Z Łysym wybraliśmy się wczoraj do "Prus Wschodnich". Ponieważ temat był trudny i bliżej nieznany postanowiłem zadzwonić do jednej z lokalnych wypożyczalni z zapytaniem o stan wody na Czarnej Nidzie przed Morawicą. Rozmowa z właścicielem firmy kajakowej była bardzo cenna. Facet podpowiedział Lubrzankę od Sukowa Papierni do Morawicy. Stan wody dostateczny , ale zaznaczył że tylko w jedynkach da się tą Lubrzankę przepłynąć...i że będzie trochę zabawy ;)
Umówiłem się z Łysym o 7.45 w Morawicy. Na miejce przyjechałem punktualnie. Łysy już tam był od kilku minut, więc wykorzystał czas na drzemkę z rozdziabioną buzią.
Zostawiamy moje auto i pakowny Oktawian przewozi nas do tego Sukowa. Na moście malutki rekonesans, rzeka wygląda bardzo urokliwie. Zachęceni klimatem postabawiamy jechać jeszcze wyżej w górę Lubrzanki i rozpocząć przy drodze 784(poniżej jest ślepa droga podrzędna) idealna miejscówka na start.
Jest niestety trochę śmieci i butelek, ale dosyć szybko meldujemy się na wodzie. Dalej kusi nas piękny górny odcinek. Więc płyniemy pod prąd. A właśnie nurt tej rzeki jest słaby. Dopływamy mnie więcej równolegle)do wysokości końca zbiornika Suków(na mapie jest ten zbiornik, my go z wody nie widzimy ,ale jest oddalony o ok 100m od rzeki). Lubrzanka robi duże wrażenie. Ponieważ nie do końca wiemy co nad czeka i czy dopłyniemy do Morawicy na jakąś sensowną godzinę decydujemy się zawracać. Łysy zachwycony mówi , że dobrze się stało że zaczeliśmy dalej ,bo przepięknie.
Płyniemy z prądem, na dzień dobry niespodzianka fragment dużego zwierzątka wystaje z wody. Zwłoki sarny lub jelenia. Przez chwilę przyspieszamy przez fetor. Dopływamy do papierni. Przenioska i pogawędka z sympatycznym pracownikiem. Płyniemy dalej. Jest pięknie, ale sporo się trzeba wiosłem napracować i gimnastykować, ciasno, zwałkowo czyli gimnastyka na kajaku. Ja płynę na swingu1 bez skega, łysy na safari ze skegiem. Jak nam się nie chce wychodzić z kajaka, to targamy nasze dupy w przód i kajaki posłusznie ale i opornie poddają się naszym rozkazom. Po kilku km Lubrzanką Łysy dostrzega świetne miejsce na biwak. Jest ognisko kiełbaska i...hm piwo. Łysy ma ciemnego kozela 3,8, a ja grolscha z zatyczką 5proc , ale butelka 450ml. Coś za coś ;) . Jesteśmy jednak 'opici pięknymi widokami'..rzeka uzależnia. Cały czas zachwyty. Tu 'ach', a tam 'ehh' i tak w kółko. Dopływamy do Czarnej Nidy, cali w pajęczynach, gałęziach,jeżynach i innych zwierzątkach( to pierwsza rzeka jaką widziałem porośnięta jeżynami). Coś na tym odcinku wlazło mi do buta i boleśnie ukąsiło.
Czarna Nida wyraźnie się poszerza, by znowu po krótkim czasie zamienić się w ciasny 3 czasami 4metrowy ciurek. Jeszcze kilkanaście przeszkód z przenioskami, rzeka bardzo mocno meandruje..podstawia nam kłody, a często przepuszcza przez urokliwe mostki z powalonych kiedyś drzew. Na tym odcinku widzimy tylko 2 kajaki(na Lubrzance żadnego), które z trudem mijamy. Rzeka może i na tym odcinku szersza, ale minimalną głębokość ma w bardzo ograniczonym miejscu. Kończymy spływ przy pięknym młynie w Morawicy. Wracam zmęczony do domu w strugach deszczu. Żona zapala mi lampki przed domem i resztę wieczoru spędzamy miło przy piwie i gorącej herbacie pod altaną przy akompaniamencie oddalającej się burzy i wyładowań.
Wymagający odcinek. Pierwszy raz w tym roku bolą mnie ręce , a wyszło coś leciutko powyżej 20km :). Dziękuję za wspólny spływ Łysemu. Ma chłopina energię i zapał :) Zawsze pozytywny z tym bananem na buzi :)