Wczoraj rano stwierdziłem, że mimo pierwotnego planu nie wybiorę się na rower, bo trochę mocno dmucha i może być ciężko na między polami.
Wobec powyższego stwierdziłem, że biorę kajak i jadę na Wartę sobie popływać.
Po dotarciu do mariny w Obrzycku rzut oka na falującą wodę, paro sekundowe zastanowienie i szybka decyzja - płynę. Tym bardziej, że chciałem wypróbować nowe/stare lekko zaokrąglone wiosło. A którego nie używałem do tej pory wspólnie z niftym. No i nie pływałem też dotąd niftym przy takim wietrze.
Tak więc miał to być test dla ciekawości i przyjemności.
Wpływając prostopadle z zatoczki na nurt nastąpił pierwszy moment zawahania - czy się nie przeliczyłem, gdyż fale były nieco większe niż się spodziewałem. Wiatr w kierunku przeciwnym niż prąd rzeki, a fale miały 10-15cm wysokości. Ponadto z racji, że rzeka jest w korycie, podmuchy były mocniejsze niż na brzegu. Przepływając w poprzek musiałem nieco balansować aby fale mnie nie podcięły i tu pierwszy plus dla kajaka.
Zamieniłem kilka słów ze znajomym stojącym na prawym brzegu i ruszyłem w górę rzeki mając wiatr w plecy.
Kajakiem nieco bujało i lekko zarzucało, co kontrowałem wiosłami i napięciami nóg. Co do utrzymania kierunku to odczuwałem coś w stylu jakbym siedział w misce. Myślę, że ten efekt by był mniejszy gdyby kajak był dłuższy i miał ster.
Równocześnie zaskoczył mnie stabilnością trzymania się w wodzie – tutaj myślę, że te podcięte boki, które dają lekką niestabilność w normalnych warunkach, w przypadku wiatru i fal poprawiają nautykę kajaka. Przepływając przy samych ostrogach praktycznie nie było czuć zawirowań nurtu. Wiatr i fale robiły swoje. Kajak poza lekkim zarzucaniem sprawował się nieźle.
Po przebyciu dwóch zakoli wpłynąłem na długą prostą gdzie zwątpiłem. Na obu brzegach rzeki las, ja nieco niżej, ciągły wiatr centralnie w plecy i fale 20-30cm w zależności od siły podmuchu.
Musiałem mocno trzymać wiosło i balansować ciałem aby mnie nie przewróciło. Wiatr łapałem plecami, wiosłem i wysokim przodem co powodowało duże myszkowanie po wodzie. Chwilami „przesuwało” mnie po wodzie o parę metrów.
Zacząłem się poważnie zastanawiać czy zwiewać do brzegu czy też zawrócić, tym bardziej że byłem sam i bez kamizelki, choć z drugiej strony gdybym miał moją nieco luźną na plecach, to byłoby dużo gorzej bo miałbym większą powierzchnię „żagla”. Przez głowę przeszła mi też myśl, że przecież wikingowie pływali w dużą gorszą pogodę. ;)
Delikatnie zmieniłem brzeg na prawy i przy ciut mniejszych falach dawałem do przodu.
Dodam, że zjeżdżając z fali kajakowi wracała na chwilę normalna sterowność i wtedy wyrównywałem kurs. Za zakrętem było już dużo lepiej, choć zanim tam dotarłem musiałem jeszcze pokonać załamanie się fali przy ostrodze na samym zakręcie.
Jak mi w tym momencie dmuchnęło, to kajak bokiem po tym załamaniu poszedł do środka nurtu jakieś 10m.
Za zakrętem było już w miarę, a po kolejnych 2-3 zostałem osłonięty wysokim brzegiem z prawej strony i ostatnią długą prostą na wysokości mostu w Stobnicy płynęło się już na spokojnie.
W trakcie przerwy przed powrotem, obniżyłem oparcie do minimum i poprawiłem podnóżki dla lepszego zaparcia, gdyż wracając miałem mieć wiatr w twarz i fale prostopadle do kajaka.
Pod wiatr i fale jeśli nie liczyć słabego bujania płynęło się normalnie, a kajak nie myszkował.
Po ponownym wpłynięciu na wietrzną długą prostą, kajak dosłownie przykleił się do wody. Jedynym mankamentem był nieco za lekki przód, który podskakiwał na falach i co chwilę plaskał o wodę, aby za moment znów być w powietrzu. Miałem odczucie, iż na dłuższą metę mogłoby to pewnie spowodować chorobę morską. :mrgreen:
Mimo to czułem się stabilnie. Wiosła jednak musiałem trzymać siłą, bo szarpało je niemiłosiernie. Tu też pokazała się wyższość wioseł skrętnych. Gdybym miał proste, to pewnie bym wodował.
Podmuchy mimo okularów wyciskały łzy z oczu i zatykały nos. Kilka razy miałem wrażenie, że wiatr mnie zatrzymał w miejscu.
Dziób ciął fale jak masło i tylko raz znalazł się pod wodą, a w sumie jego szpic. Gdyby nie podmuchy to płynięcie pod wiatr i 20-30cm fale byłoby czystą przyjemnością. Zresztą frajda z pokonania tego odcinka mimo „lekkich” obaw wynagrodziła mi cały wysiłek, który zresztą czuję jeszcze w tej chwili.
Wydaje mi się, że kajak całkiem nieźle mógłby sobie radzić w normalnych warunkach na morzu. Zresztą, gdzieś w necie znalazłem kiedyś filmik jak wyczynowcy bawią się nim na falach.
Podsumowując, było ciekawie....
Zdjęć niestety nie robiłem, bo nie ośmieliłbym się puścić wiosła z ręki ;)