Ewa napisała:
Czekam na zdjęcia i opowieści:-)
Zdjęć (jak zwykle) nie zapodaję, bo jam jest mocno "niefotograficzny" ale opowieść , a jakże zapodam. Było tak:
Umówiłem się ze STALKEREM, że pojedziemy na Pilicę razem. Nockę poprzedzającą wyjazd przeżyłem w lekkim niedospaniu oraz w stresie zaniepokojony "zniknięciem" Wanny.( W zasadzie, to cały czas się niepokoję) Stalker z dokładnością przedwojennej kolei przybył do mojej sadzawki o umówionej godzinie (5.15). Łódeczki sprawnie zapakowaliśmy na pokład mojej taczki motorowej i sruuu w drogę. Troszkę ją pomyliłem więc jazda trwała ździebko dłużej niż powinna i w Tomczycach byliśmy o 7.20. Bez problemu znaleźliśmy ukrytą w lesie stanicę Andrzeja z BTK Spływanie. Cóż za piękna lokalizacja! "Odkryłem Amerykę". Dla mnie wymarzona "meta" do zostawienia taczki i spłynięcia do Wawy. Na wodę spuściliśmy się o 8.30 przy moście w Tomczycach. Mieliśmy cmykać do Domaniewic pod prąd ale jednak łódka Stalkera nie bardzo nadawała się do takich zabaw więc popłynałem sam, a Stalker zaczekał na resztę uczestników by razem z nimi spłynąć z Domaniewic. No i tak sobie płynąłem i płynąłem pstrągowo, aż ok 3 km za mostem w Nw. Mieście spotkałem całe spływające Towarzycho. Gdybym wypłynął tak, jak planowałem czyli o 7.30 zdążyłbym dopłynąć na moment startu w Domaniewicach. Ale i tak krzywdy nie miałem, bo Pilica nie jest łatwą rzeką do pływania pod prąd zwłaszcza w takich jak dzisiaj wietrznych warunach. Chwilami płynąłem 1,5 - 2 km/h jak powiało w pysk. I było płytko. Ale najpiękniejsze w pływaniu o tej porze roku jest dla mnie to, że nie ma człowieków na brzegach. Cisza, spokój, Soluś, Ropuszek i Pilica. Mniam! Jak się okazało połowa uczestników, którzy się zapowiedzieli zdezerterowała. Ale i tak było wspaniale. Poznałem Hanię, która przejechała prawie 300 km, żeby z nami popływać, czym wzbudziła mój szacun tudzież podziw wielki, a jakże.
No i Kol Eltecha (z synem) poznałem, który pod nieobecność Wanny robił za szefunia ale tak skromnie i taktownie, że właściwie niezauważalnie. Andrzej (z BTK Spływanie) przygotował pyszną wyżerkę (grochówka, kiełbaski, naleweczka). Jak zleźliśmy z wody, to od razu można się było przy ognisku ogrzać. Zal tylko dupę ściska, że musiałem dość wcześnie opuścić Towarzycho. Część Koleżanek i Kolegów postanowiła zostać do jutra w gościnnej przystani Andrzeja i jeszcze popływać. Pogoda nam dopisała jak bum cyk cyk i łojda dana! Niechby tak było całą zimę (jak dla mnie). Jakże się cieszę, że się wybrałem! A te.... siedziały w betonach...!!! :D Myślę, że ci Koledzy, którzy robili jakieś fotki wrzucą je tutaj niebawem.
Napiszcie jak było wieczorem... :D Dziękuję wszystkim uczestnikom za wspaniałe spotkanko. Do zobaczenia na wodzie! :)