Witam serdecznie wszystkich użytkowników Forum Wodnego!
Właśnie powróciłem ze spływu moją tratwą o wielce mowiącej nazwie "Żółw". Płynąłem na fali powodziowej od dnia od 20 maja z mariny w Murzynowie na Zalewie Włocławskim do dnia 29 maja. Spływ zakończyłem na śluzie w Przygalinie, do morza pozostało kilka kilometrów, zakotwiczyłem w marinie Błotnik na Martwej Wiśle. Szczegółowy opis mojej wyprawy umieszczę na swojej stronie internetowej o czym Was poinformuję.
Teraz tylko podzielę się na gorąco z moich wrażeń z tego sopływu. Po Zalewie, a później po Wiśle płynąłem na żaglu bo był sprzyjający mi wiatr. Później wiatr się zmienił i były kłopoty. Moja "salutokosiarka" nie sprawdziła się, najprawdopodobnie były zbyt wysokie obroty i opór wody powodował, że nie chciała pracować w wodzie. Podejrzewam również, że mogło być niedopasowanie w wykonawstwie, bo wykonywałem tę hybrydę we własnym garażu a to nie miejsce na eksperymenty. W Bydgoszczy dopadła mnie główna fala powodziowa i na Łuku Solecko-Bydgoskim wepchnęła mnie do lasu łęgowego. Przy okazji straciłem pawęż, na którym miałem zamocowany mój napęd ręczny działający na na zasadzie płetwy wieloryba. Dlatego przeprosiłem mojego starego saluta, którego zabrałem na " wsiakij słuczaj" i dzięki niemu, bez szarpaka, mogłem kontynuować mój spływ. Zapalałem go linką nawijaną na koło zamachowe. Jednak ten silnik jest za słaby na silny prąd i dlatego wolałem nie ryzykować dopłyniecia do Zatoki Gdańskiej bo później mógłby mnie prąd morski biegnący na wschód zanieść do Rosjan a tamci zamkneliby mnie to tiurmy jako szpiona :lol: Wolałem koło siebie nie robić zbyt dużego zamieszania! :D
Pomimo późniejszego przeciwnego wiatru ukończyłem ten spływ wcześniej ze względu na szybką falę powodziową, moja prędkość była dwukrotnie większa niż w innym czasie na innych rzekach.
Pozdrawiam!
Wodnik25