy tym było trudniej ale też bardziej ciekawie.
Fizyczne trudy przenosek, podobnie jak mnie coraz bardziej doskwierały innym uczestnikom, niecierpliwie wyczekiwałem końca.
https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=1274766212685154&id=184172231744563
W międzyczasie dowiaduję się że wraz z kajakarzami mogę autobusem wrócić po swoje auto do Bukowna - super!
Gdybym wiedział wcześniej nie targałbym kanadyjką tego bardzo ciężkiego roweru.
Kolejna przenoska (wokół przepompowni), na szczęście już ostatnia, po chwili wpływamy na Białą Przemszę, widać różnicę czystości wody.
Białą Przemszą płyniemy ok. 1 km odcinek, on także jest bardzo ciekawy, malowniczy i pełen urozmaiceń.
Na Białej Przemszy można było wreszcie mocniej pociągnąć pagajem i przyspieszyć, wcześniej na Sztole wywoływało to tylko kłopoty.
Niebawem przy dziurawym drewnianym mostku dobijamy do brzegu i wyciągamy kajaki, na brzegu czekają już auta z przyczepami.
Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami zaczyna padać deszcz, nie jest on z tych ulewnych, bardziej siąpi niż pada.
Jako pełnoprawni spływowicze zostajemy zaproszeni do rozstawionych niedaleko zadaszeń namiotowych gdzie zostajemy ugoszczeni
ciastem, gorącą kawą i herbatą, ... w dodatku z pełną i miłą obsługą! - za co organizatorom bardzo pięknie dziękujemy.
Teraz zostało mi już tylko wskoczyć z innymi "mokrymi" do autobusu, dojechać do Bukowna, wrócić autem po Agatę i "Pir-Anię".
Mimo śledzenia przebiegu trasy przejazdu, w pewnym momencie w drodze powrotnej, trochę błądzę i to opóźnia mój przyjazd.
Dojeżdżając na miejsce, spotykam na drodze busa z Agatą w środku, na przyczepie wśród innych kajaków moja "Pir-Ania".
Na zakręcie wąskiej drogi następuje szybkie przepakowanie aut, serdeczne podziękowania i pożegnanie z organizatorami.
Agata planowała bezpośredni powrót do Krakowa ale że mokra i zmęczona to daje się namówić na gorący żur w Siewierzu.
Siewierz - ciepła kąpiel, gorący żur, ciepłe i suche łóżko, jest wszystko co w tej chwili potrzebne.
Rano odwożę córkę na dworzec do Zawiercia a sam ze wspomnieniami ruszam w drogę do Siedlec.