Za namową kolegi Adama, któremu bardzo dziękuje za wiele porad i wskazówek, na zakończenie lata postanowiłem wybrać się na spływ Drwęcą, który pierwotnie miał trwać 7 dni, niestety musiał zostać nieco skrócony, ale z dystansu i tak jestem zadowolony.
Przez 4 dni przepłynąłem 155 km, od Samborowa do miejscowości Golub-Dobrzyń.
Film na YouTube, niestety nie oddaje w pełni wypadu bo często nie miałem już czasu na nagrywanie
https://www.youtube.com/watch?v=3f3BD0ViJ8I
Dzień pierwszy(32 km)
Podróż zaczęła się w Koluszkach, pociąg TLK do Iławy, skąd przesiadka do Samborowa. Wniosek jeden: nigdy więcej nie wybiorę się w podróż TLK . Zapomniałem już o tym postanowieniu, a miałem bardzo złe doświadczenia podczas powrotu z wyprawy gdzie zrobiłem 450km Łódź-Hel rowerem w jeden dzień, gdy na maksa zmęczony omal nie zostałem wpuszczony do pociągu mimo posiadania biletu, a w Bydgoszczy wypadłem na torowisko bo obsługa PKP otworzyła tylne drzwi o które się opierałem.
Tym razem też było ciekawie, w przedziale gdzie miałem miejscówkę, odbywała się dość mocna impreza. Nie chciałem się pchać, usiadłem w innym wolnym. Dobrze zrobiłem, bo dwie stacje obok okazało się że towarzystwo nie ma biletów i dostało łomot od dwóch gości którym nie chcieli ustąpić miejsca (dobre ciosy musiały latać bo w przedziale obok gdzie siedziałem, spadło lustro). Finalnie półtorej godziny spędziłem w przejściu bo brakowało miejsc, co chwila przewijała się ochrona, a na koniec jeden z imprezowiczów nie doniósł spawa do kibla, rzygając na lewo i prawo. K*%&a m@ć, chciało by się rzec, podróżując bezprzedziałowymi IC nigdy nie mam takich przygód. W Iławie przesiadka do Regio gdzie jest już pełna kultura, w Samborowie zakupy w sklepie "GS"( :D ), wodowanie pod mostem i pierwsze kilometry.
Rzeka była raczej nudna, mocno zarośnięta, wąska i głęboka, nurt bardzo leniwy.
Przeszkodami były zatory z rzęsy, których pokonywanie było dla mnie dość uciążliwe. Ani przez to przejsć, ani przepłynąć. Przy ujściu Iławki postój na obiad i kawe, bo brak snu daje się we znaki. Około 28 kilometra zaczyna mnie bardzo zamulać, aż w końcu przysypiam i budzę się w trzcinach. Znak że pora na odpoczynek. Znajduje fajne miejsce na biwak, gdzie najpierw robie sobie godzine drzemki, następnie przygotowuje skromne ognisko i kiełbę.
http://file-server.wojtekp.pl/zdjecia/drweca/P1450279.JPG
http://file-server.wojtekp.pl/zdjecia/drweca/IMG_20200919_061258.jpg
http://file-server.wojtekp.pl/zdjecia/drweca/P1450286.JPG
http://file-server.wojtekp.pl/zdjecia/drweca/P1450290.JPG
http://file-server.wojtekp.pl/zdjecia/drweca/P1450301.JPG
http://file-server.wojtekp.pl/zdjecia/drweca/P1450309.JPG
http://file-server.wojtekp.pl/zdjecia/drweca/P1450317.JPG
http://file-server.wojtekp.pl/zdjecia/drweca/P1450331.JPG
Dzień drugi(48km)
Rano udaje mi się w miarę szybko zwinąć, niedususzony namiot wrzucam luzem do kajaka i wypływam. Po drodze zatrzymuję się w miejscowości Bratian na zakupy. Dowiaduję się też od osoby miejscowej że jakość wody w Drwęcy pozostawia wiele do życzenia, dużo czystszy jest Wel który również przepływa przez Bratian i wpada do Drwęcy (na końcu jaz i młyn). W ogóle odnoszę wrażenie że miejscowi większą sympatią darzą Wel niż Drwęcę.
Rzeka rozlewa się nieco szerzej i krajobraz jest dużo ciekawszy niż dnia poprzedniego. Pojawiają się też powalone drzewa które urozmaicają trasę, oczywiście wszystko do bezproblemowego przepłynięcia suchą nogą, z uwagi na spływy komercyjne w sezonie. Okolice raczej zagospodarowane, za Bratianem pole namiotowe z sanitariatami (zamknięte), ale blisko drogi i cywilizacji. Ja bym się nie zdecydował na nocleg. Zaczyna robić się ciemno, a ja od 10km nie znalazłem miejsca gdzie mógłbym wylądować na brzegu. Kilka minut przed zachodem znajduje średnie miejsce gdzie musze wskoczyć do wody, ale udaje się wyjść i wyciągnąć kajak. Tym razem bez ogniska, rozbicie namiotu, herbata w termos na noc, piwo bezalkoholowe i kolacja.
http://file-server.wojtekp.pl/zdjecia/drweca/P1450340.JPG
http://file-server.wojtekp.pl/zdjecia/drweca/P1450345.JPG
http://file-server.wojtekp.pl/zdjecia/drweca/P1450350.JPG
http://file-server.wojtekp.pl/zdjecia/drweca/P1450360.JPG
http://file-server.wojtekp.pl/zdjecia/drweca/P1450383.JPG
Dzień trzeci(52km)
Noc bardzo zimna, puchowy śpiwór z komfortem do 7 stopni wymiękł. Chce przetrzeć Kajak z rosy i zaskoczenie, to nie rosa tylko szron. Przydaje się bardzo krzesełko-wózek, zwożę sprzęt, woduję i w drogę. Szybko robi się ciepło, można zrzucić polar. Dopływam do Brodnicy gdzie rzeka przepływa przez dość malowniczy park, kajakarz o tej porze roku to nieczęsty widok, więc jestem nie lada atrakcją turystyczną dla miejscowych, którzy chętnie zagadują i zaczepiają. Robię postój na zakupy w przystani kajakowej Zakole Drwęcy. Dostęp z obu stron, bardzo fajna infrastruktura. Trafiłem akurat na (chyba) zajęcia WF grupy żeńskiej, więc z uwagi na swój wygląd rodem z lasu, nie odważyłem się na fotografowanie miejsca. :D Są prysznice, ubikacje, slip do wodowania. 400 metrów dalej sklep spożywczy, gdzie robię zakupy i ruszam w dalszą drogę (myślałem że to ja przesadzam z przeklinaniem, ale posłuchałem chwilę dziewczyn grających w siatkę i uszy zwiędły). Mijam most Brodnickiej kolejki wąskotorowej i małe bystrze, nic ciekawego. Zbliża się zachód, zaczynam szukać miejsca na biwak i wydaje się że znajduje.
Na spotkanie ze mną wyskakują dwa dość duże psy, które ruszają w moją stronę. Nie mam nic, kajak ze sprzętem został kilkanaście metrów dalej. Zamarłem w bezruchu i chyba to była najlepsza decyzja, bo dobiegły, powarczały i zrobiły odwrót. Mówiąc kolokwialnie, obsrany jak Krzyżacy pod grunwaldem wskakuje do kajaka i praktycznie o zmierzchu szukam miejsca na biwak. Gdy już praktycznie jest ciemno, znajduje dziwne miejsce. 200 metrów dalej są zabudowania, trzy domy, raczej letniskowe, jeden z otwartymi okiennicami. Wołam i świecę latarką, ale nikt się nie pokazuje. Stoją dwa auta, mocno zakurzone. Trudno, nie ma wyjścia. Rozbijam namiot i po godzinie znów ruszam na obchód, w jednym z domów pali się światło, ale nie chce wyjść na dziwaka i pukać ludziom po nocy do drzwi. Rano jednego samochodu nie było, więc jednak ktoś tam był.
http://file-server.wojtekp.pl/zdjecia/drweca/IMG_20200921_085458.jpg
http://file-server.wojtekp.pl/zdjecia/drweca/P1450395.JPG
http://file-server.wojtekp.pl/zdjecia/drweca/P1450400.JPG
http://file-server.wojtekp.pl/zdjecia/drweca/P1450407.JPG
http://file-server.wojtekp.pl/zdjecia/drweca/P1450408.JPG
http://file-server.wojtekp.pl/zdjecia/drweca/P1450410.JPG
http://file-server.wojtekp.pl/zdjecia/drweca/P1450414.JPG
http://file-server.wojtekp.pl/zdjecia/drweca/P1450415.JPG
http://file-server.wojtekp.pl/zdjecia/drweca/P1450423.JPG
http://file-server.wojtekp.pl/zdjecia/drweca/P1450425.JPG
Dzień czwarty(25km)
W Golubie-Dobrzyniu mam umówiony transport (szkoda że zlikwidowano stacje PKP), mam na spokojnie czas na spakowanie i wypłynięcie. Rzeka bardzo się rozlewa i staje się malownicza. Dopływając do Golubia widać z niej zamek. W przystani Zacisze kończę podróż, kwitując ją wizytą na zamku. :)
http://file-server.wojtekp.pl/zdjecia/drweca/IMG_20200921_183655.jpg
http://file-server.wojtekp.pl/zdjecia/drweca/P1450431.JPG
http://file-server.wojtekp.pl/zdjecia/drweca/P1450445.JPG
http://file-server.wojtekp.pl/zdjecia/drweca/IMG_20200922_124712.jpg
http://file-server.wojtekp.pl/zdjecia/drweca/IMG_20200922_142709.jpg