Cześć.
Co jest dla mnie najważniejsze na wielodniowym spływie ... : ludzie z którymi płynę , ciekawa rzeka , ciekawe "otoczenie" rzeki (dające komfort płynięcia i biwakowania) .To ostatnie najłatwiej osiągnąć na Łotwie i w Estonii , dlatego tam.
O Amacie jest sporo w necie , są fotki "ścianek" , są filmiki z wiosennych spływów WW .Dla tych ścianek(podobnych jak na Gauji , Piusie czy Ahji) wybrałem Amatę .Amata to dopływ Gauji , wpada do niej ciut poniżej Ligatne .Łotysze pływają ją głównie na wielkiej wodzie wiosennej.My spróbowaliśmy teraz.Stan wodowskazu w Melturi był 56cm iii to zdecydowanie za mało :( .Do spokojnego(jak na taka rzekę) spływania potrzeba minimum 70cm na tym wskaźniku , brakowało nam około 20cm.
Założyłem ,że spłyniemy ją w 3-4 dni i potem przeniesiemy się na Ogre , aby nie bujać się po Gauji.W sobotę ruszamy spod Suwałek około 13 godziny , dwa samochody z przyczepkami , dwa ze sprzętem na dachu : 13 kajaków , 14 osób.W Bausce(Łotwa)stajemy na tradycyjne(to taka nasza świecka tradycja :D )zakupy i takie sobie żarełko , bo wcześniej jakoś nie pasowało.I tam w końcu dogania nas burza.Burza towarzyszy nam niemal non stop.Na miejsce startu wybrałem Skujene , jednak nie ma tam ani kempingu ani biwaku nad rzeką(jedyna agroturystyka jest z dala od rzeki ), a deszcz lał , zdecydowaliśmy tę nockę spędzić w pewnym miejscu , na kempingu na którym miał pozostać jeden samochód, gdzie mieliśmy zakończyć Amatę czyli w Ligatne na Gauji.Koło 22 czyli koło 23 czasu lokalnego dotarliśmy na miejsce.Kemping , jak kemping , ale ... jak na łotewskie znane nam standardy było : mnóstwo ludzi i było bardzo drogo ... wiadomo Gauja.
Rano , za dnia , się zorientowaliśmy że można było się rozbić za free za płotem kempingu , trudno.A w rzeczywistości kempingowej , "powitanie" po rocznej przerwie(tak mamy z niektórymi uczestnikami), nie wypada zbyt swobodnie ;) :(
Rankiem śmigamy do Skujene , zostawiamy auta w luksusowych warunkach , pod dachem , a jak :D
I na Amatę...
Początkowo stan wody jest przyzwoity a to dzięki pracy naszych czworonożnych sprzymierzeńców z
płaskimi ogonami.Skaczemy trzy tamy bobrowe.
Jednak później, rzeka przyspiesza , widać wyraźny spadek i zaczyna się klasyczny spacer z kajakiem z krótkimi elementami spływu.Tak dochodzimy do pierwszego biwaku na Amacie na czyjejś łące.Niestety gospodarzy w domu nie ma, i do wieczora nie przyjeżdżają zatem o pozwolenie wystąpić nie mogliśmy , rozbiliśmy się poniekąd na dziko :)
Ognisko paliliśmy na skraju szutrówki , którą pierwszy iii jedyny pojazd przejechał rankiem , ot łotewski interior.
Kolejny dzień rozpoczynamy od marszu .Na szczęście rzeka się ciut wypłaszcza i mamy trochę więcej wody ale pojawiają się fajne zwałki (Łotysze czyścili Amatę w 2014 roku , ale bobry i pozostała przyroda nie próżnują).Po zwałce znów spacer , i tak dochodzimy do kolejnego biwaku.Miejsce to, po starym młynie , jest nawet opisane przez Łotyszy jako nie przyjazne : ..." na lewym brzegu zabudowania skąd przybiegają dwa groźne psy , jeśli konieczny postój to na prawym brzegu...") .Jest pośród nas weteryniarz , której żaden pie straszny nie jest , to wysłaliśmy ją do oceny sytuacji.Psy i owszem nie są typami łaszących się do każdego , ale spokojne i właściwe zachowanie , pozwala podejść do gospodarstwa.Gospodarzem jest Łotysz Andirs , bardzo sympatyczny i uczynny człowiek.Pozwolił się nam rozbić , kazał przyjśc po drewno na ognisko, a wieczorem przyszedł na długie pogaduchy.Było niezwykle sympatycznie , tak poznaliśmy kolejną ciekawą osobę na Łotwie , mamy " na zaś" kontakt , metę w tym miejscu.Takie spotkania uważamy za jedną z ogromnych wartości na spływach.
Zdecydowaliśmy że nie ma sensu dłużej spacerować po Amacie , na wyższy poziom nie ma co liczyć, proporcje spaceru do pływania były jak 3do 2 a nawet 3 do 1, dopływów rzeczka nie posiada , jej przejście zajęło by nam cały przewidywany czas a przyjemność płynięcia byłaby mocno ograniczona.Kolejny dzień przeznaczyliśmy na logistykę(Andirs dowiózł nas do samochodów) i obejrzenie dwóch ścianek z pozycji lądu , oraz zwiedzenie Ligatne.
Przenieśliśmy się na Ogre , na nocleg do Ogreni do zaprzyjaźnionej , poznanej kilka lat wstecz Łotyszki Ingi.
Rzeką Ogre(czyt. łogre) , płynęliśmy kilka lat temu.wtedy robiliśmy odcinek od początku możliwego do zwodowania kajaków-ciut poniżej Cirsti- do Mengele.Wylosowaliśmy wtedy los , bo trafiliśmy na na najniższy możliwy poziom wody , na wodowskazach było -5 (minus :shock: ) a na drugim 20cm.Jednak w górnym biegu jest ona wąska, później jest dużo zwałek i zawałów,co dawało możliwość płynięcia.dopiero ostatni nasz odcinek z Ergli do Mengele był mocno uciążliwy ze względu na niską wodę.Jest to najpiękniejszy odcinek rzeki który na około 20km jest odcinkiem przełomowym, z bystrza wychodzimy na krótki "basenik" i kolejne bystrze i tak aż do Mengele.Wtedy mocno szuraliśmy i kajaki dostały w _ upę.Tym razem poziom był wyższy, powiedzmy najniższy jaki dawał możliwość spłynięcia Ergli rapids z ogromną przyjemnością.I ten odcinek powtórzyliśmy tym razem , ale bez bagaży.Namioty zostały w Ogreni.
Spłynęliśmy to szybciej jak myśleliśmy , słońce przygrzewało to się zrobiło wodne szaleństwo.
Następnego dnia już , po Bożemu , z bagażami wyruszyliśmy w dół.Do Mengele , rapidów było mniej ale co jakiś czas uprzyjemniały nam płynięcie.W Mengele małe zakupy. I dalej w drogę.
Tym razem nocleg wypadł w kompletnej dziczy , ale nie było w odpowiednim czasie , dogodniejszego miejsca .Jednak po wygnieceniu trawska , rozpaleniu ogniska , zrobiło się całkiem sympatycznie :)
To był wieczór młodziaków było ich 9 sztuk pci obojga w wieku 15-27 , przyjemnie się słuchało z jaką pasją opowiadali o książkach które czytają , filmach czy muzyce...
Następnego dnia rzeka mimo że szersza, do 30 metrów , wciąż była ciekawa , bardzo zmienna i nie za głęboka....czasem jak Wkra, czasem jak Bzura , czasem jak Gauja .Za kolejnym mostem , po pięknym progu, zrobiliśmy popasik na chemię na gorąco.
Spływ( z przyczyn czasowo pracowych niektórych uczestników) zakończyliśmy na kempingu paintbolowym.Wyjęcie kajaków spod mostu , tuż za nim byłoby mocno karkołomne.A na kempingu złapaliśmy stopa-właściciel zlecił swemu pracownikowi aby nas zawiózł po auta.Jednak nie spaliśmy tam , bo mieli zaplanowaną jakąś większa imprezę i nie chcieliśmy im wchodzić w paradę.Przejechaliśmy na ostatni nocleg do Ingi.
Zostało nam Ogre na 2 dni , właścicielka kempingu opisywała rzekę jako ciekawą do końca.Tak ,że może kiedyś machniemy się na samo Ogre i zaczniemy tak aby zakończyć u ujścia do Dźwiny w mieście Ogre.
Obie rzeki są czyste , z Amaty braliśmy raz wodę na makaron( z resztą Andirs mówił ,że i on i jego ojciec czasem pija wodę z Amaty).Ogre mimo że spora rzeka, płytka do końca(przy tym stanie wody) , śmieci w rzece nie zaobserwowaliśmy , pastwisk nad brzegami nie zaobserwowaliśmy .Jak na dużą rzekę jest bardzo urozmaicona i dlatego warta spłynięcia.
Dziękuję za uwagę (fotki może jutro).