Fajna relacja. Takie szukanie noclegu na ostatnią chwilę jest zawsze najgorsze a sama rzeka sprzyja temu żeby wpaść w ten tryb "a może za następnym meandrem" - to chyba trochę jak z grzybami, jak się włączy ten instynkt to ciężko się opanować, a jeszcze bardziej zasila to wszystko presja pokonania jakiejś zadanej odległości.
Spływaliśmy ostatnio z żoną Wdą i dwa razy się tak zrobiliśmy na szaro - przy czym za drugim razem bardziej niż na szaro bo musieliśmy sobie latarkami świecić przy rozbijaniu namiotu.
Najpierw jest wybrzydzanie "tu nie bo trzciny", "tu nie bo rano długo cień będzie", "tu nie bo wewnętrzne zakole, nisko,mokro" a kończy się tak że zaczyna się robić coraz ciemniej, człowiek wiosłuje coraz szybciej a tu jak na złość nic dobrego nie ma a poprzednio widziane miejsca wydają się teraz super extra.
Jeszcze bardziej wydaje się to złudne jesienią jak dość szybko zapada zmrok, ehh nigdy więcej takiego cyrku...