Dzisiaj w godzinach rannych dopłynąłem do WKW. Z Turabatem rozstaliśmy się wczoraj po wpłynieciu na Zalew. Ci, co ze mna pływają wiedzą, że lubię jak "trochę buja". Ale to, co dostaliśmy wczoraj na Zalewie było nawet dla mnie aż nadto satysfakcjonujące... Wiatr był od zachodu więc po wypłynięciu zza osłony wysokiego, zachodniego brzegu na "patelni" było biało. W wąskiej odnodze Zalewu prowadzącej do zapory Turabat mówił, że było ok 1m, a u mnie na patelni było dużo powyżej. Suwmiarką nie mierzyłem ale jak byłem w dolinie fali, to nad sobą miałem jeszcze sporo wody...Pływam już tyle lat (cholera 40...), ale tak mnie jeszcze nigdy nie sponiewierało na Zegrzu. Dwa razy miałem stresa, że nie dam rady, gdy musiałem ratować się głęboką podpórką w okolicach betonowych pomostów w Ryni i Białobrzegach. Fala w tych miejscach odbijała się od betonów i robiła się totalna "krzyżówka". Postanowiłem przeczekać wpływając do nieczynnego, zarośniętego częściowo portu osłanianego przez betonowy falochron. Czekałem, czekałem, a tu dupa, wciąż wiało. Ok 16.00 wypłynąłem. Się udało. Do Kanału Królewskiego (Żerańskiego) wpłynąłem o 17.00. O 19.40 rozpocząłem przenoskę przy śluzie Żerań. Tragedia. Dojścia do wody nie ma. Wszystko pozarastane (a śluza nieczynna). Spuszczałem się na wodę po jakiejś pychówce zacumowanej przy brzegu. Na Wisłę wypłynąłem o 20.40 Czekało mnie jeszcze 14 km na pstrąga i "słynne" bystrze przy Spójni. Robiło się ciemno, światła nie miałem. Odpuściłem. Zanocowałem na lewym brzegu w warszawskiej krainie bobrów. Prawie do mnie przychodziły jak jadłem kolację. Rano, gdy pakowałem kajak minął mnie holownik z barką idący pod prąd. Po 10 min minąłem go na bystrzu. Stanął w miejscu i chociaż dusił silniki "ile fabryka dała", nie mógł podpłynąć ni centymetra.
To była piekna wycieczka. Z Turabatem lubię pływać, bo chociaż dzielą nas światopoglądowe "pryncypia", to łączy nas tempo przemieszczania się po wodzie, stosunek do kajakarstwa, przyrody i ludzi. Dzięki Ci Turabacie za te kilka dni wspólnej włóczęgi. Jeśli zdarzy się jakiś cud, to jeszcze dołączę (najchętniej na morzu...) :)