Mając zapewne dosyć mojego kamiennego muru grubości około 5 metrów, jakim otoczyłam się z powodu nieprzebywania na wodzie, mała grupka przyjaciół z klubu turystyki pieszej uległa w końcu moim namowom i ruszyła ze mną na spływ. Łupem padła nasza lubelska Bystrzyca, na odcinku Osmolice - Zalew Zemborzycki. Nie brałam swojego Heliosa, pożyczyliśmy kajaki od naszej zaprzyjaźnionej turystycznie firmy.
25.05.jpg
Zaczęliśmy tuż przy modrzewiowym młynie, liczącym ponad 150 lat, który jednak świetność ma już dawno za sobą.
DSCF7214.jpg
Odcinek, którym płynęliśmy, nadaje się do spływów dla początkujących, jednak... trochę mnie zaskoczył i obawiałam się, jak poradzi sobie dwójka, która nie pływała jeszcze po rzece kajakiem. 5 pierwszych kilometrów dosłownie usiane było zwalonymi drzewami, konarami, korzeniami - na szczęście dało się to pokonać bez przenosek, choć przesmyki były naprawdę wąziutkie, nawet nie na szerokość kajaka. (Mam nadzieję, że mi wybaczą zamieszczenie zdjęcia, ale widać po minie, że nie pałają żądzą zatopienia mnie...)
DSCF7225.jpg
Z jednej strony cieszyłam się, że wyższa woda umożliwia przepłynięcie, choć w kilku miejscach można się było "zawiesić", z drugiej zaś - mało widoczne były "niespodzianki" tuż pod powierzchnią. Właściwie nie wiadomo było, na co uważać bardziej - na konary pod wodą, czy nad - aby nie przywalić łbem.
DSCF7229.jpg
DSCF7255.jpg
Mamy na Bystrzycy kilka mostków, tych malowniczych:
DSCF7246.jpg
I tych mniej malowniczych:
DSCF7234.jpg
Oczywiście piękne okoliczności przyrody też były:
DSCF7276.jpg
A jedna (jeden) taka okoliczność to mi nawet z kadru uciekła... (ja go jeszcze dorwę).
DSCF7285.jpg
Zakończyliśmy 4-kilometrową "przebieżką" przez zalew. Jak jak nienawidzę zalewów, w pełnym słońcu, rywalizując o wolny tor z motorówkami...
DSCF7293.jpg
Było świetnie, choć upał dawał nam się we znaki. I te 14 kilometrów w sumie na taki dzień było jak dla mnie wystarczające.