Cześć.
To chyba moja pierwsza relacja na tym forum i w tym dziale.
Obserwowaliśmy na http://monitor.pogodynka.pl/ wskazania wodowskazu Czaniec-Kobienice i widzieliśmy, że po opadach z końca kwietnia spuszczają ~50 kubików/s, czyli jak na Sole to tak, żeby fajnie popływać (poprzednio pływaliśmy przy 70 m³/sek, a nawet 120 m³/sek). Prognozy też były fajne, kolega też innych planów nie miał no i poszło :-).
Pierwszy raz spływaliśmy cały odcinek od zapory w Czańcu po most w Oświęcimiu - 29 km, górne 20 km spływaliśmy pierwszy raz. Przy pisaniu locji widziałem duży próg 14 km poniżej zapory. Wiedziałem, że to „mocne” miejsce i będzie to „gwóźdź programu”. I był! Dopływając do niego najpierw szum wody, a później huk było słychać już z około 500 metrów. Szybka dyskusja co robimy, czy dobijamy do brzegu i oglądamy, czy idziemy „na dziko”. Zanim cokolwiek zdecydowaliśmy przekroczyliśmy miejsce, z którego już nie było szans na dobicie do brzegu. Gdyby jednak nam się udało i z brzegu zobaczyłbym co jest przed nami, to w życiu bym tego nie spłynął! No ale było już „po ptokach” i jedyne, co mogliśmy zrobić, to postarać się o jak najlepsze ustawienie Palawki względem nurtu, zablokować nogi w taśmach „uprzęży”, solidnie usadzić d...ę na ławeczce i dobrze chwycić pagaj w łapach :D. Nie będę pisał co se pomyślałem po dopłynięciu do przełomu, gdy zobaczyłem nagle półmetrowy uskok i pieniącą się kipiel przez następne 30 metrów, bo się to do pisania nie nadaje. Te kilkanaście sekund wodnego rollercostera było fantastyczne! Przeskakując kolejne grzbiety fal były tylko momenty na ewentualną korektę i „wyprostowanie” Palawki, co tak naprawdę dawało chyba tylko iluzję tego, że panuje się nad czymkolwiek. Ostatnia fala miała chyba z metr wysokości! Byłem pewien, że albo nas ta ściana wody wywali, albo wylecimy z Palawki jak z procy. Ale poszło nadspodziewanie gładko tyle, że nabraliśmy „na pokład” chyba ze 30 litrów wody. Dlatego dobiliśmy do brzegu. Po pierwsze, by pozbyć się wody, a po 2. by ochłonąć po takiej dawce adrenaliny i coś zjeść. Było to też okazja do pooglądania bestii, którą udało się pokonać (drugi filmik).
Ten próg nie jest jakiś wielki, wody też nie było jakoś bardzo dużo, ale pisanie, że go pokonaliśmy to jest sporo na wyrost. Po przekroczeniu „miejsca bez odwrotu”, wobec takich mas pędzącej wody, człowiek staje się takim zwykłym misiem-patysiem, niemal całkowicie bezwolnym.
Nurt niósł dość szybko, miejscami nawet 15 km/h! Całe 29 km zrobiliśmy w nieco ponad 3h ze średnią 9,4 km/h. Rzeka na tym odcinku opada o 48 m.
Po 20 km dopłynęliśmy do mostu w Łękach, czyli do miejsca, z którego zaczęliśmy 3 poprzednie nasze spływy. Z tą różnicą, że zawsze zaczynaliśmy poniżej mostu. Z prostej przyczyny - pod samym mostem jest spory próg, którego do tej pory baliśmy się. Tym razem pokonaliśmy go wodą :D (filmik nr 3). Nie do końca prosto „weszliśmy” w ten próg i „lekko” nas gibnęło w prawo. Na szczęście nie wywaliło nas i pozostaliśmy na pokładzie :D.
Pozostały znany odcinek przepłynęliśmy już spokojne.
Filmik nr 1: Próg w okolicach Zasola (przepraszam, wymskło mi się nieparlamentarnie ;-) ).
https://www.youtube.com/watch?v=vkpLq_1aEp8
Tak ta „kipiel” wyglądała z brzegu.
https://www.youtube.com/watch?v=hXSnMrk04cY
A tutaj próg pod mostem łęckim. Kamerka na kasku pakę mi opadła dlatego takie dziwne kadrowanie.
https://www.youtube.com/watch?v=zvup02IM0XQ
Kilka fotek .
Na starcie.
https://funkyimg.com/i/2TBLe.jpg
Próg.
https://funkyimg.com/i/2TBLf.jpg
Pięknie, szeroko rozlana Soła.
https://funkyimg.com/i/2TBLg.jpg
Krótka przerwa w zacnych okolicznościach.
https://funkyimg.com/i/2TBLh.jpg
Prędkoś :-).
https://funkyimg.com/i/2TBLi.jpg
https://funkyimg.com/i/2TBLk.jpg
Trasa.
https://funkyimg.com/i/2TBLj.jpg